Małpa: "Autentyczność się zawsze obroni, a fałsz wypłynie na powierzchnię" [WYWIAD]
Małpa po 3 latach przerwy wydawniczej powraca z najnowszym albumem "Święte słowa" – to dojrzały krążek, na którym raper poświęca wiele miejsca takim sprawom jak bycie ojcem czy partnerem, ale również hołduje klasyce rapu. Premiera to też doskonała okazja, aby porozmawiać o dojrzałości oraz odpowiedzialności – zarówno w rapie, jak i w życiu.

Rafał Samborski, Interia Muzyka: Pamiętam, kiedy w pismach hip-hopowych naszej młodości, takich jak "Klan" czy "Śliz", wielu raperów mówiło, że nie wyobraża sobie rapowania w średnim wieku. Ty z kolei kilka tygodni temu skończyłeś 40 lat. Jak się czujesz jako raper po czterdziestce?
Małpa: Podczas któregoś wywiadu promującego "Bóg nie gra w kości" mówiłem, że nie widzę siebie rapującego po pięćdziesiątce. Dałem sobie więc jeszcze te dziesięć lat zapasu. Ale od tamtej pory trochę się to zmieniło. Po wydaniu ostatniego albumu, "Święte słowa", zauważyłem, że rap o dojrzałych treściach ma swoich odbiorców.
Dzisiaj już nie jestem taki kategoryczny w tych stwierdzeniach, że nie wyobrażam sobie siebie rapującego po przekroczeniu jakiejś bariery wiekowej. Nie chciałbym być raperem, który musi udawać kogoś, kim nie jest, żeby dotrzeć do młodych. Okazało się jednak, że nie muszę tego robić - mogę być sobą i kierować swoje słowa do rówieśników. I czuję się właściwie tak samo, jak czułem się mając 39 czy 38 lat. Może trochę inaczej niż wtedy, gdy miałem 30, ale cały czas dobrze. Praca z młodszymi ludźmi pozwala mi utrzymać dobrą formę - zarówno psychiczną, jak i fizyczną - niezależnie od mojego wieku.
Na zdjęciach promocyjnych do nowej płyty siedzisz na tronie i czy można powiedzieć, że bycie partnerem i ojcem sprawiło, że czujesz się w tym momencie królem życia?
Absolutnie. Wiesz, zarówno jako partner, jak i jako ojciec, czuję się raczej poddanym niż królem. Dla mojej żony - i to często powtarzam, także na tej płycie - staram się być przede wszystkim partnerem. Nie mam ambicji, żeby kimkolwiek rządzić ani kierować. Podobnie wobec córki - oczywiście jestem dla niej ojcem, staram się być przykładem, drogowskazem, ale traktuję ją partnersko.
Ten tron na zdjęciach promocyjnych miał być tylko krótką sceną w klipie, symbolizującą to, że niektórzy raperzy czy też inni ludzie budują swoje kariery na znajomościach z bardziej wpływowymi osobami. Chciałem to pokazać w obrazowy sposób - taka dwusekundowa scena, nic więcej. Później jednak okazało się, że kadr wygląda bardzo dobrze, więc zaczęliśmy go szerzej wykorzystywać, udostępniać, trochę się nim bawić, ale nie stoi za tym żadne drugie dno.
Nie czuję się lepszy od innych - wręcz przeciwnie, przez całe życie miałem problem z docenianiem siebie. Zawsze zaniżam swoje możliwości i jestem wobec siebie bardzo krytyczny. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że ten wizerunek zupełnie do mnie nie pasuje i jest jedynie ilustracją pewnego wersu z piosenki - nic więcej.
Wspomniałeś o swojej córce, której na płycie poświęcasz sporo wersów - co byś powiedział samemu sobie sprzed bycia ojcem?
Chyba jedyne, co bym sobie powiedział, to: "Nie bój się, dasz sobie radę". Wiesz, miałem 37 lat, kiedy zostałem ojcem, przez długi czas się tego bałem. Przez całe dorosłe życie myślałem, że to jeszcze nie jest ten moment - że nie jestem gotowy, mam za słabą sytuację finansową, wciąż jestem zbyt niedojrzały, zbyt skupiony na sobie. Okazało się, że to wszystko nieprawda, bo tak naprawdę ze wszystkim można sobie poradzić.
Wiem, że to brzmi jak frazes, ale jeśli masz wsparcie i miłość bliskich - partnerki, partnera, dziecka - wszystko staje się łatwiejsze.
Czym więc dla ciebie jest bycie tatą?
Myślę, że to, co przyznaje każdy rodzic i co mnie parę lat temu naprawdę by przestraszyło, dziś daje mi ogrom satysfakcji - świat przestał się kręcić wokół mnie. Całe moje życie zostało podporządkowane tej małej dziewczynce. I naprawdę na co dzień ofiaruję jej to swoje życie - wszystko, co robię, robię z myślą o niej i dla niej.
To jest piękne, choć 5 lat temu uznałbym to za coś przerażającego. Gdyby ktoś pozwolił mi choć jeden dzień poczuć się ojcem, zanim nim zostałem, pewnie pomyślałbym, że to straszne. Ale to daje oddech - skupienie na kimś innym jest wartościowe. Zresztą, jestem osobą, która lubi zamknąć się w swojej głowie, gotować sobie "zupę z czarnych myśli". Kiedy poświęcasz czas dziecku, nie tracisz go na myślenie o głupotach, nie kotłujesz się w swoim bagnie. I to jest naprawdę super.
Myślę, że wielu osobom, którzy nie są rodzicami, trudno będzie utożsamić się z utworem "Tata z mikrofonem". A zastanawiałeś się czasami, jak w przyszłości z niektórych swoich wersów ze starszych numerów, wytłumaczyłbyś się córce?
Szczerze mówiąc, nigdy nie miałem takich rozważań. Wydaje mi się, że są osoby, którym znacznie trudniej będzie się tłumaczyć swoim dzieciom z decyzji czy wyborów, które podejmowali w życiu. Jasne - nie ze wszystkiego, co zrobiłem, jestem dumny, ale mam świadomość, że wszystkie moje doświadczenia doprowadziły mnie do miejsca, w którym teraz jestem. I tak właśnie chciałbym to przekazać mojej córce: że każdy popełnia błędy, ale są one częścią drogi.
Nie zamierzam i mam nadzieję, że nigdy nie będę odbierał córce prawa do potknięć. Życie stawia przed nami tyle wyzwań, że nawet największy błąd nie przekreśla przyszłości człowieka. Ze wszystkiego można się podnieść. Gdybym miał się z czegoś tłumaczyć, to pewnie z wersów dotyczących moich uzależnień czy walki z nimi. I wiem, że to nie będzie łatwa rozmowa, ale wierzę, że córka to zrozumie.
Czy jako dojrzały nie tylko twórca, ale i odbiorca rapu, masz problem ze znalezieniem treści dla siebie?
Tak szczerze mówiąc, to ich nie szukam - nie jestem nawet odbiorcą polskiego rapu. Gdy już słucham hip-hopu, wybieram te płyty, do których mam sentyment, które poznałem lata temu i wciąż do nich wracam. To są rzeczy z mojej młodości, sprzed piętnastu, dwudziestu lat.
Słychać, że im hołdujesz, ale nieustannie unosisz się na powierzchni rapgry. Było kilka ksyw, które próbowały zmienić swój styl na nowoczesny i straciły słuchaczy.
Jasne, były takie przypadki, ale są też przykłady raperów z mojego pokolenia, a nawet starszych, którzy eksperymentują z nowoczesnymi brzmieniami i nadal świetnie im się wiedzie - choćby Sokół czy Pezet. Oni mają słuchaczy zarówno w swoim wieku, jak i sporo młodszych.
Rap bardzo się zmienił, ale wciąż aktualna jest zasada, że ten gatunek nie toleruje fałszu. Jeśli ktoś ma 40 czy 45 lat, a żyje i czuje się jakby miał 20 lat, nie widzę w tym problemu. Nie mam też nic przeciwko temu, żeby tacy artyści rapowali o tym, co im bliskie i kierowali swoje słowa do młodszych ludzi. Jedyne, co według mnie nie pasuje, to udawanie kogoś, kim się nie jest. Jeśli miałbym coś komukolwiek doradzić, to właśnie to: rób to, co czujesz. Bo autentyczność się zawsze obroni, a fałsz wypłynie na powierzchnię. Ludzie rozpoznają takie rzeczy.
Jesteś w takim razie zaskoczony tym, że mimo, iż nie pędzisz zgodnie z głównym nurtem, popularność twojego rapu nadal się utrzymuje?
W porównaniu do młodszych raperów z czołówki, których słucha ogromna liczba osób, moje grono odbiorców jest raczej skromne. To zazwyczaj wierni słuchacze, którzy są ze mną od dawna - nie od ostatniej, a od pierwszej czy drugiej płyty. Dlatego trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć, bo nie czuję się popularny w żadnym sensie.
Zdarza się oczywiście, że ktoś mnie rozpozna na ulicy, podejdzie, przybije piątkę. To jest bardzo fajne. Jednak skala tej rozpoznawalności nijak się ma do tego, z czym mierzą się moi koledzy po fachu. Świadomie zajmuję swoją niszę, dobrze się w niej czuję i ogromnie mnie cieszy, że wciąż są ludzie, którzy chcą mnie słuchać, że moja muzyka trafia do ich gustu. Mam jednak świadomość, gdzie stoję na scenie - to nie jest pierwszy ani drugi szereg, raczej dalszy, ale to mi w pełni odpowiada.
A zastanawiałeś się kiedyś, co by było, gdybyś nie mógł już utrzymywać się z muzyki?
To jedna z tych spraw, o których myślę właściwie codziennie. W tym zawodzie - jak zresztą w wielu zawodach artystycznych - jest tak, że jeśli nie zarobisz na tyle dużo, by ustawić się na całe życie, możesz w pewnym momencie zostać z niczym. Oczywiście mam to na uwadze. Staram się być odpowiedzialny, a odkąd zostałem ojcem, myślę o tym coraz częściej i bardziej intensywnie, próbując się jakoś zabezpieczyć na przyszłość. To jest coś, co faktycznie nie pozwala mi spać spokojnie.
Dokopałem się do twojej wypowiedzi, w której powiedziałeś, że traktujesz rap autoterapeutycznie. Wcześniej wspominałeś, że kiedy spędzasz czas z córką, kiedy to ona wypełnia ci życie, to nie masz już miejsca na ciężkie myśli - i to jest zupełnie zrozumiałe. Czy szczęście, jakie daje ci bycie partnerem i ojcem, sprawiło, że na nową płytę trzeba było czekać trzy lata?
Nie, to zupełnie nie miało znaczenia, bo nie jest to jakaś wyjątkowa przerwa w mojej dyskografii. Każda z tych płyt powstawała w jakimś przełomowym momencie mojego życia, czy to pozytywnym, czy negatywnym. Jeśli miałbym się zastanowić, dlaczego tak jest, to myślę, że po prostu czekam na impuls, który mnie naprawdę zainspiruje do pisania nowej płyty. Nie lubię się powtarzać, nie chcę robić niczego na siłę ani szukać tematów, które mnie nie ruszają. Moje życie nie jest też tak intensywne, żeby co roku działo się w nim tyle, by każda płyta była o czymś nowym. Może właśnie dlatego czasami trzeba poczekać dłużej na nowy album.
"Święte słowa" są w całości wyprodukowane przez Steve'a Nasha. To drugi taki zabieg w twojej karierze po płycie "Blur", opartej w całości na bitach Magiery. Co daje ci współpraca z jednym producentem, czego nie daje rozbicie produkcji na większą liczbę beatmakerów?
Z czysto praktycznego punktu widzenia praca z jedną osobą po prostu przebiega sprawniej. Jest łatwiej być w stałym kontakcie i dogadywać szczegóły, niż gdy trzeba współpracować z kilkoma osobami naraz. Tym bardziej, że mam taki typ osobowości, który czasem utrudnia mi nawiązywanie relacji z innymi.
Przyznam, że kiedy mieliśmy okazję pierwszy raz spotkać się na żywo kilka miesięcy temu, odebrałem cię jako osobę bardzo introwertyczną i wycofaną.
Otóż to - przez to nie zawsze łatwo mi nawiązywać kontakty z ludźmi. Gdy pracuję nad muzyką, czy w ogóle współpracuję z kimś, te relacje stają się po prostu niezbędne. Dlatego zdecydowanie łatwiej mi utrzymać intensywną, szczerą relację, kiedy współpracuję tylko z jedną osobą. Poza tym, staram się, żeby ta współpraca nie ograniczała się jedynie do spraw zawodowych - ważne jest dla mnie, by poznać tę osobę także prywatnie.
Druga rzecz to spójność albumu. Każdy producent, z którym współpracuję, ma swój wyrazisty styl, swój charakterystyczny "znak wodny" na produkcjach. Oczywiście są bardzo wszechstronni i potrafią tworzyć różną muzykę, ale mimo wszystko ich styl zawsze się przebija. Przy pracy z wieloma producentami trudno mi utrzymać jednolity charakter płyty, a bardzo mi na tym zależy. Współpraca z jednym producentem daje mi tę spójność i po prostu jest mi wtedy łatwiej zapanować nad całością projektu.
Czego w takim razie będzie można spodziewać się podczas jesiennej trasy promującej "Święte słowa"?
Ze Steve'em koncerty gram już od trzech lat. Nie tylko świetnie produkuje, ale też jest finger drummerem i od lat gra na żywo na MPC. Ma na koncie trzy tytuły mistrza świata właśnie w tej dziedzinie, więc naturalnie korzystamy z jego umiejętności. To daje namiastkę grania z zespołem -granie z DJ-em bywa powtarzalne, bo bit zawsze brzmi tak samo. A tak zawsze może wydarzyć się coś nieprzewidywalnego, trzeba być czujnym na scenie. To bardzo odświeżające i dlatego Steve z MPC oraz innymi maszynkami będzie stałym punktem koncertów. On w ogóle lubi nowinki techniczne, więc często korzysta z różnych sprzętów, których nawet nie potrafię nazwać. Bywa to efektowne.
Co chciałbyś przekazać czytelnikom Interii na zakończenie wywiadu?
Tak jak wspomniałeś, jestem raczej introwertykiem i choć niektórzy dziwią się, że wybrałem taki zawód, dla mnie to w pełni naturalne. Najłatwiej przekazuję swoje myśli, kiedy mogę się skupić, zapisać je, ubrać w rymy i potem nagrać do bitu w studiu. Jeśli więc to, o czym mówiłem podczas tego wywiadu, kogokolwiek zainteresowało, to po więcej zapraszam na mój najnowszy album "Święte słowa".