Reklama

Czy hip hop to patologia?

Dzięki eksponowanemu materiałowi w "Faktach" zielonogórski incydent z udziałem Pei zobaczyło ponad trzy miliony Polaków. Hip hop jeszcze nigdy nie był tak mainstreamowy.

Nie była to jednak dobra reklama dla tej muzyki, bo zamiast bitów i rymów podziwialiśmy jedynie wątpliwą elokwencję Ryszarda Andrzejewskiego i zachęcanie fanów do publicznego licznu na 15-latku, co fani grzecznie uczynili. Można oczywiście sprawę sprowadzić do chuligańskiego marginesu, który z muzyką się nie ma nic wspólnego, a można jednak zaryzykować i postawić pytanie o ideały hip hopu.

Reaggae, punk rock, metal, nawet jazz - wydaje się, że większość z nas ma wyobrażenie, o co w tych gatunkach chodzi. Jedni na sztandary rzucają wolność, inni zaś buntują się przeciw korporacjom, metal to rzeczy ostateczne, a jazz to zaduma przy lampce dobrego wina. A o chodzi w tzw. ulicznym hip hopie? Podobno o "honor i szacunek". O szacunku dużo mówi też Peja, namiętnie odwołując się do "szacunku ludzi ulicy".

Reklama

Ludzie ulicy to, jak mniemam, ci dżentelmeni, którzy po zmroku pytają, czy Wisła, czy Cracovia (autor zgodnie z przekonaniami odpowiada, że Wisła i ma zazwyczaj to szczęście, że trafia na swoich). Być może ludzie ulicy to również ci, którzy całymi dniami siedzą na murkach, piją piwo i narzekają, że życie jest do bani, bo nie mają pracy. Albo, czego również nie można wykluczyć, szwendają się po mieście, szykując ofiary do skrojenia. Jak zdobyć szacunek ludzi ulicy? Najlepiej spuścić komuś solidny łomot. Wariant zastosowany przez Peję również jest skuteczny - nasłanie "swoich", by spuścili łomot pokazuje, że ma się władzę. A to już podwójny szacunek: raz - za łomot, dwa - za posłuch. By ktoś zasłużył na lanie, musi dowieść, że jest frajerem, ale tu akurat nie trzeba się bardzo starać, czujne oko człowieka ulicy wyczuwa frajera w promieniu 100 metrów.

Zobacz amatorski materiał z zajścia:

Oczywiście, rockmani to też są niezłe łobuzy. I mimo że łatwo ich rozsierdzić (pierwsze z brzegu metody - zarzucić komercję, podebrać kobietę, flaszkę, wyprosić z baru, wtargnąć na scenę) nie czynią ze swoich ekscesów przesłania, a takie można czasami odnieść wrażenie, słuchając niektórych hiphopowców.

Nędza i brak perspektyw, o których tak często się rapuje to ważne tematy i nie powinny być przedmiotem drwin. Natomiast kult patologii to już patologia w sensie ścisłym. Jakkolwiek by się policji i frajerów nie lubiło.

Swoją drogą powinno się przyznać Nagrodę Darwina dla pobitego 15-latka. Równie dobrze mógł przyjść na mecz Cracovii w szaliku Wisły.

Czytaj także:

Peja: Bijatyka na koncercie

Liroy: Agresja zawsze wraca

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Peja | szacunek | Ryszard Andrzejewski | hip hop
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy