Reklama

"Lepiej zaskakiwać, niż nudzić"

Twój poprzedni album nosił tytuł "Kilka historii na ten sam temat". Teraz przygotowałaś kilka historii na kilka różne tematy. Skąd ta różnorodność?

To płyta, którą tworzyłam najbardziej świadomie, a kręcą mnie bardzo różne rzeczy. Poprzednie dwie płyty były dość jednolite, co wynikało to głównie z przyczyn technicznych. Kiedy pracuje się w studiu przy komputerze, pole myślenia zawęża się do pewnych schematów brzmieniowych. Bezwiednie kopiuje się pewne rozwiązania, całe struktury. Tym razem za wszelką cenę starałam się tego uniknąć. Chciałam, żeby ten materiał był bardziej żywy i zróżnicowany, nie tylko jeśli chodzi o gatunki muzyczne, ale też konstrukcję utworów. Nie chciałam, żeby było zbyt zwyczajnie, zwrotka-refren-zwrotka-refren, ale żeby te piosenki rozwijały się w trochę innym kierunku, niż to dzisiaj jest przyjęte.

Reklama

Nie boisz się, że taka otwarta formuła nowych utworów może wystraszyć część twoich fanów? Tych, którzy oczekują po prostu ładnych piosenek?

Nie, nie boję się. Strach nie może kierować moim życiem, bo pod jego wpływem trudno zrobić coś fajnego. Ciągle staję przed trudnym wyborem, czy mam robić to, co się ludziom podoba, czy raczej to, na co ja mam ochotę? Złoty środek bardzo ciężko znaleźć. Nie boję się więc podejmowania trudnych decyzji, tym bardziej, że oczekiwania różnych ludzi mogą być bardzo odmienne i nie sposób im wszystkim sprostać. Wydaje mi się zresztą, że ludzie lubią być zaskakiwani przez artystów. Na pewno wolą być zaskakiwani, niż nudzeni.

To pięknie, że tak myślisz. Szkoda, że większość artystów nie podziela twoich poglądów. Mają jakieś wyobrażenie na temat tego, czego oczekują od nich fani i rozpaczliwie starają się temu wyobrażeniu sprostać.

Co najczęściej się nie udaje... Najbardziej lubimy artystów, którzy wymykają się schematom. Z drugiej strony są i tacy artyści, którzy próbują uciec od swojego wizerunku za wszelką cenę, a to również nie jest dobre. Trzeba się wsłuchać w głos intuicji. Ja robię po prostu to, co mnie w danej chwili kręci w muzyce.

Całe szczęście, że kręcą cię fajne rzeczy. Bo moim zdaniem kłopot z polskim popem polega głównie na tym, że artyści nasiąkają kiepskimi kawałkami, więc potem równie nieciekawymi trącą. Nie da się tworzyć dobrych rzeczy bez odpowiednich inspiracji.

Muzyka, którą tworzymy to suma składowych tego, co usłyszeliśmy, przefiltrowana przez nasz gust muzyczny. Niestety, od lat 90. telewizja i radio, i w ogóle media, coraz bardziej zawężają nam pole widzenia, ograniczając je do bardzo bezpiecznych popowych konstrukcji. Radio ma coraz większe obostrzenia, co może puszczać, ile to ma trwać i czy będzie tam solówka, czy nie będzie, ale raczej nie będzie... To wszystko staje się więc coraz bardziej miałkie. Młodzi ludzie nie wiedzą, co już było, nie znają historii muzyki, bo to wszystko jest słabo dostępne, a bardzo niewielu jest takich, którzy mają potrzebę poszukiwania czegoś odmiennego.

Twoja płyta przywodzi na myśl szlachetny polski pop z lat 70. Czasy, kiedy jazzmani grali muzykę popularną, czy wręcz taneczną.

Przyznaję, że muzyki z lat 60. i 70. zaczęłam słuchać dosyć późno, jakieś pięć lat temu. Okazało się, że to esencja tego, co uważam w muzyce za najbardziej zaj**iste i tego, co sama chciałabym w muzyce osiągnąć. To wszystko żyło, było pełne emocji, zero schematów. Tak bardzo się zachwyciłam, że zaczęłam elementy tamtego brzmienia przemycać do własnej twórczości.

Robisz to akurat w czasach, kiedy wszyscy inni hołubią lata 80. z ich sztucznością i plastikowym soundem.

To już minęło. Moda na lata 80. okazała się fiaskiem. Kiedy kręciłam teledysk do "Nigdy więcej nie tańcz ze mną", ze scenariuszem osadzonym w latach 60., potrzebowaliśmy grupy statystów. Stylistka przyprowadziła swoich znajomych, ludzi bardzo młodych, w wieku od 15 do 20 lat i... w ogóle nie trzeba ich było stylizować. Oni naprawdę tak wyglądają!

Ponoć nowa płyta powstała bardzo szybko. Lubisz pracować pod presją?

Lubię. Ostatnio nawet nie potrzebuję motywacji z zewnątrz, sama się potrafię zdyscyplinować. Może dlatego, że mam poczucie, że czas ucieka, że mam go coraz mniej na zrobienie czegokolwiek fajnego i czas najwyższy wziąć się do poważnej pracy... Poprzednie płyty nagrywałam rok, tym razem nie chciałam stracić tyle czasu. To zupełnie bez sensu. Kiedyś płyty nagrywało się miesiąc i były świetne. Dlaczego niby teraz mielibyśmy siedzieć, kombinować i tracić energię na jedną płytę, skoro w tym samym czasie dałby się ich zrobić kilka?

Na "W spodniach, czy w sukience?" pojawił się znakomity gość - Leszek Możdżer. Jak doszło do tej współpracy?

Kiedy jeszcze zastanawiałam się, co na tej płycie mogłoby się znaleźć, doszłam do wniosku, że zajebiście byłoby znaleźć kogoś, kto zagra na fortepianie. Ale tak naprawdę nieprzeciętnie, szlachetnie, ekskluzywnie... Bogdan Kondracki podpowiedział, że on bardzo chciałby pracować z Leszkiem Możdżerem i od razu mi się wszystko wyjaśniło. No tak, przecież jest Możdżer! Zadzwoniliśmy i okazało się, że bardzo chętnie podjął współpracę. Przyjechał do nas na dwa dni, zaprowadziliśmy go do studia i zaczął grać. Proponował bardzo różne rzeczy, ale też pytał się, czego chcemy, naprawdę współpracował. Zarejestrował sporo materiału, wybraliśmy trzy solówki, które wydały nam się najlepsze. Esencję.

Twój kompozytorski monopol na "W spodniach, czy w sukience?" przełamał Daniel Bloom, który jest autorem "Bardzo lubię opowiadania o miłości".

Bardzo lubię twórczość Blooma, ten klimat z filmu "Tulipany", a że chciałam mieć jakiś inny numer na płycie, pomyślałam o nim. Napisał świetną piosenkę, a przy tym tak odmienną od tego, co sama robię...

No, piosenką to by może była, gdyby miała tekst.

No dobrze, niech będzie - kompozycję. "Bardzo lubię opowiadania o miłości" nie potrzebuje tekstu. Takich utworów nie trzeba kalać słowami.

Skoro już o słowach mowa, powiedz, skąd w tobie tyle melancholii?

Taka już jestem, nikogo nie udaję. Sama nie lubię słuchać wesołych piosenek, zawsze interesowały mnie tylko te smutne.

Naprawdę jesteś takim ponurakiem?

Nie, nie jestem. Przecież te teksty zwykle nie są o mnie, ale o tym, co mnie interesuje w relacjach międzyludzkich. Jestem na to szczególnie wyczulona. Wychodzimy wieczorem do restauracji i siedzimy obok pary, która się kłóci - nikt z mojego towarzystwa nie zwraca na nich uwagi, a ja mimochodem to dostrzegam, analizuję, a później o tym piszę.

Psychologię studiowałaś po to, by lepiej poznać siebie czy innych?

Nie interesuję się sobą, zawsze bardziej ciekawili mnie inni ludzie. Wybierając te studia chciałam dowiedzieć się, co kryje ludzka psychika, czy wręcz ludzki mózg, bo szczególnie fascynowały mnie biologiczne podstawy naszego zachowania.

W spodniach, czy w sukience?

Na co dzień raczej w spodniach, chociaż w szafie czeka na mnie sporo sukienek, których jeszcze nigdy nie założyłam. Nawet nie odcięłam metek. Bardzo lubię wchodzić w rolę na planie teledysku czy sesji zdjęciowej, ale potem przebieram się w spodnie i jestem nierozpoznawalna. To bardzo mi pasuje.

A mnie się wydaje, zupełnie abstrahując od garderoby, że w tytule płyty trafnie oddałaś złożoność kobiecej natury. Mężczyźni szybko dokonują wyborów i nawet jeśli wybierają źle, niespecjalnie się tym przejmują, a wy lubicie dzielić włos na czworo.

To prawda. Sama jestem pełna takich nierozstrzygniętych dylematów. I muszę przyznać, że to wielka kobieca wada, ten brak umiejętności szybkiego podejmowania decyzji. Ciągle stawiamy się przed jakimiś wyborami, począwszy od tego, co na siebie włożyć, a skończywszy na bardzo poważnych sprawach. Zbyt wiele rzeczy bierzemy pod uwagę.

Nie, to nie wada. To wasza cecha osobnicza, która bywa całkiem urocza.

Tak na to patrzą mężczyźni. Czasami...

Na podstawie materiałów promocyjnych Sony BMG

Sony BMG
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy