Reklama

Alicja w krainie czarów

"Alicja w krainie czarów", tytuł baśniowej opowieści Lewisa Carrolla, najlepiej oddaje chyba to, co działo się wczorajszego (15 października) wieczora na warszawskim Torwarze. Bo jakby na to nie spojrzeć, pierwszy w Polsce koncert Alicii Keys zawierał w sobie coś magicznego.

Nerwy, pot i łzy

- Dobrze będzie jak rozejdą się przed 24. - tak zmierzający na koncert amerykańskiej wokalistki tłum fanów opisał jeden z ochroniarzy tego wydarzenia. I w rzeczywistości o godzinie 17. przed bramami Torwaru można było zaobserwować dosyć długie kolejki zwolenników Alicii Keys. Bramy te nie zostały jednak otwarte punktualnie, a z 45 minutowym opóźnieniem, co może i umknęłoby uwadze zebranego tłumu, gdyby nie kolejna niespodzianka... Tuż po wejściu do głównego budynku okazało się, że drzwi na halę koncertową są zamknięte. I znów czekanie kolejną godzinę w kilkutysięcznym tłumie, nerwy, pot i w ostateczności ironiczne brawa dla organizatorów.

Reklama

Alicja i przyjaciele

Drobne niedopatrzenia organizatorskie odeszły w zapomnienie, gdy o godzinie 19.20 na scenie wreszcie pojawia się... Jermain Paul, męska cześć trzyosobowego chórku Alicii, który towarzyszy jej przy okazji większości koncertów. Paul zaprezentował przed warszawską publicznością kilka swoich autorskich utworów, które znajdą się na jego debiutanckiej płycie. Mini koncert (bo trwający zaledwie 25 minut) był o tyle trafiony, że wprowadził w mocny soulowo nastrój. Tuż potem na scenie pojawił się DJ Iroc (AMWDJS), który z kolei dał 30 minutowy set, miks utworów m.in. 50 Centa, Kanye Westa, czy też Dr Dre. Publiczność była już przygotowana na to co miało nastąpić w dalszej kolejności.

O godzinie 20.20 polscy fani Alicii Keys mogli wreszcie przekonać się nie tylko o urodzie wokalistki, ale także o jej niesamowitym talencie wokalnym. Tak jak się spodziewano, artystkę na scenie wspierał 10-osobowy zespół. Całość dodatkowo opatrzona była ciekawymi wizualizacjami, emitowanymi na olbrzymim ekranie znajdującym się na tyle sceny, co każdorazowo pomagało tworzyć odrębny klimat dla każdego z utworów.

Keys tego wieczora wykonała większość swoich najlepszych numerów, począwszy od "Go Ahead", przez "Superwoman", "You Don't Know My Name", "Fallin'", a skończywszy na "Like You'll Never See Me Again", czy chociażby "A Woman's Worth". Nie zabrakło również nowych aranżacji. Latynosko-kubańskie wykonanie kompozycji "Karma" oraz zdecydowanie mocniejsze soulowo "Diary" wprowadziły zebraną publiczność w niesamowity nastrój, a kończące koncert, bisowe "No One" oraz "If I Ain't Got You" dopełniły całości.

Jeśli do tego dorzucimy jeszcze żywy kontakt wokalistki z fanami to dostaniemy praktycznie pełny obraz pierwszego koncertu Alicii Keys w Polsce.

W sms-owym skrócie

Wczoraj na warszawskim Torwarze odbył się koncert, który śmiało może kandydować o miano najlepszego w tym roku. Panie i Panowie, warto zapamiętać tę datę - 15. października 2008 r. Alicia Keys rozbujała Torwar.

Mateusz Nowak, Warszawa

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Działo się | 'Działo się' | nerwy | koncert | Alicia Keys
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy