Reklama

Błażej Król "W każdym (polskim) domu": Proroczy tytuł [RECENZJA]

Podpisywanie się już nie KRÓL, a pod imieniem i nazwiskiem, sugeruje prawdopodobnie najbardziej osobisty album w karierze Błażeja Króla. Trudno podpisać mi się w pełni pod tym stwierdzeniem, bowiem w twórczości muzyka nigdy nie brakowało osobistych deklaracji. To, co natomiast wiem, to fakt, że tytuł albumu może być proroczy: to najbardziej przystępna płyta w dorobku artysty. Zarówno pod kątem muzycznym, jak i tekstowym.

Podpisywanie się już nie KRÓL, a pod imieniem i nazwiskiem, sugeruje prawdopodobnie najbardziej osobisty album w karierze Błażeja Króla. Trudno podpisać mi się w pełni pod tym stwierdzeniem, bowiem w twórczości muzyka nigdy nie brakowało osobistych deklaracji. To, co natomiast wiem, to fakt, że tytuł albumu może być proroczy: to najbardziej przystępna płyta w dorobku artysty. Zarówno pod kątem muzycznym, jak i tekstowym.
Błażej Król (z tyłu) na okładce płyty "W każdym (polskim) domu" /

Im bardziej przyglądam się karierze Błażeja Króla, tym bardziej jestem pod wrażeniem, jak niesamowitą drogę przeszedł. Muzyk, chętnie zestawiany niegdyś ze słowem "poezja", z każdą pozycją w dyskografii coraz chętniej wychylał nos poza pierwotne inspiracje. Już wydane 2 lata temu "Dziękuję" było albumem przyjaznym mniej zaangażowanemu słuchaczowi, co zresztą zaowocowało największymi sukcesami w karierze muzyka. A i tak z dzisiejszej perspektywy poprzedni krążek brzmi ledwo jak wprawka do "W każdym (polskim) domu".

Reklama

Już z poziomu samego brzmienia słychać, że nowy album Błażeja Króla to rzecz klarowniejsza, odchodząca od względnej suchości (bynajmniej nie sterylności!) poprzednika. Wydaje się bardziej miękka, okrągła, ale jednocześnie pełniejsza i przez to bardziej przyjazna stacjom radiowym. Wrażenie to wzmacnia fakt, że melodie są dużo bardziej wyraziste, a refreny są pisane w taki sposób, aby nie odklejać się od słuchacza.

Są tu momenty szczególnie zapadające w pamięć. Synth-popowe "Inicjały", "A teraz tylko" z Piotrem Roguckim i "Za tatusia i mamusię" wydają się wręcz jakąś trawestacją estetyki "Poniżej krytyki" Papa Dance. Szczególnie biorąc pod uwagę matowość brzmienia syntezatorów, naiwność melodii i sposób rozegrania refrenów czy chórków. Singlowe "Miałem już nie tańczyć" to dużo bardziej nowoczesne podejście do materii elektropopu. Duża w tym zasługa Michała Kusha - naczelnego współpracownika Darii Zawiałow - który w podróżujących w tle syntezatorach na pogłosie i przebijających się z tła arpeggiów wprowadza do całości synthwave'owy posmak. "Nic nowego" wplata w całość wręcz orkiestralne motywy, które doskonale dopełniają syntezatorowy front.

Ale nawiązywanie do lat osiemdziesiątych - zdradzana już na poprzednich pozycjach artysty - to nie jedyna stylistyka, w jakiej Błażej Król się porusza. "Prawda" ucieka nieco od oniryzmu reszty płyty, momentalnie urzekając słuchacza wygrywaną na fortepianie melancholijną progresją akordów. Rapowe "Przyszedłem tu" to tropikalna zabawa z absolutnie genialnie rozegraną solówką gitarową, która cięta na etapie produkcji przypomina wręcz turntablistyczne zabawy.

Mam wrażenie, że ogromna zmiana nastąpiła w tekstach. Błażej Król lubił zatracać się w niedopowiedzeniach, niejasnościach. Czynił swoje teksty zrozumiałymi na poziomie, który pozwala się nimi cieszyć, ale przy okazji zostawiał w głowie słuchacza multum znaków zapytania. Tym razem nasz gospodarz jest wyjątkowo bezpośredni jak na swoją twórczość. Dawniej trudno było oczekiwać po nim takich wyznań miłosnych jak w "10 lat" (zaśpiewanym swoją drogą z Iwoną Król, żoną artysty, odpowiedzialną w sporej mierze za partie klawiszy i chórki).

Pewnie zwróciliście uwagę, że to pierwszy krążek muzyka, na której pojawia się inny gość wokalny niż Iwona Król. Czy to zabieg udany? Cóż, jestem sceptyczny. Quebonafide oraz gospodarz w "Przyszedłem tu" zdają się nagrywać dwa numery na jednym podkładzie, co nie za bardzo wiadomo, czemu miało służyć. Piotr Rogucki w "A teraz tylko..." wpisuje się na tyle dobrze w papsową stylistykę, że jego imię i nazwisko staje się kompletnie transparentne. Za to Artur Rojek w "Będę żałował" zdaje się nie wnosić za wiele, nawet jeżeli niezmiennie imponuje umiejętnością wchodzenia w wysokie rejestry.   

Błażej Król uczynił kolejny krok w kierunku otwarcia swojej twórczości na szerokiego słuchacza. Ta trwająca latami podróż w poszukiwaniu synergii między przystępnością i artyzmem być może tu znalazła swój kres. To, co mogę napisać za to z pełną świadomością, to fakt, że "W każdym (polskim) domu" jest jasnym moment wygodnego zajęcia swojego miejsca i wyprostowania nóg.

Błażej Król "W każdym (polskim) domu", Sony Music Entertainment

8/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Błażej Król | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy