Further Complications - Jarvis

Further Complications
wykonawca
Jarvis
wytwórnia
Sonic
premiera
gatunek
Alternatywa
0,0
Oceń
Głosy
0

O płycie

Drugi solowy album byłego lidera kultowej formacji brytyjskiej Pulp, który po okresie rodzinnej sielanki w Paryżu wraca - jako pan w wieku średnim - do tematów bardziej seksownych, wpisanych w zmysłowy hardrockowy idiom z okolic Iggy Popa i Davida Bowiego. Jedni starzeją się bez godności w sposób obrzydliwy, budzący odruch wymiotny (choćby te wszystkie podstarzałe pudlowłose zespoły hardrockowe z lat 80.). Inni, ci wybrańcy rock'n'rollowej muzy, robią dokładnie to samo w sposób fascynujący, czego przykładem mogą być Stonesi, Lou Reed, Iggy Pop czy David Bowie. Cocker - który ma już za sobą 30 lat pracy na scenie - w sposób naturalny wpisuje się na tę drugą listę. Być może pan J. zdawał się być pogodzony ze swym wiekiem i statusem męża i tatusia z romantycznego Paryża na pierwszej solowej płycie "Jarvis" (2006). Ale to był pozór (choć płyta była świetna, a nawet urzekająca swą teatralnie eksponowaną dojrzałością). Jednak rockerzy tego typu zawsze - po chwilach samooszukiwania się w domowym zaciszu - wybierają niedojrzałość, tyle że w pewnym wieku traktują ją jako pole walki między młodzieńczymi nieograniczonymi możliwościami i fantazjami wieku średniego. "Further Complications" porusza się ze swobodą zaprawionego w bojach kondotiera po tym polu walki, który po latach utożsamia się w pełni ze swymi dawnymi wielkimi nauczycielami i mentorami. Imiona i nazwiska ich zostały już wymienione, może poza Markiem Bolanem ("Pilchard"), a na płycie nie trudno wychwycić echa "Ziggy Stardusta" i "Young Americans", "Transformer" i "Berlin", "Fun House" (w utworze "Hardwrecker" gra dawny saksofonista The Stooges) czy punk rockowej rewolty roku 1977 ("Caucasian Blues"). Cocker jasno daje do zrozumienia - po raz n-ty zresztą - że era prawdziwego rocka trwała tylko 10 lat: od debiutu Velvet Underground do debiutu Sex Pistols. Jeśli ktoś pofatyguje się, by jeszcze raz uważnie przesłuchać stare płyty Pulp, zrozumie to w lot. A reszta jest milczeniem, a to milczenie w pełni podziela producent albumu, Steve Albini, który zęby zjadł na czułym i gniewnym kultywowaniu tej tradycji.