Reklama

"Konstruktywne zwątpienie"

Choć grupa Calm Hatchery w 2012 roku obchodzić będzie 10. urodziny, a w jej składzie odnajdujemy osoby od dawna działające na metalowej scenie, do tej pory o zespole z północnej Polski mało kto słyszał. Dodając do tego zwycięstwo w "Rock Generacji" w Koszalinie w 2010 roku, sytuacja wygląda jeszcze dziwniej.

Nie bez wpływu na nią pozostaje fakt, iż od wydania debiutanckiej płyty "El Alamein" w 2006 roku, deathmetalowcy z Calm Hatchery borykali się z różnymi problemami, w tym z zawirowaniami we własnych szeregach. Teraz sprawy wyglądają znacznie lepiej. Odświeżony skład, nowy wydawca, a przede wszystkim drugi album "Sacrilege Of Humanity", każe patrzeć w przyszłość Calm Hatchery ze sporym optymizmem. Na rozmowę o dotychczasowych losach grupy, płycie "Sacrilege Of Humanity" i rodzących się perspektywach, Bartosz Donarski zaprosił wokalistę Szczepana i gitarzystę Huzara.

Reklama

Wydanie drugiego albumu cztery lata po debiucie świadczy o sporej determinacji z waszej strony. Były okresy zwątpienia?

Szczepan: - Jasne, że były. Do 2008 roku graliśmy ze starym perkusistą Radadem, który mieszkał na stałe w Białymstoku. Zespół stacjonował w Słupsku, a zatem bariera odległościowa (i nie tylko), jak się później okazało, nie pozwoliły nam robić częstych prób, na spokojnie komponować nowych utworów oraz przede wszystkim budować zespołowej więzi między członkami kapeli. To przekładało się też na pewno na ilość koncertów, których siłą rzeczy nie mogliśmy grać wiele i nie graliśmy ich tak monolitycznie, jakbyśmy tego chcieli. Dołączając do tego fakt, iż tak naprawdę "El-Alamain" została nagrana w innym poza Huzarem składzie w roku 2002, a dopiero wydana w 2006, dlatego sam widzisz, że determinacja i ciągła wiara w to, że ma to jakiś sens, były naprawdę spore.

- Na początku megadeterminacją wykazał się Huzar, który znalazł nas (Hacla, Zombiego i mnie) po powrocie z Białegostoku do Słupska; później już nasza czwórka wspólnie wyszukała Radka, który dołączył na początku 2009 roku, z odpowiednimi ludźmi na odpowiednich miejscach materiał powstał w niecały rok. Reasumując, to było dla nas bardzo konstruktywne zwątpienie i jeżeli każde zwątpienie ma ciągnąć za sobą takie konsekwencje, to oby było ich więcej.

Jedno jest pewne - słuchanie "Sacrilege Of Humanity" zdecydowanie wynagradza ból oczekiwania. Tak fachowo wykonaną robotą można się po prostu delektować. Jak sądzę, są powodu do satysfakcji?

Szczepan: - Wielkie dzięki za dobre słowa! Jeżeli choć połowa słuchaczy dojdzie do podobnych wniosków to będzie to dla nas naprawdę ogromny sukces. Jasne, że są powody do satysfakcji! W końcu mamy w zespole monolit, w końcu nagraliśmy materiał, który siedział w nas od długiego czasu i jesteśmy z niego zadowoleni, znaleźliśmy świetnego wydawcę, który naprawdę dba o nasze interesy, póki co dostajemy same dobre recenzje materiału zarówno w kraju, jak i za granicą (a to dopiero kilka dni po premierze), no i grając nowe numery na koncertach widzimy, że spotykają się one z naprawdę dobrym przyjęciem. To wszystko jest dla nas niewątpliwym, satysfakcjonującym motorem napędowym!

Choć nawiązania do tuzów death metalu z Ameryki są obecne w waszej muzyce, do czego zresztą sami się przyznajecie, poziom na którym gracie aspiruje bardziej do stanięcie w szranki z idolami. Zachowanie tej warsztatowej precyzji to chyba ważny element Calm Hatchery?

Szczepan: - Porównania będą zawsze. Od tego nie da się uciec grając death metal oraz żaden z istniejących już gatunków muzycznych. Słuchając dużo muzyki, nieuniknioną sprawą jest inspiracja nawet podświadoma i pewnie taka odcisnęła na tej płycie największe piętno. Osobiście żaden z nas nie miał celu kopiowania Nile, Decapitated czy Immolation (to najczęstsze porównania w recenzjach), ale wiadomo, że mocno jaramy się tymi hordami i dla nas to naprawdę duże wyróżnienie, że ludzie stawiają nas na tej samej półce, co wyżej wymienione zespoły!

- Jeżeli chodzi o precyzję, to tak jak mówisz, jest ona niezwykle ważnym elementem. Muzyka na "Sacrilege Of Humanity" powstawała zupełnie naturalnie, bez spinek i specjalnego przerostu formy nad treścią, jak coś się nam nie podobało było odrzucane, jak coś robiło dobrze znaczy, że bierzemy. Chcemy tworzyć muzykę brutalną i jednocześnie selektywną, ekstremalną, ale czytelną i taka też w naszym wypadku sprawdza się na koncertach. Dzięki temu unikamy ściany dźwięku i do słuchacza muzyka dociera z większą mocą, bo nie musi sam jej szukać i zastanawiać się, co dzieje się w poszczególnych motywach.

Mimo wspomnianej techniki, album nie jest wcale "siłowy", a raczej kipiący energią. Podejrzewam zatem, że i w tej precyzji warto zachować umiar. Zgadza się?

Huzar: - Tak, cieszę się, ze o to zapytałeś. Nie wiem czy odebrałeś nasz materiał w taki sposób, ale cel był taki by dla lepszego kontrastu, łączyć elementy mocno techniczne z bardzo prostymi. Po prostu staramy się myśleć muzycznie, a nie zakładać sobie sztuczne założenia, typu gramy tylko technicznie itp. Jeśli np. dobry riff wpadnie do głowy, mimo że jest prosty, dlaczego by go nie użyć? Muzyka to muzyka, czasami trzema prostymi dźwiękami można zrobić lepszy utwór niż całą nawałnicą pasaży, zakrętasów itp. Wiesz, moglibyśmy zrobić kompletnie techniczny materiał, ale jestem pewien, że muzyka wtedy nie byłaby tak urozmaicona, jak jest teraz.

Wzorowanie się na innych, większych przybiera niekiedy formę ślepego naśladownictwa. Przekleństwem wielu zespołów bywają czasami wręcz bezpośrednie cytaty z Morbid Angel czy innego Cannibal Corpse, u was tego nie ma, co należy uznać za sukces. Może chodzi o różnorodność, z jaką mamy do czynienia na "Sacrilege Humanity"?

Huzar: - Należymy do gatunku muzycznego, w którym w XXI wieku nie da się nie być zaszufladkowanym i odciętym od porównań. Chcemy grać metal, bo to kochamy, czujemy i sprawia nam to zajebistą frajdę, frajdę której nie dałoby nam bycie cover-bandem Morbid Angel czy Cannibal Corpse. Za sukces, o ile to nie za duże słowo, na pewno można uznać to że stanowimy zespół, który składa się nie tylko z ogarniętych muzyków, ale i typów spod jednej, tej samej ciemnej gwiazdy, mających te same zainteresowania muzyczne, jarających się tymi samymi zespołami, o podobnych pasjach, ale przede wszystkim dobrych kumpli spoza boiska, których wspólnym mianownikiem nie jest tylko granie, ale i życie.

- Chyba to przede wszystkim pozwala nam tworzyć szczerą muzykę, w której dajemy upust siedzącym w nas emocjom. Różnorodność, o ile można o takiej mówić na stricte deathmetalowym albumie, jakim jest "Sacrilege Of Humanity", poniekąd też się pojawia, stad pewnie te porównania niejedynie do Nile, ale i do Morbid Angel, Decapitated i Immolation - świadczące o tym, że inspirujemy się od każdego po równo, żeby było sprawiedliwie, wiadomo (śmiech).

Poszanowanie dawnych ideałów death metalu to jedno, nowoczesność to inna bajka. Tej drugiej też wam nie brakuje. Zdaje się, że gatunkowa ewolucja nie jest wam obca. Czy poszukiwania nowych form wyrazu w, skądinąd, hermetycznym gatunku, można podciągnąć pod jeden z waszych twórczych celów?

Huzar: - Tak, zdecydowanie. Oczywiście jesteśmy na etapie przejściowym jeśli chodzi o poszukiwania, ale odkąd zainteresowałem się wykonywaniem muzyki metalowej zawsze wierzyłem, i chciałem udowodnić, że można muzykę rozwijać cały czas. Wiele słyszy się opinii, że muzyka metalowa jest odegrana na wszystkie sposoby i nie da się już nic nowego stworzyć. Ja się z tym nie zgadzam, co prawda nie stworzyliśmy muzyki przełomowej, w stu procentach świeżej, ale będziemy próbować wraz z następnymi płytami. Uważam, że świeżości należy szukać słuchając innej muzyki niż tylko ta, którą sami gramy.

Solówki to osobna sprawa. Jak na tak ekstremalną i przytłaczającą muzyką, są bardzo strzeliste. Nie sądzisz, że dzięki nimi muzyka Calm Hatchery nabiera pożądanej przestrzeni?

Huzar: - Hmmm... Na punkcie solówek mam pie***lca. Od samego początku nauki gry na gitarze solówki zawsze mnie fascynowały i dążyłem do tego za wszelką cenę, aby móc nauczyć się grać ja na w miarę możliwości przyzwoitym poziomie. Co do płyty, zależało mi by partie solowe mocno kontrastowały z riffami, w sensie linii melodycznych i jakby swoim "przekornym" charakterem dopełniały cały utwór. Może trochę tradycyjnie podchodzę do tej kwestii, ale zawsze fascynowałem się gitarzystami z końca lat 80. i początku lat 90., tych gdzie solówki były modne, było ich dużo w utworach i były mocno eksponowane. Nie można oczywiście za wszelka cenę wciskać ich gdzie się da. Czasem utwór tego nie potrzebuje, jednak nie ukrywam, że solówki kocham i jest to dla mnie jakaś forma uzewnętrznienia własnego ego. Mocno indywidualna sprawa.

Wygraliście "Rock Generację" w Koszalinie. Czy było to dla was zaskoczeniem? Ciekawi mnie, jak to przebiegało.

Szczepan: - Zaskoczenie ogromne! Jeżeli chodzi o mnie to tydzień przed "Generacją" byłem z ziomkami na Brutal Assault w Czechach, gdzie chciałem bardzo zobaczyć kilka zespołów, przede wszystkim Napalm Death. Stojąc wtedy na ich koncercie pod samiutką sceną zajarany jak dziecko z pierwszym wertels original od dziadka, pamiętam, że pojawiła się taka myśl, powiedziałem nawet do Bama: Ty, ale będzie bania, jak za tydzień z nimi zagram. To była wtedy taka abstrakcja, że nie potrafiłem nawet sobie tego wyobrazić. No i stało się!

- Sam konkursowy przegląd kapel trzymał naprawdę wysoki poziom. Oglądaliśmy to wszystko, bo mieliśmy występować jako ostatni. Wyszliśmy na scenę i wszystko pękło, jak na każdym koncercie. Ktoś powyjmował nam zawleczki i wybuchło. Po zejściu ze sceny czuliśmy, że było dobrze. Podczas ogłoszenia wyników okazało się ze wygraliśmy bezkonkurencyjnie. Mieliśmy zagrać z Napalmami i Vaderem kolejnego dnia na scenie ogromnego amfiteatru. Chyba żaden z nas nie potrafił wtedy tego myślowo ogarnąć, tego że kolejnego dnia na scenie wystąpią trzy zespoły: Napalm Death, Vader i my - to był jak sen.

Zdaje się, że po raz kolejny nagrywaliście w "Hertzu", gdzie wysoka jakość produkcji jest niejako gwarantowana. Wybór studia był oczywisty?

Szczepan: - Jasne, że oczywisty. Bracia Wiesławscy to profesjonaliści w każdym calu, ale przede wszystkim świetni ludzie. Podeszli do nas bardzo profesjonalnie i indywidualnie, dlatego całość wyszła jak wyszła. Współpraca przebiegała bardzo sprawnie i bez spięć, słuchaliśmy ich rad i dostosowywaliśmy się do wskazówek. Bracia nagrywają takie tematy jak Behemoth, Decapitated i Vader, a mimo to traktowali nas na równi z tymi wielkimi zespołami. Byliśmy naprawdę zdumieni. To dzięki nim brzmienie albumu doskonale łączy brutalność i szybkość z selekcją i precyzją, oraz świetnie oddaje to, co Calm Hatchery ma tak naprawdę do przekazania. Dodając do tego jeszcze fakt budżetu jakim dysponowaliśmy, Bracia wykonali naprawdę kawał świetnej roboty!

Album ukazał się w barwach nowego wydawcy. Zadowoleni?

Szczepan: - Bardzo zadowoleni! Minęły dwa dni od oficjalnej premiery, a rozmach z jakim Selfmadegod uraczył nas w kwestii reklamy zrobił na nas i nie tylko nas ogromne wrażenie. Cała oprawa płyty, grafika nie tylko okładki, ale i całej wkładki zrobiona przez Mentalporn zaskoczyła nas naprawdę ultrapozytywnie, spinając to wszystko w jeden śmierćmetalowy koncept, którego zawartość musicie już ocenić sami. Jedyne co my możemy teraz zrobić to liczyć na satysfakcjonującą wytwórnię sprzedaż "Sacrilege Of Humanity", o którą bardzo trudno w dobie MP3, pozytywne recenzje, zaproszenia na koncerty oraz obiecać Karolowi, że na koncertach będziemy niszczyć miejsca, w których to przyjdzie nam zagrać, chociaż on to chyba wie.

Nie bardzo wiem, jak u was z koncertami, ale tych chyba nigdy za wiele. Pogracie trochę po Polsce?

Szczepan: - W lutym jest planowany koncert u boku grup Parricide, Lost Soul i Asphyx na Metal Fest w Krakowie, więcej informacji pojawi się na pewno wkrótce. A co do koncertów to wiadomo, tak jak mówisz, nigdy ich za wiele. Mamy nadzieje, że płyta otworzy przed nami trochę szersze perspektywy, uda się pokazać i pograć w paru ciekawych miejscach, u boku ciekawych zespołów. Może gdzieś tam w przyszłości znowu jakiś sen typu "Generacja" i amfiteatr. Jeżeli chodzi o gotowość koncertową, to aktualnie dysponujemy nią w 666 procentach, a jak często i gdzie będziemy grać? Czas pokaże.

Na drugi album czekaliśmy latami. To się zmieni?

Szczepan: - Mamy regularne próby, Huzar z Haclem regularnie produkują nowe motywy, które są rzeźbione na próbach. Moc napędowa jest, wszystko dzieję się i powstaje naturalnie, jak przy komponowaniu "Sacrilege Of Humanity". Nikt nas nie naciska, nie wrzuca w kalendarz sztucznych terminów, dlatego muzyka powstaje tak, jak w naszym mniemaniu powinno to wyglądać. Myślę, że obraliśmy dobry tor, jeżeli chodzi tworzenie i jestem pewny, że nowy materiał przełamie i to znacznie barierę lat dzielącą powstanie "El-Alamain" i "Sacrilege Of Humanity"!

- Bez sensu rzucać tutaj datami i samemu ograniczać się czasowo, bo przecież nie o to chodzi. Powiem tak, nowy materiał już powstaje i to nie są rurki z kremem, a w stu procentach będzie gotowy kilka miesięcy po premierze nowego Nile, bo tyle czasu starczy nam, żeby poprzerabiać ich utwory (taki żart). Na razie słuchajcie i oceniajcie Messerschmitta i jego kolegów z płyty. Nowy materiał pojawi w odpowiednim, tym razem nie wydłużonym czasie!

Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy