Reklama

"Urszula Dudziak jest boginią!"

Jeśli zechce, to sprawi, że na jednej scenie spotkają się LL Cool J z Britney Spears, Suzanne Vega ze Snoop Doggiem czy Beyoncé z Gwen Stefani. Wszystko to będzie okraszone patetyczną mini symfonią, elektronicznym drganiem brzmień trip-hopowych czy dźwiękami instrumentów, które istnieją tylko w jego prywatnym katalogu. Anglik, który sprawia wrażenie, jakby w jego przypadku spożycie rozweselaczy przeważało nad spożyciem tlenu, od lat przeciera ścieżki beatboxerom z całego świata. To charakterystyczne dla niego oderwanie od rzeczywistości sprawia, że nie wahał się przed zrobieniem kolejnego odważnego kroku: postanowił sprawdzić się w muzyce, dla której beatbox będzie tylko dodatkiem takim samym jak jego nowy wizerunek. Z Killa Kelą, bo on nim mowa, rozmawiała Jola "Trine" Staszczyk ("Magazyn Hip Hop").

Na scenie jesteś absolutnie samowystarczalny. Jakie trzy rzeczy zabrałbyś ze sobą na bezludną wyspę?

- Filtr do wody, żebym mógł pić, balsam do opalania, żebym się opalił, i parę butów.

Twierdzisz, że byłeś chłopcem z wieloma nawykami i jeśli nie było to ssanie kciuka, to naśladowałeś różne dźwięki. Co twoi rodzice myślą dzisiaj o tych nawykach?

- Nie wydaje mi się, żeby myśleli cokolwiek. Są bardzo obojętni na to, co teraz robię... Jest to dla nich normalne, mimo że zamieniłem ssanie kciuka na wódkę (śmiech).

Reklama

A podoba im się beatbox i wspierają cię w tym, co robisz?

-Tak! Oczywiście!

A może mają nadzieję, że ich syn kiedyś znajdzie "normalną" pracę?

- A która jest normalna (śmiech)?

Wiem, że w ogóle nie ćwiczysz beatboxu, bo każdy występ jest dla ciebie treningiem. Jak często występujesz?

- Żałuję, że nie mogę zmusić się do częstszych ćwiczeń. Powodem jest czas i praktyczność. Zdecydowałem sprawdzać siebie i dźwięk podczas występów, żeby od razu pracować na najlepszym soundsystemie i mikrofonie. Często zdarza się, że beatboxuję na ulicy i jest dobrze, a przy nagłośnieniu wszystko się jebie. Pracuję w ten sposób, żeby zaoszczędzić trochę czasu.

Myślisz, że to wystarcza, żeby osiągać kolejne poziomy w tym, co robisz?

- Kto wie? Ja osobiście jestem gotowy na postęp...

Przypuszczam, że nie jestem jedyną osobą, która niemal cię nie poznała w klipie do "Built Like an Amplifier". Dbasz o konkretny wizerunek?

- Nie widzę siebie w innej wersji, ale oczywiście - chodzi o kreowanie wizerunku.

Fani nie byli przyzwyczajeni do tego, co zobaczyli w tym klipie. Masz tam na sobie całą paletę pastelowych kolorów. Nie obawiałeś się, że nie zaakceptują "nowego" Keli, który wywija przed nimi w różowych spodniach?

- To właśnie teledyski zmuszają do kreatywności poprzez ubiór. Jak na to patrzę, to wydaje mi się, że część moich starych słuchaczy i tak "nie kupuje" tej muzyki.

Zanim zacząłeś śpiewać, powiedziałeś, że chcesz spróbować czegoś innego i zyskać większe audytorium. Jak ludzie reagują na twój nowy repertuar?

- Reakcje są cudowne! Ludzie, dla których teraz gram, nie znają mnie z poprzednich produkcji. Nie znają mojej historii, a przez to ich opinie opierają się na muzyce, którą właśnie słyszą. Wszystko idzie w dobrym kierunku.

Nie wydaje ci się, że większość z nich niecierpliwi się, kiedy śpiewasz, bo przyszli tylko po to, żeby posłuchać beatboxu? Czy ludzie zaczynają cię już kojarzyć z tymi kawałkami?

- Szaleją, kiedy zaczynam beatboxować! Nie wiedzą, czego konkretnie mogą się spodziewać. Wkładam mnóstwo energii i przemycam dużo beatboxu do tych piosenek. Czy zaczynają mnie z nimi kojarzyć? Myślę, że na chwilę obecną jest pół na pół. Na pewno kojarzą takie rzeczy jak "Amplifier" czy "Jawbreaker".

Zdarza ci się w ciągu siedmiu minut wykorzystać fragmenty z blisko trzydziestu traków. Jaka muzyka nie ma szans na to, żebyś na niej eksperymentował?

- Nie trawię komercyjnej muzyki ludowej!

Czasami próbujesz uczyć publiczność podstawowych trików. Myślałeś kiedyś o tym, żeby zająć się nauczaniem beatboxu na większą skalę? Chciałbyś, na przykład, pracować z dziećmi?

- Byłoby zaj***ście!

Myślisz, że twoje dzieci będą szły w podobnym kierunku?

- Nie będę miał dzieci.

Istniejesz w świadomości słuchaczy na całym świecie już od paru dobrych lat. Jakie są plusy i minusy popularności?

- Nie jestem pewny. Raczej się nad tym nie zastanawiam. Może Bono mógłby odpowiedzieć na takie pytanie.

Twoje kompetencje pozwalają na ocenę kolegów po fachu. Masz własne sposoby na to, żeby błyskawicznie zweryfikować, czy beatboxer jest dobry w tym, co robi?

- W tej kwestii szukam indywidualistów. Liczą się możliwości wokalne, nowe brzmienia, styl, charyzma i prezencja.

Beatboxerzy często powtarzają, że najtrudniej jest podrobić fortepian. Które instrumenty sprawiają ci największe problemy?

- Aaa! Jest ich tak dużo. Jak o tym pomyślę, to wpadnę w depresję (śmiech)!

Nie wiem, czy za chwilę świadomie nie zepsuję atmosfery, ale wiadomo, że świat karmi się plotkami o konfliktach artystów. Przypuszczam, że często odpowiadasz na to pytanie, niestety nie dotarłam do żadnych konkretów - jakie są twoje relacje z Rahzelem?

- Mamy całkiem normalne relacje. Myślę, że wiesz tyle samo, co ja. Jesteśmy pionierami w tej dziedzinie, robimy to samo g***o. On zaczął dwanaście lat temu i nic tego nie zmieni.

Wasze występy wyraźnie się różnią. Jakie są najsilniejsze strony każdego z was?

- Każdy z nas ma szanowane nazwisko... Tak myślę (śmiech). To trochę jak porównanie Jimmiego Hendrixa ze Slashem tylko dlatego, że grają na tym samym instrumencie. Just gotta respect it, yo!

Pharell jest jednym z najbardziej znanych producentów muzycznych na świecie. Jest równocześnie wielkim fanem Rahzela. Jak się czułeś, kiedy po twoim koncercie powiedział, że jesteś lepszy od swojego konkurenta? Jak "znosisz" takie komplementy?

- On nie powiedział, że byłem lepszy od Rahzela... Powiedział, że jego zdaniem jestem najlepszym beatboxerem, jakiego kiedykolwiek widział i słyszał. Nie traktuję tego jednak jako wyróżnienia mnie ze wszystkich. Jest to tylko opinia jednej osoby. Pharell jest świetny i jest bardzo "na czasie". Lubi mój beatbox, cieszę się, zwłaszcza że muzyka The Neptunes ma na mnie bardzo duży wpływ.

Co byś powiedział, gdyby Rahzel pomylił numery telefonu i zadzwonił do ciebie w tym momencie?

- "Eee, nagrajmy coś razem", "Kiedy będziesz w pobliżu Anglii?", "Zróbmy to!"... Jestem jego fanem.

Mowisz, że 60% tego, co można usłyszeć na "Amplifier", pochodzi prosto z twoich ust. Mam rozumieć, że pozostałe 40% to dźwięki, którym nie podołałeś?

- Dokładnie tak.

Jednym z ciekawszych coverów w twoim wykonaniu jest "Slave 4 U" Britney Spears. Jaki masz stosunek do artystów, których naśladujesz podczas występów?

- Zawsze przesadzałem z ironią, żeby było śmieszniej i żeby zyskać więcej zainteresowanych. Britney jest jak osobna instytucja. Znajduję sporo ciekawych elementów w jej muzyce.

Opowiedz mi wszystko o współpracy z Urszulą Dudziak. Jakie były twoje wrażenia tuż po?

- Urszula jest boginią, królową talentu! Jestem niesamowicie dumny z tego, że dzięki Vadimowi mogłem z nią pracować. Najdziwniejsze jest to, że nigdy się nie spotkaliśmy... Nasze harmonogramy były wtedy skrajnie napięte, ale wyszedł nam wspaniały kawałek. Muzyka Urszuli jest zupełnie inna od tego, co znałem dotychczas, a jednocześnie jej korzenie tkwią w brzmieniach, które kocham. Vadim jest wielki!

Zamierzasz z nią jeszcze pracować?

- Byłbym zaszczycony.

Kilka razy mieliśmy okazję zobaczyć cię w Polsce. Powiedziałeś, że kochasz ten kraj. Mówisz tak o każdym kraju, w którym występujesz (śmiech)?

- Oczywiście, ale naprawdę kocham Polaków. Mam wielu polskich przyjaciół w Londynie, gdzie mieszkam.

Myślałam, że zaczniesz narzekać na polskie drogi albo wrodzony pesymizm (śmiech). Okazuje się, że jest wręcz odwrotnie...

- Jak najbardziej. Polacy! Kocham Was, ludzie! Wiecie, jak "porządnie" się bawić. Wiecie, na czym polega beatbox.

Domyślam się, że DJ Vadim jest jednym z najważniejszych artystów, którzy pojawili się w twoim życiu. Czego Cię nauczył od momentu, kiedy trafiłeś pod jego skrzydła?

- Nauczył mnie, jak być artystą. Ściągnął mnie ze sceny i zaciągnął do studia. Pokazał mi, jak tam pracować, budować utwór i jak wyjeżdżać w trasy. Jest dla mnie jak brat.

Jakiś czas temu środowisko muzyczne obiegła informacja o bardzo poważnej chorobie Vadima. Jaka była twoja pierwsza myśl, kiedy się dowiedziałeś?

- "O k***a!" - to była moja pierwsza myśl. Wiem, że teraz jest z nim dużo lepiej.

Współpracowałeś kiedyś z N*E*R*D czy Roots Manuvą. Z kim najchętniej pracowałbyś dzisiaj?

- Wciąż pracuję z N*E*R*D - to moi ludzie! Nigdy jako tako nie pracowałem z Busta Rhymesem i chyba wybrałbym jego, mimo że jest naprawdę wielu artystów, z którymi chciałbym spotkać się w studio. Kocham to uczucie!

Zdarzyło ci się kiedykolwiek, że ktoś odmówił współpracy?

- Hmm, nie jestem pewny...

A czy ty komuś odmówiłeś?

- Nie potrafię sobie na szybko przypomnieć.

Co jest dla ciebie najważniejsze w życiu?

- Moje zdrowie.

Jeździsz po świecie, pracujesz z najlepszymi, rozwijasz się. O czym marzysz?

- Chciałbym spotkać kosmitę. Jakiegoś szarego gada. To mogłoby całkowicie zmienić moje życie (śmiech)!

Nie masz żadnego marzenia związanego z działalnością w branży?

- Chciałbym nagrać singel, który znajdzie się na pierwszym miejscu. Chciałbym zrobić ogromną karierę w każdej dziedzinie rozrywki. Chcę wciąż się uczyć i rozwijać swoje umiejętności.

Bardzo mało wiemy o twoim życiu prywatnym. Powiedz, co byś robił, gdybyś nie był beatboxerem?

- Nie ma pojęcia, ale... chyba wciąż bym beatboxował!

Gdybyś mógł w sobie cokolwiek zmienić, co by to było?

- Teraz nie zmieniłbym absolutnie niczego. Nie ma chyba niczego, przez co bym się pogrążał.

Myślisz, że w końcu dopadnie cię limit, jakaś przeszkoda nie do przejścia w beatboxie?

- Będzie tak jak ze wszystkim. Jeśli wciąż będę miał nowe inspiracje, to będą się pojawiały nowe pomysły. To jest kwestia indywidualna.

Jak myślisz, ile procent swoich możliwości wykorzystujesz w tej chwili?

- Może z 80%?

Jaka jest twoja ulubiona książka i ulubiony film?

- Książka? "Potęga teraźniejszości" Eckarta Tolle'a. A film? "Goonies". Mógłbym to oglądać cały dzień!

Zastanawiam się, jaka muzyka króluje w głośnikach kogoś, kto podczas koncertów zestawia ze sobą tak skrajnie różne utwory. Wymień pięć kawałków z iPoda, których ostatnio słuchasz najczęściej.

Guns N' Roses - płyta "Appetite for Destruction", Lethal Bizzle - "Go Hard", Benga & Coke - "Night", Lifelike - "Discopolis" i Neneh Cherry - "Buffalo Stance".

Chciałbyś coś powiedzieć naszym czytelnikom?

Dziękuję wam bardzo za wsparcie! Do zobaczenia wkrótce na koncertach! Pokój!

Magazyn Hip Hop
Dowiedz się więcej na temat: wizerunek | muzyka | Urszula Dudziak | Urszula | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy