Reklama

"W Polsce nie rozumieją beat-boxu"

Powiedzcie na początek co kryje się pod nazwą waszego składu - The Elements - co ona reprezentuje, skąd się wzięła? Jakie były wasze początki?

Andy: Początki zespołu sięgają roku 1999, kiedy to ja wraz z Kirykiem i Cinkiem założyłem skład The Elements. W nazwie zawarty jest sam hip hop, wszystkie jego elementy: graffiti, breakdance, MC, DJ-ing i beat-box. Nazwę zaproponowałem ja, podczas rozmów na temat ewentualnego grania w starym jeszcze składzie, gdy formowała się nasza grupa. Nazwa ta jest także hołdem składanym człowiekowi, którego uważam za mistrza - Rahzelowi, który swoją płytą "Make the Music 2000" walczył o wybicie się beat-boxu z czterech pozostałych elementów kultury hip hop.

Reklama

Skąd zajawka akurat human beat-boxem? Dlaczego w ogóle hip hop?

Andy: Ponieważ beat-box jest naśladowaniem podkładu muzycznego dającym MC, którzy nie posiadają środków na zakup samplerów, gramofonów i innego koniecznego sprzętu, możliwość rapowania. Moje zainteresowanie muzyką hip hop zapoczątkował zespół Disco 3, znany także jako Fat Boys, który natchnął mnie także do robienia beat-boxu i uczenia się go. Spodobało mi się to, w jaki sposób naśladowali brzmienie perkusji ustami i zafascynowałem się tym.

Budyń: Ja nie znałem jeszcze beat-boxu gdy poznałem hip hop. Bardziej pociągał mnie breakdance, electric boogie, taniec ulicy. Może mniej więcej wiedziałem co to jest beat-box, obiło mi się to o uszy, ale nie wnikałem w to. Z czasem, spotykałem się z tym coraz częściej w telewizji, w teledyskach, oraz usłyszałem płytę Rahzela "Make the Music 2000". Gdy po raz pierwszy usłyszałem go jak robi scratch za pomocą ust, wydawało mi się, że robi to DJ na adapterach, lecz wsłuchując się uważniej doszedłem do wniosku, że to nie DJ. Bardzo mnie zafascynowało jak to można zrobić i zacząłem ćwiczyć. Później poznałem Pastę, Qsho i Andy'ego, i zaczęliśmy grać wspólnie, kleić pierwsze kawałki, ćwiczyć scratch. Wzięło się to nie tylko od Rahzela, ale także od Saian Supa Crew, DJ Scratch'a, i tak pozostało to do dzisiaj.

Qsho: Ja zajmuję się także grą na instrumentach i gdy zacząłem robić beat-box to wiedziałem, że będę mógł to połączyć. Do tego właśnie zmierzam, aby połączyć beat-box z instrumentami i innymi elementami muzycznymi. A wybrałem beat-box jako formę muzyczną, ponieważ zawsze lubiłem rzeczy oryginalne, pociągały mnie takie właśnie nietuzinkowe sprawy, jak niespotykane umiejętności ludzi.

Pasta: Gdy zaczynałem robić beat-box nie miałem w ogóle pojęcia, że jest to element hip hopu. Zobaczyłem w telewizji gościa, który w formie kabaretu pokazywał coś w stylu robienia muzyki za pomocą ust i bardzo mi się to spodobało. Pomyślałem, że fajnie by było coś takiego zrobić, coś takiego umieć. Tak właśnie zacząłem próbować i zgłębiać arkana sztuki, jaką jest beat-box. A później, tak jak mówili koledzy, poznaliśmy się i zaczęliśmy to tworzyć razem.

Większość wykonawców beat-boxu to soliści. Wy jednak zdecydowaliście się skonsolidować siły, co za tym przemawiało?

Pasta: Większe możliwości. Uczymy się od siebie nawzajem i dzięki temu mamy więcej pomysłów.

Budyń: Każdy daje swój pomysł. We czterech - jak to mówią - "co dwie głowy to nie jedna" (śmiech).

Qsho: Chociażby dlatego, że wszyscy to właśnie soliści, a my chcieliśmy to zrobić razem, żeby brzmiało to bardziej jak nagranie. Jedna osoba z pewnością nie zrobi tego tak jak cztery osoby. Większe wrażenie.

Andy: Akurat w naszym mieście duże zainteresowanie beat-boxem pozwoliło na zaistnienie takiego zespołu jak nasz. Gdzie indziej, być może nie ma aż tylu ludzi, którzy by się tym zajmowali lub nie umieją się oni aż tak skonsolidować. Nie jest to łatwe, aby wszystko współgrało. Tak więc, samo założenie takiej grupy jest nie lada wyzwaniem.

Czy trudno jest wam zsynchronizować się na scenie? Jak wiele czasu poświęcacie na próby i jak one wyglądają?

Pasta: Próby mamy zazwyczaj co tydzień, w chełmskim domu kultury. W synchronizacji pomaga z pewnością to, że każdy z nas ma już jakiś staż w beat-boxie. Dzięki temu szybciej możemy wyczuć jak mamy się zgrać.

Andy: W beat-boxie nie wystarczy wyuczyć się wszystkiego na pamięć, ale trzeba czasu. Dłuższego czasu aby, tak jak Pasta wspomniał, dochodzić powoli do takiego zgrania. Cały czas trzeba ćwiczyć.

Budyń: Podczas prób ćwiczymy nie tylko utwory hiphopowe. Każdy z nas słucha różnej muzyki, niekoniecznie samego hip hopu, także techno, jazzu... Czegokolwiek, nawet rocka. Dzięki robieniu innej muzyki dochodzimy do wniosku, że możemy robić inne dźwięki. Każdy rodzaj muzyki dokształca i podnosi poziom oraz umiejętności każdego z nas.

Jest was czterech i często ciężko jest rozpoznać, który z was odpowiada za poszczególne dźwięki. Czy każdy z was specjalizuje się w naśladowaniu odrębnych dźwięków, czy też nie stosujecie takiego podziału?

Andy: Za barwy dźwiękowe, które słyszycie w tle, odpowiada Qsho. Efekty specjalne robi Pasta. Basy i wszystkie mocniejsze dźwięki, scratch, robi Budyń. Moją domeną są bity i scratch. Ale nie można się tym zawsze sugerować, bo gdy wpada nam do głów jakiś nowy projekt, może to ulec zamianie. Ponieważ w danym utworze może być wymagane inne zabarwienie dźwięku. Jest to ciągła rotacja.

Jak duże znaczenie ma dzisiaj beat-box wśród innych elementów kultury hip hop?

Budyń: Po breakdance, beat-box jest bardzo undergroundowy. Jeśli chodzi o Polskę, to wydaje mi się, że ludzie jeszcze chyba do końca tego nie rozumieją.

Pasta: Niektórzy ludzie słysząc nagranie rozpoznają, że jest to beat-box. Natomiast inni myślą, że jest to po prostu fajny podkład grany na instrumentach.

Qsho: Jest niewielu słuchaczy beat-boxu w Polsce. Ludzie przychodząc posłuchać beat-boxu, nie doceniają sztuki, chcą tylko popatrzeć "jak oni to robią gębami". Nie każdy rozumie to, że staraliśmy się zrobić dany kawałek, aby jak najbardziej odzwierciedlał oryginał, że miksujemy różne kawałki razem tak, aby do siebie pasowały.

Pasta: W czasie koncertu jest nieraz tak, że chcemy coś przekazać beat-boxem, robimy oldschoolowy utwór, a ludzie tego nie rozumieją, zauważają tylko, że jest to beat-box. Istnieje także coś takiego, co nazywamy "syndromem chwilowego zauroczenia". W dniu, w którym gramy koncert wszystkim się to podoba, proponują współpracę.

Qsho: A na drugi dzień trzeźwieją (śmiech).

Pasta: I cisza. Takie chwilowe zauroczenie.

Andy: Widz, moim zdaniem, nie odbiera włożonej przez nas pracy, nie wykrywa w naszych utworach stopnia trudności, nie zastanawia się "jak oni to zrobili, który z nich zrobił ten efekt". Z pewnością, lepiej byłoby to odbierane gdzieś na zachodzie, skąd beat-box się wywodzi, gdzie funkcjonuje on dłużej... U nas się to dopiero rozwija.

Pasta: Jest to dowodem na to, że beat-box jest raczej dla ludzi, którzy się na tym znają. Tak jak jest to z MC, gdy ludzie go znają, to lepiej się przy jego rymach bawią.

Qsho: U nas świadomość hiphopowej publiczności sięga najwyżej trzech lat wstecz, a my często gramy rzeczy, które mają nieraz więcej niż dziesięć lat. Gdy ktoś w tym nie siedzi dłużej, to tego nie zrozumie.

Jak postrzegacie polski beat-box, jaki jest jego poziom, czy rozwija się we właściwym kierunku?

Qsho: Beat-boxerzy w Polsce chcą się łączyć i działać wspólnie, organizują koncerty, bitwy. Są ludzie, którzy mają na to straszną zajawkę i chcą to dalej rozwijać. Poziom się podnosi.

Pasta: Rzeczywiście bitwy są coraz częściej organizowane i coraz więcej ludzi na nie przyjeżdża, przez co beat-box staje się bardziej zauważalny. Coraz więcej ludzi się tym interesuje, chce się dowiedzieć co to jest i jak się to robi.

Andy: Coraz częściej widuje się beat-boxerów na koncertach hiphopowych. Jednak beat-boxerzy występujący u nas w kraju nie są związani dokładnie z hip hopem, mają różne drogi rozwoju. Jedni weszli w to poprzez drum'n'bass, inni przez reggae. Te różne drogi są czymś pozytywnym, gdyż human beat-box jest naśladownictwem, jak sama nazwa wskazuje. A to czy ktoś czerpie inspiracje z techno czy drum'n'bassu jest obojętne.

Pasta: Sam Rahzel powiedział, że jest to swego rodzaju "universal language", uniwersalny język.

Czy sądzicie, że wzorem Rahzela polscy beat-boxerzy są w stanie grać pierwszoplanowe role w utworach hiphopowych? Czy nagrania stricte beat-boxowe mają szanse na komercyjny sukces?

Qsho: Ja uważam, że nagrania stricte beat-boxowe nie mają szansy na komercyjny sukces w Polsce chyba, że ktoś zainwestowałby w to trochę kasy.

Budyń: Sam Rahzel nagrywając płytę nie oparł się na samym beat-boxie, na płycie nie ma godziny utworów z samymi podkładami. Zaprosił na przykład Erykah Badu. Sam zresztą rapuje.

Pasta: Polska w porównaniu ze Stanami jest pod tym względem raczej zacofana. Oglądając koncerty Rahzela na Zachodzie widzimy, że publiczność bawi się przy samych bitach.

Qsho: Jeśli chodzi o sprzedaż, to nie widziałem w telewizji żadnego teledysku stricte beat-boxowego i uważam, że przynajmniej w Polsce nie jest to produkt do sprzedaży.

Andy: W Stanach widz odbiera beat-box entuzjastycznie, bawi się przy nim, wie co artysta chce przekazać. U nas wygląda to zdecydowanie inaczej.

Wasze utwory reprezentują zarówno oldschoolowe, jak i aktualne brzmienia. Czym kierujecie się w doborze materiału?

Budyń: Jak już wspomnieliśmy, każdy z nas słucha innego rodzaju muzyki. Andy, na przykład, słucha starszych, ostrzejszych brzmień. Ja słucham różnej muzyki, ale najbardziej utkwiły mi w głowie, po breakdance, takie old schoolowe płyty, jak Grandmaster Flash. Qsho preferuje jazz, rap, funky... Pasta, na przykład, lubi południowy rap, nową szkołę. Każdy z nas dodaje od siebie coś odrębnego.

Pasta: Tak to właśnie wygląda, że każdy z nas dodaje do utworów własny styl i dzięki temu nie są one tak jednolite i - co za tym idzie - nudne. Połączenie różnych stylów to jest naprawdę wspaniała sprawa.

Andy: Tworząc utwory chcemy zawrzeć w nich przekaz, pokazać, że nie zaczęło się to w roku 1995, ale o wiele, wiele wcześniej. Tworząc covery starych, dawno zapomnianych przez młodych i stacje radiowe utworów, chcemy pokazać, że istnieje także old school, że od czegoś się to wszystko zaczęło. Przez beat-box chcemy pokazać, że ta muzyka to jest przekaz, że jest on w hip hopie, graffiti, MC, cutach DJ-ów.

Na co kładziecie większy nacisk: na własne kompozycje czy covery?

Qsho: Teraz chcielibyśmy postawić na własne kompozycje. Robiąc covery rozwijaliśmy technikę, bo najlepiej jest się uczyć na cudzych utworach. A teraz na podstawie różnych stylów będziemy starać się tworzyć własne kompozycje.

Czy tworząc covery znanych utworów dodajecie coś od siebie, czy też staracie się oddać jak najwierniej oryginał?

Pasta: To zależy. Jeżeli kawałek jest taki, że możemy go dodatkowo dobarwić, to dobarwiamy go. A jeśli oryginał jest sam w sobie fajnie zrobiony i dobrze brzmi na beat-boxie, to staramy się go dobrze odwzorować.

Andy: Zależy to właśnie od utworu. Jeżeli w utworze jest dużo rapu, MC się wykazuje, to staramy się zapełnić jego partie czymś od nas, na przykład scratch'em. Ale generalnie staramy się oddawać pierwowzór tak, aby był rozpoznawalny.

Andy, jesteś postrzegany jako najstarszy zarówno stażem, jak i wiekiem beat-boxer na polskiej scenie. Czy zauważasz jakieś różnice między beat-boxem dzisiaj, a tym jaki był kiedy zaczynałeś?

Andy: Nie trzeba daleko sięgać wstecz żeby zobaczyć, nawet w naszym kraju, że beat-box'erzy pracują nad własnymi dźwiękami, może jeszcze nie kompozycjami, ale rozwijają się, szukają własnych stylów. Mają teraz inne wzorce, nie jak ja Rahzela. Kiedy ja zaczynałem był tylko bit, step, i może parę dźwięków, natomiast teraz, będąc od jakiegoś czasu w zespole, potrafię imitować dźwięki, mówić głosami rapowych wykonawców, w czasie wykonywania bitu robić scratch... To tak się teraz posunęło do przodu, że jeśli ktoś ma do tego predyspozycje, to może naśladować prawie wszystkie efekty dźwiękowe.

Od czterech lat jesteście stałymi rezydentami imprez z serii "Meeting of Stylez", w tym roku braliście udział w niemieckiej edycji tego festiwalu. Jak oceniacie odbiór waszej twórczości wśród zagranicznej publiczności?

Budyń: Ludzie tam rozumieli nasz przekaz i mnie to wystarczało.

Andy: Niemcy trochę inaczej do tego podchodzą, jeszcze inaczej niż Polacy. Ale Amerykanie, którzy byli tam obecni, reagowali w taki właśnie sposób, jaki my słyszymy na nagranych koncertach Rahzela. Słysząc głosy publiczności typu "O kurcze, wiem co on robi", mogliśmy zauważyć, że bardzo pozytywnie odbierali naszą twórczość, wiedzieli, co mamy na myśli, co chcemy przekazać.

Qsho: Widać było, że znali każdy kawałek, nawet te najstarsze. Znali nawet teksty.

Andy: Reagowali dobrze także na nasze własne kompozycje, które tam zaprezentowaliśmy. Skandowali, ruszali się, bawili się odpowiednio do tego co graliśmy. To robiło naprawdę miłe wrażenie.

Qsho: Po koncercie w Niemczech spotkał nas chyba najmilszy komplement ze strony przybyłych nowojorczyków. DJ z Nowego Jorku, który wcześniej współpracował ze Snoop Doggiem, Funkmaster Flexem czy Afrika Bambaataa, powiedział, że kiedy nas usłyszał to było to dla niego objawienie. Mówił, że u nich w Nowym Jorku czegoś takiego nie było, żeby ktoś robił to razem. Grupa beat-boxowa - było to dla niego coś zupełnie nowego.

Jakie są wasze plany na najbliższą przyszłość? Czy istnieje szansa, że znajdziemy krążek The Elements na sklepowych półkach?

Pasta: Doświadczenie nauczyło nas jak zainteresować tym ludzi i mamy nadzieję, że zmiany, które właśnie wprowadzamy, przyniosą korzyści.

Budyń: Mamy nadzieję, że taki krążek wyjdzie i że dzięki niemu ludzie zrozumieją czym naprawdę jest beat-box. Ponieważ beat-box nie jest po to by się pokazać, wozić z tym. Powinno to być coś od serca, pasja. Powinno to być prawdziwe i chcemy to pokazać, że można z tym zrobić więcej, niż mogłoby się wydawać.

Andy: Jeśli chodzi o koncerty, to trudno przewidzieć. Z pewnością chcemy dużo grać i szerzyć beat-box, pokazywać, że jest on częścią kultury hip hop, i że jest to coś wielkiego.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: twórczość | publiczność | koncerty | utwory | Andy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy