Reklama

Na scenie daje z siebie wszystko. Z tego powodu Róisín Murphy prawie straciła oko

Gdyby opisać ją jednym słowem, to najlepiej pasuje "oryginalna". Nigdy nie wiadomo, czym zaskoczy, ani muzycznie, ani na scenie. Nie istnieją dla niej gatunki ani granice. Jeśli ma pomysł na piosenkę, realizuje go i nie zastanawia się, czy coś stanie się przebojem, czy może jednak okaże się za trudne dla przeciętnego słuchacza. Róisín Murphy skończyła 50 lat.

Gdyby opisać ją jednym słowem, to najlepiej pasuje "oryginalna". Nigdy nie wiadomo, czym zaskoczy, ani muzycznie, ani na scenie. Nie istnieją dla niej gatunki ani granice. Jeśli ma pomysł na piosenkę, realizuje go i nie zastanawia się, czy coś stanie się przebojem, czy może jednak okaże się za trudne dla przeciętnego słuchacza. Róisín Murphy skończyła 50 lat.
Roisin Murhpy nie oszczędza się na koncertach /Gus Stewart /Getty Images

Zawsze była ciekawa świata, lubiła ludzi i nie potrafiła usiedzieć w miejscu. Idealne cechy artysty. Murphy w dzieciństwie nie przepadała jednak za towarzystwem rówieśników, bo ci ją nudzili. Zamiast tego wolała spędzać czas z ojcem, który uwielbiał przesiadywać w pubach, zresztą trochę w ramach pracy, bo zajmował się meblowaniem ich. A puby to głośne rozmowy dorosłych, śmiech i zawsze ciekawe historie.

Artystka wspominała, że poznała tam najbardziej interesujących ludzi na świecie. Kiedy Róisín miała 12 lat, jej rodzina przeprowadziła się z Irlandii do Anglii, konkretnie do Manchesteru. Wierzcie lub nie, ale właśnie wtedy Róisín zaczęła mocno interesować się sztuką i modą. Matka wokalistki handlowała antykami, więc często zabierała córkę na wyprzedaże. Nie, nie takie w sklepach. Chodziło o drobny handel, kiedy ludzie podjeżdżali swoimi samochodami w umówione miejsce i sprzedawali różne rzeczy prosto z bagażników aut. Czasem były to bezwartościowe graty, czasem znalezione na strychu skarby i pamiątki, a czasem ciuchy z lat 60., które szczególnie interesowały Murphy. Po trzech latach w Anglii rodzice piosenkarki postanowili się rozwieść i wrócić do Irlandii. Róisín jednak stwierdziła, że matka nie da rady się nią opiekować, więc... została w Manchesterze. Przez rok mieszkała u przyjaciółki, a później mogła liczyć na pomoc urzędów.

Reklama

Jak to się stało, że Murphy zainteresowała się muzyką? W czasach szkolnych wokalistka trzymała się - jak wspominała - "z dziwnymi chłopakami, którzy ubierali się na czarno", a do tego słuchali alternatywnego rocka. Pewnego wieczoru Róisín wybrała się na koncert Sonic Youth i po tym, co tam zobaczyła, stwierdziła, że sama chce występować. Szybko dołączyła do zespołu punkowego, ale grupa równie szybko się rozpadła. Wokalistka marzyła wtedy o studiach artystycznych, jednak przeprowadzka do Sheffield odkryła przed nią coś jeszcze lepszego: świat nocnych klubów.

Sweter, od którego wszystko się zaczęło

To właśnie dzięki imprezie powstało Moloko, jeden z najlepszych elektronicznych zespołów z Wielkiej Brytanii. "Podoba ci się mój obcisły sweter? Zobacz, jak leży na ciele" - tak Róisín zaczepiła pewnego wieczoru Marka Brydona. Tak, sweter mu się podobał, ale jeszcze bardziej zachwycił go głos Murphy. To było tym bardziej zadziwiające, że nowa znajoma nie śpiewała wcześniej profesjonalnie, oczywiście poza szkolnym epizodem. Mark był już natomiast szanowanym producentem, który miał na koncie współpracę między innymi z Boyem Georgem. Muzyk zaprosił artystkę do swojego studia na przesłuchanie. Tam okazało się, że wokalistka nie tylko potrafi śpiewać, ale też robi z występu takie widowisko, że powinni to zobaczyć wszyscy. Tak właśnie powstała grupa Moloko.

Duet szybko podpisał kontrakt płytowy i w 1995 roku wydał debiutancki album zatytułowany, nie zgadniecie, "Do You Like My Tight Sweater?". Przy okazji: tekst wypowiedziany kiedyś na imprezie okazał się bardzo skuteczną zaczepką, Mark i Róisín zostali parą. Może pierwszy album Moloko nie okazał się bestsellerem, ale pozwolił światu odkryć nową grupę. Grupa ruszyła w trasę z bardzo wtedy popularnym w Wielkiej Brytanii zespołem Pulp, do tego jej piosenka pojawiła się na ścieżce dźwiękowej filmu "Batman i Robin", co pozwoliło przebić się w muzycznych telewizjach. Druga płyta Moloko, "I Am Not a Doctor", powstała już w domowym studiu i przyniosła pierwszy wielki przebój duetu - "Sing It Back". Remiks zrobiony przez Borisa Dlugoscha podbijał nie tylko listy przebojów, ale też klubowe parkiety. Wtedy o Moloko usłyszał cały świat. Formacja sporo koncertowała, w tym z grupą Garbage. Gdyby jednak ktoś jeszcze nie załapał się wtedy na pociąg zwany Moloko, to zrobił to na pewno przy okazji trzeciego albumu, który przyniósł największy przebój w historii duetu, czyli "The Time Is Now".

Historia jak z bajki, prawda? Nie wszystkie bajki mają jednak happy end i do tej kategorii należy Moloko. Związek Brydona i Murphy rozpadł się tuż przed rozpoczęciem prac nad kolejną płytą. Duet wydał jeszcze w 2003 roku album "Statues", ale po półtorarocznej trasie każde z muzyków poszło swoją drogą. Róisín rozpoczęła solową karierę, zresztą już za czasów Moloko zdarzało jej się współpracować z innymi artystami, poza grupą. Teraz jednak przyszedł czas na odważny ruch i wydanie płyty podpisanej "Róisín Murphy".

Wokalistka nagrała album "Ruby Blue" z równie oryginalnym jak ona i ponoć świetnym we współpracy producentem Matthew Herbertem. Kiedy wytwórnia dostała gotowy materiał, Róisín usłyszała: "fajny, ale dziwny i trudny". Artysta została poproszona o nagranie czegoś, co sprawdziłoby się w radiu, na co odpowiedziała, że nie ma mowy i "płyta ma być tak szczera jak to tylko możliwe". Zresztą wokalistka mówi, że oryginalność i ekscentryczne pomysły często chroniły ją i zespół przed wpływami innych. Przecież poważni panowie w garniturach nie przyjechaliby do jej studia, żeby mówić, co i jak grać. Zwykłe "nie" wystarczyło i zamykało dyskusję. Ta sytuacja najlepiej pokazuje też podejście piosenkarki do muzyki. Jeśli uda się nagrać przebój - świetnie, ale Róisín nigdy nie będzie robić niczego na siłę. Dzisiaj wokalistka ma na koncie pięć solowych albumów, we wrześniu 2023 roku ukaże się jej nowa płyta, "Hit Parade".

"Jej sąsiedzi to najszczęśliwsi ludzie na świecie"

Muzyka to jednak tylko część tego, co robi Murphy i jeśli ktoś słucha wyłącznie nagrań, to sporo traci. Jak już na początku zauważył Mark Brydon, artystka lubi show i na każdym koncercie udowadnia, że wie, jak porwać publiczność. Murphy przez lata inspirowała się między innymi Grace Jones, Siouxie Sioux i Björk, więc choćby od nich nauczyła się, że scena nie jest tylko miejscem do stania i śpiewania. Róisín zawsze pojawia się na koncertach w awangardowych kreacjach. Czasem zabawnych, czasem dziwnych, ale zawsze zwracających uwagę. Artystka nigdy nie robi czegoś na pół gwiazdka. Nawet kiedy podczas pandemii śpiewała w swoim domu i transmitowała to w sieci, z każdego występu robiła widowisko. "Jej sąsiedzi to najszczęśliwsi ludzie na świecie" - pisali internauci. I coś w tym jest.

"Proszę zgłosić się do swojego chirurga plastycznego"

Wokalistka słynie z tego, że nie oszczędza się na scenie, co nie zawsze dobrze się kończy. W 2007 roku artystka występowała w Moskwie. Podczas koncertu zatraciła się w zabawie, machała głową i z impetem uderzyła twarzą o drewniane krzesło. Efekt? Duża rana, sporo krwi i koszmarny widok. Róisín miała szczęście, że nie uszkodziła sobie oka, bo naprawdę niewiele brakowało. Wokalistka przyznała w "The Guardian", że kiedy wychodzi na scenę, liczy się tylko to, co ma do przekazania publiczności i czasem skutki są, dosłownie, bolesne.

"Facet w szpitalu spojrzał na mnie i rzucił: 'Nie damy rady nic z tym zrobić. Proszę wrócić do domu i zgłosić się do swojego chirurga plastycznego'. Jakbym miała chirurga na szybkim wybieraniu! Co tu dużo gadać, Moskwa" - śmiała się artystka. Na szczęście wokalistka szybko znalazła chirurga i po rozcięciu został tylko mały ślad. Czy Murphy po wypadku mniej szaleje na scenie? Absolutnie nie. W samym 2023 roku zdążyła już upaść na głośnik i nabić sobie kilka solidnych siniaków.

Róisín jest jedną z nielicznych osób w muzycznym biznesie, które nie narzekają, że "kiedyś było lepiej". Oczywiście rzeczywistość bardzo się zmieniła, choćby w ciągu ostatnich ponad 20 lat, ale wokalistka od zawsze robiła swoje i nie interesowała się mainstreamem, więc te zmiany niezbyt ją dotknęły. A to, że twórczości Murphy nie da się do końca zdefiniować ani zamknąć w szufladkach, bardzo artystkę cieszy. Na wszelki wypadek Róisín nie przestaje zaskakiwać. Wokalistka wydała na przykład mini album z własnymi wersjami włoskich przebojów z lat 60. i 70. Oryginalny pomysł, ale co w tym takiego dziwnego? Otóż piosenkarka zrobiła to, nie znając włoskiego.
Sami widzicie, że Róisín nie idzie na łatwiznę. Osiągnęła komercyjny sukces z Moloko i dobrze wiedziała, jak się robi przeboje, ale dla niej liczy się coś innego: żeby za każdy razem nagrywać coś nowego, innego, pomysłowego. Z tego samego powodu artystka najczęściej odrzuca zaproszenia do śpiewania w mało oryginalnych tanecznych piosenkach, których autorzy stwierdzili, że przydałby im się głos Murphy. W tym czasie Róisín woli zrobić coś niespodziewanego, na przykład zostać aktorką. Artystka pojawiła się na przykład w serialu "Bękart z piekła rodem". Czy to szukanie nowej drogi w życiu? Bez obaw. Róisín ma jeszcze tyle pomysłów na muzykę, że wystarczy ich na kilkadziesiąt lat.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Roisin Murphy | Moloko
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy