Kajetan Wolas: "Nie mam problemu, gdy ktoś nazwie mnie raperem" [WYWIAD]
Tuż po udziale w półfinale programu "Must Be The Music", przyszła pora na debiutancki krążek. Kajetan Wolas ani na moment nie zwalnia tempa i zapowiedział "To musiało się wydarzyć". Z tej okazji porozmawialiśmy z nim o udziale w programie, debiutanckim krążku, ale też reaktywacji "PROJEKTU WOW".

Wiktor Fejkiel: Ostatnio premierę miał Twój singel "Bar", który zwiastuje twój debiutancki krążek "TMSW". Co możesz zdradzić nam na jego temat?
Kajetan Wolas: - Zgadza się, od pewnego czasu już się z tym nie kryję, że przymierzam się do wydania debiutu. "TMSW" czyli "To musiało się wydarzyć". Ostatnie utwory, jak "Bar" czy "Palo santo", to już takie pełnoprawne single, które zapowiadają to, co już za niedługo nadejdzie - debiut.
Styl, jaki sobie wypracowałeś tymi ostatnimi utworami, zostanie już z tobą na dłużej? Taki właśnie będzie to album?
- "Bar" jest akurat trochę inny niż cała płyta, ale i tak się na niej znajdzie - ta różnorodność też jest ok. Jednak jeśli chodzi o styl, skupiałbym się bardziej na "Kiedyś nas zabraknie", "Nie daj się" i "Palo santo". Wszystko ma taki swój łączony styl i czuję, że znalazłem jakiś swój kierunek, który jest jeszcze bliżej niezbadany w Polsce. Strasznie się tym jaram, że udało mi się coś takiego stworzyć i że ludzie też to chwytają, bo z testowaniem nowych rzeczy jest różnie - raz może się spodobać, a innym razem nie. Jednak feedback, jaki otrzymuję, sprawia, że jestem bardzo usatysfakcjonowany.
Każdy z tych utworów jest świeżym, jak to sam ująłeś "bliżej niezbadanym" balansowaniem między rapem a popem - czy nazwałbyś się jednak raperem?
- Ten styl, to jest dokładnie połączenie takiego hip-hopu z popem, z czego momentami powstaje całkiem fajne R&B. Nie mam problemu, gdy ktoś nazywa mnie raperem, natomiast sam się nim nie określę - wychowałem się śpiewając, więc to naturalne, że bardziej będę się czuł wokalistą. Ostatnio jak byłem gościem u Kuby Więcka na Jazz Cats - śpiewałem taki standard jazzowy "You and the Night and the Music" - to zostałem zapowiedziany jako "raper, który też potrafi w jazz". I myślę, że to był taki fajny kompromis.
Nawiązując do utworów, które wyszły w tym roku - trzy z nich powstały przy współpracy z Moo Lattem. Nie mieliście problemu ze znalezieniem wspólnego języka muzycznego?
- Na samym początku dwa numery powstały z ciicho, genialną producentką z Krakowa, z którą na początku miałem robić całą płytę. Natomiast na tyle spodobało mi się to, co robi Moo Latte, że stwierdziłem, że zaryzykuję i napiszę do niego z zapytaniem o współpracę. Na szczęście się zgodził i finalnie połowa płyty to jego zasługa, a drugie pół należy do ciicho. Odpowiadając natomiast na pytanie, nie mieliśmy żadnego problemu. Jestem w szoku, jak napędzamy się nawzajem do działania nad nowymi rzeczami.
Ubiegłoroczna EP-ka natomiast powstała we współpracy z innym genialnym producentem - Magierą. Jakie największe różnice upatrujesz pomiędzy nimi?
- Ta praca w sumie jest dość zbliżona do siebie. Wiem natomiast, że styl, jaki prezentuje Moo Latte, nieco bardziej odpowiada rzeczom, jakie chcę robić. Uważam, że to, co ma do zaoferowania, jest bardziej spójne z moją wizją debiutu.
Ze wspomnianym już utworem "Bar" doszedłeś do półfinału "Must Be The Music" - traktujesz ten wynik jako swój sukces czy jednak czujesz niedosyt brakiem finału?
- Jestem ogromnie podjarany i zadowolony z tego, co się wydarzyło po programie. Ludzie w końcu mnie zobaczyli i docenili moją muzykę, mimo tego, że jest dość wymagająca dla odbiorcy. Z tyłu głowy miałem jednak taką myśl, że ja nie idę tam wygrać ani być finalistą - byłem realistą. Starałem się więc cieszyć każdą chwilą spędzoną w programie i skupić się na budowaniu jak największego community wokół swojego nazwiska.
Co najcenniejszego wyciągnąłeś z udziału?
- No właśnie tych wszystkich słuchaczy, do których udało mi się dotrzeć. Najlepiej widać to na przykładzie "Baru" - nie spodziewałem się, że może zrobić takie liczby, a jednak. Ogrom ludzi został ze mną po programie i nadal słuchają mojej muzy, a to jest chyba dla mnie najcenniejsze.
W półfinale wystąpiłeś ze utworem "Sam na sam". Kiedy możemy się spodziewać premiery jego studyjnej wersji?
- Tym razem nieprędko. On wyjdzie, nawet jeszcze w tym roku, ale nie będzie go na "TMSW". Poza debiutem planuję w tym roku zrobić jeszcze jeden projekt, na którym "Sam na sam" najprawdopodobniej się pojawi, natomiast teraz staram się o tym nie myśleć zbyt dużo i w pełni skupić się na krążku.
Pojawiła się ostatnio na twoich social mediach wzmianka, że planujecie wraz z Wiktorem Waligórą i Piotrem Odoszewskim powrócić z "PROJEKTEM WOW" - czego możemy się spodziewać po was tym razem?
- Koncertów, koncertów i jeszcze raz koncertów. Mamy w planach głównie festiwale w te wakacje. To taki czas dla nas, by jeszcze bardziej zżyć się z chłopakami. Czy coś więcej będzie w przyszłości? To się okaże, ale w tym roku stawiamy na koncerty. Wiktor pracuje nad drugą płytą, Piotrek podobnie cały czas siedzi nad swoim materiałem, a ja dopinam debiut - to jest taki czas dla nas, by skupić się na solowych projektach. Natomiast koncerty to dobra odskocznia od pracy w studio i też ukłon wobec tych wszystkich, którzy w zeszłym roku tak dobrze się z nami bawili.
Jak w ogóle wspominasz ubiegłoroczne wydanie? Wszystko poszło zgodnie z waszymi oczekiwaniami?
- To zdecydowanie przewyższyło nasze oczekiwania. Jak pomyślę sobie, że w Poznaniu na Męskim Graniu publiczność liczyła jakieś osiem tysięcy osób, to nadal nie dociera to do mnie (śmiech). Ta energia od publiczności, jaką dostaliśmy, to coś, co było ogólnie ciężkie do przewidzenia - moment, w którym ci wszyscy ludzie na "Testosteronie" kucają i potem nagle wyskakują do góry, to chyba mój ulubiony z całej trasy. To było coś niesamowitego. I widząc, że ludzie chcą "PROJEKTU WOW", postanowiliśmy powrócić.
Chciałbym jeszcze poruszyć z tobą temat TikToka w branży muzycznej - wielu artystów narzeka na niego, zarzucając promowanie krótkich form kosztem długich koncepcyjnych krążków. Jak ty, jako osoba, która głównie dzięki TikTokowi zaistniała w tej branży muzycznej, traktujesz tę platformę?
- To jest typowe love-hate relationship. Jakbyś zapytał mnie, czy nie wolałbym skupić się na muzie, to oczywiście, że bym wolał - ale to nie te czasy. Można się na to frustrować i oburzać, a można to po prostu zaakceptować i czerpać z tego jak najwięcej. Dlatego nauczyłem się jarać samym robieniem tych filmików i ogarnianiem social mediów jako uzupełnienie mojej muzyki - ja nie jestem tiktokerem, tylko jestem artystą, który jest na TikToku.
To brzmi trochę jak syndrom sztokholmski (śmiech).
- Artyści mogą się denerwować i mówić, że zrobią jakieś filmiki, a koniec końców nie zrobią nic. Żeby w dzisiejszych czasach odstawić całkowicie na bok TikToka, trzeba być wybitnie muzycznym jak np. Dawid Tyszkowski, Wiktor Waligóra albo Piotrek Odoszewski. Oni nie muszą się skupiać tak na social mediach, bo robią tak świetną muzykę, że to po prostu żre. Jeżeli jesteś artystą takim jak ja, to staram się to obrócić jak najbardziej na swoją stronę.
Jak zaczęła się tak właściwie twoja przygoda z tą platformą?
- Zacząłem od coverów - wracając do domu po szkole uczyłem się akordów, myślałem nad konceptem i przez około rok regularnie wstawiałem tiktoki z moimi wykonami. Później miałem moment, kiedy byłem strasznie wkurzony na tę platformę, bo dostałem bana za to, że podobno nie miałem trzynastu lat. Na dodatek był to taki moment, kiedy wszystko super mi szło. Chciałem odpalić serię w Polsce, że gram na gitarze z raperami, zrobiłem nawet tiktoka z Mr. Polską, chciałem zrobić z tego serię… i ban. Potem wszedł Łatwogang, który zmienił kompletnie obraz TikToka i już się nie odbiłem. Po trzech miesiącach coś tam zaczęło żreć, ale nigdy nie wróciło do tego, co było.
Przed tobą premiera i mnóstwo koncertów w wakacje - znajdziesz w tym wszystkim czas na jakiś odpoczynek?
- Oj, nie ma odpoczynku. Ogromnie chcę się skupić na koncertach, bo uważam, że wypracowałem z moim bandem genialne występy. Jest to nieskromne, jednak gdy mam świadomość, że zrobiłem świetną robotę, to nie boję się tego powiedzieć i polecam chodzić na moje koncerty. Do tego płyta i, tak jak mówiłem, jeszcze jakiś projekcik w tym roku.