Reklama

"Uśmiech jest moim naturalnym wyrazem twarzy"

26-letnia Niemka Joy Olasunmibo Ogunmakin ma nazwisko zbyt skomplikowane, aby zrobić z nim karierę w show-biznesie. Posługuje się więc prostym pseudonimem Ayo, pochodzącym z języka afrykańskiego plemienia Joruba. Ma na koncie przebój "Down On My Knees", promujący jej debiutancki album "Joyful", który od trzech tygodni utrzymuje się na czele listy najlepiej sprzedających się płyt w naszym kraju. Do Polski Ayo przyjechała pod koniec marca wraz ze swym narzeczonym, 2-letnim synkiem i promiennym uśmiechem na twarzy. Zagrała zamknięty mini-koncert w warszawskiej "Fabryce Trzciny". Znalazła też czas, aby opowiedzieć Krzysztofowi Czai (RMF FM) m.in. o prawdziwym znaczeniu swojego imienia, afrykańskich korzeniach, a także o niechęci do koncertowania na stadionach i do niektórych menedżerów.

Podobno twoje imię w języku nigeryjskiego plemienia Joruba pisane bez kropki znaczy "cebula", a pisane z kropką: "radość". Czy to prawda?

W sumie to prawda, choć ostatnio dowiedziałam się, że to nie znaczy dokładnie "cebula". Ktoś mi tak kiedyś powiedział, ale wprowadził mnie w błąd. Właściwie były to nawet dwie osoby, obie pochodziły z Nigerii. Możliwe, że w ich okolicy to słowo ma takie znaczenie, ale mój ojciec stwierdził, że nie ma ono nic wspólnego z cebulą.

Co to znaczy w takim razie?

To taka nigeryjska gra dla dzieci. W wersji bez kropki. Z kropką znaczy "radość".

Reklama

Mam wrażenie, że to imię świetnie określa twoją osobowość.

Tak, to prawda. Takie wrażenie odnosi większość ludzi, których spotykam. Mówią, że uśmiech jest moim naturalnym wyrazem twarzy. I tak właśnie jest. Czasami nie jestem w stanie tego opanować.

Wierzysz w to, że imię może determinować osobowość człowieka?

Tak, wierzę w to. Nigeryjczycy, szczególnie z plemienia Joruba, nadają dzieciom imiona mające określone znaczenia. Wierzą, że takie imię będzie dla ich dziecka drogowskazem, że będą takie, jak to imię. Dla nas to może wydawać się dziwne, ale w wielu przypadkach to działa.

Masz bardzo interesujące pochodzenie - twój ojciec jest Nigeryjczykiem, a matka Rumunką; urodziłaś się w Niemczech, a pomieszkujesz we Francji i w USA. Z jaką narodowością utożsamiasz się najmocniej? Ma to dla ciebie w ogóle jakieś znaczenie?

Mam niemiecki paszport, ale nie ma to dla mnie większego znaczenia. W równym stopniu czuję się Niemką, co Nigeryjką albo jeszcze kimś innym. Gdybym wiązała się emocjonalnie tylko z jednym krajem, czułabym się niemal jak w więzieniu.

Jako Niemka mam ułatwione życie, mogę wyjechać w dowolne miejsce na świecie, ten paszport jest dla mnie przepustką. Z nigeryjskim paszportem byłoby mi trudniej. Ale tak naprawdę czuję się człowiekiem, żyjącym na planecie Ziemia (śmiech).

Możesz opowiedzieć coś o wizycie u twojej babci, mieszkającej w Nigerii? Czy wyglądało to tak, jak można przeczytać na twojej stronie internetowej?

Tak, całkiem niedawno, chyba w grudniu, spotkałam się z moją babcią. Pojechaliśmy w czwórkę: ja, mój ojciec, mój chłopak i mój syn.

Jak się miewa babcia?

Czuje się świetnie. Jest już starszą panią, ale wciąż bardzo silną. To była bardzo emocjonalna podróż. Po raz pierwszy w życiu uświadomiłam sobie, że mój ojciec też jest dzieckiem. Nigdy wcześniej nie widziałam go w towarzystwie jego rodziców.

Chciałabyś pomieszkać dłużej w Nigerii?

Bardzo bym chciała zostać tam na dłużej, ale w tej chwili jestem zbyt zapracowana.

Nie licząc samolotów i hoteli, gdzie spędzasz obecnie większą część swojego życia - w Paryżu, w Nowym Jorku?

Tak naprawdę, to mieszkam głównie w Niemczech. Zamieszkaliśmy w domu rodzinnym mojego chłopaka. Oboje pochodzimy z tych samych okolic, ale poznaliśmy się zupełnie gdzie indziej.

Teraz wróciliśmy do miejsca, w którym on się wychował. Mieszkali tam jego dziadkowie, a później rodzice. Teraz my zajęliśmy ten dom i jest to najlepsze, co mogliśmy zrobić. Kiedyś mieszkaliśmy też w Paryżu, ale dwa domy jednocześnie to za dużo, szczególnie dla naszego synka. Dla jego dobra zdecydowaliśmy, że z podróży będziemy wracać zawsze do tego samego domu, a nie będziemy się zastanawiać, czy mamy jechać do Niemiec czy do Paryża.

Jak zmieniło się twoje życie, odkąd urodziłaś syna?

Moje życie zmieniło się diametralnie. Wiele rzeczy, które były kiedyś ważne, dziś nie ma dla mnie większego znaczenia. Z kolei inne sprawy stały się teraz ważniejsze.

Jest ci teraz łatwiej czy trudniej?

Skłamałabym mówiąc, że jest mi łatwiej. Kiedy byłam sama, podróżowanie było dla mnie bardzo łatwą rzeczą, mogłam nawet nie jeść przez cały dzień i nie było żadnego problemu. Dziś moje życie musi być bardziej uporządkowane, musi mieć właściwy rytm. Muszę zjeść śniadanie, obiad i kolację.

Miałaś okazję pozwiedzać coś w Polsce?

Tak, zaraz w pierwszy dzień po przyjeździe zwiedzałam trochę Warszawę. Widziałam jej starą i nową część. Dowiedziałam się przy okazji, że ta stara też jest dosyć nowa, bo została zburzona w czasie wojny. Bardzo podobała mi się atmosfera tam panująca, te kolorowe kamienice i pokrywające je malowidła.

A co z ludźmi?

Miałam wrażenie, że nie spieszy im się zbytnio. To miasto nie jest tak szybkie, jak na przykład Paryż, gdzie wszyscy gdzieś biegną. Być może trafiłam w takie akurat miejsca, gdzie ludzie byli bardziej zrelaksowani.

Prawdopodobnie to byli turyści.

Tak, pewnie masz rację (śmiech).

Masz zamiar wrócić do nas na jakieś koncerty?

Strasznie bym chciała. ale mój terminarz jest teraz niezwykle napięty. Trudno byłoby znaleźć jakiś wolny termin na taki koncert.

W singlowym przeboju "Down On My Knees" w dramatycznym tonie błagasz mężczyznę, aby cię nie zostawiał, padasz przed nim nawet na kolana. Czy w prawdziwym życiu byłabyś zdolna do takiego zachowania?

Teraz już byłabym w stanie to zrobić, bo uważam, że trzeba przede wszystkim być szczerym wobec samego siebie. Jednak kiedy przydarzyła mi się tamta sytuacja, nie padłam na kolana. Udawałam twardą, powiedziałam: "Nie ma sprawy, rozstańmy się" - ale w gruncie rzeczy moje serce było rozdarte i wcale nie uważałam, że wszystko jest w porządku.

Byłam jednak zbyt dumna, żeby to powiedzieć. Napisałam więc o tym piosenkę. Parę lat później mój były chłopak ją usłyszał, nasze drogi znów się ze sobą zeszły i teraz mamy razem syna. To dla mnie dowód na to, że będąc szczerym, możesz osiągnąć więcej.

Jednak większość ludzi źle interpretuje tekst tej piosenki. Może się im wydawać, że mój chłopak rzucił mnie dla innej kobiety, ale to nie było tak. Kiedy śpiewam: "Czy naprawdę sądzisz, że ona może kochać cię bardziej ode mnie?", mam na myśli dowolną kobietę.

Czyli ta piosenka tak naprawdę adresowana jest do twojego obecnego chłopaka.

Tak, ale była pisana jakieś pięć lat temu. Na szczęście wszystko skończyło się happy endem (śmiech).

Miałaś kiedykolwiek w życiu jakiś plan B, na wypadek, gdybyś nie mogła utrzymać się z grania muzyki?

Nigdy.

Kiedy zdecydowałaś, że chcesz profesjonalnie zajmować się muzyką?

Nigdy nie planowałam, że zostanę profesjonalnym muzykiem. To po prostu wydawało się nieuchronne. Robiłam po prostu swoje, grałam, aż w końcu spotkałam człowieka, który był DJ-em, organizował imprezy, na których zaczęłam występować od czasu do czasu.

Potem zadzwonił jeszcze ktoś inny i spytał, czy nie chciałabym nagrać czegoś w studiu. Poznawałam coraz to nowych ludzi. Do tego punktu, w którym jestem dziś, doprowadziła mnie bardzo długa droga.

Próbowałam sił w różnych stylach muzycznych, bo nie do końca wiedziałam, co tak naprawdę chcę śpiewać. Nie od razu byłam gotowa robić to, co robię teraz. Na mojej drodze spotykałam wielu różnych producentów, niektórzy z nich byli okropni, chcieli zrobić ze mnie jakąś czarną Britney Spears. Jest wielu producentów, którzy myślą: "To taka małolata, możemy z nią zrobić wszystko, co nam przyjdzie do głowy, będzie śpiewać, co jej każemy". To okropne.

Jesteś już gotowa do rozpoczęcia wielkiej kariery, koncertów na stadionach itd.?

W ogóle o tym nie myślę. Tak naprawdę wolę mniejsze koncerty. Wyjątkiem są festiwale, gdzie może być czasem naprawdę fajnie, są tam trochę inne wibracje. Jeśli jednak kiedyś przyjdzie mi grać na stadionach, postaram się, aby scena była jak najmniejsza, aby zachować atmosferę intymności. To dla mnie bardzo ważne.

Kiedy widziałem twój występ z samą gitarą akustyczną, przypominałaś mi chwilami Tracy Chapman, tyle że nie zaangażowaną społecznie. Nie myślałaś o nagraniu jakiegoś protest-songu, antywojennego manifestu?

Napisałam wiele różnych piosenek, które ostatecznie nie trafiły na płytę. Mówią one o różnych sprawach, widzianych moimi oczyma. Część z nich porusza wątki społeczne. Ale nie porównywałabym się do Tracy Chapman, bo ona pochodzi z zupełnie innej epoki, z innego pokolenia.

Wtedy kwestie społeczne zajmowały dużo więcej miejsca. Dla mnie muzyka jest pewną formą autoterapii, w związku z tym piszę więcej o moim własnym życiu. Nawet jeśli opisuję cudze historie, patrzę na nie z mojego punktu widzenia, staram się je zrozumieć, zanim zacznę o nich opowiadać.

Wielu ludzi porównuje mnie do Tracy Chapman, ale chyba reprezentujemy różne stylistyki. Tym, co nas łączy, może być podobny duch naszej muzyki.

Może chodzi też o image.

Obie śpiewamy i gramy na gitarze. Ale to samo robią India Arie, Corinne Bailey Rae i wiele innych kobiet. Tracy Chapman też nie była pierwsza.

Co jest dla ciebie najważniejsze w życiu?

Moimi priorytetami w tym momencie są mój syn i moja muzyka. Jednak syn zawsze będzie na pierwszym miejscu. Jeśli kiedykolwiek, z jakiegoś powodu, nie dawałabym sobie rady z obydwoma rzeczami, bez wahania skupiłabym się właśnie na nim.

Dziękuję za rozmowę.

RMF/INTERIA
Dowiedz się więcej na temat: koncert | Down | śmiech | chłopak | ojciec | chapman | uśmiech | twarzy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy