Bizneswoman Taylor Swift

Nie wykiwasz Taylor Swift /fot. Gareth Cattermole /Getty Images

Znacie ją pewnie jako wywodzącą się z okolic country przesympatyczną piosenkarkę, ulubienicę Amerykanów, kochliwą dziewczynę z sąsiedztwa, jedną z najaktywniejszych charytatywnie gwiazd. Ale Taylor Swift ma jeszcze jedno oblicze: bezkompromisowej bizneswoman, twardo broniącej swoich interesów.

Jest czego bronić. 25-letnia Taylor Swift to jedna z najlepiej zarabiających artystek na świecie. Jeszcze w 2008 roku Swift inkasowała 18 milionów dolarów (zarobki z 12 miesięcy) z tytułu zarówno działalności artystycznej, jak i pozostałych źródeł. Z roku na rok dochody piosenkarki stale rosły, aż do imponujących 64 milionów dolarów w 2014 roku.

To że Taylor Swift zarabia na sprzedaży płyt, singli, graniu koncertów czy reklamowaniu różnorakich produktów, jest rzeczą oczywistą. Jednak z biegiem czasu Amerykanka wyspecjalizowała się również w nader intratnym partnerstwie z wiodącymi (bogatymi) markami. Dla l.e.i. i Wal-Martu zaprojektowała kolekcję sukienek, dla American Greetings Corporation serię kartek pocztowych, a dla Jakks Pacific... lalki. 

Reklama

Wreszcie, w ramach imperium kosmetycznego Elizabeth Arden, Swift dorobiła się własnej linii perfum, ponadto została "rzeczniczką" m.in. aparatów cyfrowych Sony, drużyny NHL Nashville Predators czy kosmetyków CoverGirl.

Mało? Swift przyjaźni się z markami do tego stopnia, że niemal każdy jej przelot odbywa się w ramach partnerstwa z jedną z linii lotniczych.

Niech wam się nie wydaje, że to wszystko odbywa się poza słodką Taylor, że biznesy załatwia jej menedżement, a ona sama jest pionkiem w tej grze i tylko od czasu do czasu sprawdza stan konta. Taylor Swift niejednokrotnie udowadniała, że to ona twardą ręką zarządza przedsiębiorstwem i marką "Taylor Swift".

Najbardziej wymowny przykład - historia z wycofaniem wszystkich piosenek ze Spotify. Przygotowaniem do tego radykalnego kroku było opublikowanie płomiennego artykułu na łamach "The Wall Street Journal", w którym Taylor Swift dowodziła, że albumy wciąż mają wartość, a przemysłu muzycznego nie czeka zagłada.

"W rozmowie o spadającej sprzedaży albumów chciałabym wskazać, że ludzie nadal kupują albumy, ale po prostu kupują ich tylko kilka. Kupują tylko te, które trafiają w ich serce. Wydać multiplatynowy album jest dziś trudniej niż 20 lat temu, ale to powinno nas, artystów, motywować" - przekonywała piosenkarka.

Niewiele później Taylor Swift nakazała wytwórni Big Machine usunięcie całej swojej dyskografii z najpopularniejszego serwisu streamingowego. Fani byli w szoku. Spotify zresztą też, bo stracił jednego ze swoich najpopularniejszych artystów. Nie pomogły błagalne apele sympatyków i firmy. Nieugięta Taylor Swift do dziś nie wróciła na Spotify, a w wywiadach broni swojej decyzji o niepublikowaniu muzyki za darmo.

"Ludzie powinni mieć świadomość, że to, co tworzą muzycy, ma określoną wartość" - powiedziała w rozmowie z magazynem "Time", nie owijając w bawełnę.

Taylor Swift wprost sugeruje, że 500 tys. dolarów ze Spotify (jak twierdzi wytwórnia) czy nawet dwa miliony (jak twierdzi Spotify) rocznie to dla niej zbyt niska rekompensata za udostępnianie swoich przebojów.

Krótko po wycofaniu się ze Spotify Taylor wydała płytę "1989". Trudno ocenić, na ile jest to efekt braku albumu w streamingu, a na ile najzwyczajniej w świecie rezultat ogromnej popularności Swift, ale płyta zanotowała znakomite wyniki sprzedaży (1,3 mln w samych Stanach, tylko w premierowym tygodniu; dziś już 5 mln sprzedanych egzemplarzy w USA).

Jak się okazało, wojna ze Spotify była pierwszym z wielu bezkompromisowych kroków biznesowych Taylor Swift. W ostatnich miesiącach i tygodniach media wręcz nie nadążały z relacjonowaniem kolejnych poczynań Taylor. Informowano m.in. o tym, że wokalistka złożyła wniosek o zastrzeżenie najbardziej chwytliwych fraz z albumu "1989", takich jak "the sick beat", "party like it's 1989", "cause we never go out of style", "could show you incredible things". Ostatnio wokalistka wykupiła pornograficzne domeny ze swoim nazwiskiem (kończące się na .sucks, .porn, .adult), by nikt nie brudził jej image'u. Amerykanka, za pośrednictwem swoich prawników, szybko ukróciła także zakusy swojego byłego nauczyciela gitary, który zarejestrował domenę iTaughtTaylorSwift.com, gdzie chwalił się wspomnianym epizodem. Szybko jednak został postraszony pozwem.

Paradoksalnie stanowczość Taylor Swift w pilnowaniu swoich interesów wcale nie musi stać w opozycji do jej wizerunku. I właśnie dlatego pozwala sobie Taylor twardo bronić swojego punktu widzenia w wywiadach, zamiast słodko trzepotać rzęsami i uciekać w ogólniki. W końcu jeśli rozmawiamy o dziewczynie uchodzącej za utalentowaną, miłą, empatyczną, elokwentną, wysoką, szczupłą, piękną, świetnie ubraną itd., to naiwność mogłaby tylko zepsuć ten perfekcyjny obraz.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Taylor Swift
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy