Ellie Goulding o najlepszych momentach koncertów i karierze. "Adele to królowa" [WYWIAD]

Ellie Goulding była gwiazdą Orange Warsaw Festivalu /Marcin Rapacz /INTERIA.PL

Wystarczyło jej kilka lat, żeby stać się jedną z najpopularniejszych brytyjskich wokalistek. Ma na koncie sporo nagród, ale znacznie większe wrażenie robi to, że jej piosenki w samych serwisach streamingowych mają już kilkanaście miliardów odsłuchów. Ellie Goulding była jedną z gwiazd tegorocznego Orange Warsaw Festival.

Ellie Goulding dotarła na warszawski Służewiec niedługo przed swoim koncertem. Kilkuosobowa świta towarzysząca artyście zwykle od razu zdradza, że mamy do czynienia z dużą gwiazdą, ale nie mylcie tego z gwiazdorzeniem. Goulding cały czas sprawia wrażenie dziewczyny z sąsiedztwa, która zupełnie przy okazji jest znaną na całym świecie wokalistką, a wkrótce po naszej rozmowie wyjdzie na scenę i zaśpiewa dla kilkudziesięciu tysięcy osób. Po drodze spotka się jeszcze z najwierniejszymi fanami, którzy czekają na artystkę wystrojeni w papierowe korony, zupełnie jak na wizytę królowej.

Reklama

Ellie Goulding o najlepszych momentach koncertów i karierze. "Adele to królowa" [WYWIAD]

Anna Nowaczyk, Interia: Twoja nowa płyta, "Higher Than Heaven", to radosny album, mimo że zaczął powstawać w średnio wesołym czasie lockdownu.

Ellie Goulding: - Ta radość chyba była nam wszystkim potrzebna. Poza tym chciałam móc znów tworzyć popowe piosenki, które nie będą już tak bardzo osobiste. Po poprzedniej płycie byłam już trochę wykończona pisaniem o swoich doświadczeniach, emocjach. Tym razem postanowiłam znowu sprawdzić się jako typowo popowa artystka i współpracować z najlepszymi twórcami piosenek na świecie. Uważam, że to sztuka i pokaz niesamowitego talentu, jeśli ludzie odkrywają przepis na idealny popowy album. To cel, do którego dążę, również na tej płycie. Kiedy powstawały nowe piosenki, byłam w ciąży, kończył się lockdown, więc pomyślałam, że ucieknę trochę w ten piękny, wesoły świat.

Niektórzy powiedzieliby, że to ucieczka w pracę, ale ty zawsze mówisz, że po prostu uwielbiasz śpiewać.

- W przemyśle muzycznym często dzieją się jakieś rzeczy, przez które zapominamy, że mamy wielu fenomenalnych wokalistów, autorów piosenek, po prostu artystów, którzy są świetni w tym co robią. Ja akurat mam to szczęście, że mogę robić to, co kocham. Od zawsze chciałam śpiewać, pisać piosenki, zresztą zaczęłam to robić w młodym wieku. I udało mi się, a teraz robię wszystko, żeby unikać dram i móc zajmować się tylko muzyką (śmiech).

Wspominałaś, że zaczęłaś pisać piosenki już jako nastolatka. Czy kiedy rozpoczynała się twoja profesjonalna kariera, byłaś przekonana, że osiągniesz sukces?

- Boże, w żadnym wypadku! Pamiętam plan pierwszego teledysku. Powiedziałam wtedy do ludzi: "Bawcie się dobrze, bo więcej się nie spotkamy". Ktoś mi to ostatnio przypomniał. Nie miałam wtedy pojęcia, że uda mi się zajść tak daleko i jestem naprawdę wdzięczna za to, co mam. Ale myślę sobie też, że to była jednak trochę inna rzeczywistość niż teraz. Nie było tylu piosenek, ile jest dzisiaj, więc dobry utwór stawał się przebojem wszędzie. Teraz masz tyle sposobów promocji muzyki, że to wszystko trochę się skomplikowało. Kiedy zaczynałam, może nie było łatwo, ale łatwiej niż obecnie, więc cieszę się, że trafiłam akurat na taki czas.

Dzisiaj nie musisz się już martwić o swoją pozycję na rynku. Wyniki sprzedaży płyt pokazują, że Wielka Brytania ma dwie królowe popu: Adele i ciebie.

- (śmiech) Nie wiem, czy jestem królową, Adele na pewno nią jest. Ale miło mi to słyszeć, bo zaczynałyśmy karierę w podobnym czasie. Wtedy działało jeszcze coś takiego jak Myspace, więc miałyśmy tam konta całą ekipą, razem z Lily Allen i Florence and the Machine. Wiesz, miło widzieć na scenie znajome osoby, których początki sama obserwowałam. Dzięki temu nie czuję się też jeszcze taka stara (śmiech). W każdym razie Adele jest bezdyskusyjną królową, jest niesamowita, ja mogę tylko do niej aspirować.

Doceniam skromność, w każdym razie obie macie tyle samo numerów jeden na liście najchętniej kupowanych płyt w Wielkiej Brytanii, więc masz spory powód do dumy.

- Dziękuję. Jestem bardzo dumna z tego, co udało mi się osiągnąć, ale miło, że o tym wspominasz. Dzięki!

Poza płytowymi rekordami - co jest dla ciebie najlepsze w byciu gwiazdą popu?

- Lubię na przykład grać na festiwalach. To najlepsze miejsce do tego, żeby spotkać się z ludźmi i zobaczyć ich reakcje. Ja naprawdę kocham to, co robię. Nie oszukujmy się, ta praca ma też swoje minusy. To są rzeczy, których ludzie nie widzą, męczące podróże, planowanie i załatwianie, żeby ze wszystkim zdążyć i żeby wszystko się udało. To akurat ta mniej urokliwa strona kariery. Ale wiesz co? Kocham występy, tworzę piosenki, które później śpiewają ze mną tłumy. To niesamowite uczucie i jestem szczęściarą, bo mogę tego doświadczać.

Trasy koncertowe potrafią dać się we znaki, o czym coraz częściej mówi wielu artystów. Czy przez te lata kariery udało ci się znaleźć sposób na to, żeby ta część twojej pracy miała jak najmniej minusów?

- Wszystko dzieje się metodą prób i błędów. Przez lata człowiek uczy się, jakie rozwiązania mu pomagają, a co niekoniecznie działa. Trasy są ciężkie pod wieloma względami: psychicznym, fizycznym, emocjonalnym. Jesteś daleko od rodziny, przyjaciół. Musisz też wiedzieć, jak dać z siebie wszystko na scenie, mimo że każdego wieczoru robisz praktycznie to samo. Uczysz się, jak uniknąć monotonii, no i oczywiście jak dbać o głos. W koncertach jest jednak coś magicznego, a tę magię tworzą ludzie. Interakcja z publicznością daje "to coś", bez czego trasy byłyby trudne. Wyobraź sobie koncert bez dobrej energii, to od razu się wyczuwa.

Czy jest coś lepszego, niż tłum, który skanduje na koncercie twoje imię?

- Najlepszą rzeczą na świecie jest to, kiedy, na przykład na festiwalu, ludzie na początku się nie odzywają, a pod koniec koncertu wykrzykują moje imię (śmiech). To jest super, bo oznacza, że przekonałam ich do siebie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ellie Goulding
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama