Najromantyczniejsza ballada, czy piosenka nie do zniesienia? Historia "Lady in Red"

Żadna piosenka artysty nie pobiła sukcesu "Lady in Red" /Dick Loek / Contributor /Getty Images

"Co miałam na sobie, kiedy się poznaliśmy?" - to podchwytliwe pytanie mogłoby zaskoczyć wielu mężów, ale na pewno nie należy do nich Chris de Burgh. Artysta stwierdził, że przezorny zawsze ubezpieczony i po prostu napisał o tym piosenkę. Utwór "Lady in Red" nie tylko pozwolił mu zapunktować w oczach żony, ale też zapewnił sporą popularność.

Chociaż Chris de Burgh nie ma na koncie skandali ani spektakularnych afer, to trudno powiedzieć, że życie artysty jest nudne. Dziadek de Burgha był dowódcą brytyjskiej armii w czasie II wojny światowej, ojciec muzyka był z kolei dyplomatą, więc wszyscy oczekiwali, że pójdzie w ich ślady. No cóż, niespodzianka. 

Wokalista, właśnie z powodu podróży rodziny dyplomaty, urodził się w Argentynie, a pierwsze lata swojego życia spędził między innymi w Nigerii, Kongu i na Malcie. Kiedy rodzina wróciła do Irlandii, zamieszkała w zamku, który kupiła i przerobiła na hotel. Budynek, delikatnie mówiąc, nie był pierwszej świeżości i wymagał wielu remontów, ale to jemu Chris zawdzięcza pierwsze szlify na scenie. Jak to możliwe? Przyszły gwiazdor wychodził co wieczór na scenę i śpiewał dla hotelowych gości. Wiele lat później owi goście mogli wspominać, że słuchali muzyka, zanim to było modne.

Reklama

Znany za granicą, w domu aspirujący artysta

De Burgh naprawdę nazywa się Davison, po ojcu, ale stwierdził, że panieńskie nazwisko matki jakoś lepiej pasuje do sceny. To jednak nie zagwarantowało mu sukcesów, bo pierwsze płyty artysty nie sprzedawały się rewelacyjnie. Przynajmniej na Wyspach Brytyjskich. Piosenki Chrisa bardzo podobały się w krajach Ameryki Południowej, kontynentalna Europa też nie pogardziła tą muzyką, ale w domu artysta nadal musiał walczyć o popularność. Wszystko zaczęło się zmieniać w latach 80., a prawdziwy i wyczekiwany sukces zapewniła wokaliście piosenka "Lady in Red".

Hotelowa fucha pozwoliła mu poznać żonę

Pamiętacie "hotelowe" czasy muzyka? Na jednym z takich występów Chrisa pojawiła się niejaka Diane, dziewczyna, która w 1977 roku została panią Davison. Teraz szybki przeskok do połowy lat 80. i wyobraźcie sobie spięcie między muzykiem a jego żoną. Taką zwyczajną, małżeńską sprzeczkę. Żeby odreagować, de Burgh postanowił napisać piosenkę. Co prawda nie był to utwór konkretnie o jego drugiej połówce, bo - jak wyjaśniał później artysta - tekst miał opowiadać ogólnie o ważnych osobach w naszym życiu, o tym, jak często nie do końca doceniamy ich obecność, jak zapominamy, ile dla nas znaczą. Ale czy żona może o sobie powiedzieć, że była inspiracją dla tej piosenki? Zdecydowanie tak.

De Burgh wspominał po latach, że mężowie często nie pamiętają, jak wyglądały ich żony, kiedy spotkali je po raz pierwszy. O tym też jest ten przebój. Kłótnie jak to kłótnie, szybko się kończą i para zdążyła się dawno pogodzić, ale piosenka wcale skończona nie była. Brakowało przede wszystkim tytułu. Idealnie nadawałby się fragment tekstu "The Way You Look Tonight", gdyby nie fakt, że utwór pod takim tytułem miał już w repertuarze Fred Astaire. Wtedy wydarzyło się coś, co trudno potraktować inaczej niż znak od losu. Pewnego wieczoru w klubie Chris zobaczył w oddali kobietę w czerwieni. Postać przykuła jego wzrok i dopiero po chwili wokalista zorientował się, że to jego żona. Wtedy do artysty dotarło, że ma tytuł dla swojej piosenki - "Lady in Red".

Utwór ukazał się w połowie 1986 roku i błyskawicznie stał się przebojem. Piosenka sprytnie łączyła w sobie kilka stylów i pasowała do wielu stacji radiowych, więc można ją było usłyszeć na każdym kroku. W sklepie, w samochodzie, na ulicy, wszędzie królowała "Lady in Red". Nic dziwnego, że utwór trafił na pierwsze miejsca list przebojów w kilkudziesięciu krajach. Piosenka zrobiła z Chrisa gwiazdę. Dotychczasowi fani artysty dostali od niego nieśmiertelny przebój, a osoby, które do tej pory nie śledziły jego twórczości, zaczęły słuchać "faceta od tej ładnej ballady". To przełożyło się oczywiście na świetną sprzedaż kolejnych płyt w dorobku artysty. 

Utwór jest dla wokalisty i szczęściem, i przekleństwem. Artyście nie udało się już napisać większego przeboju i - powiedzmy otwarcie - może to być trudne w dzisiejszej muzycznej rzeczywistości. Z drugiej strony lepiej chyba mieć piosenkę, którą znają całe pokolenia, niż latami starać się stworzyć hit, prawda?

Gorszy był tylko James Blunt

Oczywiście nie wszyscy są fanami "Lady in Red". "Tylko James Blunt zdołał napisać bardziej irytującą piosenkę niż Chris de Burgh" - stwierdził brytyjski "The Independent". Czytelnicy magazynu "Rolling Stone" uznali, że to trzecia najgorsza piosenka lat 80. Utwór często zajmuje wysokie miejsca w ankietach serwisów muzycznych, które proszą internautów o wybranie najbardziej wkurzających piosenek. 

Czy to zaszkodziło w jakiś sposób popularności "Lady in Red"? Ani trochę. Przebój nadal pojawia się w radiu i wybrzmiewa na wyjątkowo dużej liczbie wesel, a Chris de Burgh dzięki niemu nie musi się martwić o kiepską emeryturę. Muzyk nie będzie musiał nawet dorabiać, uzdrawiając ludzi dotykiem rąk. Ale to już temat na zupełnie inną opowieść.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Chris De Burgh
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy