Reklama

Judas Priest: Wciąż nienasyceni

To nie koniec zespołu - dementowali na konferencji prasowej członkowie grupy Judas Priest. Brytyjscy Bogowie Metalu w ramach pożegnalnej trasy "Epitaph World Tour" zagrali świetny koncert w katowickim Spodku podczas Metal Hammer Festival.

Gdy Bogowie Metalu pojawili się na scenie, wszystkie poprzednie występy środowego popołudnia szybko odeszły w niepamięć. Tegoroczny zestaw Metal Hammer Festival przygotowany był znacznie lepiej niż ubiegłoroczny (wówczas gwiazdą był często goszczący w Polsce Korn), dlatego frekwencja w Spodku była wyraźnie wyższa.

Powody do radości mieli fani klasycznego heavy (oczywiście Judas Priest, także Tank), thrash metalu (Exodus) czy death metalu (Vader, Morbid Angel). Zadanie rozgrzania publiczności dostały polskie formacje Animations, SoulburnersMech.

Na Metal Hammer Festival wśród publiczności zauważyliśmy wiele znanych postaci z rodzimej sceny metalowej, które również pragnęły zobaczyć, jak na pożegnalnej trasie prezentuje się legenda. W Spodku pojawili się m.in. Nergal (Behemoth), Rufus (Corruption) czy Bart (Hermh), a podczas występu Judasów podglądali ich także muzycy Tank, Vadera czy grupy Mech. A było co oglądać, bo Brytyjczycy zaserwowali heavymetalowy show na najwyższym poziomie. Nie zabrakło laserów, słupów ognia, puszczającego sztuczne ognie trójzębu Halforda czy imitujących pioruny błyskających elementów perkusji, ale najważniejsza była świetna muzyka.

Formą wokalną imponował kończący 25 sierpnia 60 lat Rob Halford, który spośród innych weteranów ciężkiego grania ostatnio odwiedzających Polskę prezentował się chyba najlepiej. Halford nie jest typem frontmana skaczącego po głośnikach, robiącego dystans kilkunastu kilometrów po scenie, ale uwagę publiczności przykuwa błyskawicznie na ponad dwie godziny. Tytuł Boga Metalu nie jest na wyrost.

Na trasie "Epitaph World Tour" Judas Priest starają się prezentować przekrojowy zestaw utworów (w tym także numery rzadko wcześniej grane na żywo) z obowiązkową końcówką w postaci m.in. "Hell Bent For Leather" (Halford wjechał na scenę na swoim Harleyu) i "Living After Midnight".

Początkowo brzmienie dalekie było od klarowności (gitary nieco przysłaniały głos Halforda), ale już przy drugim utworze "Metal Gods" z płyty "British Steel" było dużo lepiej, bliżej żyletki z okładki tego znakomitego albumu. Ciekawość fanów budziła osoba nowego gitarzysty - Richiego Faulknera. 31-letni Brytyjczyk dołączył do Judas Priest pod koniec kwietnia, kiedy to decyzję o odejściu ogłosił jeden z współzałożycieli zespołu, K.K. Downing. "Młody" początkowo trzymał się z boku sceny, jakby trochę speszony, ale swoją grą się obronił. Na konferencji prasowej podkreślał, że wciąż nie może uwierzyć, że jest częścią Judas Priest.

Po zakończeniu tej trasy Brytyjczycy zapowiadają zwolnienie tempa (dzień przed Katowicami grali w Berlinie, w czwartek zaprezentują się na Sziget Festival w Budapeszcie, kończąc w ten sposób europejską część tournée), co nie oznacza jednak końca kariery. Trwają już prace nad nowym materiałem, lecz na pewno nie będzie mu towarzyszyć tak imponująca promocja koncertowa. Jeden z zagranych w Spodku utworów nosi tytuł "Never Satisfied" i można go odnieść do całej, ponad 40-letniej kariery Brytyjczyków. "Od tego zaczęła się nasza podróż" - zapowiedział Halford "Never Satisfied" pochodzący z debiutanckiej płyty "Rocka Rolla" (1974).

Niech ta podróż (z rykiem Harleya w tle) trwa jak najdłużej.

Michał Boroń, Katowice

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama