Reklama

Mięsożerne potwory

Najwięksi zarozumialcy współczesnego rocka. Ich album "Velocipator!" z 2011 r. miał "zmieniać ludzkie życia" (cyt. za: Tom Meighan, wokalista) i być "pierwszym prawdziwie klasycznym albumem od piętnastu lat" (cyt. za: Sergio Pizzorno, gitarzysta, wokalista, lider). To zarazem jeden z najpopularniejszych zespołów na wyspach brytyjskich. Nakłady jego płyt idą w miliony, a krytycy widzą w nim następcę Oasis.

Z Tomem Meighanem, którego kochają wszystkie dziewczęta, a który mówi z najbardziej bełkotliwym z brytyjskich akcentów, rozmawiałem na miesiąc przed drugą wizytą Kasabian w naszym kraju.

W lipcu przyjeżdżacie do Polski wystąpić na Impact Festival w Warszawie. Cieszycie się? O ile wiem, lubicie nasz kraj.

- O tak, Polska jest super. Kurczę, naprawdę się jaram, że znowu do was przyjedziemy. Nie żebym dużo wiedział o waszym kraju, ale koncert, który zagraliśmy u was kiedyś (3 lipca 2010 r. podczas Open'era w Gdyni - przyp. jor) był super. Zresztą, jeżdżenie po rozmaitych krajach i granie rock'n'rolla jest świetne samo w sobie.

Reklama

Byłem tam - na waszym koncercie w Gdyni. Publiczność jak jeden mąż śpiewała wszystkie refreny.

- Dokładnie tak, stary! Było ekstra!

W Warszawie zagracie obok Red Hot Chili Peppers. To dobrze?

- No pewnie! Red Hoci są niesamowici! Ich album "One Hot Minute"... Stary! I ten, "Give It Away Now"... To fantastyczny zespół. I naprawdę wyjątkowy. Nigdy nie było i nie będzie takiej kapeli jak oni. Kocham Red Hot Chili Peppers - jak miałbym nie kochać?

Na początku kariery Kasabian nazywany był Oasis dla ubogich i najbardziej przereklamowanym zespołem w Wielkiej Brytanii. Tymczasem dzisiaj - przynajmniej w Anglii - uważa się was za jeden z najważniejszych współczesnych zespołów. Jesteś zaskoczony tą zmianą?

- Niee, niby czemu? Zawsze wierzyliśmy w to, że jesteśmy najlepszym zespołem na świecie. Wierzyliśmy w siebie i proszę - udało się. I super! No słuchaj - gramy ze sobą odkąd byliśmy cholernymi nastolatkami - i zaszliśmy tu, gdzie zaszliśmy!

I będziecie największym zespołem świata?

- A nie jesteśmy? (śmiech) Wiesz, ja nie czuję, abym musiał cokolwiek, komukolwiek udowadniać. I nie sądzę, aby Serge, ani ktokolwiek z nas miał taką potrzebę. Stary, sprzedaliśmy sześć, czy siedem milionów płyt. Byliśmy tam, zrobiliśmy to. Nie czuję żadnej presji, nie musimy się już przed nikim popisywać. Musimy po prostu robić muzykę.

A teraz, kiedy Oasis się rozpadło, możecie zająć ich miejsce?

- No co ty, w życiu! O czym my tu mówimy? Oasis to Oasis, nikt nie będzie większy, nikt nie zajmie ich miejsca, a już na pewno nie my. Oasis to współcześni Rolling Stonesi. Oasis to była jedna szansa na miliard, coś takiego się już nigdy nie powtórzy. A my nie jesteśmy Oasis, tylko Kasabian, musicie się z tym pogodzić. Nie brzmimy jak oni, jesteśmy w innym muzycznym świecie. Natomiast znamy braci Gallagherów, spędziliśmy z nimi mnóstwo świetnych chwil, kiedy jeździliśmy z nimi w trasy. I wiemy, że są nie do podrobienia, nie do zastąpienia. My zresztą także - tak przy okazji.

Porozmawiajmy więc o waszym najnowszym albumie. Powiedziałeś o nim, że zmieni ludzkie życia. Tak się stało?

- Wiesz... No rzeczywiście, powiedziałem tak. Ale dlatego, że to sprzedaje magazyny muzyczne, to sprzedaje płyty. To nie tak, że ten album na kogoś naprawdę wpłynie, że ludzie będą robić przy nim dzieci. Chociaż może, jeśli ludzie go pokochają, da im jakiegoś pozytywnego przykopania? A może właśnie powinienem w to wierzyć - że komuś ta płyta zmieni perspektywę życiową? Może będzie się wzruszał przy "Goodbye Kiss"? Ja na przykład niesamowicie się wzruszałem.

- Powiedziałem, że "Velocipator!" będzie zmieniał ludzkie życia, bo takie rzeczy się mówi. A poza tym - to wspaniały album. Może zmienił, może nie - nie wiem! Chociaż kurczę, pewnie tak! Ludzie na pewno się przy nim kochali, upijali, płodzili dzieci. Więc mógł to zrobić. Niemniej to, co powiedziałem, to tylko taka zgrabna formułka (śmiech).

Recenzując "Velocipator!" napisałem, że to "Sgt. Pepper" waszej dyskografii. Zgodzisz się?

- Niee... "West Ryder" ("West Ryder Pauper Lunatic Asylum", poprzedni album Kasabian - przyp. jor) był "Sierżantem Pieprzem". Nowy to płyta pop.

Moim zdaniem to wasz najlepszy album.

- A bo ja wiem? Wszystkie są dobre, wszystkie mają coś w sobie.

Nazwaliście płytę imieniem dinozaura. Ale wiesz, że powiedzenie o jakimś zespole "rockowe dinozaury" wcale nie jest pochlebstwem?

- No tak. Ale wiesz, to nie żaden pieprzony brontozaur, czy inne diabli wiedzą co. Wybraliśmy welociraptora, bo po pierwsze, brzmi to zajebiście, a po drugie... no wiesz, welociraptory! Bandy drapieżnych, mięsożernych potworów! To świetna nazwa dla jakiegoś gangu, a zespół przecież jest gangiem. Kurde, gdybym zakładał nowy zespół, nazwałbym go The Velociraptors.

No właśnie, w jednym z wywiadów nazwałeś Kasabian rodzajem gangu. Znaczy, że jesteście niebezpieczni?

- No pewnie (śmiech). Nie, no co ty. Po prostu jesteśmy bandą dobrych kumpli - chodzi o poczucie braterstwa.

Ponieważ dzwonię z Polski, nie mogę cię nie zapytać o małego fiata, który pojawia się na teledysku do "Re-Wired". Skąd się tam wziął?

- Nie wiem, stary, bo to nie był nasz pomysł. Ale samochód był straszny! Był tak mały, że czuliśmy się jak sardynki w puszce. A do tego wydawał się zabójczy! Jazda czymś takim to śmiertelne niebezpieczeństwo! Powiedziano nam oczywiście, że był zrobiony w Polsce. O ile wiem, Polacy kochają to auto, prawda?

Musieliśmy go kochać, bo w latach 70. i 80. był jedynym samochodem w zasięgu przeciętnego Polaka.

- Niebywałe! Serio, to była śmiertelna pułapka. Ale i tak mieliśmy świetną zabawę. Znaczy wiesz - w życiu nie siedziałem w czymś takim!

Zobacz teledysk do "Re-Wired":


Wasz producent to Dan The Automator, człowiek kojarzony raczej z hip hopem. Opowiesz o nim?

- Dan jest fantastycznym gościem i uwielbiamy z nim pracować. Tworzymy bardzo, bardzo dziwny, ale genialny kolektyw.

Czy hip-hop miał wpływ na brzmienie Kasabian?

- Zdecydowanie! Hip hop jest... Kurczę, jeśli posłuchasz płyt hiphopowych, wczujesz się w rytmy, w funk, który tam jest, posłuchasz brzmienia werbla - to jest niesamowite! I ten funkowy groove jest w muzyce Kasabian ogromnie ważny. I czy to będzie KRS One, czy Beastie Boys, czy może NWA albo Cypress Hill - to coś, co mnie naprawdę porusza.

- Nie powiem, że uwielbiam cały hip hop, ale dobry na pewno. Wiesz, jesteśmy rockowym zespołem i wpływ na nas miał hip hop, ale i blues, funk, psychodelia, elektronika, jazz, punk. Jesteśmy takim jednym wielkim tyglem, w którym się to wszystko stapia. I wychodzi coś bardzo dobrego. Wierz mi, to dobra strefa!

Grafikę "Velociraptora", a także teledysk do "Switchblade Smiles" przygotował człowiek, który nigdy nie zajmował się muzyką - projektant mody Aitor Throup. Skąd pomysł, żeby go o to poprosić?

- Słuchaj, to było tak: poznałem go jakiś czas temu. Był fanem Kasabian, więc zaczęliśmy gadać. Potem poznał Serge'a, okazało się, że się dobrze dogadujemy. Oglądałem jego rysunki... I sam zaproponował mi kilka swoich pomysłów, które można było wykorzystać na okładce. I, kurde, wyszło genialnie! A on jest teraz naszym bliskim przyjacielem, to nasz brat! To świetny koleś. I bardzo zdolny.

Myślałem, że wybrałeś go, bo sam bywasz modelem na pokazach mody.

- Oj tam, zaraz modelem. Ten gość jest po prostu ekstra i tyle.

Jedna z moich koleżanek prosiła, abym ci przekazał, że cię kocha i chce się z tobą spotkać po warszawskim koncercie. Wciąż jesteś łamaczem serc niewieścich?

- O tak, jestem. Dlatego właśnie się z nią nie spotkam (śmiech). Nie, na serio, przekaż koleżance, że nie mogę. Mogę co najwyżej się z nią przywitać i może ją uściskać. Możesz jej powiedzieć, że jestem typem romantyka.

Pewnie byłeś o to pytany już milion razy, ale przyznaj się - dlaczego wybraliście sobie nazwę Kasabian? Chcieliście wywołać mały skandal, wykorzystując nazwisko kobiety z Rodziny Charlesa Mansona?

- Naprawdę, szczerze, nie próbowaliśmy być kontrowersyjni. Nie chodziło o jakąkolwiek prowokację, tylko o brzmienie tego słowa. Chris Karloff (gitarzysta, który grał w Kasabian do 2006 roku - przyp. jor) interesował się bardzo teoriami spiskowymi, słynnymi morderstwami - wszystkimi sprawami tego typu. Czytał o słynnych amerykańskich mordercach i natrafił na to nazwisko. Ale przysięgam ci, że nie chodziło mu o to, żeby kogoś urazić, czy zdobyć rozgłos dzięki tej nazwie. Po prostu super brzmi. Uwielbiam to słowo!

Kiedy nowa płyta?

- Nie wiem, naprawdę nie umiem powiedzieć. Musimy się zebrać do kupy, wejść do studia i się za to zabrać. Ale na razie w ogóle nie mamy na to czasu - ciągle jesteśmy w rozjazdach. Kiedy cała ta festiwalowa kołomyja się skończy, bierzemy się za nowe numery.

Więc nie wiesz, czy Sergio już nad czymś pracuje?

- On pracuje cały czas, ciągle coś wymyśla, coś pisze. Ma też mnóstwo piosenek napisanych już dawno, za które możemy się złapać.

Powiedziałeś w jednym z wywiadów: za każdym razem staramy się wymyślić siebie na nowo. Kolejna płyta Kasabian nas zaskoczy?

- Na pewno, stary, na pewno (śmiech).

A czym zaskoczycie nas podczas koncertu w Polsce?

- Tym, że będzie lepiej, niż byście się spodziewali. Będzie fenomenalnie! Tylko nie zapomnijcie rzucać dużo cukierków na scenę!

Cukierków? W porządku, przekażę komu trzeba. I dziękuję za rozmowę!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tom Meighan | potwór | potwory | Kasabian | Impact Festival 2012
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama