Reklama

Marduk "Memento Mori": Stary pies nie uczy się nowych sztuczek [RECENZJA]

Można ich lubić, można nie lubić, ale trudno polemizować z faktem, że przez 33 lata istnienia, Marduk nie wydali naprawdę złej płyty. Najnowsza to tylko kolejny kamyk do ogródka konkurencji.

Można ich lubić, można nie lubić, ale trudno polemizować z faktem, że przez 33 lata istnienia, Marduk nie wydali naprawdę złej płyty. Najnowsza to tylko kolejny kamyk do ogródka konkurencji.
Zespół Marduk wydał album "Memento Mori" /Andrzej Wasilkiewicz /Reporter

Jeśli, choćby pobieżnie, przelecimy się po dyskografiach klasyków, tytanów black metalu, wspomnieć choćby Mayhem czy Darktrhone, z łatwością znajdziemy w ich dorobku płyty najzwyczajniej w świecie mało udane. Bo i ciężko mieć na barkach trzydzieści z hakiem lat kariery i choć raz nie umoczyć. Tymczasem Mardukowi, pomimo problemów ze składem na początku działalności czy po wymianie wokalisty, co zazwyczaj jest momentem dla każdej kapeli trudnym, jakoś zawsze udawało się spadać na cztery łapy. Podobnych cudów - tak bez zastanowienia - dokonali chyba tylko panowie z Satyricon. Nawet uznawaną za lekką zniżkę poziomu w katalogu Szwedów "Victorię" trudno nazwać słabą płytą. Nie dziwi więc, że "Memento Mori" jest rzeczą udaną i od wspomnianej "Victorii" lepszą. Może nawet prawie tak dobrą jak "Frontschwein".

Reklama

Płyta, w większości napisana przez Daniela Rosténa (Mortuus/Arioch) nie odchodzi brzmieniowo od poprzedników. To nadal dosyć szalone tempa, iskrzące się blastami, które jednak niosą dwie składowe, których nierzadko brakuje konkurencji w tym podgatunku black metalu: mimo prędkości, słychać tu naprawdę dobre riffy i jest na pokładzie wokalista, który dowozi tak zgniłe, grobowe, trumienne i nieprzyjemne wokale, że wielką przyjemnością jest się w tym nurzać. 

I jasne, że tak naprawdę wszystko to już słyszeliśmy, po głowie kołatają się określenia: "deja vu" oraz "autoplagiat", z tym że w tym przypadku celniej byłoby chyba powiedzieć "cyzelowanie/doskonalenie ustalonej formy". Rozumnie pomiędzy galopadami panowie zostawili też chwilę na oddech, jak w pogrzebowym i właściwie klasycznie norweskim, singlowym "Shovel Beats Sceptre". Bardzo udany numer. Takie "Coffin Carol" z kolei, ocierając się wręcz o war metal, czy najlepsze dokonania Impaled Nazarene, na luzie rozstawia po kątach młodszych abiturientów ekstremalnego metalu. Zero cackania się, piącha w twarz, zabraliśmy panu portfel i co nam pan zrobi?

Jasne, że black metal anno bastardi 2023 jest sceną szeroką, zniuansowaną, paradoksalnie, wbrew nazwie, oferującą feerię barw. Bo czyż można porównać ze sobą Satyricon, Mgłę, Marduk i Deathspell Omega? To w gruncie rzeczy kompletnie różne boiska. Na swoim, a kibiców na odbywające się na nim mecze, nadal przychodzi całe mnóstwo, Szwedzi grają jak w Premier League czy Serie A. I to mimo stażu, mimo 15 albumów w katalogu. 

Marduk, a owszem, jest skrajnie przewidywalny. Ale wcale nie znaczy to, że nie jest nadal całkiem ekscytujący. I nie chodzi tylko o pajacowanie, jak to z maja tego roku, kiedy ich basista z hukiem wyleciał z zespołu, bo w ramach regularnego chlania i pajacowania zdarzyło mu się wykonywanie nieodpowiednich gestów ze sceny. Chodzi o fach w łapie, o rzemiosło w dłoni, o to, że Szwedzi po prostu nadal nie wymiękają na robocie. "Memento Mori" to zgodnie z tytułem płyta bardzo udana i warta zapamiętania.

Marduk "Memento Mori", Sony

7/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Marduk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy