Reklama

Seal nie miał grosza przy duszy. Swój największy przebój chciał wyrzucić do kosza

"To nie miało prawa się udać" - przyznał Seal, który najpierw nie mógł znieść własnej piosenki, a później z niedowierzaniem patrzył, jak staje się przebojem. "Kiss From a Rose" świętuje w tym roku 30-lecie wydania. Na początku wcale nie zanosiło się na sukces.

"To nie miało prawa się udać" - przyznał Seal, który najpierw nie mógł znieść własnej piosenki, a później z niedowierzaniem patrzył, jak staje się przebojem. "Kiss From a Rose" świętuje w tym roku 30-lecie wydania. Na początku wcale nie zanosiło się na sukces.
Seal był mężem popularnej jurorki Heidi Klum w latach 2005-2014 /Stefanie Keenan/WireImage /Getty Images

"(Everything I Do) I Do It for You" Bryana Adamsa, "Losing My Religion" R.E.M. i "Rush Rush" Pauli Abdul - między innymi takie utwory okupowały listy przebojów w 1991 roku. Konkurencja była więc spora i na wysokim poziomie, jednak znalazło się jeszcze miejsce dla nowego, zdolnego artysty. Seal miał dyplom architekta w kieszeni, ale nie marzył wcale o projektowaniu czegokolwiek. Od dawna chciał śpiewać. Artysta próbował nawet swoich sił w lokalnych barach i klubach, jednak często były to występy dla przypadkowej publiczności, która niezbyt interesowała się tym, co działo się na scenie. Trasa po Japonii z funkowym zespołem, a potem śpiewanie bluesa w Tajlandii też były raczej treningiem przed prawdziwą karierą, niż drogą do sukcesu. 

Reklama

Na szczęście Seal poznał ambitnego producenta, Adamskiego. Muzycy stworzyli wspólnie singel "Killer", który zmienił ich życie. Dosłownie, bo kiedy piosenka się ukazywała, Adamski był na zasiłku i dorabiał grosze jako DJ, a Seal nie miał nawet tych groszy i mieszkał na squacie. Artyści wspominali, że ich życie zmieniło się dosłownie w ciągu tygodnia. "Killer" stał się hitem, a Seal i Adamski przestali być już tylko aspirującymi muzykami, których nie stać na opłacenie czynszu. Wokaliście ten sukces bardzo pomógł, bo kiedy rok później muzyk wydawał debiutancki album, był już "tym Sealem od ’Killera’ ". Dzięki płycie artysta dołożył do zestawu swoich przebojów jeszcze kawałek "Crazy" i tak Seal stał się jednym z najgorętszych debiutantów początku lat 90.

Zapytajcie młodych muzyków ze świetnym debiutem na koncie, co jest ich największą obawą. Wielu z nich na pewno odpowie: druga płyta. Presja z zewnątrz, wysoko zawieszona poprzeczka i duże oczekiwania fanów na pewno nie ułatwiają sprawy. Drugi album Seala na szczęście nie zawiódł, a krążek zawdzięcza swój sukces przede wszystkim singlowi "Kiss From a Rose". Niewiele jednak brakowało, żeby piosenka w ogóle się nie ukazała.

Seal wstydził się własnej piosenki. Stała się wielkim przebojem

Wokalista napisał "Kiss From a Rose" w okolicach 1987 roku, sam nie pamięta już, kiedy dokładnie się to wydarzyło. Pamięta za to, że nie miał wtedy grosza przy duszy, mieszkania i bardzo chciał nagrać płytę. Nie wiedział jeszcze, że będzie musiał poczekać na to kilka lat. W każdym razie Seal nie miał jeszcze doświadczenia w studiach nagraniowych. Wiedział, jak śpiewać na żywo, bo przecież miał za sobą wiele występów, ale samo tworzenie i produkowanie piosenek było dla artysty czarną magią. Muzyk zdobył mały rejestrator, dzięki któremu mógł nagrywać na taśmę swoje pomysły. Pierwsze próby okazały się niezbyt udane, bo Seal dopiero uczył się obsługi urządzenia. Drugim problemem było to, że wokalista nie grał wtedy na żadnych instrumencie. To znacznie utrudniało pracę, tym bardziej że artysta chciał usłyszeć w "Kiss From a Rose" orkiestrę. Skończyło się tym, że muzyk nagrał kilkanaście ścieżek swojego wokalu, które miały udawać poszczególne instrumenty. Może nie było to do końca profesjonalne, ale wokaliście należy się nagroda za nieszablonowe rozwiązanie problemu. Jeśli spodziewacie się teraz historii o tym, że Seal szybko pobiegł do studia, to... nie będzie jej. Artysta przesłuchał nagrania, stwierdził, że nie jest zachwycony, a wręcz wstydzi się tego co napisał, po czym - jak stwierdził - "rzucił taśmę w kąt".

Kiedy producent Trevor Horn pracował z wokalistą nad debiutancką płytą, Seal nawet słowem nie wspomniał o utworze. Artysta przyznał, że słuchał w tamtym czasie Led Zeppelin, Jimiego Hendrixa i muzyki tanecznej, a "Kiss From a Rose" zupełnie nie pasowało do tych inspiracji. Poza tym muzyk nie chciał, żeby ludzie od początku kojarzyli go z taką piosenką i nadal wstydził się utworu. Jeszcze zanim Trevor Horn i Seal zabrali się za pracę nad drugim albumem, jeden z przyjaciół wokalisty, Paul, wspomniał producentowi o nagraniu, które leży na dnie szuflady, a zdecydowanie powinno trafić na płytę. Kiedy Horn zaczął wypytywać współpracownika o kawałek, ten za każdym razem wynajdywał jakąś wymówkę i nie chciał chwalić się kompozycją. Trevor jednak nie jest człowiekiem, który łatwo rezygnuje ze swoich pomysłów, więc tyle razy wracał do tematu i tak długo namawiał Seala, że ten w końcu przyniósł taśmę. Horn był zachwycony. Być może utwór w stylu walca z poetyckim tekstem nie bardzo pasował do tego, co w tamtym czasie królowało na listach przebojów, ale producent nakłonił artystę do nagrania piosenki. 

Muzyk nareszcie spojrzał na  "Kiss From a Rose" z trochę innej perspektywy, bo choćby aranżacja partii orkiestry bardzo mu się spodobała. "Trevor jest szalonym alchemikiem: dajesz mu wiele składników, a on jakimś cudem składa je w całość i wychodzi z tego coś magicznego" - przyznał wokalista w rozmowie z "Vulture". Nawet to jednak nie uratowało utworu, bo Seal nadal nie był przekonany do piosenki. Tym razem to artysta męczył Horna i w końcu przekonał producenta, żeby usunęli kawałek z nowej płyty.

"A nie mówiłem?"

Tak by pewnie zostało i "Kiss From a Rose" być może nigdy nie ujrzałoby światła dziennego, gdyby nie interwencja rzeczniczki piosenkarza. Kiedy kobieta posłuchała propozycji na płytę, natychmiast zapytała, co się stało z "utworem o róży". Seal przemyślał wtedy sprawę, sięgnął po odrzucony kawałek i - ku uciesze Trevora - przywrócił piosenkę na album. Nadal nie był jej fanem, ale pomyślał, że skoro dwie osoby się upierają, to może coś w tym jest? Druga płyta artysty ukazała się w 1994 roku, "Kiss From a Rose" zostało drugim singlem z tego krążka i to Seal okazał się tym, który mógł wtedy rzucić: "A nie mówiłem?". Utwór spędził na listach przebojów zaledwie kilka tygodni, do tego najpierw na 60., a potem na 80. miejscu, co raczej trudno uznać za sukces. Osoby spoza grona fanów nie miały większych szans na to, żeby usłyszeć piosenkę w radiu. Dla muzyka sprawa była jasna: od początku nie wierzył w ten utwór, a kiepskie notowania singla tylko potwierdziły jego przypuszczenia.

"Hej, masz coś dla mnie?"

Pewnie wszyscy zapomnieliby o piosence, gdyby nie to, że kilka miesięcy później trafiła ona na ścieżkę dźwiękową filmu "Niekończąca się opowieść III". Produkcja zebrała przeciętne recenzje, ale wiele osób właśnie dzięki niej odkryło utwór. Nic jednak nie może się równać z tym, co dla "Kiss From a Rose" zrobiło Hollywood. Reżyser Joel Schumacher szukał akurat piosenki do swojego nowego filmu: "Batman Forever". Produkcje o superbohaterach zwykle cieszą się ogromnym zainteresowaniem, więc w ciemno można było obstawiać, że ta również stanie się kinowym hitem. Tak się złożyło, że Schumacher był fanem Seala, więc pewnego dnia zadzwonił do muzyka i zapytał, czy nie miałby dla niego jakiegoś dobrego utworu. Wokalista przyznał, że właśnie zabrał się za tworzenie kolejnego albumu, ale nic nie jest jeszcze gotowe, więc nie da rady pomóc. Wtedy do akcji wkroczył menedżer artysty, który akurat znał Joela i wysłał mu płytę podopiecznego, a obok "Kiss From a Rose" narysował na okładce gwiazdkę.

Następnego dnia po odebraniu przesyłki reżyser znów zadzwonił. Filmowiec był zachwycony piosenką. Schumacher chciał użyć utworu w scenie miłosnej Batmana i Dr Chase Meridian, granych przez Vala Kilmera oraz Nicole Kidman, ale całość nie do końca mu pasowała, więc zdecydował się umieścić singel w całości na napisach końcowych. Joel zrobił Sealowi jeszcze jedną niespodziankę: stworzył teledysk do piosenki z fragmentami filmu. To wszystko zapewniło utworowi taką promocję, o jakiej muzyk nie mógł nawet marzyć, a przede wszystkim udowodniło artyście, że nie docenił swojego dzieła. Wystarczyło, żeby ludzie usłyszeli piosenkę, a natychmiast się w niej zakochali.

Kiedy "Batman Forever" wszedł do kin, Seal nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje. "Kiss From a Rose" zaczęło podbijać wszelkie możliwe listy przebojów, na okrągło grały ją stacje radiowe i telewizje muzyczne, poza tym utwór zapewnił artyście świetną sprzedaż drugiej płyty oraz kolekcję nagród, w tym trzy statuetki Grammy. Czy to zmieniło sposób, w jaki Seal myśli o piosence? Wokalista nadal zastanawia się, jak to możliwe, że wszystko tak się potoczyło, bo to przecież nie był oczywisty, prosty przebój. Elton John, w końcu gigant sceny, przyznał, że to również trudny utwór do zaśpiewania. Na dodatek nie ma tam prostych refrenów, które mógłby nucić przy każdej możliwej okazji przeciętny zjadacz chleba. 

A jednak się udało! Seal oczywiście po latach pokochał piosenkę. Nic dziwnego, skoro "Kiss From a Rose" okazało się jednym z największych przebojów w jego karierze. "Miałem naprawdę dużo szczęścia" - przyznał muzyk w "The Kelly Clarkson Show", chociaż Seal żartuje po latach, że gdyby wiedział, co tak urzekło ludzi w tym utworze, napisałby ich więcej. Jeszcze jedno: Trevor i rzeczniczka gwiazdora mieli rację i to oni ostatecznie mogli krzyknąć: "A nie mówiliśmy?".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Seal | Grammy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy