Reklama

"Teraz jest mi lepiej"

Jak powstał Groovekojad?

To było ponad półtora roku temu. Zacząłem zbierać ludzi, bo chciałem robić coś jeszcze oprócz Blendersów. Zacząłem od basisty, później doszedł bębniarz, aż w końcu ustabilizował się cały, siedmioosobowy skład.

Skąd brałeś pomysły na takie, a nie inne brzmienie muzyki Groovekojada?

Najpierw zdecydowałem się na ludzi, biorąc pod uwagę ich oraz moje gusta i pomysły muzyczne. Kiedy skład był skompletowany pozwoliłem, aby wszystko działo się samo. Minimalnie kierowałem wszystkim, czasami dając jakieś wskazówki. Jeśli chodzi o komputerowe numery na płycie, to podkłady zrobiłem sam, a zespół dodawał coś od siebie. Chciałem w ten sposób pokazać im, czego oczekuję, aby wiedzieli, w którym kierunku chcę pójść przy następnej płycie.

Reklama

Jakie nadzieje wiążesz ze swoją debiutancką płytą?

Chcę pokazać ludziom, że na polskim rynku istnieją inne rodzaje muzyki oprócz tych, które królują na listach przebojów. Chcę pokazać, że muzyką można się bawić, a nie tylko robić coś na sprzedaż.

Dlaczego odszedłeś z Blendersów?

Złożyło się na to wiele powodów. Najbardziej jednak chodziło o to, że nie pasowałem już do nich muzycznie. Interesowało mnie zupełnie inne granie. Kiedy nagrywaliśmy ostatnią płytę „Fankofil” wszystko szło bardzo wolno. Graliśmy ogromną liczbę koncertów. Nie chodziło o to, że między nami coś się psuło. To było cały czas na normalnym poziomie. Bywały gorsze i lepsze momenty, ale przezwyciężaliśmy to. Jednak muzycznie nasze drogi zaczęły się rozchodzić. W pewnym momencie doszło do sytuacji, że na próbach nie mogliśmy się dogadać. Ja miałem swoje pomysły, nad którymi bardzo długo pracowałem, a chłopakom to zupełnie nie pasowało. Mi nie podchodziły rzeczy, które oni chcieli grać.

Czy nie żałujesz, że współpraca nie trwa nadal?

Nawet nie. Te ostatnie trzy lata były pracowite i trudne. Uważam, że podjąłem właściwą decyzję. Dziękuję im za to, że graliśmy razem i za te wszystkie wspaniałe chwile. Moment w którym podjąłem decyzję o odejściu był najlepszy. Wcześniej byłoby za wcześnie, a później za późno.

Czy w Groovekojadzie możesz się bardziej zrealizować niż w Blendersach?

Tak. W końcu mogę robić to, co chcę. Nikt mnie nie ustawia i dzięki temu ta muzyka jest bardzo szczera. A szczerości na naszym rynku muzycznym bardzo brakuje. Wytwórnie zbyt mocno wpływają na jego kształt i charakter. My próbujemy się przebić i zrobić trochę zamieszania. Teraz jest mi znacznie lepiej.

Czy myślisz, że fanom Blendersów ten album się spodoba? Mimo wszystko jesteś ciągle kojarzony z tym zespołem?

Myślę, że tak. Od ostatniej płyty Blendersów minęło parę lat. Ci ludzie, którzy mieli 16 lat, gdy nagraliśmy „Biribombę” są już trochę starsi. Dorośli trochę i są gotowi na następny krok. Dojrzeli muzycznie. Poza tym na ulicy, kiedy ktoś mnie prosi o autograf, pytam z jakiego jestem zespołu i większość mówi, że z Groovekojada. Znaczy to, że jednak fani wiedzą, co się dzieje i akceptują to, co robię.

Co cię inspiruje, kiedy piszesz teksty?

To zależy od tego, jaka to jest piosenka. Jeżeli są to jakieś elektroniczne, energetyczne brzmienia to wtedy po prostu bawię się słowami, wykorzystuję dwuznaczność danych wyrazów, robię jakieś żarty gramatyczne. Bawię się językami, przechodząc z polskiego na angielski, albo wykorzystuję dodatkowo kaszubską gwarę. Jeśli utwór jest poważniejszy, to wtedy inspirują mnie jakieś sprawy duchowe. Często pod grą słów kryje się głębsze znaczenie, które trzeba znaleźć i rozszyfrować. Przyznam, że nie jest to łatwe. Najbardziej lubię jednak „skatować”. Nie ważne jest znaczenie słów, ale ich brzmienie, to jakie ma samogłoski i spółgłoski. To wszystko ma jakieś swoje duchowe znaczenie. Jeżeli dodać głośność i intonację, to jest to jak malowanie głosem.

Dlaczego premiera płyty była w ostatniej chwili przesunięta?

Powód był prosty. Ludzie słyszeli pierwszy singel, podobał im się, ale nie bardzo wiedzieli, kto gra. Chodziły plotki, że to jakaś hybryda Blendersów. Trzeba było, więc dać trochę czasu, aby uświadomić wszystkich jednoznacznie, że to Groovekojad, a nie Blenders. Lepiej było poczekać i przy okazji premiery albumu wypuścić na rynek drugi singel.

Jak przyjąłeś powstanie stacji MTV Polska i VIVA Polska?

Generalnie dość pozytywnie. Mam nadzieję, że dzięki temu polska muzyka dotrze na Zachód. Może w końcu angielscy bossowie MTV spróbują pokazać światu, że tutaj też coś się dzieje. Może dzięki temu w Polsce zacznie się w końcu akceptować też angielskie teksty piosenek. Obecnie jest niemy zakaz czegoś takiego. Wytwórnie na to nie pozwalają. Piosenka śpiewana po angielsku nie ma szans być u nas singlem. Chcąc zaistnieć na Zachodzie musimy jednak czasami śpiewać po angielsku.

Skąd wziął się pomysł na utrzymany w klimacie zupek chińskich teledysk do utworu „Funkiusz Budi” promującego waszą płytę?

To była kombinacja moich pomysłów z pomysłami Tomka Nalewajka, który robił ten teledysk. Usłyszał tę piosenkę i zapytał, jakie konwencje wchodzą w grę, jaki klimat. Rozmawiałem z nim o tym, co jest dla mnie wiochą, a co mi się podoba. On na podstawie tego napisał scenariusz, ja dorzuciłem parę rzecz typu dziadek i babcia jako DJ-e. Jestem bardzo zadowolony z końcowego efektu.

Jaki masz stosunek do Internetu?

Ciągle się nim bawię. Mieszkałem ostatnio w akademiku i miałem stałe łącze. Siedziałem więc godzinami i surfowałem. Używam ICQ - jeśli ktoś chce ze mną rozmawiać wystarczy wyszukać mnie tam pod hasłem Glennskii. Lubię korespondować z ludźmi. To fenomenalna sprawa.

Czy planujesz otworzenie oficjalnej strony Groovekojada?

Już w sumie taka jest. Na razie jesteśmy podpięci pod burczybas.art.pl, ale ostatnio rozmawiałem na ten temat z moimi webmasterami, którzy byli zajęci z powodu egzaminów i obrony prac magisterskich. Jak tylko wszystko to się skończy mamy zamiar uderzyć mocniej w Internet i odłączyć się od burczybasa. Na nowej stronie będą fragmenty naszych teledysków i wiele różnych ciekawostek dla fanów. Chcę na przykład sam nakręcić teledysk swoją kamerą cyfrową i tam zrobić jego premierę. Nie wiem jednak, kiedy to wszystko będzie gotowe. Może po wakacjach. Ustalimy jeszcze z wytwórnią, czy nam pozwoli umieścić np. mp3.

Czy Internet to szansa dla promowania młodych muzyków?

Tak, chociaż widzę i plusy, i minusy. Osobiście jestem przeciwko Naspterowi. Nie podoba mi się robienie czegoś takiego. Mam jednak wielu znajomych, którzy tłumaczą mi dlaczego z niego korzystają i czasami bardzo dobrze rozumiem, że nie ma innej możliwości. Generalnie jednak nie popieram tego. Internet jest szansą dla nieznanych muzyków, aby mogli jakoś zaistnieć, tego jestem całkowicie pewien.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: internet | pomysły
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy