Reklama

Sztuka śmierci

- Czujemy się tak, jakbyśmy zbudowali ten zespół od początku - mówi w rozmowie z Bartoszem Donarskim - znany także z Behemotha - perkusista Inferno.

Pamiętam, że już przy "Praise The Beast" bardzo zależało wam, "by położyć wielki nacisk na tzw. klimat i atmosferę samych utworów", że posłużę się twoimi słowami z rozmowy z INTERIA.PL sprzed dwu lat. Nowa płyta założenia te zdaje się rozwijać jeszcze bardziej. Cel został osiągnięty?

- Wykorzystaliśmy w stu procentach możliwości jakie przed nami stały, czyli wreszcie profesjonalna sesja nagraniowa, zdjęciowa, szata graficzna i można powiedzieć, że ten album jest dla nas naszym własnym absolutem. W tej chwili nawet nie miałbym pomysłu i jakiejkolwiek idei, że ten album mógłby brzmieć i wyglądać inaczej. Cel jest zawsze ten sam i osiągamy go z lepszym lub gorszym skutkiem, jednak w tym przypadku musze dać upust swojemu zadowoleniu i stwierdzić, że to najlepsze na co nas stać do tej pory. Wypruliśmy z siebie flaki, aby dotrzeć do obecnego punktu i mam nadzieje, że nie tylko my będziemy w stanie konkretnego opętania słuchać tej płyty.

Reklama

Uzyskane na "Blasphemers' Maledictions" brzmienie wypada bardzo przestrzennie, na co swój wpływ miała niewątpliwie zmiana charakteru samej muzyki - dziś znacznie mroczniejszej, posępniejszej. W porównaniu do poprzedniego albumu, dźwięk nowej płyty wydaje mi się bardziej surowy. Odnosicie podobne wrażenie?

- Raczej zawsze brzmieliśmy surowo i jest to w pewnym sensie definicja brzmienia takiej muzyki, również brutalność i szybkość była naszą mocną stroną. Tym razem nie chcieliśmy się absolutnie ograniczać i chcąc rozwinąć szerzej skrzydła poszerzyliśmy spektrum. Na "Blasphemers' Maledictions" odnajdziesz mnóstwo elementów, których wcześniej nie uświadczyłeś w muzyce Azarath. Poruszanie się zupełnie w innych skalach, melodiach, sprawia że brzmi to świeżo, a jednocześnie z duża dozą klimatu i przytłaczającej atmosfery.

- Brzmienie jest przestrzenne, a jednocześnie czytelne i potężne. Miały na to wpływ różne czynniki, m.in. użycie podczas sesji odpowiednich wzmacniaczy, instrumentów i ich stroju oraz świetne wyczucie gruntu z czytaniem Wojtka i Sławka w naszych głowach.

Mocno ograniczyliście też wpływy amerykańskiego death metalu, które od dawna kojarzyły się w Azarath z muskularnymi riffami formacji pokroju Immolation. Ich miejsce - jeśli można tak powiedzieć - zajął w dużej mierze black metal, co doskonale słychać w takich numerach, jak choćby "Crushing Hammer Of The Antichrist", które przywodzą na myśl nawiedzoną agresję Marduka, Funeral Mist czy Triumphator. Zgodzicie się z taką tezą?

- Tak jak wspomniałem wcześniej, zero ograniczeń na rzecz uzyskania odpowiedniej atmosfery i pożądanego efektu. Słuchamy mnóstwa różnorakiej muzyki i nie ukrywam, że zawsze odbije się to echem w dźwiękach, które się tworzy. Uważam też, że wszelkie inspiracje są jak najbardziej zdrowe i na miejscu, gdyż poszerzają świadomość i umiejętności każdego muzyka. Obcowanie ze sztuka śmierci jest naszym uzależnieniem...

Z biegiem lat muzyka Azarath nabierała też większego rozmachu. O ile pamiętam pierwsze płyty zamykały się w 30 minutach, podczas gdy "Blasphemers' Maledictions" jest od nich o 50 procent dłuższa, a niektóre kompozycje przekraczają tu sześć minut. Cześć utworów ma bardziej rozbudowaną, wielowymiarową strukturę, zwaną przez niektórych "epicką". Czy nie jest to zatem najbardziej uniwersalne, wszechstronne dokonanie Azarath?

- Chyba mamy dziś więcej do powiedzenia niż kiedykolwiek wcześniej nagrywając tej długości materiał. Mówiąc poważnie, nie zastanawialiśmy się nad tym zbyt szczególnie i jeżeli dany utwór podczas procesu powstawania wymagał takiego, a nie innego czasu trwania, nie należało się nad tym zastanawiać. Wyrzucaliśmy bezwzględnie do kosza naprawdę całe multum riffów, które nie do końca były kompletne i mieliśmy do nich jakieś uwagi, tak więc ten materiał mógł na dobrą sprawę trwać ponad godzinę. Najważniejsze, że sama praca nad tą płytą była kreatywna, szczera do bólu i świadoma jak nigdy dotąd.

Moim zdaniem największą sztuką jest wydobywanie wspomnianego klimatu z muzyki, która pozostała przecież nad wyraz wściekła. Czy można uznać to za jedno z wyzwań, któremu udało się sprostać na nowej płycie? I czy faktycznie znajdujecie w tym większą trudność?

- Widzisz, to są właśnie elementy, które odpowiednio połączone układają się w kompletną całość. Płyta nie może nudzić. Ma natomiast brzmieć na najwyższym poziomie, zaskakiwać, eksplodować energią i agresją, zmianami tempa i atmosfery, zadziwiać melodią oraz aranżacjami. Bezczelnie wykorzystaliśmy wszystkie dostępne środki oraz cale swoje doświadczenie i wiedzę nabytą przez całe życie, by nagrać ten album.

"Blasphemers' Maledictions" to również studyjny debiut Necrosodoma w barwach Azarath. Choć to, co na poprzedniej płycie w sensie wokali zrobił Bruno do dziś uważam za mistrzostwo świata, plugawy głos Marasa doskonale wpasował się w charakter nowej muzyki. Jak oceniacie jego wkład w tę płytę?

- Byłem pod niesamowitym wrażeniem jego zaangażowania podczas całego procesu powstawania płyty, a jego postawa w studio rozwiała wszelkie wątpliwości. Niełatwym było odnalezienie właściwej barwy pasującej do tych dźwięków, lecz dzięki profesjonalizmowi Marka udało się to uzyskać stosunkowo szybko i skutecznie. Napisał też świetne liryki, a podczas rejestracji wokali naprawdę dawno nie widziałem by ktoś tak bezlitośnie zdzierał własne gardło. Do tego wszystkiego jest bardzo świadomym muzykiem z konkretną postawą i spojrzeniem na to wszystko, co robimy, a jego poświecenie mówi samo za siebie.

Z udziału w poczynaniach Azarath zrezygnował także Thrufel, któremu - jak się zdaje - doskwierało "odgrywanie cudzych pomysłów", jak sam to kiedyś ujął. Z tego co rozumiem na drugiej gitarze ostatecznie gra wasz nowy frontman, zaś na basie Piotr "P." Ostrowski, znany niegdyś z Lost Soul. Czy te zmiany miały też poniekąd wpływ na muzykę, za którą - bodaj w całości - dopowiadasz ty i Bart?

- Z pewnością atmosfera w zespole jest teraz zdrowsza i widzę zaangażowanie i poświecenie z każdej dosłownie strony. Czujemy się z Bartem jakbyśmy zbudowali ten zespół od początku. Posada Marka i Piotra w Azarath nie wpłynęły akurat na muzykę, za która jestem odpowiedzialny razem z Bartem, jednak jeśli masz na myśli kwestie wokalne i liryczne, zmieniło się wiele i uważam, że na nowo zdefiniowaliśmy swój styl i w taki właśnie sposób postrzegamy death metal, jako sztukę śmierci.

Album poprzedziła EP-ka, format, którego w dyskografii Azarath wcześniej nie było. Skąd pomysł na takie wydawnictwo?

- EP-ka miała być wydawnictwem ściśle limitowanym, mającym na celu przypomnienie, że jesteśmy i pracujemy nad pełnym krążkiem. Również pod względem formuły był to etap przejściowy nad tym co miało nastąpić, czyli swoiste wprowadzenie do "Blasphemers' Maledictions".

Na "Holy Possession" pojawia się również przeróbka "Rebel Souls" nieodżałowanego Damnation. Wybór był trudny?

- Wybór był oczywisty, gdyż od dłuższego czasu zamierzaliśmy wykonać "Pagan Prayer" z repertuaru Damnation. Po propozycji Marka przystaliśmy na "Rebel Souls", który zdecydowanie lepiej odzwierciedla nasze obecne oblicze. Własną wersję odegraliśmy stosunkowo wiernie i nie poczyniliśmy zbyt wielu zmian.

Ponownie zmieniliście też barwy wydawnicze. Choć charakter Witching Hour wydaje się pozostawać podziemny, podejmowane przez Barta działania, pod wieloma względami, mogą konkurować z profesjonalizmem gigantów metalowej fonografii, choćby pod kątem fizycznego produktu. Biorąc pod uwagę filozofię Azarath ta współpraca łączy niejako wydawniczy etos undergroundu, na którym zawsze wam zależało, z pewną wartością dodaną, jakiej - być może - wcześniej brakował. Jak wygląda to z waszej perspektywy?

- Nigdy nie mieliśmy parcia na żadnego typu mainstreamowe zagrywki i nie sadzę by w tej materii zaszły jakieś zmiany. Oczywistym jest, że z uwagi na tzw. elitarny charakter tej muzyki nie dotrze ona nigdy do mas wszelakich. Nie ma to jednak prawa wpływać na nasze podejście do wydawnictwa jako całości, a mam tu na myśli produkcję, szatę graficzną i formę wydania. Przyłożyliśmy się jak nigdy wcześniej do tych rzeczy i kosztowało nas to mnóstwo pracy i wysiłku. Zależało nam, aby całość została potraktowana megaprofesjonalnie i jak z najwyższej półki. Jesteśmy naprawdę dumni i zadowoleni z tej płyty oraz efektu końcowego jaki udało się uzyskać.

Coraz bliżej do wznowienia koncertowej działalności Behemoth, co jak sądzę nie będzie bez znaczenia dla poczynań Azarath w tej materii. Rozwiązanie będzie podobne jak wcześniej?

- Z pewnością zespół będzie aktywny, ale z uwagi na zaistniałą sytuację Behemoth, będzie koncertował troszkę mniej niż w przeszłości, co pozwoli mi wstrzelić się w coraz większą ilość koncertów z Azarath. Natomiast nie wykluczam rozwiązania, o którym mówisz i jeśli wystąpi taka potrzeba, znajdziemy zastępstwo.

Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Azarath | metal
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy