Reklama

Wytworne nudy

Serj Tankian "Elect The Dead Symphony", Serjical Strike/Warner

Czy słynny ormiański kompozytor Aram Chaczaturian zrealizowałby podobny projekt, gdyby żył w naszych czasach? Śmiem wątpić, więc wyręczył go Serj Tankian, były wokalista System Of A Down, obecnie sam będący sobie sterem i żeglarzem.

Historia zna mnóstwo przypadków flirtu muzyki rockowej z tzw. poważką. Pierwsi byli bodajże Deep Purple ze swoim "Concerto For Group And Orchestra" w 1969 roku. Nieco później muzyka klasyczna, np. Modesta Musorgskiego, zagościła pod strzechami ambitnych rockfanów za sprawą Emerson, Lake & Palmer i ich transkrypcji "Obrazków z wystawy". Czasy najnowsze przyniosły z kolei mocno dyskusyjne próby mariażu symfoniki z metalem, za sprawą między innymi Metalliki i Scorpions. Wrodzony takt nie pozwala mi rozwinąć tematu rodzimych przedsięwzięć tego rodzaju, w wykonaniu weteranów z Budki Suflera czy ostatnio Perfectu.

Reklama

Przyszła również kryska na Tankiana. Już tytuł albumu mówi wszystko - intencją artysty było zaprezentowanie materiału z jedynego jak dotąd solowego materiału w wersji rozpisanej na orkiestrę. Ambitnego, choć nie nowatorskiego zadania podjęli się muzycy z Auckland Philharmonia Orchestra pod kierownictwem nowozelandzkiego kompozytora Johna Psathasa, który przetransponował kompozycje Tankiana na 70-osobowy skład. I wszystko OK, charyzmatyczny wokalista miał taki kaprys, więc zrealizował go z iście królewskim rozmachem. Nie znaczy to jednak, że mamy do czynienia z grzmiącymi, metalowymi gitarami i hollywoodzko rozbuchanymi aranżami á la Michael Kamen, jak w przypadku "S&M" Metalliki. Tutaj słyszymy orkiestrę, gitarę akustyczną Dana Monti, współpracownika Tankiana i pianistę Hamisha Olivera. No i głos. Ten głos. Jedni uważają go za jeden z najbardziej oryginalnych i zjawiskowych na scenie rockowej, a inni porównują jego brzmienie do zawodzeń kozła, tęskniącego za porcją marchwi.

Szkopuł w tym, że doskwiera mi na tej płycie brak anarchistycznego szaleństwa, że Serj nie podejmuje ryzyka, nawet za cenę spektakularnej porażki. Jest po prostu elegancko (biały frak pana śpiewaka zobowiązuje) i... nudno. Faktem jest, że Tankian na swoim solowym debiucie popełnił kilka utworów, które brzmiałyby świetnie zagrane nawet na grzebieniu, jak "Sky Is Over", "Empty Walls", "Saving Us" czy "Lie Lie Lie". Wszystkie one są tu obecne, ale chyba tylko w ostatnim wokalista pozwala sobie na naprawdę brawurową interpretację, która nadaje numerowi nową jakość.

Warto nadmienić, że frontman Systemu nie przedstawił "Elect The Dead" w wersji 1:1. Zabrakło "Unthinking Majority" (a szkoda) i "Praise The Lord And Pass The Ammunition", co akurat jest zupełnie zrozumiałe, biorąc pod uwagę jego charakter. Zamiast nich pojawiła się fortepianowa bździna "Gate 21", niewykorzystany niegdyś przez SOAD "The Charade" - słychać, że napisany od razu z myślą o orkiestrze oraz dwa numery z limitowanej wersji "Elect The Dead" - "Blue" i "Falling Stars".

Ani razu słuchając tej płyty, nie poczułem, że dzieją się na niej rzeczy wielkie, że publiczność doznała iluminacji (bazuję na wersji audio, nie DVD) i chociaż Serj wokalnie wspina się na wyżyny swojego kunsztu, emocje są tu najwyżej letnie. Nie tak powinno być w Nowej Zelandii... Radziłbym poczekać na zapowiadany na jesień album "Music Without Borders" (lub "Imperfect Harmonies" jak podaje Wikipedia), na którym ambitny muzyk planuje zaprezentowanie dźwięków z pogranicza electro-orchestral-jazz-rocka. Może się dziać...

6/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: nude | wokalista | Serj Tankian
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy