Reklama

Interpol w Krakowie: drużyna zrobiła swoje [RELACJA]

Jadąc na koncert Interpolu zobaczyłem korki i tłumy ludzi, którzy zmierzają w podobnym kierunku. Ucieszyłem się, że niezależna muzyka rockowa jest tak popularna w Krakowie. Dopiero po chwili zrozumiałem, że to kibice Wisły. Stadion "Białej Gwiazdy" jest kilkaset metrów od Klubu Studio, w którym miał być koncert. Wisła poniosła wczoraj spektakularną porażkę. W przypadku grupy z Nowego Jorku możemy mówić o wygranej, choć nie było to jakoś bardzo efektowne zwycięstwo.

Jadąc na koncert Interpolu zobaczyłem korki i  tłumy ludzi, którzy zmierzają w podobnym kierunku. Ucieszyłem się, że niezależna muzyka rockowa jest tak popularna w Krakowie. Dopiero po chwili zrozumiałem, że to kibice Wisły. Stadion "Białej Gwiazdy" jest kilkaset metrów od Klubu Studio, w którym miał być koncert. Wisła poniosła wczoraj spektakularną porażkę. W przypadku grupy z Nowego Jorku możemy mówić o wygranej, choć nie było to jakoś bardzo efektowne zwycięstwo.
Paul Banks jest wokalistą zespołu Interpol /Medios y Media /Getty Images

Od początku myśląc o koncercie Interpolu, czułem strach. Bardzo szanuję ten zespół, lubię wracać do jego płyt, ale wiem też, że robią czasem zupełnie niezrozumiałe rzeczy. Bałem się, że coś takiego może wydarzyć się też w Krakowie. Co będzie, jak będą grać głównie nową płytę? Co będzie, jak zaczną jakieś dziwne eksperymenty na scenie? Czy nie będą za bardzo smęcić? A oni wyszli i zrobili z grubsza, to co do nich należało. 

Zaczęli punktualnie. Co do minuty. "Toni" brzmi świetnie jako otwieracz. W zasadzie w okolicach trzeciego kawałka było wiadomo, że Interpol jest w formie. Są głośni, nie stracili swojego nerwu. Koncert układał się według jednej prostej zasady: im utwór był starszy, tym bardziej wczuwała się publiczność. Jak grali coś z "Antics", to miałem wrażenie, że wszyscy wokół mnie odpływają i mają ciary. Jak grali coś z ostatniej pyty, to robiło się nużąco.

Reklama

Jeśli członkowie Interpolu mają aplikację, która liczy im kroki, to nie miała ona za dużo do roboty w czasie tego występu. Dynamikę sceniczną Interpol można porównać tylko do Kraftwerk. W przypadku Niemców taka była szersza koncepcja, a u Amerykanów to taka poza. Paul Banks zwrócił się do publiczności raz w czasie koncertu i wyraził radość z faktu, że mogą po raz pierwszy zagrać w Krakowie. Wtedy ktoś z zespołu przypomniał mu, że już tu kiedyś grali.

Szkoda, że nie było nic z EP-ki "Fine Mess". Tam kawałki są surowe, bardziej dynamiczne i punkowe. Tego brakowało na koncercie. Najbardziej było to czuć, gdy panowie wyszli na bis i zaczęli od "Lights", przeciętnego, dość drętwego utworu z ich najsłabszej płyty. Na szczęście w finale zagrali "Slow Hands", które porwało wszystkich. 

Wychodząc z klubu, można było jeszcze spotkać rozżalonych kibiców Wisły, którzy na smutno dopijali kolejne piwo. Wcześniej z trybun zwyzywali zawodników. Fani Interpolu wychodzili raczej zadowoleni. Ich drużyna zrobiła swoje.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Interpol
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy