Reklama

"Robię to tak, żeby mieć z tego satysfakcję"

Od dłuższego czasu grasz na koncertach materiał z nowej płyty. Powiedziałeś niedawno, że nadaje się ona bardziej do zagłębiania w nią niż na imprezy - stąd pytanie: jak materiał ten przyjmuje się na koncertach?

Dobrze się przyjmuje. Zawsze jest różnica, jeśli ludzie znają materiał. Jeżeli go nie znają, stoją, patrzą się i słuchają "jednym uchem". Staram się przeplatać nowy materiał ze starym, na który ludzie reagują żywo.

"Alfa i Omega". Można by się pokusić o stwierdzenie, że według tytułu do ciebie należy symboliczne pierwsze i ostatnie słowo... Mógłbyś to rozszyfrować?

Reklama

Zastanawiałem się, jak przekazać ludziom to, że ta płyta jest zrobiona od początku do końca tylko przeze mnie. Były różne pomysły typu "Sam", itd. Myślałem nad jakimś bardziej metaforycznym odniesieniem do tego. Wiem, że to jest symbolika religijna, ale nie przeszkadza mi to.

Wydanie wersji dwupłytowej było założeniem od samego początku? Pierwsza płyta - alfa, druga - omega?

Nie. Było coraz bliżej ukończenia albumu i po podliczeniu czasów okazało się, że materiał fizycznie nie zmieści się na jednej płycie. Musiałem to podzielić i w sumie mi to nie przeszkadzało, bo skoro jest "Alfa i Omega", to pasowało do wydania podwójnego albumu. Dlatego się na to zdecydowałem.

To znaczy, że niska cena wynika z faktu, iż pierwotnie płyta miała być pojedyncza?

Mniej więcej tak. Była odgórnie ustalona cena, której nie mogłem zawyżać, i taka została. Tak naprawdę to nie są jakieś potężne koszta. Więcej kosztuje foliowanie, rozprowadzanie do sklepów, itd. Natomiast koszt samej płyty nie podniósł się. Nie zmienialiśmy ceny.

Mówiłeś, że Pezet, O.S.T.R., HST i Gural to pewniaki na solówce. Summa summarum Gural się nie dograł...

Ale się dogra - a przynajmniej tak mówił. Jego zwrotka do kawałka "Alter ego" będzie na winylu. Kiedy już była ustalona premiera, zadzwonił i... hmm, przeprosił. Był zabiegany w tym okresie i nie wyrobił się. Powiedziałem mu, że nic się nie zmieniło i że może dograć się na winyl. Wysłałem mu zmasterowany bit jeszcze raz i dalej czekam. Jeśli Gural na czas podeśle zwrotkę, uda się to zrobić. Jeśli nie to mam nadzieje, że nagramy kiedyś albo to, albo coś innego. Ostatnio doskonale rozumiem, czym jest brak czasu, więc nie będę miał mu za złe.

Byli jacyś artyści, o których udziale oficjalnie nie mówiłeś, a koniec końców z jakichś przyczyn się nie dograli?

Raczej jest na płycie ekipa, którą chciałem... A nawet większa niż planowałem. Powstał kawałek z Anglikami. Ktoś go musiał ogarnąć, a nikt nie chciał tego brać na barki. Stwierdziłem, że skoro to jest mój bit, to ja to wezmę na płytę. Chłopaki się zgodzili. Podobnie Soundkillers - myślę, że chłopakom przyda się pewien rodzaj promocji, tym bardziej, że wierzę w ich rymy...

Powstały do tej pory dwa klipy: "SMS-y" i "Już dawno nie". Planujecie zrobienie teledysku do "Sekretów" z Pezetem. Co na chwilę obecną możesz na ten temat powiedzieć? Macie pomysły na ten klip?

Pomysły są. Kto będzie to robił - już wiadomo. Nie będą to te same osoby, które robiły poprzednie klipy. Będzie to Kopruch, który zrobił "Cyfronów" i pracował z Lilu... Jesteśmy dogadani, ale czekamy na jakieś pieniądze od sponsorów. Chciałbym, żeby to wyglądało naprawdę profesjonalnie - kamery i postprodukcja wysokiej jakości. W faceta wierzę, bo widzę, co potrafi zrobić, ale boję się o sprzęt i czy to będzie zrobione tak, jak bym chciał. Chcę, żeby to było porównywalne do zachodnich produkcji. Szukam sponsora.

Czy to będzie ostatni klip z "Alfy i Omegi"?

Najprawdopodobniej tak, bo potem będę się zabierał za inne materiały i do nich będę chciał robić teledyski.

Podkreślasz, że ten album to w 100 % twoja produkcja. Zająłeś się bitami, napisałeś teksty, a nawet zrobiłeś okładkę. Pomysły na teledyski też są twoje?

Pomysły są wspólne. Zawsze odbywa się pewnego rodzaju burza mózgów. Jeśli współpracuję z ludźmi, to chcę, żeby wkładali w to swoje zaangażowanie i pomysły. Mają wtedy pasję i nie są jedynie odtwórcami cudzego pomysłu. Wkładają w to swoje knify i bardziej się angażują. Fajne jest to, że można wspólnie tworzyć jakąś nową jakość.

Gopside - projekt Jajonasza, Maty, Gana, Juraviela, twojej żony Anny i twój - ma się zajmować szeroko pojętą promocją kultury hip hop...

Takie jest założenie. Czekamy na logotyp i na stronę internetową, a potem ruszamy. Nie chciałbym zapowiadać czegoś, co może się nie odbyć, bo mam już dość takich zapowiedzi... Jeśli w projekcie bierze udział dużo osób, to zawsze musi się znaleźć najsłabsze ogniwo i w każdym przypadku jest to inna osoba. Razem staramy się - za przeproszeniem - kopać po dupach i jakoś to popychać do przodu. Kawałki się nagrywają, a jak już będziemy mieli materiał, to wymyślimy, na które projekty trafi. Mamy już podział ról, ale jest tak skomplikowany, że nie pamiętam... (śmiech) Generalnie każdy zajmuje się tym, co robi najlepiej: Jajo muzyką, Gano ogarnianiem spraw papierkowych, Ania promocją, ja - również muzyką, ewentualnie załatwianiem kontaktów z raperami, inni czym innym.

Nie obawiasz się, że projekt Gopside będzie kolidował z promocją "Alfy i Omegi", a później z Brak2Sensu i Pokahontaz?

Myślę, że nie, bo każdy ma jakiś "wycinek" do roboty. Zajmuję się swoimi sprawami, a przy okazji jest Gopside. Dostaję "na papierku", że muszę zrobić to i to. Jeśli mam czas, staram się to załatwić.

Celem projektu jest też trafianie do waszych rówieśników - ludzi, którzy razem z wami zaczynali słuchać tej muzyki. Nie odpowiada wam średnia wieku na koncertach?

No przecież doskonale wiesz, jaka jest średnia wieku na koncertach. Sprawa wygląda tak, że ludzie w naszym wieku nie chodzą na koncerty, bo są tam "małolaty". Chcemy podnieść pewnego rodzaju poprzeczkę, żeby nasi znajomi, którzy przestali się tym zajmować przez pracę, dom, rodzinę i brak czasu, znaleźli moment, żeby iść na imprezę i żeby poczuli się tam jak u siebie. Będą mieli tam z kim porozmawiać i nie będą czuli się jak dziadkowie.

Chyba jedynym sposobem na pozbycie się problemu jest ograniczenie wieku w klubach, a z tego, co wiem, gracie teraz koncerty, na których wiek jest dowolny...

Jeśli chodzi o imprezy gopside'owe, to będą one sprofilowane dla starszych osób, a pozostałe koncerty będziemy grali dla wszystkich.

Jaki wobec tego jest wwój wymarzony odbiorca?

Wiesz co? Nie wymyśliłem sobie, że to ma być ktoś w wieku 14 czy 17 lat itd. To się samo dzieje. Sam pamiętam, jak byłem młody... młodszy! (śmiech) Słuchałem muzyki i to był okres, kiedy ona najbardziej do mnie trafiała. Wtedy najbardziej się tym przejmowałem. Moja grupa rówieśnicza też. Nosili plecaki z naszywkami, czesali się w szczególny sposób czy nosili szersze spodnie niż inni. To jest taki okres, który stawia muzykę na bardzo wysokim miejscu. Później - przez życie, które nas dobija i miażdży - zamienia się miejscami z rzeczami ważniejszymi. Ogólnie lubię moich odbiorców. Słuchasz mnie? Fajnie, cieszę się bardzo. Zawsze z tobą pogadam. Tyle.

Jesteś chyba jedynym artystą, który nagminnie musi tłumaczyć swoje teksty słuchaczom...

(śmiech) Tak wyszło. To jest ciekawe, kiedy słucham tekstów i często odkrywam jakieś wartości przemycone dopiero po jakimś czasie. Doznaję olśnienia: "Aha! To przecież o to chodzi!". Mam akurat taki styl pisania, w którym jest dużo takich zagadek i fajnie jest komuś wyjaśniać, jak ja to rozumiem, ale interpretację zostawiam tym, którzy mnie słuchają. Piszę tak, żeby to zostawiało margines na domysły. Nie potrafię inaczej.

Zdarza ci się, że masz już całą zwrotkę, ale stwierdzasz, że "wkradło" się do niej za dużo łopatologii czy truizmów i wszystko poprawiasz, żeby tekst był bardziej skomplikowany?

Nie, nie. Raczej w drugą stronę.

Kiedyś twoje kooperacje z innymi artystami w większości kończyły się na współpracy ze Ślązakami. Gdybym miała dzisiaj wymieniać nazwy miast, są wśród nich Warszawa, Łódź, Poznań czy Bielsko-Biała... Z czego to wynika?

Wynika to z tego, że jest to pierwszy materiał, na który tak naprawdę ja sam mogę sobie dobierać gości. To są raperzy, których szanuję, jeśli chodzi tych spoza Śląska. Zawsze chciałem z nimi nagrywać, a teraz w końcu mogłem ich zaprosić i bardzo się cieszę, że się zgodzili.

Czy zatem Katowice wciąż są tym "miastem jednym na sto"?

Lubię i kocham to miasto, chociaż są miasta, w których dzieje się więcej. To jest takie siedzenie i malkontenctwo: "Jezu! Jak tu nudno, nie ma gdzie iść! Co robić

w klubach, jak tu klubów nie ma?". Wiadomo, że wszędzie lepiej, gdzie nas nie ma. Miasta studenckie: Kraków, Warszawa, Toruń, Trójmiasto, Wrocław, itd. - tam jest życie nocne. U nas ten asfalt zwijają o pierwszej czy drugiej i nie dzieje się już nic... normalnego.

Wielu fanów najbardziej czekało na ciąg dalszy "Czasu". Druga część niewątpliwie zaskakuje finałem. To było zamierzone od samego początku?

Nie. W pewnym momencie wściekłem się na ten kawałek, bo mnie stopował. Zamiast skończyć to od razu i mieć luz, ja zawsze muszę sobie najtrudniejsze zadanie zostawiać na sam koniec. Miałem kilkanaście pomysłów, jak to zrobić, i żaden mi nie siadał tak, jak bym chciał. Żaden nie wydawał się idealny, a to jeszcze było spotęgowane tym, że czułem dziką presję: "Czy Fokus podoła zadaniu?". W pewnym momencie tak się zmęczyłem, że nie potrafiłem tego nawet popchnąć do przodu i pomyślałem, że muszę się trochę wyluzować. Stwierdziłem, że muszę pisać tak jak pierwszą część, czyli pisać, co mi ślina na język przyniesie. Niech te wątki się same zazębiają. Pod koniec pisania tekstu byłem na tyle zmęczony, że pomyślałem: "To ja już nas zabiję. Niech te postaci zginą".

To znaczy, że zrobiłeś to, żeby wykluczyć kontynuację?

Tak. W ten sposób powstała trylogia, bo jest jeszcze kawałek "Lista", który przeplata się z pierwszą i drugą częścią "Czasu".

W kawałku "Już dawno nie" z HST rapujesz: "To nie Paktofonika, więc zostawcie Titanica", ale na płycie wspominasz też Magika. Nie uważasz, że permanentne wałkowanie tematu przez dziennikarzy i fanów jest spowodowane tym, że wy nie przestajecie o tym mówić?

Przez dziennikarzy, przez fanów. Nie przez nas. Owszem, to się wyklucza, ale przy dużym projekcie, jakim jest płyta, zdarzają się nieścisłości. To jest tak, jak gdy jest ci ciepło. W lato narzekasz: "Boże! Jak mi gorąco!", a w zimie mówisz: "Fajnie. Jest mi ciepło!". Tak to rozumiem.

Przez jakiś czas mówiło się o bardzo ambitnych planach stworzenia filmu o Paktofonice. Zebrano mnóstwo materiałów i przeprowadzono setki rozmów. Dlaczego zamiast filmu ukaże się tylko książka?

Maciek, który napisał scenariusz, przeszedł przez setki ludzi, którzy - jak się na początku zdawało - chcieli mu pomagać... Bywało tak, że chcieli pomóc, ale wtedy Maciek uważał, że to nie są odpowiednie osoby do oddania ducha tego filmu. Cała ta procedura trwała kilka lat. Razem z Sebastianem czekaliśmy, aż podejmie decyzję o współpracy z odpowiednimi osobami. Okazało się, że na polskim rynku brakuje ludzi, którzy zajęliby się tym tak, jak my chcemy - albo osoby, z którymi chcemy współpracować, nie chcą pracować z nami. Stwierdziliśmy, że nie ma czasu, żeby zajmować się tym wszystkim, i zrobimy książkę. We wstępie jest notka od Maćka - dosyć długa, jak przypuszczam - pod tytułem "Co się stało, że ten film nie powstał". Jest to pewnego rodzaju strzał w głowę tym wszystkim ludziom, którzy okazali się tacy, a nie inni. Znając Maćka - jest to dość ironicznie napisane, tak że sam jestem ciekaw, jak to wygląda. Paradoksalnie liczymy na to, że jak to wyjdzie na szersze wody, to ktoś się w końcu tym zainteresuje. Budżet na taki film jest ogromny w naszym wyobrażeniu, ale w świecie filmowców są to przeciętne sumy. Polak zawsze taki był, że "wojował szabelką". Ciągle wracamy do czasów historycznych, a wydaje mi się, że nowe pokolenie już ma tego dosyć, chciałoby zobaczyć coś nowego. Nie znam się dobrze na filmotece polskiej, bo i tak oglądam hollywoodzkie wymysły, ale... Zaplątałem się... (śmiech)

To ja odplątuję (śmiech). Słyszałam, że do tej pory przez ten projekt przewinęły się bardzo znane nazwiska, np. pan Andrzej W.?

Tak, był pan Andrzej W., który chciał potem robić projekt o Kuroniu, a ostatecznie zrobił "Katyń"...

Z filmu o Paktofonice przeskoczył na "Katyń"?

No widzisz... Nie chciałbym się wypowiadać na temat człowieka, z którym nigdy nie rozmawiałem. Maciek był z Warszawy i uderzał do nazwisk warszawskich. Chcieliśmy, żeby był hałas o tym filmie, bo wydaje mi się, że temat jest ciekawy. Ale nie wyszło. Może ktoś się zdecyduje, jeśli przeczyta ten scenariusz. Sam w sobie jest on bardzo mocny. To było dziwne, bo jest tam postać, która przedstawia mnie. W filmach dużo rzeczy się upraszcza, a czasem cała historia zamknięta jest w jednym zdaniu. Ten scenariusz jest tak napisany, że czytając go, byłem w pewnych momentach wzruszony. Czytałem m.in. o sobie i się wzruszałem. Nie wiem, dlaczego nikt się nie zajął tak mocnym materiałem, ale w końcu my postanowiliśmy się za to zabrać.

Tymczasem już niedługo "Alfa i Omega" trafi na półki sklepów. Jakie są twoje oczekiwania względem tej płyty?

Złoto, Platyna (śmiech)! Fajnie by było zdobyć Złoto, ale w Polsce trudno jest je osiągnąć. Ogólnie trudno jest to osiągnąć. Nie będę płakał, jeśli go nie będzie, ale chciałbym je zdobyć. To byłoby ukoronowaniem tego, co w to włożyłem. Może mam za duże wymagania, ale wierzę w ten materiał. Nie bawię się w rymowanie pod blokiem. Robię to tak, żeby mieć z tego satysfakcję.

Magazyn Hip Hop
Dowiedz się więcej na temat: Fokus
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy