Reklama

"Wierzę w miłość"

Mówisz o sobie "artysta spełniony", ale to chyba nie oznacza, że osiądziesz na laurach?

Piasek: Zapewniam cię, że jak tylko znajdą w okolicy jakiś wyjątkowo komfortowy laur, to na nim chętnie osiądę.

Ale chyba nie będziesz się na nim nudził, będziesz jeszcze coś robił dla swoich fanów...

Piasek: Ja nie potrafię się ze sobą nudzić. Marzy mi się taki moment w życiu, kiedy nie będę musiał niczego robić. Że będzie mną kierować jedynie wewnętrzna potrzeba. Jeżeli tym, co robisz, nie musisz zarabiać na życie, jesteś bardziej swobodny, twórczy, możesz zwracać uwagę na to, co ci w duszy gra. Chociaż nigdy nie starałem się być koniunkturalny, a o koniunkturalizm zawsze mnie posądzano. Uprawiam tylko taką dziedzinę sztuki, która jest o to podejrzewana ze względu na swoją substancję.
To jest trochę jak w polityce. W Stanach Zjednoczonych dobrze widziany jest polityk bogaty, bo - na przykład - trudniej jest go skorumpować. Ja chciałbym być bogaty albo na tyle bogaty, żeby nagrywać piosenki bez podejrzeń o koniunkturalizm, o to, że mi się pieniądze w portfelu kończą i muszę koniecznie wydać nową płytę.

Reklama

Czy płyta "15 dni", bo przecież z okazji jej wydania się spotykamy, to prezent, jaki chciałeś sobie sprawić na 15-lecie twojej działalności artystycznej?

Piasek: Kiedy jechałem na to spotkanie, wyprzedzał mnie bentley cabrio. I wiesz, jakbym chciał sobie zrobić prezent, to bym rozbił świnkę skarbonkę i kupił sobie bentleya cabrio (śmiech). Ależ to jest wóz! Genialny! Ja po raz pierwszy tej wiosny otworzyłem dach i z zazdrością spoglądałem zza okulara. To byłby najlepszy dla mnie prezent.
Natomiast co do płyty, to była dla mnie podróż w czasie. Z drugiej strony chciałem uniknąć takiego klasycznego "the best of...". Nie chciałem sobie wystawiać laurki. Zamieściłem na płycie dwa starsze utwory, które nie były nigdy wcześniej publikowane i nagrałam dwie zupełnie nowe piosenki.
I to jest właśnie ten prezent w stosunku do samego siebie. Obydwie nowe piosenki są próbą skomentowania mojej przeszłości, mojej teraźniejszości, różnych etapów, jakie po drodze przebyłem. To jest moje życie. Nie tylko w wymiarze artystycznym, ale i osobistym. Chciałem tymi nowymi kompozycjami jakoś to ogarnąć. Jeżeli i moim słuchaczom nasuną te piosenki jakieś refleksje - świetnie.

Z kolei piosenki, które gdzieś tam wyciągnąłeś z szuflady, mogą stać się takimi perełkami dla twoich fanów.

Piasek: Powiem coś przeciw sobie. Zwykle kiedy zamieszcza się na późniejszych płytach takie utwory, mówi się, że to są odpady, śmieci, rzeczy bezwartościowe, które teraz wypycham. Nie jest tajemnicą, że na całościową płytę nagrywa się więcej utworów. Ostateczny wybór jest podyktowany pełnią całości, zrównoważeniem utworów, żeby były wolne tempa i szybkie tempa. Trzeba równoważyć pewne elementy. Czasem właśnie zdarza się tak, że odpadają te bardziej wartościowe. Dla mnie te dwa utwory, o które pytasz, to duża historia, są już częścią mojej refleksji.

I nie chciałeś, żeby były zapomniane...

Piasek: Nie chciałem. To dosyć zgrabne utwory, które dla mnie mają jeszcze wymiar sentymentalny.

Chcę cię zapytać o tak zwaną "przebojowość" twoich piosenek. Czy kiedy piszesz swoje utwory, myślisz o tym, jak trafić do najszerszej grupy odbiorców?

Piasek: Uczciwie mówiąc, nie jestem w stanie przeciwstawić się pewnym mechanizmom, którymi rządzi się rynek muzyczny. On się zmienia zresztą bardzo dynamicznie. Przez te 15 lat przeżyliśmy przecież bardzo poważny kryzys rynku fonograficznego, sprzedaży nośników muzycznych, co generuje cały ciąg wydarzeń. Niemniej reguły gry są przejrzyste.
Zawsze byłem zwolennikiem małych kroków. Jeśli chcesz pokazać coś bardziej sentymentalnego, wartościowego, a mniej przebojowego, to trzeba najpierw pokazać coś, co przyciągnie odbiorcę. Ktokolwiek będzie chciał zaprzeczyć temu mechanizmowi, będzie zaprzeczał oczywistej prawdzie. Jestem konformistą, mówię to szczerze. Uprawiam sztukę popularną. Z uporem maniaka będę jednak powtarzał, że sztuka popularna jest wciąż sztuką.
Czy moje wybory się zawsze sprawdzały? Oczywiście, że nie. Nasz sąd na temat wartości piosenki jest tylko przypuszczeniem. Jak człowiek po drugiej stronie ekranu przestanie na chwilę pisać pierdoły w komentarzach, to dokonuje wyborów - klika w ten albo inny link, słucha tej albo innej piosenki. Wszystko to się odbywa poza mną. Nie zawsze trafiałem w gusta.
Dla mnie, na przykład, płyta "Popers" jest muzycznie bardzo dobrą płytą. Moje typowania zupełnie się nie sprawdziły. Na tamten czas album był klapą. Muzycznie uważam ją jednak za jedną z ciekawszych w moim dorobku. Nie za dużo mówię?

Mamy czas (śmiech).

Piasek: Istnienie w wymiarze popularności jest zawsze pewną formą, jeśli nie oszustwa, to kreacji. Wielu ludzi się do tego nie przyznaje. Uczciwość każe powiedzieć, że jeżeli ktoś odwiedza portale, zwłaszcza te różowe, to gwarantuję mu, że większość tych informacji jest kreowanych przez artystów na własne potrzeby. To jest chęć osiągnięcia popularności poprzez działania kompletnie nie mające nic wspólnego z ich wartością, z tym, co potrafią robić.
Każdy po drugiej strony monitora musi zadać sobie pytanie, czy chce, by to przez jego okno zaglądano mu do środka. Bycie osobą rozpoznawalną wymaga pewnej dozy ekshibicjonizmu. Każdy z nas jest ekshibicjonistą. Jeżeli za chwilę tu i ówdzie ukaże się wiadomość, jakiego koloru noszę majtki i czy to przypadkiem nie są stringi, to wiedz, że takie informacje są w 90% kreowane przez artystów. Ja mam odwagę powiedzieć, że nie do końca mi się to podoba.
Ale wracając do początku i do twojego pytania (śmiech), zawsze gdzieś tam ocenia się piosenki pod kątem tej przebojowości. Uważam się jednak za artystę, który ceni sobie taką wartość jak prawda. W piosenkach, które piszę, można znaleźć moje życie i historie ludzi, którzy odgrywali w nim znaczące role. To jest dla mnie ogromna wartość tej płyty. Wartość przeboju to wartość chwili. Dopiero czas weryfikuje, jak długo ona może trwać.

O jakich prawdach opowiadasz na swoich albumach?

Piasek: Chciałbym uniknąć truizmów, ale ich nie da się uniknąć, ponieważ ja wierzę w miłość. Jestem w stanie wyobrazić sobie, jeśli nie salwy śmiechu, to parsknięcie na to, co teraz powiem. Ale mówię zupełnie poważnie. Czym mierzy się wartość człowieka? Co jest najważniejszym przykazaniem boskim? W czym realizujemy się najpełniej, najprawdziwiej? I pozostawmy na boku akt seksualny. Czy nie jest najpiękniejsza w życiu sytuacja, kiedy żyjemy z kimś prawdziwie? Kiedy kochamy prawdziwie. Kiedy jesteśmy w stanie oprzeć się upływowi czasu. Ogromną wartością dla człowieka jest miłość i nie wstydzę się tego powiedzieć. Dlaczego boimy się słów: "kocham cię"? Dlaczego uważamy je za trywialne? To jest bardzo "kochająca" płyta.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: śmiech | prezent | utwory | miłość | piosenki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy