Reklama

Biohazard: "Zjednoczmy się przeciw złu!"

"Z okna widzę jak uzbrojona gwardia narodowa patroluje ulice, widzę okręty wojenne w zatoce i przelatujące samoloty wojskowe. Widzę jak na Manhattanie opada pył, ale wiem, że to dopiero początek. Razem przejdziemy przez to piekło, zjednoczeni i silni... zjednoczeni w pokoju... To jedyne wyjście" - napisał w liście otwartym do fanów Evan Seinfeld, frontman pochodzącej z nowojorskiego Brooklynu formacji Biohazard.

"Siedziałem na dachu mojego domu i widziałem jak World Trade Center - nie tylko centrum finansowe i nieodłączny element krajobrazu w którym dorastałem, ale również symbol wolnego świata, naszych nadziei i marzeń pnących się ku niebu - runął na ziemię... Zapłakałem głęboko i pomodliłem się do Boga. Nie tylko za 50 tysięcy ludzi zaatakowanych przez tchórzy bez twarzy, ale za całą ludzkość!

Misją Biohazard zawsze było podnoszenie świadomości społecznej, otwieranie ludziom oczu, uświadamianie im, jak długa droga jeszcze przed nami. Technologia nie czyni z nas istot cywilizowanych, wydaje mi się wręcz, że wraz z rozwojem technologicznym, cofamy się na drabinie ewolucji. Przeszłość niczego nas nie nauczyła, mimo doświadczeń holokaustu i II wojny światowej wciąż nie wiemy, że wojen nikt nie wygrywa... Przez muzykę Biohazard zawsze staraliśmy się promować wolność i indywidualność. Pozytywne myślenie w tym popieprzonym świecie pełnym zła. Chcieliśmy być głosem nadziei, wydaliśmy wojnę naszym największym wrogom - rozpaczy, apatii, nienawiści. Jako ludzkość jesteśmy tylko tak silni, jak najsłabszy z nas. Jeżeli więc znaleźli się ludzie, którzy posunęli się do tego, by w samobójczej misji pozbawić życia innych, całkowicie niewinnych ludzi, to czy możemy utrzymywać, że jesteśmy cywilizowani? Na pewno nie!

Reklama

Byliśmy świadkami niewymownej zbrodni przeciwko ludzkości. Tysiące ludzi straciło życie, wiele tysięcy rodzin zostało rozbitych. Nasze życie już nigdy nie będzie takie same. Wiemy, że nikt nie jest bezpieczny, nic nie jest pewne, nikt nie jest do końca niewinny. Jesteśmy w stanie wojny. Nie chodzi mi tylko o wojnę Ameryki z tymi, którzy ją zaatakowali, nie o wojnę demokracji i wolnego świata z terroryzmem, ale o wojnę, która toczy się w nas samych. Bo tylko ludzie są zdolni do tego, by zniszczyć ziemię. Jesteśmy jak zaraza...

Z sercami przepełnionymi ciężarem czekamy na otwarcie lotnisk, by móc rozpocząć trasę koncertową. Póki co, razem z moim przyjacielem Markiem idziemy zgłosić się do pomocy przy odgruzowywaniu ruin, opatrywaniu rannych, czy czymkolwiek, w czym możemy się przydać. Dopóki nie jesteśmy rozwiązaniem, jesteśmy częścią problemu. Nie mogę dłużej siedzieć w domu i oglądać relacji telewizyjnych. Z okna widzę jak uzbrojona gwardia narodowa patroluje ulice, widzę okręty wojenne w zatoce i przelatujące samoloty wojskowe. Widzę jak na Manhattanie opada pył, ale wiem, że to dopiero początek. Razem przejdziemy przez to piekło, zjednoczeni i silni... zjednoczeni w pokoju... To jedyne wyjście" - napisał w liście do fanów Evan Seinfeld.

Na ironię losu zakrawa fakt, że 11 września, w dniu tragicznych wydarzeń na Manhattanie, miała miejsce amerykańska premiera nowego albumu Biohazard, zatytułowanego "Uncivilization".

"Powietrze w Brooklynie wypełnione jest dymem, z trudem łapię oddech. Nowy Jork ogarnęła totalna panika. To najbardziej przerażający atak na Amerykę, jaki było dane mi przeżyć. Co najgorsze, wiedziałem, że kiedyś do tego dojdzie... Przez lata ludzie twierdzili, że jestem paranoikiem, że moje teksty o tym niecywilizowanym świecie to czarne wizje, które nie mają szans się spełnić. Teraz wierzycie?!" - notował kilka godzin po ataku Billy Graziadei, gitarzysta Biohazard.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wiem | Biohazard | wyjście | samolot | ulice
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy