Jacko Brango: "Tęsknię za ciasnymi klubowymi koncertami" [WYWIAD]
Jacko Brango, a właściwie Szymon Paduszyński, to artysta, który nie od dziś zajmuje się zawodowo muzyką. Przez wiele lat grywał w zespole Krzyśka Zalewskiego i Darii Zawiałow, a od niedawna próbuje swoich sił solowo. Przy okazji premiery jego debiutanckiego krążka "ZA DUŻO GITAR", porozmawialiśmy o oczekiwaniach, jakie miał wobec siebie samego czy nadchodzącej klubowej trasie koncertowej, która właśnie startuje.

Wiktor Fejkiel, Interia Muzyka: Czujesz, że projekt "Jacko Brango" jest już tym docelowym, na którym będziesz się w pełni skupiać?
Jacko Brango: - Myślę, że tak. Jest to moje aktualne alter ego, które o tyle fajnie mieć, że jak wychodzimy na scenę, to nie mówię, że jestem Szymon, tylko mówię, że jesteśmy Jacko Brango i występujemy w czterech osobach. Daje to również pewne pole do "krycia się pod pseudonimem", szczególnie jak śpiewam o rzeczach, może za bardzo prywatnych, osobistych albo niewygodnych.
Za tobą premiera tak długo wyczekiwanego debiutu - dotarło do ciebie, że twój krążek "ZA DUŻO GITAR" jest już wszędzie dostępny?
- Tak, tak - dotarło (śmiech). Dostaję cały czas od was informacje, że słuchacie tej płyty i że wam się podoba, co jest oczywiście miodem na moje serce…
No właśnie miałem cię spytać o ten feedback - jest zgodny z twoimi oczekiwaniami, czy czymś cię zaskoczył?
- Wiesz co, ja nie miałem oczekiwań co do odbioru tej płyty, więc każda wiadomość jest bardzo miła. Wiem, że to ktoś musi się zmobilizować i odważyć, żeby taką rzecz napisać. Więc każdą z nich bardzo doceniam.
Po tylu latach grania na scenie, czujesz się debiutantem, wydając ten krążek?
- Myślę, że bez dwóch zdań tak. Wydając debiutancki album jako songwriter/wokalista, totalnie zmienia się moja postać w tym muzycznym świecie. Podsumowanie swojej działalności na longplay'u, to jest duże wydarzenie i rzeczywiście, od teraz, już przestaję być debiutantem.
Skąd pomysł, by potraktować ten debiut jako zbiór większości dotychczasowych singli?
- Szczerze mówiąc, nie rozkminiałem tego jakoś nad wyraz długo. Jest obecnie jakieś takie singlowe podejście do wydawania muzyki, więc ja robiąc piosenki, chwaliłem się nimi na bieżąco. Pomalutku budowało się to w pewną całość, aż uzbierało się na longplay, do którego dołożyłem kilka nowych pozycji. Natomiast "ZA DUŻO GITAR" traktuję, jako bardzo wyraźną kreskę na moim dorobku i cieszę się, że go wydałem.
Czyli większość nowszych utworów jeszcze trzymasz na przyszłe wydawnictwa…
- Tak, tych rzeczy w szufladzie trochę jest, ale trzymam na później.
Znacząco zmieniło się twoje podejście do robienia muzyki obecnie, względem początków? Czujesz różnice pomiędzy przykładowo "INACZEJ NIE UMIEM" a "ROZUMAMI"?
- Zaczepiłeś akurat o takie dwa numery, które są w całości mojego autorstwa. Natomiast tak, na przestrzeni komponowania piosenek na płytę, otworzyłem się znacznie bardziej na pracę z innymi ludźmi. Na samym początku byłem taką "Zosią Samosią" i bardzo zależało mi, żeby mieć nad tymi rzeczami absolutną kontrolę. Musiałem trochę do tego dojrzeć i chyba wyleczyć się z kompleksów, żeby poprosić ludzi o pomoc. Tak się po raz pierwszy wydarzyło przy piosence z Jamalem. Kiedy odważyłem się go do niej zaprosić, nabrałem sporo pewności siebie, że mogę takiego dużego artystę zaprosić do swojej piosenki.
Kolejną taką sytuacją była współpraca z Andrzejem Markowskim, moim serdecznym przyjacielem z zespołu Krzyśka Zalewskiego - pomógł wyprodukować mi piosenkę "ZE SPRITE'EM". I później współpraca z Radkiem Baranowskim przy piosence "MAMY TO WE KRWI". Tak więc nauczyłem się przy tej płycie dobierać odpowiednich ludzi, do których miałem duże zaufanie i szacunek. Nie mam wątpliwości, że dodało to sporo wartości na ten krążek.
Tych współprac jest naprawdę sporo - i jeśli chodzi o kwestie produkcji, ale też w kontekście gościnnych zwrotek. Z którejś z tych współprac jesteś najbardziej zadowolony?
- Wiesz co, nie mam faworytów w ogóle, jeżeli chodzi o jakieś pojedyncze piosenki. "ZA DUŻO GITAR" jest dla mnie pewnego rodzaju całością i podsumowaniem jakiegoś czasu mojej pracy. Dla mnie wszystkie te momenty były magiczne i nie dałoby się bez nich stworzyć tej płyty. Powiem tak - gdyby był to film długometrażowy, to żadnej sceny bym nie wyrzucił.
Długo musiałeś namawiać Krzyśka Zalewskiego, by po tylu latach wspólnego grania dograł się na twój krążek?
- To była bardzo szybka sytuacja. Jak wysyłałem mu demo piosenki "NIE UMRZEMY MŁODO" nie zdradzałem mu, że mam taki niecny plan, żeby go do tej piosenki zaprosić. Krzysiek po prostu posłuchał jej i powiedział, że to jest bardzo dobry numer i że gratuluje. I wtedy wyciągnąłem asa z rękawa i powiedziałem, że bardzo bym chciał, by się w tej piosence pojawił. No i tak właśnie Krzysiek dograł się do drugiej zwrotki i dzięki temu jest gościem na mojej płycie, za co bardzo jestem mu wdzięczny i bardzo się cieszę.
Chciałem jeszcze z tobą pomówić o okładce, gdzie postawiłeś na koncept obrazu malowanego. Skąd pomysł na taką dość nietypową, jak na współczesne czasy, formę?
- Ja uwielbiam rzeczy, które robi człowiek. Myślę, że dużo bardziej do mnie trafiają. Zresztą nie oszukujmy się - rzeczy, które robi sztuczna inteligencja, są nieuczciwie oparte na ludzkim dorobku. Tak jak lubię żywą muzykę, tak jak lubię piosenki, w których słychać, że gra żywy bębniarz - tak samo lubię ten obraz. Nie da się go namalować drugi raz, nie ma drugiego takiego samego. Ta niepowtarzalność w tej ludzkiej niedoskonałości mnie urzeka.
Jeśli chodzi o ten obraz, namalował go Michał Żytniak, warszawski malarz - znany głównie z bardzo wyrazistych prac. Szczęśliwie się złożyło, że moja żona, która jest projektantką wnętrz, miała kontakt z Michałem i cel został osiągnięty, czyli wyrazista, charakterna okładka do tego albumu.
Zależało ci na tym, by Michał Żytniak dość klarownie zainspirował się brzmieniem tego krążka?
- Zasugerowałem mu kolorystykę, która mnie interesuje, czyli fiolet i zieleń oraz wysłałem kilka swoich zdjęć. Na tej podstawie był namalowany ten portret. Z tego co pamiętam, powiedział, że bardzo szybko mu to poszło i przyjemnie mu się malowało moją twarz.
Pod koniec października wyruszasz w klubową trasę z nowym materiałem - przy twoim backgroundzie koncertowym, taka trasa robi jeszcze jakiekolwiek wrażenie na tobie?
- Oczywiście, że tak. Przede wszystkim zmiana perspektywy z prawego skrzydłowego na środek jest dość kluczowa. No i szczerze mówiąc tęsknię za ciasnymi klubowymi koncertami, bo przy mojej pracy z Krzyśkiem Zalewskim są to bardzo rzadkie sytuacje. Od czasu jak pracujemy razem, to raczej były duże festiwale, hale, czasem filharmonia, więc z dużą ekscytacją wybieram się w tę trasę.
Jakie miasta planujecie odwiedzić, w ramach klubowej części trasy?
- Dokładnie 22 października rozpoczniemy ją w krakowskiej Alchemii, do której zapraszamy gorąco. Później jedziemy do Poznania, Katowic i Wrocławia, po którym mamy chwilę przerwy na odsapnięcie. I 29 października zamykamy trasę występem w Warszawie. Także wszystkich z okolic serdecznie zapraszam!







