Reklama

Protesty, skandal i proces, czyli dziesięć lat wyjątkowo kłopotliwego przeboju

Najpierw zachwyty, a potem wielki skandal. Dokładnie dziesięć lat temu triumfy na listach przebojów święcił singel "Blurred Lines" Robina Thicke, z udziałem T.I. i Pharrella Williamsa. Nieczęsto zdarza się, żeby jeden utwór wywołał taką reakcję dziennikarzy, obrońców praw kobiet i prawników równocześnie.

Najpierw zachwyty, a potem wielki skandal. Dokładnie dziesięć lat temu triumfy na listach przebojów święcił singel "Blurred Lines" Robina Thicke, z udziałem T.I. i Pharrella Williamsa. Nieczęsto zdarza się, żeby jeden utwór wywołał taką reakcję dziennikarzy, obrońców praw kobiet i prawników równocześnie.
Piosenka "Blurred Lines" wywołała głośny skandal /Lloyd Bishop/NBCU Photo Bank/NBCUniversal /Getty Images

Trzeba przyznać, że pod względem muzycznym "Blurred Lines" to jeden z najlepszych momentów w karierze Thicke. Współautorem piosenki i jej producentem jest Pharrell Williams, który dobrze wie, jak zrobić przebój. Sam utwór powstał podczas trzydniowej sesji. Pharrell zaczął grać na perkusji, Robin dołożył melodię i szybko napisał tekst o podrywaniu w klubie cudzej dziewczyny. Piosenka była gotowa półtorej godziny później. Tak przynajmniej brzmi oficjalna wersja. Panowie musieli jeszcze poczekać kilka miesięcy na to, żeby T.I. dograł swój fragment, bo koniecznie chcieli mieć w utworze rapera z amerykańskiego południa. Później zapewne żałowali, że nie poświęcili tego czasu na dopracowanie piosenki i przemyślenie pomysłu na jej promocję.

Reklama

Było dobrze, dopóki nie posłuchali tekstu

"Blurred Lines" błyskawicznie po premierze zaczęło zdobywać popularność, a krytycy... zaczęli wsłuchiwać się w tekst. Dyplomatycznie można powiedzieć, że nie byli zachwyceni. Fragmenty typu "wiem, że tego chcesz" były akurat dosyć niewinną częścią utworu w porównaniu choćby do rapowej wstawki o dawaniu kobiecie "czegoś dużego". Niektóre media chwaliły utwór za przebojowość i bezpretensjonalność, ale zdecydowanie były one w mniejszości. Duża część dziennikarzy pisała i mówiła wprost, że przebój gloryfikuje przemoc seksualną, uprzedmiotawia kobiety i powinien zniknąć z przestrzeni publicznej. 

Amerykański magazyn "Rolling Stone" stwierdził, że to "najgorsza piosenka tego i każdego innego roku". Oburzone były organizacje broniące praw kobiet, które oskarżały twórców o mizoginię. Oczywiście nie można nikomu zabronić słuchania wybranej muzyki, ale w tym przypadku doszło do poważnego bojkotu. Niektóre stacje radiowe przestały grać utwór, a uczelnie zabraniały swoim studentom używania "Blurred Lines" podczas zawodów sportowych albo pokazów tanecznych. Nie wszyscy dostrzegali jednak problem, bo piosenka została nominowana do wielu nagród, między innymi Grammy. 

Twórcy próbowali bronić swojego dzieła, ale nie szło im to najlepiej. Thicke stwierdził, że utwór jest inspirowany miłością wokalistów do swoich żon. W jednym przypadku mogło jednak chodzić nie tylko o żonę, bo małżeństwo Robina wkrótce się rozpadło, między innymi z powodu niewierności wokalisty. Pharrell nie rozumiał kontrowersji wokół "Blurred Lines" i twierdził, że utwór pozwolił Thicke nareszcie pokazać swoje możliwości wokalne. Producent uważał, że piosenka jest energetyczna, więc myślał, że spodoba się kobietom. Dopiero po kilku latach Williams powiedział w rozmowie z "GQ", że zrozumiał problem: "Otworzyłem głowę na to, co faktycznie przekazuje piosenka i jak ktoś może się z tego powodu czuć. [...] Zrozumiałem, że otacza nas kultura szowinizmu. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że niektóre moje piosenki są jej częścią". 

Zanim jednak muzyk doszedł do takich wniosków, ogromne kontrowersje wzbudził teledysk do "Blurred Lines". Klip miał dwie wersje: ocenzurowaną i bez cenzury, ze sporą dawką nagości. Nie brakowało głosów, że teledysk jest "ohydny i seksistowski", na co Thicke odpowiadał, że produkcja mogła urazić najwyżej bardzo religijnych ludzi. Smaczku sprawie dodawał fakt, że klip wyreżyserowała kobieta. Teledysk do "Blurred Lines" rozpoczął wielką karierę modelki Emily Ratajkowski, która na początku próbowała bronić produkcji i uważała, że to hołd dla kobiecych ciał. Kilka lat później zmieniła zdanie i tłumaczyła, że występ był jej zmorą, bo wszystkim jej postać kojarzy się tylko z tym klipem. W 2021 roku natomiast Emily przyznała, że była molestowana na planie, kiedy Thicke dotykał jej biustu. Reżyserka przyznała wtedy, że faktycznie na planie doszło do awantury, a zdjęcia zostały przerwane.

Co robisz, kiedy twój największy przebój pisze właściwie ktoś inny?

To nie koniec problemów twórców piosenki. Rodzina Marvina Gaye'a pozwała Thicke i Williamsa, bo uznała, że "Blurred Lines" bardzo przypomina jego utwór "Got to Give It Up". Muzycy już wcześniej mówili, że inspirowali się tą piosenką, ale był jeden kłopot: Marvin Gaye nie został uwzględniony jako jeden z twórców muzyki. Sprawa skończyła się pozwem i sądowymi przepychankami. W ich trakcie okazało się na przykład, że Thicke w rzeczywistości przyszedł do studia pod wpływem leków i alkoholu, więc trochę przecenił swój wkład w tworzenie piosenki. 

Artysta był zazdrosny o to, że największy przebój w jego karierze napisał właściwie ktoś inny, więc trochę podkoloryzował w wywiadach swoją historię. Jak tłumaczył, robił wszystko, żeby sprzedać jak najwięcej płyt. Pharrell potwierdził tę wersję. Nie chciał co prawda umniejszać roli przyjaciela, ale przyznał, że Robin nieco ją wyolbrzymił. Nikogo to jednak nie zdziwiło, bo przecież "to normalne w tej branży". Ostatecznie rodzina Gaye'a dostała ponad pięć milionów dolarów odszkodowania. Przy okazji spadkobiercy legendarnego muzyka stwierdzili, że Thicke ma też "Blurred Lines" w życiu, bo "wybiera sobie, kiedy skłamać, a kiedy powiedzieć prawdę". Muzyka oburzyło to chyba nawet bardziej niż oskarżenie o plagiat. "W żadnym wypadku. Powiedziałem prawdę mojej żonie. I mnie zostawiła" - podsumował Thicke.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Blurred Lines | Robin Thicke | Pharrell Williams
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy