Reklama

"Jazz o zmroku"

O ile dobrze pamiętam, twoją ostatnią poważną produkcją był Sfond Sqnksa i płyta "Obawa przed potem". To było w 2002 roku... Dlaczego kazałeś nam tak długo czekać na kolejną produkcję? Co cię absorbowało przez taki kawał czasu?

Chciałem nagrać płytę inną niż poprzednie. Spędziłem sporo czasu nad albumem również dlatego, że nie czerpałem satysfakcji z formy, jaką przybierał po drodze. Miałem sporo koncepcji, które próbowałem realizować, szukałem przez ten czas najlepszego rozwiązania dla siebie. Do tego inne obowiązki i różne kłopoty techniczne, jak na przykład spalony dysk sprawiły, że tyle to trwało.

Reklama

Wraz z Roszją, Sinym, Tymonem i Magierą tworzyliście muzykę wręcz awangardową - bardzo odmienną od tego, co wychodziło w Polsce w tamtym czasie. Magiera brnie teraz w stronę prostych "west coastów", o Sinym i Roszji już całkiem przycichło, a Tymon wpada sobie od czasu do czasu na jakieś produkcje... Powiedz mi, jako twórca i obserwator, dlaczego ta awangarda, którą tak konsekwentnie tworzyliście, ostatecznie umarła?

Myślę, że ostatecznie nie umarła, wręcz przeciwnie. Awangarda ładuje teraz swoje akumulatory po to, by wrócić do was z kosmiczną siłą i dać wam trochę dobrych wibracji. Z tego, co wiem Siny występuje sporadycznie, ale jak już wyjdzie na scenę to buda płonie, Tymon i Magiera zaczęli prace nad albumem i jestem pewien, że nie będzie to powtórka z rozrywki. Roszji kończy się atrament w piórze, co znaczy, że niebawem coś się wydarzy...

Z wcześniej wspomnianych raperów na krążku znalazł się tylko Roszja. Nie miałeś takich myśli, aby zebrać tą starą wrocławską gwardię na płytę, chociażby na jeden kawałek i przypomnieć Polsce, że "oni nadal tu są"?

Jeśli będą chcieli o sobie przypomnieć, to z pewnością zrobią to sami w swoim czasie. Nie wykluczam tym samym współpracy z którymkolwiek z nich. Po za tym Wrocław to miasto charakterów, ciężko tutaj o zespół (śmiech).

Masz rację, większość z waszych artystów to indywidualiści i chyba jedynym dobrze znanym zespołem z Wrocławia jest obecnie Kanał Audytywny. Co sądzisz o ich muzyce? Wasza twórczość ma sporo wspólnych mianowników, byłbyś w stanie podjąć z nimi współpracę, gdybyś miał taką możliwość?

Z tego, co wiem Kanał mocno pracuje nad swoją popularnością. Cieszę się, że jest w mieście taki zespół, który sięga właśnie takich obszarów jak oni. Nie wiem, o jakich wspólnych mianownikach mówisz...

Takim mianownikiem może być chociażby fakt, iż waszą muzykę łączy jazz i trip hop...

Nie widzę przeszkód w spreparowaniu z nimi jakiegoś wspólnego potwora.

Można powiedzieć, że wraz z Roszją sami tworzyliście zespół, bo nie była to przecież płyta Roszji, tylko wasza wspólna jako Sfond Sqnksa - Siny i Tymon na bitach Magiery pozostali jednak Sinym i Tymonem... Czy połączysz jeszcze kiedyś siły z Roszją tworząc wspólny projekt? Jest na to jakaś szansa, czy też raczej skupisz się teraz na solowej karierze jako producent?

Karierę zostawiam ludziom z branży. Z moim bratem jesteśmy gotowi wykonać decydujący krok. Krok do finału.

Co będzie tym krokiem do finału? Co masz na myśli?

To jest nasza chwila prawdy, nagrywamy płytę, którą ciężko będzie nam przeskoczyć, wyczerpujemy w tej chwili formę na jakiś czas, musimy jechać na długie wakacje.

Na twojej płycie pojawił się także Jot. Powiedz nam o nim coś więcej, jak doszło do waszej współpracy i jakie cechy tego rapera wpłynęły na fakt, że postanowiłeś zaprosić go na płyt?

Jot działa na wrocławskiej scenie od jej początków. Zawsze wykazywał aktywność i chęć uczestnictwa w różnych projektach, ostatnio puścił do sieci swój mixtape, a teraz pracuje nad solowym albumem. Lubię jego flow i luz, którym dysponuje, uważam, że jest prawdziwym funkowym raperem, który zasłużył na szacunek środowiska. Wprawdzie nie wydał legalnej płyty, ale jego przeciętny numer jest lepszy, niż większość tego syfu, który wychodzi oficjalnie.

W takim razie zatrzymajmy się chwilę przy tym temacie. Wrocławskie podziemie powoli daje o sobie znać: nie tak dawno wyszedł całkiem niezły projekt Labela, teraz ze swoim materiałem uderza Jot. Śledzisz w jakiś sposób to, co się dzieje we wrocławskim undergroundzie, czy jednak uważasz, że to strata czasu i odcinasz się od tego - nie interesujesz się tym?

Odcinać się od undergroundu to jak pozbawić się tlenu. Scena niezależna jest miejscem, gdzie czai się rewolucja. To w podziemiach pop kultury rodzą się nurty, które później kształtują obraz w twoim telewizorze i radio. Wprawdzie "Night Moves" nie jest płytą undergroundową, rewolucyjną czy coś takiego, jest raczej płytą, którą wyrażam ostatnie lata moich muzycznych fascynacji. Ale za to moje podejście jest: "Sram na swoje 5 minut".

W takim razie powiedz nam coś więcej o twoich muzycznych fascynacjach, które z pewnością wpłynęły na kształt i wyraz płyty. Czego tak właściwie słuchałeś od czasu Sfondu Sqnksa?

Szukałem w muzyce przestrzeni i dobrego funkowego groove'u. Poza tym wiele, na prawdę wiele różnych piosenek gościło w moich odsłuchach, trzeba słuchać różnych rzeczy po to, by nie wpaść w kanał.

Może zdradź nam genezę nazwy najnowszej płyty "Night Moves". Nazwa ma oddać klimat utworów, krążek powstawał głównie w nocy, czy też jest to po prostu sugestia, że płyty najlepiej słuchać w porach wieczornych?

Jestem lunatykiem, w nocy nawiedza mnie zjawa, której polecenia wykonuję.

Powiedz nam o niej coś więcej, ta zjawa przychodzi do ciebie w nocy i mówi: "Lu, zrób płytę", czy też jej polecenia zazwyczaj dotyczą czegoś innego (śmiech)?

Moja zjawa to medium, za pośrednictwem którego komunikuję się z kosmosem, reszty nie pamiętam...

(śmiech) OK., wróćmy do samej płyty. Całość wydaje się być dopracowana w najmniejszych szczegółach - ile zajęło ci tworzenie i kompletowanie materiału na "Night Moves"?

Około 3 lat. W tym okresie album zmieniał się przybierając różne dziwaczne formy, z czasem przestałem lunatykować i tym samym płyta zaczęła się finalizować.

Więc po trzech latach dostaliśmy zaledwie 35 minut muzyki... Nie sądzisz, że to trochę za mało? Ja na przykład czuję niedosyt, z którym nie mogę sobie poradzić, dlatego słucham "Night Moves" kiedy tylko mogę (śmiech).

Lepszy niedosyt niż przesyt. Ja lubię krótsze albumy, takie, przez które można przejść bez znudzenia. Długie płyty nie są w stanie skupić mej uwagi, zwykle po jakimś czasie dekoncentruję się, zaczynam ziewać i myśleć o tym, co mam w lodówce.

Sfond Sqnksa był wyraźnym ukłonem w stronę funku, natomiast "Night Moves" to przede wszystkim jazz. Co w końcu jest ci bliższe po tych wszystkich latach obcowania z muzyką? Energiczne funkowe dźwięki, czy też dojrzały emocjonalny jazz?

Jazz jest źródłem muzyki popularnej, korzystam z jej dobrodziejstw w zależności od nastroju. Funk jest gatunkiem, do którego zawsze chętnie wracam, wprawdzie jest mocno wyeksploatowany, ale ciągle sprawia, że zaczynam się bujać.

No właśnie, to jest tak, jak powiedziałeś - funk jest już mocno wyeksploatowany, a nic nie wskazuje na to, że ludzie przestaną czerpać z tej "kopalni" sampli. Nie sądzisz, że nadmierne czerpanie z dobrodziejstw funku przez współczesnych producentów może zniechęcić przyszłe pokolenia do tej muzyki? O nas samych już nawet nie mówiąc...

Czas pokaże, jeśli funk ze Statku Matki wykonał swe zadanie wówczas zniknie bezpowrotnie. Wydaje się jednak, że wciąż jest zbyt mało nawróconych na jedyną i słuszną drogę, tak więc przyszłe pokolenia prawdopodobnie też będą bujać się do funkowych klasyków rozkminiając, jak oni to robili (śmiech).

Na "Night Moves" wcielasz się w rolę producenta, DJ-a i aranżera... Realizacja której z tych profesji sprawiła ci najwięcej trudu podczas tworzenia płyty?

Hmmm, miks tracków. Z pewnością powinienem mieć jakiegoś speca od tego typu zadań. Sam strasznie nie lubię tego robić.

Zawsze zastanawiało mnie, jak dokładnie wygląda tworzenie muzyki we współpracy z muzykami, grającymi na "żywych" instrumentach. Trudno to wszystko ogarnąć? Na czym to polega?

Trud polega na organizacji. Jeśli jesteś zorganizowany i wszystko masz pod kontrolą, to praca nie jest trudna, ale dosyć czasochłonna. Korzystałem z pomocy muzyków w następujący sposób: do przygotowanego przeze mnie trzonu zapraszałem np. basistę, który przez jakiś czas freestylowal do tego motywu. Z dźwięków, które zostawił, korzystałem dowolnie tnąc i układając je na nowo. Tak krok po kroku powstawała płyta.

Słucham płyty, kończy się track jedenasty, kilkadziesiąt sekund przerwy i niespodzianka: słyszę bonus z Ostrym. Dlaczego ten kawałek został potraktowany jako dodatek? Nie wolałeś zmieścić Ostrego w koncepcie płyty?

Dodatkiem może być naklejka, która wypada z opakowania, gdy otwierasz pudełko. Album jest całością nawet, gdy znajduje się na nim ukryty utwór.

A czy ten kawałek ma w ogóle jakąś nazwę? Nigdzie nie znalazłem informacji na ten temat.

Zatytułowany jest "Ze wschodu na zachód".

Lu a jaka jest Twoja ulubiona liczba?

Nie mam ulubionej.

To szkoda... Zapytałem nie bez powodu, bo między utworem 11 a 18 jest dokładnie sześć "pustych" siedmiosekundowych tracków, a po nich bonus i próbuję właśnie ustalić, czy to czysty przypadek, czy też zamierzone działanie mające w sobie jakiś głębszy sens (śmiech)...

(śmiech) To nie istotne. Ważne jest to, jaką energię niesie ze sobą płyta. Kiedy zaczynasz szukać w liczbach, to z pewnością coś znajdziesz.

Zatem na pewno nie przestanę szukać (śmiech), ale czy nie lepiej i nie łatwiej było zamiast tych sześciu pustych tracków dać po prostu jeden, tylko że trochę dłuższy? Bo w taki sposób z 12 utworów nagle robi się 18... Dlaczego takie a nie inne rozwiązanie? Trochę tego nie rozumiem...

Jestem kombinatorem, ale nie próbowałem oszukać nabywcy, na krążku jest opisanych 11 utworów (śmiech), szukaj dalej (śmiech)!

A czy fakt, że jesteś kombinatorem wpływa na tworzoną przez ciebie muzykę? Jako kombinator układasz dany bit na sto różnych sposobów sprawdzając, które ułożenie jest najlepsze, czy też idziesz w tym trochę na żywioł dopracowując pierwsze ułożenie dźwięków, które ci się spodoba?

Idę na żywioł stary, bez trzymanki (śmiech). Kiedy zaczynam kombinować, to rzadko kiedy faza końcowa przypomina początkową. Dużo mieszam, żeby dobrać odpowiednio dźwięki. Szczególnie ostatnio zacząłem tak żonglować, że aż sam się dziwię, co z tego wychodzi.

Gdybyś miał możliwość podłożenia muzyki jako ścieżki dźwiękowej do dowolnie wybranego filmu, to który byś wybrał? W sumie to po kawałku "Miasto grzechu" obstawiłbym "Sin City", ale musiałem o to zapytać...

"Sin City", czyli "Miasto grzechu" to tylko hasło, temat, który rzuciłem do nagrania utworu. Komiks, na bazie którego powstał film był w pewnym sensie inspiracją przy kręceniu klipu do "Zabawnej zbrodni" Sfondu. Było to jakieś 3 lata temu, więc nie podejrzewajcie mnie o filmową inspirację (śmiech). "Night Moves" to muzyka do filmu, który mam w swojej głowie, natomiast gdybym miał wybrać jakiś film do muzyki, którą ostatnio robię to... Eh! Zobaczycie sami.

Rozumiem, że wszystko w swoim czasie... Może na koniec powiedz nam, czym tak właściwie jest dla ciebie Wrocław po za miastem, w którym żyjesz? Czy to miasto potrafi być w jakiś sposób inspiracją?

Tak oczywiście! Niesamowicie mnie zainspirowało! Do tego stopnia, że teraz szukam pracy w Norwegii (śmiech)!

To już chyba wszystko, o co chciałem cię zapytać. Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: hip hop | jazz | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy