Reklama

"Nie rozwalę parlamentu"

Na początku zastrzeżenie, że wszystko, co dzisiaj powiesz, traktujemy z przymrużeniem oka, by żaden twórca hiphopowych encyklopedii nie posądził cię znowu o przynależność do Ligi Polskich Rodzin.

Tak, rzeczywiście, pojawiają się różne pogłoski o mojej przynależności partyjnej. Jednak nie należę do LPR, do Parlamentu Europejskiego też nie kandydowałem. To był żart, widocznie nazbyt ciężki dla niektórych. Wskutek tego np. zielonogórska "Gazeta Wyborcza" pozwoliła sobie napisać, że mimo iż należę do LPR, to jestem całkiem niezłym raperem. I to było napisane na poważnie, o zgrozo.

Reklama

Zaniechałem już walki z wiatrakami. Cóż, takie są skutki, jak się coś chlapnie jęzorem. I pomyśleć, że wszystko przez to, że w jednym wywiadzie powiedziałem, że z chłopakami z LPR jedziemy rozwalić Parlament Europejski.

Nie rozumieją cię dziennikarze. A co ze słuchaczami?

Nie generalizujmy, na ogół rozumieją, podobnie słuchacze. Bardzo rzadko zdarzają się pytania: "A dlaczego tam w tekście jest 15 autobusów i dlaczego te gwiazdki są na niebieskim tle" [w utworze "A dokąd to?" o integracji europejskiej - przyp.red.].

Mam szczęście do słuchaczy. Widzę zrozumienie w oczach ludzi, którzy przychodzą na nasze koncerty. Jak gramy "Nie jest dobrze", z refrenem "Radio Maryja uratuje polski hip hop", to widzę, że oni przeważnie rozumieją o co tam chodzi. Gdyby bowiem ten utwór rozumieć literalnie (o co niektórych podejrzewam), to można dojść do strasznych wniosków.

Czasami aż sam się dziwię. Na przykład w "Nic dziwnego" jest taki zwrot "wojownik NIMBA". I nikt się o to nie pyta, jakby wszyscy wiedzieli. A pewnie nie wszyscy wiedzą, że "NIMBA" to jest "not in my backyard", czyli "nie na moim podwórku", a ci wojownicy to ci wszyscy ludzie, którzy rzucają np. kamieniami w ośrodki Monaru w ich wioskach. Ale widocznie wszyscy to wiedzą.

Właśnie wystąpiliście przed legendą sceny, Kalibrem 44. Wydawało się, że wszyscy będą chcieli zobaczyć przede wszystkim gwiazdę wieczoru, a tu niespodzianka. Przyćmiliście trochę śląską ekipę.

Bez przesady z tym przyćmiewaniem. Ale zostaliśmy przyjęci ciepło, nie spodziewałem się tego. Zawsze jak gramy taki łączony koncert, to jest pewne ryzyko, że ludzie przyszli akurat nie nas posłuchać. A tu proszę, coś takiego. Serce rośnie.

A co robi na koncertach Weber? Bo przez cały czas stał sobie z tyłu, a za gramofonami produkował się Twister.

Weber generalnie pilnuje harmonijnego przebiegu koncertu. W Krakowie zagraliśmy pierwszy raz cały koncert z winyli. Dotychczas podkłady z pierwszej płyty były na winylu, z drugiej na kompakcie. No i Weber czuwał nad kompaktem i wciskał przycisk "play". Ale naprawdę rola Webera jest ogromna przed koncertem i po koncercie, a umiejętności organizatorskie nieocenione.

Na koncertach radzisz sobie świetnie z tłumem. Socjotechnikę masz chyba w małym palcu?

To też duża zasługa mojego hypemana Jacka z Projektantów. Jestem świadomy tego, że czasami nasze chwyty ze sceny nie są specjalnie oryginalne. Wczoraj odpuściliśmy ludziom, nie kazaliśmy im np. robić pajacyków, chociaż czasami się zdarzają. Trochę ruchu nie zaszkodzi. Nie może być tak, że tylko głowa pracuje na koncercie.

Mało jest cię w mediach, koncertów też nie gracie przesadnie wiele. Dlatego, że wy nie chcecie, czy was nie chcą?

Nie uprawiamy muzyki, która predysponowałaby nas do tego, aby grać 36 koncertów w ciągu miesiąca (a jest zespół, który podobno tyle grywa). Płyty też się nie sprzedają jakoś fantastycznie, ale na stałym poziomie. To świadczy, że jest wierna publiczność. Mamy swoich ludzi po prostu.

A w mediach jest nas w sam raz. Kiedy tylko zauważam, że zaczynam bardziej istnieć ja niż to co robię, to się z tym źle czuję. Moim zdaniem dużo lepiej wyrażam się poprzez muzykę, aniżeli przez wywiady.

Wiem, że twoim fanem jest m.in. Dorota Masłowska. Koledzy hiphopowcy powinni być ci wdzięczni, bo dzięki tobie słuchają tej muzyki ludzie spoza środowiska.

Masłowska? Naprawdę? No proszę. Bardzo się cieszę. Jestem gdzieś z boku środowiska, ale ciągle pozostaję raperem, nie satyrykiem, nie intelektualistą, tylko raperem. I nie zamierzam od tego odbiegać jeśli chodzi o formę. Co innego jeśli chodzi o treść.

Ale od środowiska się izolujesz. Nie występujesz na płytach kolegów, sam nikogo nie zapraszasz.

Nie jestem wziętym raperem, którego każdy chciałby mieć na płycie. Jestem odszczepieńcem, robię jakieś koncepcyjne numery, trudno byłoby mi też kogoś zaprosić i kazać mu, żeby mówił to, co ja chcę.

Ostatnio nagraliśmy numer z Budyniem. To była trochę egzotyczna kolaboracja, ale w efekcie dość owocna. Jeśli zaś chodzi o polską scenę, to jestem malkontentem - wystarczą palce jednej ręki, żeby wymienić to, co mi się podoba.

O.S.T.R.-y, twój kolega z wytwórni, poszedł na nowej płycie na wojnę z hip hopolo. Myślisz, że ma szanse w tym starciu?

Generalnie myślę, że hip hopolo, jak to nazywają fachowcy, minie, bo to jest moda. I na imprezę będzie przychodziło 300 osób, a nie tysiąc. Ten hip hop, że tak powiem, lekkich obyczajów, zejdzie wkrótce ze sceny. To jest kwestia czasu, bądźmy cierpliwi.

Co jest takiego wyjątkowego w Szczecinie, że w ciągu kilku miesięcy powstało tam kilka znakomitych płyt: Budyń, Braty z Rakemna i Łona?

No i jeszcze Pogodno. Szczecin jest specyficzny, skomplikowany, wszystko jest bardzo przemieszane, jest tam jeszcze sporo śladów poprzednich mieszkańców.

A muzyka? Może to wpływ jodu. Jak powiedziała Aśka Tyszkiewicz ze S.N.U.Z., "mamy w płucach więcej jodu". I, co ważne, wszyscy się tu znają i szczerze mówiąc nie słyszałem o żadnych konfliktach. Może Szczecin się po prostu obudził. Bo przed nami jeszcze wiele premier, już niedługo usłyszysz Projektantów. Mogłoby być tego jeszcze więcej, ale jesteśmy z natury strasznie leniwi.

Co powiesz na takie zdanie: "rap to przejaw zaniku ciekawości światem"?

Wydaje mi się, że mamy w Polsce wiele przykładów, że jest błędne. To ja powiedziałem, tak?

Nie. Strzelaj dalej.

Moja mama?

Brawo.

No proszę. Miała trochę racji. Ale tylko trochę. Walczę z tym zdaniem... Mamy taki problem w Polsce, że w dużej mierze kopiujemy Amerykę. I dopóki będziemy się do tego ograniczać, to wiele dobrego nam nie wyjdzie.

Wiesz, są podobno dwie teorie na temat kręcenia filmów. Jedna mówi, że nie należy wcześniej nic oglądać, bo człowiek tym przesiąka. Druga z kolei radzi, żeby wszystko oglądać, bo wtedy wiesz wszystko. I w obu coś jest. Tak samo jest z rapem.

Jesteś wielkim zwolennikiem integracji europejskiej. Płyta "Nic dziwnego" celowo wyszła 2 maja, tuż po naszej akcesji?

Nie, to był przypadek. Chcieliśmy przed referendum wykorzystać jakoś kawałek "A dokąd to?", ale nie udało się. Jednak on wciąż jest aktualny, szczególnie w obliczu sondaży, w których LPR jest na drugim miejscu. Jeśli taka partia jest wysoko w rankingach, to znaczy, że coś jest nie w porządku.

Krytykujesz LPR, chwalisz prezydenta Kwaśniewskiego. Masz poglądy lewicowe, jak rozumiem.

Poglądy mam umiarkowane, ale rzeczywiście coraz bardziej lewicowe. Kwaśniewskiego rozpatruję jednak bezideowo: jest, mimo wszystkich swoich wad, po prostu świetnym prezydentem i, co tak rzadkie w Polsce, człowiekiem kompromisu. Wielką robotę zrobił np. na Ukrainie.

A pozostając przy tematach politycznych - nie czujesz się zagrożony przez polityków z sejmowej komisji śledczej? Pozbawiają cię tematów, bo ciężko się nabijać z kabaretu?

Jestem przerażony panem Gruszką. Nie da się sparodiować tej komisji, skoro sama jest parodią. Ci kolesie podnoszą ręce, głosują, wypowiadają jakieś bełkotliwe frazy, ja nic z tego nie rozumiem. Jestem w końcu studentem prawa, prawda, że raczej marnym, ale mimo wszystko przeżywam traumę jak to oglądam.

Ci ludzie oszaleli ze wzajemnej nienawiści. To zaszło za daleko, brakuje zdrowego rozsądku, zwłaszcza w polityce.

A powiedz mi, czy był jakiś odzew na piosenkę o Radiu Maryja?

Nie, nic. Obyło się bez skandalu, aż się obawiam, czy nie zostałem opacznie zrozumiany. Wszechpolscy nie pojawiają się na koncertach. Zaprosili mnie kiedyś na spotkanie, żebym im opowiedział o rapie, ale jakoś nie wyszło.

Czy cytat z kawałka "Nie gadaj tyle": "po co łapać króliczka, skoro tak przyjemnie się go goni", można uznać za oficjalne credo Łony?

Tak. Dam ci taki przykład, pierwszy z brzegu. Jak zapewne ci wiadomo, jestem obrzydliwie zarobionym raperem: mam dwa samochody, trabanta i forda [samochody Łony mają odpowiednio 22 i 12 lat - przyp. red.]. Fordem jeżdżę, trabant czeka na wiosnę.

Ford się ostatnio zepsuł, mianowicie wydech odpadł. Na marginesie - zdarza mi się to w każdym samochodzie, zupełnie nie wiem dlaczego - zawsze gdzieś na środku drogi odpada mi wydech. Ucieszyłem się z tego, przywiązałem wydech sznurkiem, dojechałem do domu wyjącym samochodem i z przyjemnością zacząłem jeździć z powrotem tramwajami. Ale mogę teraz docenić, że za tydzień znów wsiądę do auta, zatęsknię za nim, gdy będę marzł gdzieś tam na przystanku. Bo człowiek zapomina o takich udogodnieniach, kiedy je ma.

A przy okazji w tramwajach znajdziesz parę ciekawych tematów.

No właśnie! Jechałem ostatnio do centrum tramwajem półtorej godziny, zatrzymywałem się co chwila pod byle pretekstem, spotkałem ludzi, których nie widziałem od lat, no coś pięknego!

A co z trabantem, pieszczotliwie zwanym Helmutem?

Helmut dostarczał takich wrażeń regularnie, psuł się przynajmniej raz na miesiąc. Teraz zaś popsuł się na dobre. Ale chyba już dojrzałem do tego, by go gruntownie wyremontować. Zwłaszcza, że Helmut to mój rówieśnik

Nie mogę go na szczęście sprzedać, bo jest prezentem. Rozsypać się nie rozsypie, chyba, że go świnie zjedzą, jak w "Czarnym kocie, białym kocie" Kusturicy. Tam jest taka scena, przy której kroiło mi się serce, gdy świnia zabiera się do trabanta i w następnej już go kończy.

Swoją drogą, wiesz jaka jest główna część instrukcji obsługi do trabanta? Aktualny rozkład jazdy autobusów.

Widzę, że się u ciebie nie przelewa. Czyli "Rozterki młodego rapera" są takie same jak rapera doświadczonego: "gdzie są k***a pieniądze?".

Jakoś udaje mi się nie zarobić fortuny na tym. I bardzo dobrze. Ja nie potrafiłbym zająć się tylko muzyką, muszę robić coś oprócz tego, bo szybko straciłbym całą energię.

To co robisz oprócz rapowania?

Ha. Nic specjalnego. Studiuje zaocznie (zaocznie od czasu, gdy podczas pierwszej sesji wypadły koncerty), czasami popracuję, jeżdżę po Polsce, czytam trochę, ostatnio na przykład "Czekając na barbarzyńców" JM Coetzee.

Imprezowania pewnie masz już dość. Po takich traumach, jak w kawałku "Dobranoc/Do ciebie, Aniu szłem", gdzie zasuwasz na piechotę w nocy, przez cały Szczecin, z klapkami na nogach?

Ja się świetnie bawiłem w trakcie tego spaceru. Nawiązując jeszcze do króliczka - odkryłem, że ten spacer jest wartością samą w sobie, ja już w jego trakcie zdałem sobie sprawę, że to mi się nigdy nie powtórzy. Wszystko tam jest prawdą.

Jednego tematu w twoich tekstach nie można znaleźć. Wyjątkowo na hiphopowca nie rymujesz o paleniu marihuany.

Bo sam nie palę, wystarczą mi nałogi, które mam, czyli przede wszystkim szlugi. Poza tym jestem odpowiedzialny - nie piję na umór przed koncertami. Tylko po (śmiech). Nie biegam na jointa, tylko na setkę. Chociaż, nie zawsze. Czasami na pięćdziesiątkę, bo nie w każdym mieście stać mnie na setkę.

Kiedy graliśmy po raz pierwszy w Warszawie, zdarzyła się taka scenka: Weber podchodzi do baru: "Piwo proszę". A facet mówi: "Dycha". Weber mu na to: "Ale ja tylko jedno prosiłem". (śmiech).

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: muzyka | Szczecin | LPR
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy