Reklama

Hymn na transowo

Od dezorientacji, przez spokojną kontemplacje muzyki, aż do wybuchu trasowej zabawy. W czwartek, 20 grudnia, w krakowskim klubie "Studio" odbył się koncert legendarnej słoweńskiej grupy Laibach.

Punktualnie o godzinie 20 fanów pod scenę zwabiły głośnie dźwięki muzyki, przypominające tę z sowieckich marszów robotniczych. Jednak scena jeszcze przez pół godzinny pozostawała pusta. Gdy już co bardziej zniecierpliwieni zaczęli rozchodzić się w kierunku baru, z głośników zabrzmiał... "Mazurka Dąbrowskiego".

Właśnie od polskiego hymnu rozpoczęła się część koncertu promująca płytę - "Volk" - na której zespół umieścił swoje interpretacje narodowych pieśni kilku wybranych państw. Muzyce towarzyszyły wizualizacje wyświetlane na dwóch telebimach umieszczonych z tyłu sceny. Najczęściej były to symbole kojarzące się z krajem, z którego hymn pochodził.

Reklama

Publiczność tę część koncertu wysłuchała w spokoju i powadze. Dopiero po wykonaniu hymnu Słowenii, gdy muzycy zeszli na przerwę, spod sceny dało się słyszeć prawdziwy koncert życzeń, jakie to kawałki zebrana widownia chciałaby jeszcze usłyszeć.

Zespół po chwili spełnił te oczekiwania i w sali rozgorzała prawdziwa zabawa. Zabrzmiały: m.in. największe hity zespołu "Achtung" i "Tanz mit Laibach".

Roztańczona publiczności wytrwała tak do końca koncertu, kiedy to, po bisach i teatralno-filmowym pożegnaniu (trzymający się za ręce członkowie kapeli wykonali kilka ukłonów do publiczności, a na telebimach pojawiły się "napisy końcowe" ), przeróbką nieśmiertelnego utworu zespołu Europe - "Final Countdown" - Laibach zakończył swój występ w Krakowie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Laibach | koncert | hymn
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy