Reklama

"Trzeba wierzyć"

Wydaniem dwóch poprzednich krążków - "Lipservice" i "Domino Effect" panowie z Gotthard postawili sobie poprzeczkę naprawdę wysoko. Jeśli byliby kapelą amerykańską, to po wydaniu tych albumów mogliby stać się kolejnym Aerosmith.

Nowa płyta zatytułowana "Need To Believe" może trochę zaskoczyć fanów, bo kapela zrobiła kilka dużych kroków naprzód i dorzuciła wiele nowych elementów do swojego brzmienia. Mamy tu ciężkie riffy i skomplikowane aranżacje, których nie było na poprzednich wydawnictwach. Żeby ocenić, czy nowy Gotthard jest lepszy, musicie sami posłuchać "Need To Believe", a tymczasem przeczytajcie, co o albumie powiedział perkusista Hena Habegger w rozmowie z Wojtkiem Gabrielem z magazynu "Hard Rocker".

Nowy krążek jest bardziej skomplikowany od poprzedników, szczególnie jeśli chodzi i aranżacje i partie instrumentalne. Dlaczego skręciliście ze ścieżki obranej na poprzednich wydawnictwach?

Reklama

Nie chcemy kopiować jakiegokolwiek albumu, jaki nagraliśmy w przeszłości. Tym razem nie musieliśmy się zajmować produkcją, więc mogliśmy się bardziej skoncentrować na instrumentach. To cała tajemnica.

Właśnie, jak dotąd wasz gitarzysta Leo zajmował się produkcją. Dlaczego tym razem postawiliście na osobę z zewnątrz?

Chcieliśmy trochę się rozluźnić. Jeśli jesteś muzykiem i musisz jednocześnie produkować, jest ciężko, bo ciąży na tobie duża odpowiedzialność. Musisz tam siedzieć przez 18 godzin dziennie, wszystko kontrolować i nad wszystkim czuwać. Tym razem stwierdziliśmy: "Nie, chcemy być tylko muzykami, a Leo musi się skoncentrować na swojej gitarze". Nie chodzi o to, że robił to źle, wszystko było doskonałe, ale potrzebowaliśmy trochę luzu. Myślę, że postąpiliśmy właściwie, bo wszyscy są zadowoleni.

Z tego co wiem próbowaliście wynająć producenta AC/DC Mike'a Frasera żeby zrobił ten album, ale w końcu robotę wykonał Richard Chycki, który pracował z Def Leppard i Aerosmith. Jesteście zadowoleni, że Mike nie był dostępny?

Nie mogę powiedzieć, czy jestem zadowolony, bo nie pracowaliśmy z Mike'm, więc nie wiemy jak on by sobie z tym poradził, ale jesteśmy bardzo usatysfakcjonowani produktem dostarczonym przez Richarda. Przywieźliśmy również Steve'a Powera z Anglii, który produkował m.in. Robbie Williamsa i zrobiliśmy razem parę kawałków, ale on siedział bardziej po popowej stronie, a my potrzebowaliśmy czegoś co by naprawdę kopało w dupę. Tak więc ostatecznie pracowaliśmy z Richardem, jesteśmy bardzo zadowoleni i myślimy nad kontynuacją współpracy.

Ostatnie pytanie o produkcję. Słyszałem, że wasz rodak Tom G. Warrior z Celtic Frost pracował dla was w studio. Kiedy to było?

Pierwsze słyszę... Nie, czekaj, było chyba coś takiego w 2004 roku, kiedy robiliśmy "Best Of". Tak, to był ostatni album dla BMG. Wydali to z dwoma czy trzema bonusami i on to chyba produkował. Ale to było dawno temu.

Podczas słuchania albumu łatwo zauważyć dużą różnorodność jeśli chodzi o brzmienia gitar, od tradycyjnego hard rockowego tonu, po bardzo ciężkie riffy. Wkład Leo i Freddy'ego, czy sugestia z zewnątrz?

Trochę tego i trochę tego. Oczywiście gitarzyści chcą mieć różne brzmienia, a potem producent stwierdza: "Może dodalibyście trochę tego do tego kawałka?". Dużo nad tym pracowali i bardzo mi się to podoba. Jeśli byłoby to samo brzmienie od pierwszego do jedenastego kawałka, byłoby nudno.

"Domino Effect" został napisany przez Leo i Steve'a. Jak było tym razem?

Dokładnie tak samo. Na "Domino Effect" mieliśmy paru przyjaciół ze Szwecji, którzy wnieśli parę pomysłów i tym razem to była ta sama ekipa. Steve ma paru przyjaciół, którzy pomogli mu z tekstami, bo angielski nie jest jego językiem ojczystym. Pomogli mu dobrać właściwe słowa i mówili jak ma właściwie wymawiać. Dokładnie tak samo jak na "Domino Effect".

Większość kapel spędza w studio coraz więcej czasu, żeby dopracowywać szczegóły, ale z tego co wiem sesja do "Need To Believe" była waszą najkrótszą. Jak to wyjaśnisz?

Pracowaliśmy bardziej efektywnie. Zgodnie z planem miałem zacząć nagrywanie garów 13 marca, a 15 marca już skończyłem! Stwierdziliśmy: "Zróbmy krótką próbę i jedziemy". Poszło bardzo szybko, bo wszyscy byli świetnie przygotowani. Jeśli masz za dużo czasu, zaczynasz traktować rzeczy na luzie.

Tym razem było naprawdę agresywnie i pracowaliśmy prawie po 18 godzin dziennie. Zaczynaliśmy o 9 czy 10 rano od bębnów, nagrywałem 2-3 kawałki dziennie, potem następnego dnia zgrywaliśmy gitary i bas. Poszło szybko, bo wszystko było świetnie zorganizowane.

Nagrywaliście ponownie we własnym studio?

Tak, dlatego poszło tak błyskawicznie. Wszystko było gotowe, bo zawsze jest gotowe, nie musimy iść tam i wszystkiego przygotowywać. Wchodzisz, podłączasz się i wszystko jest na miejscu. Nagrania poszły szybko, ale przedprodukcja zajęła 9 miesięcy, naprawdę dużo czasu.

Byłem trochę zdziwiony, kiedy parę lat temu dołączyliście do stajni Nuclear Blast, wytwórni, która siedzi raczej w cięższej muzyce. Jak się czujecie w takim towarzystwie?

Świetnie. Odwalają kawał dobrej roboty. Chcieli się trochę otworzyć na inne gatunki, rock, hard rock. Byliśmy jedną z kapel, które chcieli u siebie mieć. Skończył się kontrakt z BMG, wiedzieliśmy, że BMG i Sony będą się łączyć. Wolę iść do wytwórni, która robi dla nas naprawdę wiele, coś czego BMG nie robiło przez 15 lat.

Volkswagen wyprodukował limitowana edycję Golfa "Gotthard". Czyj to był pomysł?

Szef szwajcarskiego Volkswagena jest wielkim fanem Gotthard. Prowadziliśmy rozmowy z jedną z firm motoryzacyjnych, a on przyszedł w międzyczasie i stwierdził, że nie chce byśmy szli do innej firmy, że to on nas chce. Złożył ofertę, której nie mogliśmy się oprzeć i zrobił limitowaną edycję 50 egzemplarzy. To coś specjalnego. Jest dobrym partnerem, szczególnie, że pochodzi z włoskiej części ze Szwajcarii, a ludzie nigdy nie akceptują twojego sukcesu na własnym podwórku.

Scena muzyczna pozostaje ostatnio w ścisłym związku z grami komputerowymi. Próbowaliście gdzieś umieścić swój utwór?

Już to zrobiliśmy. Mamy kawałek na Sing Star, to naprawdę duży tytuł, a teraz nasz producent robi ścieżkę do jakiejś gry na X-Box, nie pamiętam tytułu i też będziemy tam mieli kawałek. To naprawdę świetna promocja.

Więcej w magazynie "Hard Rocker".

Hard Rocker
Dowiedz się więcej na temat: niewierzący | wierząca | studio
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy