Reklama

Recenzja Bedoes & Kubi Producent "Kwiat polskiej młodzieży": Jezu Chryste, Bedi :\

"Kwiat polskiej młodzieży" to jeden z tych rzadkich przypadków albumów, na których największym mankamentem okazuje się jeden z jego gospodarzy, podczas gdy ten drugi – będący w cieniu – robi, co może, aby ratować materiał.

"Kwiat polskiej młodzieży" to jeden z tych rzadkich przypadków albumów, na których największym mankamentem okazuje się jeden z jego gospodarzy, podczas gdy ten drugi – będący w cieniu – robi, co może, aby ratować materiał.
Okładka płyty Bedoes & Kubi Producent "Kwiat polskiej młodzieży" /

Bedoes po średnim "Aby śmierć miała znaczenie" wrócił kilkanaście kilogramów chudszy i kilkanaście razy ciekawszy w perfekcyjnym singlu "Gustaw" (posłuchaj!). W tym numerze działało absolutnie wszystko: od szczerego, emocjonalnego, a jednocześnie zadziornego tekstu pełnego zapamiętywalnych wersów, przez urozmaicane flow samego rapera po hitowy bit zapewniony przez Michała Graczyka. Niewątpliwie był to jeden z najlepszych utworów na polskim rapowym poletku w 2017.

Reklama

Kiedy wydawało się, że w przyszłość Bediego należy patrzeć z wielką nadzieją, kolejne single z zapowiadanej kontynuacji "Aby śmierć miała znaczenie" z Kubim Producentem budziły sprzeczne odczucia. Przyczyniły się do tego głównie dwie rzeczy: zupełny braku wyczucia, w którym miejscu emocjonalność zmienia się w groteskę, a w którym dobry wers w jego karykaturę. Krótko mówiąc: Bedi miał ambicję nagrać szczerą, wręcz ekshibicjonistyczną płytę, na której rozliczy się ze swoją przeszłością i obnaży do końca, ale najzwyczajniej w świecie przeszarżował.

Gwoli ścisłości: pod względem warsztatu rapera Bedoes naprawdę potrafi. Dobrze trzyma się bitu, wie, jak łamać rytmikę tak, by płynąć z muzyką (co już udowadnia na samym początku, w tytułowym "Kwiecie polskiej młodzieży") i bardzo dobrze odnajduje się na różnych tempach. Kiedy więc po prostu rapuje, należy mu oddać to, co jego.

Gorzej, że cierpi na syndrom Quebonafide z "Egzotyki" i "Somy 0,5 mg": na całej płycie wokale są zwyczajnie przekombinowane. Płaczący falset w "Gadach" czy jęczenie w "05:05" budzą uśmiech politowania. Nieciekawie jest także w "Śniegu" (posłuchaj!) z irytującym przesterem nałożonym na wokal - fałsze w pierwszej zwrotce ujawniają, że nakładanie auto-tune'a Bedoesowi to nie taki pozbawiony sensu zabieg.

Gorszy od tego jest jednak notoryczny powtarzany patent na krzyk. W "Wow" dykcyjnie Bedi staje się przez to nieczytelny. W "Delfinie" (sprawdź!) natomiast jest to na tyle dyskwalifikujące, że pod kątem formy przypomina nieudolne próby tworzenia horrorcore’owego rapu przez ludzi wywodzących się ze środowisk metalowych pokroju A.J.K.S. czy Krvavego. Rozumiem, rozumiem: emocje. Tylko dlaczego nie mogą po prostu kipieć z wersów? Można przecież dać im się wyszaleć już w głowie słuchacza, tam odczytać, a przede wszystkim nie dopowiadać wszystkiego tak, by nie było wątpliwości, bo to już zwyczajny brak wiary w inteligencję słuchacza. I niestety, ale ten zabieg z krzyczanym flow sprawia, że zwrotki, w których stosowany jest ten motyw stają się po prostu męczące. W "Toy Story" burzy to cały klimat mozolnie budowany podśpiewującym flow, a w "Bardzo przepraszam" wychodzi na jaw problem z obrabianiem wokali tego typu, wszak raper brzmi tam po prostu amatorsko.

Z treścią też jest różnie, ale powodu łatwo się doszukać: Bedoes jest tu okrutnie monotematyczny. Na "Kwiecie polskiej młodzieży" Borys porusza kilka wątków ze swojego życia: bieda i trudy życia, którego doświadczał z mamą zanim stał się znany; kontrast biedy, ale pozbawionej zmartwień z aktualnym życiem pełnym hajsu i potwierdzenie, że pieniądze nie dają szczęścia; przyjaciele, których poznało się tylko w najgorszych czasach; kobiety okazują się materialistkami, a miłość była tylko złudzeniem; słuchacze, którzy go wspierają oraz hejterzy. I to wszystko nieustannie się ze sobą przeplata w różnych wariacjach, przy czym dotykanie sedna nie jest jego najmocniejszą stroną. Zdaje się wręcz, że gdyby pozmieniać treść w kilku numerach, w żaden sposób piosenki by na tym nie ucierpiały.

W trakcie odsłuchu pada multum aroganckich wersów, bardzo wkręcających się powtórzeń ukazujących zmysł melodii Bedoesa. Za linijki w stylu "Podnoszę raperom poprzeczki jakbym był ich wuefistą" oraz "Mój menago kocha mnie jak syna, a twój z ciebie, byku, tylko doi" albo rozliczanie relacji z ojcem w piosence tytułowej naprawdę się go lubi. Tylko co z tego, skoro nie brakuje również zwykłych wypełniaczy brzmiących, jak pisane na kolanie oraz głupotek pokroju "Doświadczyłem wiele gówna tak jak mucha" albo "Jesteśmy na stacji tak jak hot dogi"? Gorzej, że po każdym zachwycie nad jakąś błyskotliwą linijką Bediego, następuje tego rodzaju atak, jakby za cel postawił sobie nie pozostawić dobrego wrażenia.

Smutna sprawa, ale większość gości odsunęło gospodarza w cień. Również dlatego, że - na szczęście w nieszczęściu - są w niesamowitej formie. Solar w "Givenchy" rzuca coś więcej niż mowy motywacyjne i wymienianie kolejnych nazw marek, przy okazji rozpracowując bit o wiele ciekawiej niż gospodarz. Gdy w "Chłopaki nie płaczą" Bedoes rzuca proste i egocentryczne wersy w duchu "Muzyki emocjonalnej" Pezeta, Taco prezentuje zupełnie odmienne podejście: to ten sam Fifi, którego pokochało się za bystre spostrzeżenia socjologiczne. Kiedy w "Delfinie" Bedi jest rozhisteryzowany, wszyscy zaproszeni goście wykazują o wiele więcej klasy. Koldi nawija mało efektownie, spokojnie, ale efektywnie i z niesamowitą pewnością siebie - to zresztą jedna z najlepszych zwrotek w historii tego reprezentanta polskich pionierów trapu, ekipy Alcomindz. Young Multi udowadnia, że potrafi rzucić atrakcyjna zwrotkę bez auto-tune'a, co jeszcze całkiem niedawno wydawało się niewyobrażalne. Z kolei, jeśli już mowa o tym efekcie, Beteo pokazuje, jak używać go jako narzędzia w osiąganiu celu, a nie głównego nośnika wokalu. W "Gadach" z kolei Białas dystansuje Bediego pod kątem wyczucia, przez co towarzyszący mu Eldoka z typową dla siebie zwrotką wypada nad wyraz transparentnie. A co z utworem "Mercedes GLE Coupe" z kolegami z 2115? Cóż, w tym przypadku da się zrozumieć, dlaczego Bedoes wybił się z całej ekipy jako pierwszy. Flexxy, Kuqe: do ćwiczeń, panowie i wrócić za kilka lat.

Ale dość już o Bedoesie. Na szczególną uwagę zasługuje Kubi Producent, który poczynił nie lada progres od czasu poprzedniego albumu. W "Givenchy" rzuca mocno wypełniony, niemal ambientowy (bardziej w duchu starego Carbon Based Lifeforms niż Tima Heckera) pod kątem melodii bit, napędzając go bardzo nietypowym ułożeniem bębnów. I to działa aż miło! Zresztą najciekawszy robi się właśnie wtedy, gdy może bardziej poeksperymentować, jak w przypadku pędzących do przodu niesamowicie klimatycznych "1000 koni" z przesuniętym akcentem.

"Chłopaki nie płaczą" to już retrowave/synthwave pełną gębą: nisko osadzone, wolno wybijające arpeggio w duchu lat osiemdziesiątych oraz posmak syntezatorów analogowych wyznaczających brzmienie tamtych lat, a do tego charakterystyczne, mocno skompresowane, matowe bębny. Brawo! Kubi ma zmysł do agresywnych, trapowych bangerów na molowych tonacjach: chociażby w "Delfinie" oraz tytułowym kawałku (zwróćcie uwagę na ten schodzący bas). Nawet kiedy wchodzi w melancholijne klimaty - a słychać słabość do smyczków oraz imitujące je syntezatorowych padów - w stylu "Gadów" czy "Toy Story" nie zdarza mu się przekraczać granicy sentymentalizmu. Jeżeli coś mocno irytuje, to te dęciakowo-gitarowe syntezatory wybrzmiewające w refrenie "05:05" oraz okropna wręcz zachowawczość w "Janosiku": z dostępem do tych żywych instrumentów naprawdę szło zrobić o wiele więcej. To nie zmienia jednak faktu, że jeżeli kogoś uznać zwycięzcą "Kwiatu polskiej młodzieży", to jest to właśnie Kubi Producent.

I co tu jeszcze dodać? Może to, że oczekiwania były bardzo wysokie, a Bedoes w ogóle im nie sprostał? Serio, po "Gustawie" i kilku featuringach z ostatniego roku (kto pamięta "Eldorado" czy "Chokera"?) należało spodziewać się więcej. Może należało pójść wówczas za ciosem? Wtedy Bedi jeszcze nie krzyczał wniebogłosy, nie kombinował na siłę, potrafił się opanować - teraz ma się wrażenie (i to nie tylko z utworów), że o ile emocje rządzą nim, o tyle niezbyt sobie z nimi radzi. Oby, nagrywając kolejny krążek, doszedł do tego, co nie zagrało na "Kwiecie polskiej młodzieży". Kompetentnego producenta Borys już ma, a to przecież połowa sukcesu. I pomimo niskiej oceny albumu, ciągle trzymam kciuki. Bedoes bowiem mógłby naprawdę zrobić coś przełomowego, tylko ktoś musi go trzymać w pewnych ryzach.

Bedoes & Kubi Producent, "Kwiat polskiej młodzieży", SB Maffija

4/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Bedoes | Kubi Producent
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama