Reklama

"Nie bawię się w kurtuazję"

Aniu, jesteś ładną kobietą, a jednocześnie panuje opinia, że po męsku twardą. Ile w tym prawdy?

Ania Dąbrowska: Byłam chłopczycą i chciałam taka pozostać. W tym widziałam swoją niezależność. Nie chciałam, aby postrzegano mnie jako miękką dziewczynę. Ale nagle okazało się, że ten kobiecy wizerunek też jest całkiem fajny i przyjemnie jest się zmieniać w kobietę. A może to tylko moja chwilowa fascynacja, a potem powrócę do swoich bardziej sprawdzonych wcieleń? Nie wiem.

A sąd wzięłaś to męskie "wcielenie"?

Reklama

Ania Dąbrowska: Taka się urodziłam. Jako dziecko bawiłam się z chłopcami, ich świat był mi bliższy. Chłopcy nie byli tacy skomplikowani jak baby, nie musiałam z nimi plotkować, gadać o nie wiadomo czym. Wolałam łazić po drzewach.

A kiedy przychodziłaś do domu i płakałaś z powodu obtartego kolana, rodzice mówili, że płaczą tylko baby?

Ania Dąbrowska: Tak. Tato wychowywał nas w przeświadczeniu, że człowiek się nad sobą nie użala, nie kabluje na innych i radzi sobie sam. Przygotowywał nas na taką chwilę w życiu, kiedy nie będzie się komu poskarżyć. To było twarde wychowanie. Może na początku bolesne, ale kiedy dorosłam zdałam sobie sprawę że miało sens i dzisiaj procentuje w dorosłym życiu, bo rzeczywiście nie użalam się nad sobą. Mam dystans wobec rzeczywistości i radzę sobie. Radzę sobie z życiem.

Co robisz kiedy pęka ci opona w samochodzie? Dzwonisz do swojego chłopaka: "kochanie przyjedź natychmiast i ratuj mnie"?

Ania Dąbrowska: Dzwonię do jego taty bo wiem, że jest złotą rączką. Nie, poważnie mówiąc, nigdy nie panikuję w takich sytuacjach. Nie jestem panikarą. Chyba. Kiedy pojawia się problem natychmiast szukam rozwiązania.

A kiedy ktoś z przyjaciół zwraca się do ciebie z problemem?

Ania Dąbrowska: Mówię mu prawdę. Nie bawię się w kurtuazję. Choćby to było bolesne. Jeśli na przykład ktoś mi mówi, że jest zakochany, a tamta druga strona ewidentnie go zwodzi i robi wszystko, żeby dać do zrozumienia, że nic z tego nie będzie, to mówię szczerze, żeby sobie dał z tym spokój.

Jakie są męskie cechy twojego charakteru?

Ania Dąbrowska: Na pewno mam silny charakter, jestem dosyć twarda, trudno mnie zranić, trudno zdenerwować. Na palcach jednej ręki można policzyć osoby, które widziały mnie zdenerwowaną. Nigdy nie wpadam w furię czy złość, która się manifestuje na zewnątrz.

Tego się nauczyłaś czy taką masz naturę?

Ania Dąbrowska: Chyba pomogła mi w tym psychologia, którą studiowałam. W ogóle bardzo dużo się na tych studiach nauczyłam o ludzkim zachowaniu i stanach wewnętrznych, w które człowiek wpada. Na takich studiach nieustanne poddajemy się analizie, żeby sprawdzić: czy my też jesteśmy na coś "chorzy". Dosyć gruntownie zanalizowałam swój charakter.

I co z tej analizy wyszło?

Ania Dąbrowska: Wyszła z tego osoba, która jest pewna siebie i pewna swoich ograniczeń. Te ograniczenia mnie denerwują. Zdałam sobie sprawę, że za mało jest we mnie odwagi, żeby pokazać to, co naprawdę chciałabym pokazać, i że kierują mną rzeczy, do których nigdy się nie przyznawałam czyli zdanie innych ludzi i strach, że jeśli się sprzeciwię, będę niepochlebnie postrzegana.

Ale żyjąc w społeczeństwie musimy przestrzegać pewnych norm.

Ania Dąbrowska.: Ale w muzyce te ograniczenia przeszkadzają, muzyka musi być ponad. Najlepsza jest ta muzyka która wykracza poza przyjęte normy.

Mam wrażenie, że tobie się to jednak udało. Mieścisz się w nurcie popowym, ale jednocześnie jesteś na jego skraju.

Ania Dąbrowska: Lubię to miejsce. Mogę robić wiele rzeczy i nie będzie to postrzegane jako zdrada koncepcji czy gatunku. Wypracowałam sobie taki punkt, w którym mogę sobie pozwolić na bardzo wiele w muzyce.

Mogłabyś przystąpić do partii kobiet?

Ania Dąbrowska: Nie. Oczywiście jestem za równouprawnieniem, ale nie lubię egzaltacji. My nie mogłybyśmy istnieć bez mężczyzn, a oni bez nas. Nie uważam, żeby tworzenie podziału ze względu na płeć było potrzebne. Wręcz przeciwnie - to raczej szkodliwe. I działa w obie strony. Tworzenie partii kobiet oznacza, że mężczyźni mogą sobie stworzyć partię mężczyzn. Czy to jest fajne? Nie. Bo za chwilę dojdziemy do partii dzieci czy starców.

Jako kierunek studiów wybrałaś psychologię kliniczną, czy wiedziałaś, że wiąże się to z ciężką, wyczerpującą psychicznie pracą?

Ania Dąbrowska: Oczywiście, że nie wiedziałam. Najważniejsze były wtedy moje zainteresowania, czyli jak funkcjonuje ludzki umysł. Z tego punktu widzenia różne zaburzenia są ciekawe. Ale jestem bardzo wrażliwa na ludzką krzywdę, dlatego nigdy nie mogłabym pracować w swoim zawodzie. Na oddziale psychologii klinicznej dzieją się rzeczy, których na co dzień nie chcielibyśmy oglądać. Wolimy być szczęśliwi i nie mieć poharatanej psychiki.

Twoje zainteresowania psychologią sięgają dalej aż do neurokognitywizmu.

Ania Dąbrowska: Tak, czyli psychologia, neurologia i informatyka.

A więc praca nad sztuczną inteligencją?

Ania Dąbrowska: Tak. Począwszy od tworzenia programów komputerowych opartych na sieciach neurologicznych, czyli na odtworzeniu pracy ludzkiego umysłu. Ale ja jestem słomianym zapałem. Różne rzeczy mnie interesują. Kiedyś interesowałam się filmem. Nie dość, że oglądałam wszystkie filmy to jeszcze kupiłam dwie kamery i chciałam je wypróbować osobiście. A teraz leżą w torbie i czekają, aż mi ktoś wyjaśni jak się je obsługuje.

Twój wizerunek sceniczny od czasu Idola bardzo się zmienił, jest zdecydowanie łagodniejszy. Jak to się stało ,że ze spodni "przesiadłaś" się do sukienki?

Ania Dąbrowska: Nadal wolę nosić spodnie. Nie wiem, czy to kwestia charakteru, ale uważam, że nie mogę nosić sukienek na co dzień, bo źle w nich wyglądam. Jednak sesje fotograficzne pokazały mi, że mogę wyglądać jak kobieta. I mogę być ładna. To było dla mnie odkrycie. Sferę urody kompletnie u siebie pomijałam. To jak wyglądam nie było dla mnie istotne. Zresztą mój chłopak mógłby potwierdzić, że nie znoszę komplementów i ma zakaz mówienia mi, że ładnie wyglądam.

Jesteście razem od czasów "Idola", podobno twój mężczyzna zakochał się w tobie, kiedy wystąpiłaś w sukience?

Ania Dąbrowska: Nie wiem, czy zakochał się już wtedy, czy po prostu zrobiłam na nim wrażenie, ale odkąd się poznaliśmy, byliśmy już razem. Mieliśmy oczywiście różne kryzysy, ale ja wychodzę z założenia, że nie ważne są początki, tylko środek i koniec. Musieliśmy się godzić na kompromisy, ale z czasem było ich coraz mniej. A potem przyszedł moment, kiedy wiedzieliśmy jakich rzeczy unikać, żeby siebie nie zranić...

W jakich sprawach szłaś na kompromis?

Ania Dąbrowska: To raczej on musiał znosić moje lenistwo i dopasować się do mojego cyklu dnia. Ja jestem nocnym Markiem, a on rannym ptaszkiem. Rano miał zawsze mnóstwo energii i pomysłów, a ja kompletnie nie rozumiałam, o co mu chodzi. Mogło nas poróżnić także jego zamiłowanie do porządku i moje bałaganiarstwo. Często prosił mnie, żebym na przykład posprzątała swoje rzeczy, a ja jestem leniuchem i wychowałam się w domu, w którym moja mama wszystko za nas robiła. Więc mówiłam ok i niczego nie robiłam. Musiałam się nauczyć tego, że jeśli coś mówię, to muszę to zrobić.

Wychował cię jednak.

Ania Dąbrowska: Trochę. I to mi całkiem dobrze zrobiło.

A jaka jest różnica wieku między wami?

Ania Dąbrowska: 13 lat.

A kto rządzi w waszym przedsiębiorstwie muzycznym?

Ania Dąbrowska: Zdecydowanie ja jestem szefem. Ja podejmuję decyzje artystyczne. Ale on bardzo mi pomaga w sprawach organizacyjnych. Potrafi mi świetnie zorganizować czas, zająć się moimi sprawami i walczy jak lew o moje dobro w mediach czy w firmie fonograficznej. To bardzo dobry układ.

Oprócz tego, ze jesteś wymagająca, bywasz czuła...

Ania Dąbrowska: Myślę, że mój chłopak by na to narzekał. Ja zawsze miałam trudności z wyrażaniem emocji. Ta sama cecha, która nie pozwala mi przyjmować komplementów, sprawia, że mam problem z przyjmowaniem i odwzajemnianiem czułości. Ale on mnie z tym oswoił. Troszeczkę.
Ta sfera życia jest najistotniejsza i być może sama jeszcze nie rozwiązałam wszystkich dylematów, które się z nią wiążą. Dlatego wałkuję je w swoich tekstach, próbując sama odpowiedzieć sobie na różne pytania. Ale kiedy piszę, emocje wylewają się ze mnie w sposób nieświadomy. Dopiero słuchacze i dziennikarze zwracają mi uwagę, na zagadnienia które poruszam. Po prostu miłość mnie interesuje, nie wyczerpałam jeszcze tego tematu.

Przygotowując swoją ostatnią płytę "W spodniach czy w sukience?" pisałaś teksty, muzykę i zostałaś producentem, sama też reżyserowałaś teledysk. Organizowanie rzeczywistości i kontrolowanie wszystkiego to też męska cecha.

Ania Dąbrowska: Ja nie staram się kontrolować ludzi, choć któregoś dnia okazało się ze wystarczyło, że zniknęłam ze studia na kilka dni, żeby nikt nic nie robił. Musiałam wrócić i ustawić wszystkie pozycje wyjściowe na nowo. Ale wiem, że nie da się tego zrobić krzykiem. Staram się prowokować dobrą atmosferę w zespole. Choć przyznam, zdarzało mi się krzyczeć na członków zespołu.

Za co?

Ania Dąbrowska: Oczywiście za nieprzygotowanie.

Ktoś źle zagrał nutę?

Ania Dąbrowska: Jeśli źle zagra to pół biedy, to się może zdarzyć każdemu, ale jeśli nie nauczył się własnej partii, to inna kwestia i wtedy rzeczywiście krzyczę. Jest naprawdę źle, kiedy słyszę: "nie przeczytałem tych nut, bo internet mi wysiadł i nie mogłem sprawdzić maila". To na mnie w ogóle nie działa. Tak samo jak tłumaczenie; że nuty zjadł mu pies. Ale ja niestety krzyczę w sposób, który wszystkich raczej rozśmiesza i nikt nie traktuje mnie poważnie.

Kobiecie nie wypada okazywać takich emocji, mamy być grzecznymi dziewczynkami. A z emocjami zawiązanymi na supeł można sobie nie poradzić.

Ania Dąbrowska: Kobiety sobie same zawiązują ten supeł. Dlatego namawiam kobiety, żeby walczyły o swoje zdanie.

RMF FM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy