Reklama

Elfia pretensjonalność Dody

Doda "Siedem pokus głównych", Universal

Nowy album królowej polskich celebrytów jest zawodowo wyprodukowany, równie profesjonalnie zaśpiewany i... strasznie irytujący.

Różowy balon został solidnie napompowany. Reklama płyty rozświetliła cały Pałac Kultury, a jej artystyczną zawartość zachwalał sam rodzimy Książę Ciemności - niech mu zdrowie dopisuje jak najdłużej - Adam "Nergal" Darski.

"Nowy album Dody jest naprawdę ku...sko dobry! Nie pamiętam, kiedy tak podobał mi się krajowy pop (czy w ogóle mi się kiedykolwiek podobał?). (...) Liczę na małą rewolucję w skali kraju i dużo fermentu. Gratuluję Mała, jesteś Wielka" - napisał lider Behemotha na swoim Facebooku.

Reklama

Atmosferę podgrzewali również producenci albumu "Siedem pokus głównych" - 5th Element, którzy wcześniej odpowiadali za "Metamorfozy" Kory.

"Odnośnie wokali - są świetne. Doda tą płytą z pewnością powali na łopatki nie tylko fanów czy krytyków" - zapowiadał Paweł "Pablo" Ziętara.

Po włożeniu płyty do odtwarzacza balon niestety szybko pęka. Owszem, produkcja jest bez zarzutu - popowa, zadziorna elektronika miesza się z rockowymi uderzeniami, które momentami przywodzą na myśl przeboje... Bajmu (posłuchajcie refrenu piosenki "Piąty żywioł" - toż to Beata Kozidrak!). Zgadzam się również z tym, że Rabczewska śpiewa więcej niż solidnie. Wciąż potwornie razi jednak pretensjonalność jej twórczości.

Doda raczy nas deklaracjami typu "nad całym światem rozpościeram moc", "daję nowy ład / burzę stereotypowy twój świat", "zawsze dostaję to co chcę / twe miejsce jest u moich stóp"; nie brakuje oczywiście wyuzdania - "open your legs for me / fuck it fuck the love if you can", "tylko seks i ogień w mojej głowie / przez nie spać nie mogę", egzystencjalnego bólu - "cała tonę znów, to kolejny raz istnień błędów czas / zatapia mnie"; wreszcie musiały się tu znaleźć również tandetne metafory - "w zwierciadle istnienia przeglądam się". Ała!

W ostatnim czasie Doda odnalazła w sobie elfa i to również znalazło odzwierciedlenie na płycie. Typografia wkładki stylizowana jest na elfickie runy, a między piosenkami wokalistka wygłasza przemówienia w "swoim ojczystym języku". Czyli w elfickim. Również sesja zdjęciowa do nowoodkrytych korzeni Dody nawiązuje. Nie klei mi się to wszystko - Doda jako wyuzdany elf odczuwa weltschmerz i chce przejąć kontrolę nad światem, a fanom funduje ołtarzyk ze swoją podobizną, do którego to ołtarzyka należy się modlić. To już nie jest kicz, to jakaś upiorna aberracja!

Wracając do muzycznej zawartości - Doda nie wykonuje już tak beznadziejnych utworów jak wcześniej, wciąż jednak nie doszlusowała do poziomu zachodniego popu, w który jest tak bardzo zapatrzona. Piosenkom Dody brakuje dramaturgii, niuansowania, dobre pomysły nie są rozbudowywane, lecz "oklejane" produkcją, która betonuje te pomysły, zanim zdążą się na dobre rozwinąć. Najlepiej brzmi numer "Fuck It" z udziałem rapera Fokusa. To już dojrzała, hiphopowo-taneczna kompozycja z pastiszowym, jak mniemam, tekstem. Całość jednak nie trzyma tego poziomu.

Calo anor na ven, Doda. Może następnym razem się uda.

4/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Siedem pokus głównych | Doda | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy