Reklama

"Dzikość w sercu i duszy"

Czeski metal to dla nas jeden z symboli obciachu, czeski film budzi większe uznanie, ale częściej kojarzony jest jako totalny bałagan. Wbrew tym stereotypom u naszych południowych sąsiadów dzieje się wiele dobrego, czego w muzyce jednym z przykładów jest alternatywna grupa Please The Trees.

Na początku października zespół wydał drugą płytę "Inlakesh", a 7 października rozpoczyna tygodniową trasę w naszym kraju (Kraków, Łódź, Piotrków Trybunalski, Gomunice, Puszczykowo, Poznań i Katowice). Wcześniej lider Please The Trees, wokalista Vaclav "SelFbrush" Havelka, znalazł kilka chwil, by odpowiedzieć na pytania Michała Boronia.

Dla większości Polaków znajomość czeskiej muzyki ogranicza się do festiwalowych występów Karela Gotta i Heleny Vondrackowej. Niektórzy dorzucą jeszcze metalowe Krabathor czy Arakain, ale wasza scena jest chyba bogatsza?

Reklama

- Naturalnie, że czeska scena jest bogatsza. Wymieniłeś w pierwszej kolejności tylko najpopularniejszych muzyków popowych. Scena alternatywna, do której należymy, jest większa niż mogłoby się wydawać. Co jakiś czas, regularnie objawiają się kolejne nowe, młode kapele. Please The Trees akurat nie jest typowo czeskim zespołem. Mamy bardziej międzynarodowy klimat. Pochodzimy z Taboru i Pragi, ale inspirujemy się tym, co dzieje się na świecie, nie tutaj.

No właśnie, powiedz skąd się wzięło Please The Trees z muzyką mocno osadzoną w amerykańskiej alternatywie?

- To trochę dzięki życiu w wielkim mieście - Pradze. Ale nie tylko. Naszym macierzystym miasteczkiem jest Tabor. Dlaczego tak jesteśmy osadzeni muzycznie? Bo z USA pochodzi lwia część naszych inspiracji.

Wymieniacie wśród nich m.in. Neila Younga (swoją drogą do niego teraz przyznaje się chyba połowa amerykańskiej sceny) i Mogwai. Słychać też sympatię do dźwięków alt-country i folku. W notce prasowej pojawia się także określenie "nutka Dzikiego Zachodu". Co ona oznacza?

- Dziki Zachód to dzikość w sercu i duszy. To określa trochę Please The Trees. Jeśli słyszałeś naszą nową płytę "Inlakesh", wiesz o czym mówię. Jeśli ktoś pisze utwory, naturalnym jest, że inspiruje się Neilem Youngiem. To taki archetyp. Uwielbiam go! Z jego twórczości czerpali też Hank Williams, Bob Dylan, Lead Belly, Townes Van Zandt, Billy Callahan czy Will Oldham.

Śpiewasz po angielsku, a nie w ojczystym języku. Dlaczego? U nas poruszające się w podobnym klimacie Pustki śpiewają po polsku.

- Czujemy się zespołem międzynarodowym. Gramy też poza granicami Czech. Angielski jest dla nas naturalnym językiem.

Wasza druga płyta nosi tytuł "Inlakesh", co on oznacza?

- To pozdrowienie, które oznacza mniej więcej tyle co "jesteś moją drogą, uzupełniającą się częścią". Podczas nagrywania albumu, zdaliśmy sobie sprawę, jak rzeczy, wydarzenia zazębiają się. Jedno bez drugiego by nie istniało. Dotyczy to też wypadków związanych z Please The Trees. Jakoś później dzięki przyjacielowi odkryłem to pozdrowienie "Inlakesh" i uznaliśmy, że będzie idealne jako tytuł naszego albumu.

Słychać u was zmianę brzmienia. Na ile to efekt roszad personalnych?

- Myślę, że zmiana brzmienia nie ma wiele wspólnego ze zmianami w składzie. To dzieje się naturalnie, to nasz krok do przodu. Chcieliśmy wrócić do korzeni, zmniejszyć ilość różnych efektów, a zaserwować jak najwięcej naturalnych, żywych dźwięków, także hałasu.

Na "Inlakesh" pojawiają się goście, m.in. twoja partnerka życiowa, aktorka Lena Krobotova. Musiałeś ją namawiać, czy to był jej pomysł?

- Śpiewała również na naszym debiucie, więc to był naturalny wybór dla mnie. Z klawiszowcem Davidem Babką, który również gości na "Inlakesh", pracuję od lat. Grał też na moich solowych płytach, które wydaję jako SelFbrush. Mógłbym tak mówić o każdym gościu...

O czym opowiadają historie z "Inlakesh"? To piosenki inspirowane autentycznymi przeżyciami?

- Wszystkie moje teksty są inspirowane przez życie, ale bardzo rzadko śpiewam o pojedynczym zdarzeniu, sytuacji. Zbieram różne historie i sam mieszam je tworząc nowe historie. Inspiruje mnie wszystko! Staram się mieć cały czas otwarty umysł. Cały czas mam przy sobie notatnik, gdzie zapisuję pomysły. Dużo w moich tekstach jest abstrakcji. Wiele piszę o relacjach, ale nie tylko damsko-męskich, lecz także o współżyciu w przyrodzie. Przyznam ci się, że zdarza mi się podczas każdorazowego wykonywania utworu zinterpretować go na nowo. Uwielbiam te zabawy, które prowadzę sam ze sobą. Chciałbym, aby podobnie bawili się słuchacze. Jak wielu muzyków, chcę pole do interpretacji zostawić właśnie im.

Jesteś szczęściarzem? Tytuł jednej z piosenek na nowej płycie Please The Trees to "I'll Share With Everyone Not Lucky Like Me"...

- Jestem bardzo szczęśliwy, bo jestem wolny! Robię w życiu to, co chcę. I nie chodzi o to, że mam lekką, prostą drogę. Bardzo ciężko pracuję na to, aby mieć tę wolność. Każdy ma swoje wybory. Sam zdecydowałem, że będę niezależny, wolny i poświęcę się w życiu kilku sprawom m.in. muzyce. Czas jest zbyt cenny, aby go tracić, więc korzystam jak mogę.

W Polsce gracie koncerty w mniejszych miejscowościach, jak Gomunice, Ostrzeszów czy Piotrków Trybunalski. Czy te występy różnią się np. od tych w Poznaniu czy Krakowie?

- Sami pochodzimy z małego miasteczka. W takich miejscach często są wypełnione sale i bardzo ciepły odbiór. Lubimy grać dla różnej publiczności. Uwielbiamy występować dla ludzi, którzy są bardzo blisko nas - możemy ich niemal dotknąć ze sceny. W małych miasteczkach zazwyczaj jest taka możliwość. Po występie możesz pogadać niemal z każdym. Nie lubimy ogromnych scen i wielkiego nagłośnienia.

- Chcę, aby koncerty czy to solowe SelFbrusha czy zespołowe Please The Trees były jak najbardziej osobistym kontaktem ze słuchaczem. Chcemy być blisko ludzi. Cieszy mnie, że w Polsce przyjęto ciepło naszą muzykę. Z Please The Trees przyjadę zaraz na trzecią trasę, solo gościłem już pięciokrotnie. Wydałem też w Polsce (nakładem Locco Records/Borówka Music) dwie płyty. Sprzedawały się w dużych i małych miastach. Nie rozgraniczajmy tego. Jeśli w sali jest jedna osoba, która chce nas słuchać, warto dla niej zagrać! Dla mnie sensem jest robienie muzyki dla zainteresowanych ludzi, a nie granie dla jak największej publiczności.

Poza Please The Trees nagrywasz i koncertujesz także solo jako SelFbrush. Czym ten projekt różni się od macierzystego zespołu?

- Nie ma nic przyjemniejszego niż podróżowanie i granie po świecie swoich piosenek dla ludzi. To robię jako songwriter - solista SelFbrush. To moje życie! Nie możesz tej przyjemności przekalkulować, policzyć. Piękna sprawa! Od pięciu lat mam też Please The Trees i właśnie zespół pochłania większość mojego wolnego czasu. Mieć taką kapelę to naprawdę coś!

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy