Klaudia Daliva o swoim muzycznym mentorze. "Daje mi wędkę, żebym łowiła rybki" [WYWIAD]
Młoda, utalentowana i szczera w swojej twórczości - Klaudia Daliva to jedna z tych osób, które od najmłodszych lat wiedziały, że muzyka będzie ich drogą. Zaczynała na ulicach Gdańska, dziś ma na koncie debiutancką EP-kę "kiedyś mi przejdzie" i współpracę z Czarnym HIFI. W rozmowie opowiada o pierwszych krokach w studiu, emocjach towarzyszących jej na scenie oraz planach na pełnowymiarowy album, który - jak zapowiada - ma być opowieścią o wychodzeniu z mroku w stronę światła.

Alicja Rudnicka, Interia Muzyka: Widziałam, że tworzysz od dawna, pamiętam cię z gitarą na ulicach Gdańska i mam pytanie: co było takim momentem przełomowym, który doprowadził cię do studia i w konsekwencji do wydania własnego materiału?
Klaudia Daliva: Mega fajnie, że miałaś okazję mnie kiedyś zobaczyć. Spotkałam się też z sytuacją, że jedna z PM-ek, z którą pracowałam w poprzedniej wytwórni, też mnie kojarzyła, bo była akurat na wakacjach, także śmiesznie. Ale odpowiadając na twoje pytanie - myślę, że troszeczkę taka fantazja o tym, jakby to było. Trochę myślałam, że wejście do studia załatwi całą sprawę. Oczywiście to był dopiero początek i mocno się pomyliłam. Ale też taki fajny początek, bo - jak się potem okazało - zakochałam się w pracy w studiu. Tak samo jak wcześniej grałam na ulicy z pasji, bo zawsze przynosiło mi to frajdę, tak w studiu zaczęłam przesiadywać znacznie częściej. Do tej pory pierwszą rzeczą, którą robię po obudzeniu, jest odpalenie instrumentów.
A jak to się stało, że do tego studia trafiłaś? Czy zgłaszałaś się gdzieś, czy ktoś cię wyłapał? Jak to się wydarzyło?
- Była pandemia, a chwilę przed nią poszłam na koncert mojego kolegi, Gracjana Kalandyka, który grał po prostu jakiegoś seta w knajpie - w Canisie, jeżeli kojarzysz z Gdańska. Ja też tam grywałam i byłam ciekawa, kto teraz sobie tam wchodzi w piątkowe wieczory, więc poszłam tak naprawdę na kolację i posłuchać muzyki. Chciałam podejść do tego z drugiej strony. Grał bardzo fajny materiał, poszłam mu pogratulować. Porozmawialiśmy chwilę i on zaprosił mnie do swojego studia w Elblągu. Myślę sobie: "Dobra, no pojadę tam. Widziałam się z nim dwa razy w życiu, wsiądę z nim o 5 rano do samochodu, okej. Odpalam GPS-a i niech mama mnie szuka" (śmiech).
No i nagraliśmy tam mój pierwszy kawałek, który teraz ewoluował w singiel będący focus trackiem EP-ki. Ten singiel wcześniej nazywał się "Próba 2022" i miał różne wersje, ale to był taki pierwszy raz, kiedy weszłam do studia. Z zaproszenia kolegi, zupełnie bez żadnego zamierzenia, bez myśli o tym, czy napiszemy hit. I - jak się okazuje - może nawet blisko do tego.
Niedawno ukazała się twoja debiutancka EP-ka "kiedyś mi przejdzie". Jak wyglądał proces jej powstawania? Czy miałaś już gotowy materiał, czy utwory rodziły się dopiero w studiu?
- Wiesz co, wszystkie rodzą się w studiu. Ale żeby ci trochę przedstawić, jak to wygląda - ja cały czas jestem w studiu. Obstawiłam sobie mieszkanie sprzętem i można powiedzieć, że mamy tutaj domowe studio. Też kilku artystów przychodzi do mnie nagrywać. Prawda jest taka, że wszystko powstaje na bieżąco. Niektóre z tych numerów zostały napisane "na kolanie" w 15 minut. Takim przykładem, gdzie faktycznie trwało to może z dwie godziny - napisanie kawałka od początku do końca - jest "Mięta", która nie weszła na EP-kę, ale jest singlem. Napisałam ją z Lesmanem właśnie tak, że chwyciliśmy gitarę, powstał singiel i tyle. Tak to u nas wygląda - szybko.
Z którego utworu z EP-ki jesteś najbardziej dumna?
- Ze wszystkich, serio, bo bardzo je lubię - chociaż wcześniej należałam do osób, które, gdy nagrywały swój wokal na dyktafonie, miały takie: "nie chcę tego słuchać, niech ktoś coś z tym zrobi". Ale się przyzwyczaiłam. Chyba jestem najbardziej dumna z "To nie to". Nagraliśmy to z Czarnym HIFI. On wysłał mi bit, a ja napisałam tekst nawet szybciej niż "na kolanie", bo po prostu puściłam go sobie, zaczęłam nucić i pisałam tekst na bieżąco w trakcie. Można powiedzieć, że był to taki freestyle.
Skąd czerpiesz inspiracje do pisania tekstów? To jest z twojego życia czy bardziej z otoczenia?
- Myślę, że po równo. Każdy kawałek na pewno jest historią, którą sama przeżyłam i potrafię się w nią wczuć, ale często patrzę też na przygody moich przyjaciół, którzy przechodzą swoje rozterki sercowe - i nie da się ich uniknąć. Myślę, że to też często w hołdzie dla nich, żeby pokazać im trochę empatii, skupić się na tym problemie. Po napisaniu takiej piosenki często o tym rozmawiamy, pojawiają się łzy wzruszenia. Chciałam, żeby ta muzyka była oczyszczająca - także dla ludzi, którzy jej słuchają.
Jeśli chodzi o brzmienie tych utworów - to wszystko idzie ze środka, czy masz może twórców, którzy szczególnie cię inspirują?
- Mam takich twórców, ale jeśli chodzi o brzmienie tego mini albumu, to raczej nie. To wszystko wyszło spontanicznie, tak naprawdę. Wszystko jest "na ucho" i wszystko jest od serca. Prawda jest taka, że trochę wpisujemy się w pop, ale jednak jesteśmy popem alternatywnym. Robimy, powiedzmy, awangardę. Czy jest to podobne do czegoś, co już jest na rynku? Troszeczkę. Ale w sumie - zupełnie nie.
Zawsze istnieje ryzyko, że kiedy robisz coś nowego, może się to po prostu nie przyjąć. Podjęliśmy to ryzyko, czerpiąc inspiracje z lat 90. i 00., gdzie Czarny HIFI też uczył mnie słuchania takiej muzyki. Wszystko to gra nam w duszy w 2025 roku.
Pamiętasz swój pierwszy występ na scenie? Jakie emocje ci wtedy towarzyszyły?
- Pierwszy występ na scenie był bardzo wcześnie. Z tego, co mi mama mówiła, byłyśmy z mamą i babcią na spacerze i nagle zniknęłam im z oczu. Miałam wtedy trzy lata. Szukały mnie po parku, no i znalazły dopiero wtedy, kiedy usłyszały mój głos z mikrofonu ze sceny. Przypominam - byłam dzieckiem i nawet nie wiem, jak ja tam weszłam po tych schodach, ale oczami wyobraźni i wspomnień widzę, jak jakiś mężczyzna bierze mnie za rękę, daje mi mikrofon i śpiewam "Świnki trzy".
Te emocje towarzyszą mi w sumie za każdym razem - nie, że jacyś obcy mężczyźni biorą mnie za rękę po schodach (śmiech) - ale staram się wychodzić na scenę na spontanie. Mimo że są próby, spotykamy się często z chłopakami z zespołu i skupiamy się na tym, żeby ta muzyka miała jakość, ja nigdy nie wiem, co się wydarzy na scenie. I to jest najpiękniejsza rzecz na świecie, bo po prostu się temu oddajesz. To jest jak lot samolotem - wiesz, że bywają różne historie i nie chcesz o tym myśleć, ale jeśli miałabym zaryzykować, to właśnie w taki sposób.
Czyli od małego ciągnęło cię do muzyki? Od samego początku wiedziałaś, co chcesz robić?
- Tak, i spotykam niewielu ludzi na swojej drodze, którzy przeżyli podobne rzeczy. Mam wielu przyjaciół, którzy mają różne pasje - kajakarstwo, programowanie, piszą muzykę, są artystami - ale jednak nie wiedzą, w którą stronę pójść. A ja nigdy nie miałam tego problemu, więc jestem mega wdzięczna za to, że ktoś mnie wtedy zaciągnął na tę scenę po tych schodach. Nie wiem, czy ten mężczyzna kiedykolwiek to usłyszy, ale jeśli pamięta taką sytuację, to bardzo szczerze dziękuję.
Kto cię najbardziej wspiera w tej muzycznej drodze?
- Na pewno moi przyjaciele, którzy też są artystami. Gdyby nie byli, to myślę, że uznaliby mnie za dziwną, bo stawiam całe życie na jedną kartę - a bywa to niepopularne. Oni nie pozwalają mi się poddać, ale jednocześnie takim moim coachem i mentorem w muzyce jest Czarny HIFI, który niejednokrotnie daje mi wędkę, żebym łowiła rybki. Mówi: "A może pójdź w tę stronę? A może spróbuj to zrobić? A może dograj się do tego bitu?". I ja wykonuję te czynności, a później się okazuje, że - kurczę - mamy dzisiaj wywiad! Więc jest bardzo fajnie.
Po wydaniu EP-ki, co dalej? Jaki jest kolejny kamień milowy w twojej karierze?
- Wydanie płyty. Będzie to długogrający album na pewno i mam nadzieję, że ukaże się na początku przyszłego roku. Piosenki są już praktycznie gotowe - kwestia tego, żeby ułożyć tę historię tak, by słuchacz mógł od początku do końca przejść przez ten proces razem ze mną. Ale tym już zajmuje się Agata Traparska, która jest najlepsza, jeśli chodzi o takie właśnie niespodziewane zwroty akcji w historiach. Zostawiam to jej. To świetne uczucie, bo czuję się, jakbym przychodziła ze swoimi farbkami do malarza, który po prostu wie, co z nimi zrobić.
A jaką historię chcesz opowiedzieć w tym albumie?
- Ta historia to wszystkie kolory, które przyniosłam. Jest tam na pewno czarno-biały, ale myślę, że to też będzie wychodzenie z tego, co zostało przedstawione na EP-ce. Tam było bardzo ciężko, tematy są dość mroczne jak dla mnie. Nie ukrywam, że wyszłam też z takiego stanu większego dołka - tak to ujmę. Chciałabym teraz pokazać, jak z tego wychodzę. Chciałabym, żeby ludzie, którzy też w taki dołek wpadli niejednokrotnie, wiedzieli, że da się z tego wyjść i można się przy tym bardzo dobrze bawić.
Czy jest szansa zobaczyć cię na żywo w najbliższym czasie?
- Oczywiście! Nie mogę jeszcze o tym opowiedzieć, ale są plany, żebym wystąpiła w kilku miejscach. Jak tylko wszystko będzie potwierdzone - na pewno się o tym dowiesz!



!["To Kraków tworzy metamorfozy" 2025: całe miasto dumne [RELACJA]](https://i.iplsc.com/000LWLH5XR2YOLUI-C401.webp)


![Variété "Sieć Indry”: Najbardziej literacka płyta roku [RECENZJA]](https://i.iplsc.com/000LCVVZGXGDIJ53-C401.webp)


