Reklama

Przeprosili się z popem? Nie do końca

The Poise Rite "Milosz Hated Rock And Roll", Agencja Artystyczna Provokacja

Czy - zgodnie z zapowiedziami muzyków - będzie to dla The Poise Rite płyta przełomowa?

To już piąty album zespołu, który mozolnie dobija się do drzwi z napisem... No właśnie jakim? "Polski show-biznes"? "Uznanie wyspiarskiej prasy"? "Krajowa publiczność?". Trudno powiedzieć, bo grupa okrzyknięta swego czasu jako wielka nadzieja polskiej sceny niezależnej (debiutancki album "Passagalia" miał przebłyski znakomitości), gdzieś chyba rozmyła potencjał - najprawdopodobniej w przestrzeni pomiędzy Wielką Brytanią, gdzie The Poise Rite rezydowali, a Polską, gdzie mieli realne szanse wybić się. Muzycy to wyczuli - na Wyspach rynek jest bezlitośnie konkurencyjny - i na poprzedniej płycie "Skąd ta cisza...?" postanowili porzucić śpiewanie w języku angielskim. Dodatkowo, by mocniej zaakcentować językowy przewrót, na otwarcie płyty zafundowali coś tak nienaturalnie namaszczonego i niemożliwie patetycznego, jak własna wersja "Boże coś Polskę".

Reklama

Całe szczęście, że przy okazji "Milosz Hated Rock And Roll" doszło do rozrzedzenia przyciężkawej i natchnionej atmosfery i - jak zadeklarował sam zespół - powstały "piosenki dla ludzi". Piosenki śpiewane znów po angielsku i to nie tylko przez Bartłomieja Zaborowskiego, ale też gościnie biorącego udział w nagraniu płyty folkowego wokalisty Juliana Tulka z zespołu Build The Sky. Trzeba przyznać, że "ludzkie" oblicze The Poise Rite ("Breathe And Ride" czy singlowy "A Soul To Drink" z tekstami autorstwa Tulka), to powierzchowność zaskakująco zwiewna i kolorowa, jak na mroczną i sepiową stylistykę zespołu. Niestety, również trochę gryząca się ze "starym" The Poise Rite. Zestawione ze sobą "A Soul To Drink" i post-grunge'owe "Bones" (Alice In Chains w wersji dietetycznej) brzmią jak utwory dwóch różnych zespołów - i to nie tylko z tego powodu, że zostały zaśpiewane odpowiednio przez Tulka i Zaborowskiego. To niekoniecznie atut.

Pomimo zapowiedzi "przeproszenia się z popem" - to ponownie z notki prasowej wydanej przy okazji premiery płyty - The Poise Rite nie porzucili swych nowofalowych korzeni. "Love" czy "Colours" przypominają, dlaczego zespół porównywany był do spadkobierców tradycji Joy Division spod znaku Interpol czy Editors. A "Protection / Infliction" to kolejna wycieczka w post-grunge'owe rejony. Wreszcie finałowy "The City Smiles", który w zamierzeniu miał chyba spoić jasne i ciemne oblicze The Poise Rite, niestety zabrzmiał ze "studencko-rockowym" wdziękiem.

Jeżeli "Milosz Hated Rock And Roll" miał być albumem, którym The Poise Rite chcieli zacząć od nowa, a znakiem następnego rozdziału miał być radiowy "A Soul To Drink", to stylistyczna wolta ugrzęzła w połowie drogi. Stąd wrażenie obcowania z niedokończonym i niekompletnym dziełem. Być może taka jest jednak cena przebrnięcia do następnego "levelu".

6/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: recenzja | Poise Rite | rock and roll
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy