"Trzeba docenić to, co się ma"

- To na pewno najlepszy album, jaki zrobiliśmy w zeszłym roku - śmiał się gitarzysta Steve Rothery w rozmowie z Pawłem Amarowiczem. Muzyk brytyjskiej grupy Marillion mówił tak w połowie lutego 2007 roku o 14. już albumie, zatytułowanym "Somewhere Else" (premiera 9 kwietnia 2007). Brytyjczycy przyjechali wówczas do Warszawy z wizytą promocyjną. Rothery podkreśla jak Polska jest dla nich bardzo ważnym krajem, nic więc dziwnego, że w drugiej połowie maja Marillion po raz kolejny zagra nad Wisłą.

Steve Rothery (Marillion)
Steve Rothery (Marillion)INTERIA.PL

Tytuł płyty to "Somewhere Else" ("Gdzieś indziej"). Czy masz jakieś swoje "gdzieś indziej", gdzie najbardziej chciałbyś być?

Generalnie jestem dość szczęśliwy z miejsca, w którym teraz jestem. Mamy dużo szczęścia, że możemy robić to, co robimy... Przez 99 proc. czasu jestem bardzo szczęśliwy...

Podobno pewne pomysły pochodzą jeszcze z sesji nagraniowej "Marbles"z 2004 roku?

Jedynym pomysłem zapożyczonym z "Marbles" był ostatni utwór "Faith", który nagraliśmy na tamtą płytę, ale go nie wykorzystaliśmy. A teraz został ponownie nagrany z Michaelem Hunterem.

Taki był pomysł, żeby najpierw spróbować pracy z Michaelem, nagrywając EP-kę z czterema utworami, zanim nagramy wspólnie całą płytę. I przez kilka miesięcy tak robiliśmy, ale w końcu zdecydowaliśmy się nie wydawać tej EP-ki, ale nagrać cały album "Somewhere Else".

Podjęliśmy decyzję by wykorzystać utwór "Faith" - najdłuższy i dość mroczny, bo wydawało nam się, że ładnie wyważy to cały album.

Pracujemy w taki sposób, że spotykamy się wszyscy i improwizujemy, jammujemy i nagrywamy to wszystko. Potem wybieramy z tego najlepsze momenty, to jak budowanie bloków. Czasem zdarza się, że Steve śpiewa ten sam tekst do kilku rodzajów aranżacji. Potem decydujemy, który jest najlepszy i to jest punkt, z którego wychodzimy przy pisaniu utworów.

Z reguły ten proces trwa około miesiąca i jest dość bolesny (śmiech) i często przyprawia nas o ból głowy. Ale z reguły po miesiącu pewne pomysły zaczynają się klarować.

Między płytami minęły trzy lata. Nie woleliście iść za ciosem, po dobrze przyjętym "Marbles" i wydać nowy materiał wcześniej?

To jest tak - gdy wydajesz album, promujesz go i jeździsz z koncertami przez kilka miesięcy, potem nagrywaliśmy tą czteroutworową EP-kę. Potem zabraliśmy się za "Somewhere Else", co trwało właściwie bardzo krótko, a nagraliśmy o wiele więcej muzyki niż wykorzystaliśmy na płycie - prawie tyle, że wystarczyłoby na drugi album. I mamy nadzieję, że nową płytę uda nam się wydać za około rok.

W sumie to normalne, że przerwa między albumami wynosi około 2 lat. Czasami trochę dłużej, czasami trochę krócej.

Podobno w studiu przygotowaliście 20 utworów.

Tak, to była luksusowa sytuacja jeśli chodzi o ten album, bo mogliśmy wybierać spośród wielu utworów. Nie chodziło o to by wybrać najmocniejsze utwory, ale raczej takie, które by się uzupełniały, które do siebie najlepiej pasowały w jak najlepszy sposób.

Żeby pokazać wszystkie odcienie Marillion, wszystkie style - od utworów typu "Lost Toys", przez energetyczne, spontaniczne piosenki, po dłuższe, bardziej rozbudowane, melodyjne nagrania.

Na pierwszego singla trafił utwór "See it Like a Baby". Czy zobaczymy do niego klip?

Mieliśmy plany, żeby zrealizować teledysk do tego utworu, ale to był eksperyment, który nie do końca się udał. Jeśli wyjdzie drugi singel, chciałbym, żeby ukazał się też do niego teledysk.

To dość trudna sprawa, bo potrzebujesz mieć dobrego realizatora, z dobrymi pomysłami, i w dodatku nie może to być zbyt kosztowne. Więc może następnym razem urządzimy konkurs na niezbyt drogi teledysk dla Marillion, a nagrodą będzie jakieś 5 tysięcy euro czy coś koło tego (śmiech). Jasne, fajnie mieć teledysk promujący nową płytę...

A utwór "See It Like A Baby" opowiada o tym, że trzeba starać się doceniać to, co się ma, a nigdy nie traktować wszystkiego za pewnik. Trzeba doceniać świat wokół siebie - np. piękne niebo czy zachód słońca...

Produkcją zajął się Michael Hunter, który pracował z wami jako asystent inżyniera przy "Brave". Dlaczego zdecydowaliście się na niego?

W czasie pracy nad "Marbles" współpracowaliśmy z wieloma ludźmi, którzy zajmowali się miksami i to było bardzo rozwojowe dla nas. Najlepiej szło nam z Michaelem, bardzo przypadła nam do gustu jego praca.

A Dave Meegan, który tez pracował przy "Marbles" to geniusz, bardzo metodycznie podchodził do pracy, może nawet za bardzo (śmiech). Potrafił pracować szybko, ale też bywało, że pracował bardzo, bardzo powoli...

Bardzo podobało nam się to, co Mike zrobił z miksami i chcieliśmy zobaczyć co wniesie podczas całego procesu nagraniowego, bo jest również wspaniałym inżynierem dźwięku. Jest także muzykiem, jest bardziej spontaniczny, bardziej mu odpowiada brzmienie grupy grającej na żywo.

Czy "Somewhere Else" jest concept-albumem, jak choćby wspomniany wcześniej "Brave"?

Nie wiem czy można to nazwać albumem koncepcyjnym. Mamy dwie różne perspektywy na tym albumie - po jednej stronie są piosenki opowiadającej o prywatnej sytuacji Steve'a, o końcu jego małżeństwa, który nastąpił pod koniec 2005 roku, cały ból z tym związany, a także o odnalezieniu szczęścia z drugą osobą, swego rodzaju powtórnych narodzinach i związane z tym szczęście...

Z drugiej strony jest kilka utworów związanych z kiepską sytuacją na świecie - rosnąca bieda, fakt, że niszczymy nasze środowisko naturalne... Steve mówi, że to może być ostatnie stulecie naszego gatunku.

Są to więc takie dwie różne strony tego albumu - osobisty i globalny aspekt płyty. To takie dwa mini-koncepty (śmiech). Myślę, że to nieźle wyszło, taka pewna równowaga między tymi aspektami.

Pojawiają się opinie, że "Somewhere Else" jest waszym najlepszym albumem. Czy także masz takie wrażenia?

To na pewno najlepszy album, jaki zrobiliśmy w zeszłym roku (śmiech). Ciężko powiedzieć, czy to najlepszy nasz album, myślę, że na pewno jest w czołowej trójce.

Czas pokaże czy to się utrzyma... Czasem zależy to od tak wielu rzeczy... Ale ja jestem z niego zadowolony, to mocny album.

Jak wygląda akcja z zespołami, które zaprosiliście do tego, by zgłaszali się do udziału w waszych koncertach za pośrednictwem waszej strony internetowej?

Nawet o tym jeszcze nie rozmawialiśmy. Nie wiem jakie zespoły będą nas supportować podczas trasy. Jest taki jeden zespół z Anglii, Mr. So & So, który mnie osobiście się podoba. Ostatnio graliśmy z nimi i chciałbym, żeby się pojawili na trasie w Anglii.

No i oczywiście przewijają się te grupy na MySpace, także przy okazji mojego projektu Wishing Tree, tam pojawiło się kilka ciekawych propozycji, ale nic jeszcze nie jest przesądzone.

Czego można się spodziewać po koncertach w naszym kraju? Szykujecie coś wyjątkowego?

Każdy koncert jest wyjątkowy (śmiech). Zawsze podczas koncertów gramy materiał z ostatniej płyty, wiadomo, nie całość, ale taką zacną część (śmiech). No i oczywiście stare kawałki, ale staramy się to dobrze wyważyć.

Na pewno trasa będzie spektakularna. A polska publiczność jest niesamowita i czekamy z niecierpliwością na koncerty u was. Polska to dla nas bardzo ważny kraj, wiemy jak dużo fanów tu mamy. Na liście osób wyszukujących Marillion przez Google Polacy zajmują wysokie miejsce, więc widać, że jest u was duże zainteresowanie naszym zespołem.

W połowie 2006 roku w Warszawie z solowym materiałem "H Natural" wystąpił wokalista Steve Hogarth. Ponoć ma się pojawić zapis tej trasy na DVD. Czy wiesz coś na ten temat?

Tak, Steve ma wydać DVD z tej trasy. Każdy z nas robi coś swojego w czasie, gdy mamy wolne od naszej zespołowej pracy, co się zresztą nieczęsto zdarza (śmiech). Tak, że miejcie oczy szeroko otwarte (śmiech).

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas