Reklama

"Dla satysfakcji"

Szerszej publiczności "objawiliście się" dopiero podczas II edycji festiwalu "Top Trendy" w czerwcu 2005 roku, choć w Poznaniu znani jesteście nie od wczoraj. Jak doszło do sformowania zespołu?

Wiesz, historia jest długa i pogmatwana jak dready. Na jej przestrzeni zmieniał się skład zespołu i klimaty muzyczne. Zaczęło się w V LO w Poznaniu, w którym grali Slow, Zed Zed i Ned. Po prostu z miłości do muzy. Po paru latach transformacji doszedł Hipolit, później Jaco i dziewczyny. Historię aktualnego składu Dreamland liczymy od 2003 roku, kiedy zaczęliśmy pracować nad materiałem na płytę, ale wspomnień i wątków starczy na przydługi film o ludziach, którzy wciąż szukali odpowiedniej drogi do realizacji swoich muzycznych ambicji.

Reklama

Dreamland, według notki encyklopedycznej, to urojenia bliżej nieokreślonej grupki ludzi nie mające powiązania z jakąkolwiek naukowością (śmiech). Czy nazwa zespołu w jakimś stopniu odnosi się do tej definicji? Skąd w ogóle pomysł na nazwę składu?

Nazwa jest autorstwa Zed Zeda z czasów, gdy jeszcze nie kumał, co oznacza jego ksywa (śmiech). Dziś nazwę bardzo lubimy i faktycznie ma wiele wspólnego z przytoczoną przez ciebie definicją. Wiele osób może pomyśleć, że rzeczy, w które wierzymy, nazwa, podejście do tworzenia muzyki i pokładane w niej nadzieje to "urojenia". Musimy ich zmartwić, my wszystkie te szalone plany wprowadzamy do rzeczywistości. To działa. Dzięki temu mamy swój styl, swój klimat, swoje pragnienia, podobno jesteśmy specyficzni. Wiesz, jak tyle czasu spędza się razem, to trudno czegoś takiego nie zbudować. Mamy wspólny cel, swoją "jazdę". To ma odzwierciedlenie w naszej muzyce.

Trudno jednoznacznie określić muzykę jaką gracie. W zasadzie jest to połączenie kilku stylów, w tym jazzu, funku, R&B, soulu, hip hopu i ich odmian. Skąd pomysł na właśnie taką mieszankę?

Ha, pomysł... Trudno coś takiego wymyślić. Każdy z nas dorastał na innej muzie, to co teraz tworzymy jest wypadkową wielu kierunków. Oczywiście jesteśmy wkręceni w afro-amerykańskie gatunki - to nas buja, to muzyka naszych miast, naszych czasów. A jazz... Jazz graliśmy kiedyś. W twoim opisie prędzej zamienilibyśmy jazz na rocka.

W Poznaniu znani jesteście przede wszystkim z koncertów w Piwnicy 21 i Blue Note. Wiem jednak, że graliście w znacznie oddalonych od Poznania i Wielkopolski miejscach. Jak wspominacie koncerty przed zupełnie nieznaną publicznością? Planujecie podobne wyjazdy? Może trasę koncertową po całej Polsce?

Pozdrawiamy rodzinne kluby! Graliśmy m.in. w Nowolipsku, Sulechowie, Bolesławcu, Bogatyni, Szczecinie. To były koncerty z wszelkich okazji, poza Świętem Policji Polskiej (śmiech). Graliśmy tam, gdzie nas chcieli. Raczej w partyzanckim stylu, między zespołem pieśni i tańca, a gwiazdą typu Püdelsi. Ktoś powie, że to granie do kotleta, ale to my potem jedliśmy kotlety (śmiech) - to szkoła życia, sceny, tzw. szołbizu. Co do tych imprez - ludzie zazwyczaj dopiero się schodzili, patrzyli z ciekawością, a dopiero po graniu mówili, że "zaj**iście".

Pamiętny był koncert w ośrodku Monar w Nowolipsku, gdzie publika naprawdę gorąco nas przyjęła - wiedzieli, że przyjechaliśmy dla nich, dali się porwać w muzyczny "dreamland". Wiadomo, w rodzinnym Poznaniu to już inna bajka.

Gdziekolwiek o was nie czytam, ciągle mówicie o pracy nad płytą i nagraniach w studio. Kiedy jednak tak naprawdę możemy się spodziewać waszego materiału?

Singla, jeżeli jeszcze nie ma, to będzie zaraz, a płyta na bank pod koniec maja lub na początek czerwca. Niełatwo zrobić pierwszą płytę - jesteśmy ambitni. Prace, dyskusje i poprawki pochłonęły wiele czasu i energii. Sami już nie możemy się doczekać! Odkąd zaczęliśmy współpracę z New Yorkerem i nową wytwórnia Fame Records, wszystko nabrało tempa. To ważne na tym etapie mieć za sobą kogoś, kto także bardzo wierzy w twój projekt i silnie go wspiera. Mieliśmy to szczęście, bez pomocy trudno cokolwiek zdziałać w Polsce.

Jak wspominacie udział w festiwalu "Top Trendy"? Pomimo tego, że nie wygraliście, wiele osób w całym kraju dowiedziało się o waszym istnieniu. Czy festiwal w jakimś stopniu wam pomógł? Pojawiły się może jakieś ciekawe perspektywy? Propozycje współpracy?

Wiesz, dla większości składu to było fantastyczne przeżycie. Wielka scena, telewizje, itp. Dla zespołu był to niesamowity kop i szansa, której chyba nie zmarnowaliśmy. Pokazaliśmy się z możliwie najlepszej strony, wiedzieliśmy, że masa ludzi trzyma za nas kciuki. Ważne, że w szołbiznesie padła nasza nazwa, że możemy o sobie powiedzieć: "Byliśmy tam". Słońce, kierowcy, morze. Dla niektórych członków Dreamland to były pierwsze od dawna wakacje.

Czy festiwal nam pomógł? Tak, przeżyliśmy pierwszą większą przygodę i rozgoryczenie, ale po krótkiej depresji na słonecznych plażach wróciliśmy do roboty. Jesteśmy dojrzalsi, silniejsi. "Top Trendy" jako takich furtek nam nie pootwierało, gdyż jest zasada, że "wygrany zgarnia wszystko". Ale kto dziś pamięta o tym wygranym?

Ze wszystkich waszych koncertów, w których miałam przyjemność brać udział, w pamięci zapadł mi szczególnie ten zagrany wspólnie z Grammatikiem w Piwnicy 21. Żywe instrumenty w połączeniu z rymami jednych z najbardziej cenionych raperów w Polsce, niezwykle mocne głosy waszych wokalistek i rap Hipolita, stworzyły wręcz magiczny klimat. Jak wspominacie to wydarzenie? Myśleliście może nad współpracą z chłopakami z Grammatika?

Tak, to był świetny koncert. Na zawsze pozostanie on w naszej pamięci dzięki doskonałej organizacji i niepowtarzalnej atmosferze. To w dużej mierze zasługa świetnej poznańskiej publiki, która docenia takie "kolaboracje". W Poznaniu ludzie chcą już czegoś więcej, a takie koncerty doskonale trafiają w ich apetyty. Rozmawialiśmy z Grammatikiem o powtórzeniu tego, na razie jest cisza - wiesz, każdy zespół ma dużo spraw na głowie, ale kto wie, może w przyszłości znów połączymy siły?

Jaka będzie wasza płyta? Dynamiczna z wielkim boom, czy raczej spokojna i melodyjna?

Dynamiczna i spokojna. Z wielkim boom i melodyjna. Nowoczesna, gorąca, unikatowa. W 100 procentach nasza, marzymy, by była Platynowa (śmiech)! Ponoć wiele osób na nią czeka, mamy nadzieję, że zaspokoimy ich wymagania. Długo się z nią grzebaliśmy, w bólu i pocie czoła. Wierzymy w nią. Pozdrawiamy naszego producenta Małego. To bardzo cierpliwy człowiek (śmiech).

Myśleliście nad współpracą z artystami, którzy tworzą w zupełnie innych gatunkach muzycznych?

Na razie jesteśmy samowystarczalni. W zespole każdy jest z innej parafii muzycznej. Dla nas nie ma "gatunków", ta granica jest bardzo płynna, inspirujemy się sobą nawzajem. Nie wykluczamy gości na naszej drugiej płycie, ale szczerze, to jeszcze o tym sami nie rozmawialiśmy.

Odnośnie pracy twórczej - kto zajmuje się produkcją muzyczną i pisaniem tekstów? Jak wygląda ta praca?

Kompozytorem większości kawałków jest Jaco i to on jest naszym "kierownikiem muzycznym". Slow także podrzuca numery, a na próbie wszystko to przechodzi przez nasz wspólny młyn. Dziewczyny pomagają w aranżacji refrenów. Wszystkie teksty pisze Hipolit - MC zawsze pisze swoje teksty.

Kto był pomysłodawcą waszego teledysku? Dlaczego zrezygnowaliście z pierwszej wersji, którą nakręcono na MTP, by zrobić klip przy użyciu telefonu komórkowego?

Wersja na Targach była zbliżona do zaawansowanych klipów disco polo - mimo wysiłków, nic nie dało się uratować. Niestety nie trafiliśmy na profesjonalistów. A pomysł z komórkami podrzucił i zrealizował Albert Wosiek, który nadal wspiera nas w kwestiach designerskich. Uwaga (śmiech)! Mimo tego, co mówią media, to Dreamland nakręcił pierwszy klip komórką! Wiele osób nie skumało tego posunięcia.

Klip do "Uciec stąd" kręcony komórką to nasz pomysł, nasza realizacja i ukryte metafory. Są także jego silni zwolennicy. Pewne jest to, że odkąd jest z nami New Yorker, możemy pozwolić sobie na "prawdziwe" klipy z lepszym obrazem.

Nominacja do festiwalu "Top Trendy" stała się dla was ogromną szansą, chociażby na pokazanie się szerszej publiczności. Jak doszło do tego, że zostaliście nominowani i dlaczego akurat utworem "Uciec stąd"?

By wziąć udział trzeba się po prostu zgłosić. Uczynił to nasz ówczesny menadżer Grzegorz Stabeusz, za co jesteśmy mu bardzo wdzięczni. Miał facet nosa, w eliminacjach byliśmy na topie. Dlaczego akurat "Uciec stąd"? Ten numer mieliśmy nagrany. Stwierdziliśmy, że jest nośny, z przekazem, że na bank odetnie się od "konkurencji". Tak a propos, to pierwszy kawałek stworzony w obecnym składzie zespołu... Ma już swoje lata i wciąż robi wrażenie?

Muzyka jest wielką magią, która ma podobno ogromną moc by zmieniać cały świat. Myślicie, że swoją magią możecie też coś zmienić, przekazać?

Święte słowa. Muzyka zmienia "4 metry kwadratowe" wokół nas, to już wiele. Muzyka wzmacnia ducha, tekst podnosi połamane skrzydła. Wiemy to z autopsji. Mamy nadzieję, że nasza magia też da słuchaczom wiele szczęścia i siły do życia. Niech dążą do swoich Dreamlandów!

Czy kiedyś nadejdzie taki moment, kiedy przestaniecie zajmować się muzyką?

Raczej nie. To "zajmowanie się" może przyjąć inna formę, może wytworni, może studia, ale muzyka jest jak narkotyk. Scena uzależnia, daje adrenalinę - każdy po rzuceniu jej chce nagle wracać. To cudowne, ale też niebezpieczne. Wielu muzyków nie wytrzymuje psychicznie swojego życia. Nie jest tak różowo i szampanowo... Ale kochamy to.

Nie uważacie, że możecie z czasem wyeksploatować - powiedzieć wszystko, co mieliście do powiedzenia w kwestii muzycznej?

Nie, to nie jest możliwe. Popatrz ile można zrobić kawałków o miłości? A tyle innych tematów. Muzycznie staramy się wciąż ewoluować, nie stać w miejscu, w jednym gatunku, itd. Wiesz, czasami mamy takie myśli, ale potem próba i "boom" - nowa droga, nowa energia. Dzięki temu, że jesteśmy różnorodni, mamy sobie wiele nawzajem do zaoferowania.

Co jest w waszym życiu poza muzyką?

Praca zawodowa, szkoły i nasze kobiety, które tęsknią za czasem spędzanym z nami w domu. Każdy z nas ma na plecach 3 etaty, każdy jest ważny i czasem cholernie trudno to pogodzić. Wiesz, to jest normalne życie pełne ciśnień i lęków. Tworząc muzykę trochę od niego uciekamy.

Muzyka dla satysfakcji, pieniędzy czy publiki?

Dla satysfakcji. Robiona dobrze i z sercem przynosi publikę i pieniądze. Codziennie sami siebie o to pytamy. Kolejność nie może się zmienić. Chcemy żyć z muzyki, więc musimy ją dobrze grać. Hip hop narzucił wielu wykonawcom myślenie, że nie dla publiki, że nie dla hajsu. I mają problem, gdy nagle stają się popularni lub zarabiają. Halo! Jeżeli muzyka, którą kochasz, którą robisz, bawi publikę i wspomaga twój budżet, to zaj**iście! Ciesz się tym! Zasłużyłeś.

Jak według was przedstawia się sytuacja na polskim rynku muzycznym?

Dziwią nas "nadmuchiwane" gwiazdy i to, że media mają czelność tak "dmuchać" gusta Polaków. Ale to się zmienia. Nowa generacja rodaków jeździ po świecie i ma dosyć chłamu. Rosną wymagania. Nikt normalny nie wierzy już marketingowi. Ten rynek się zmienia, nadal trudno się wybić, ale mamy nadzieję, że będzie lepiej. Marzymy o silnym zapleczu, silnej scenie niezależnej, która jest profesjonalna, ale daje szansę nie Mandarynom, tylko projektom, które naprawdę coś sobą reprezentują.

Jak myślicie jaki jest typowy odbiorca Dreamlandu?

Ambitny, otwarty, młody i pełen radości życia. Wyczulony na fałsz i amatorkę. Ceni przyjaźń i rzetelną pracę. Jest bogaty i biedny, czarny i biały. Wpadnijcie na koncert zobaczyć!

Sentencja, słowo dla czytelników...

Pamiętajcie: "Zawsze można więcej!". Pozdrawiamy wszystkich, którzy kumają, że zmiany nie przychodzą same. Wszystkich odważnych, nie godzących się z większością. I dziękujemy za wsparcie wszystkim, którzy bezinteresownie pomagają naszej muzyce iść do przodu! To dla was gramy! Szacunek!

Dziękuję za wywiad.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: satysfakcja | koncert | jazz | boom | koncerty | scena | trendy | Poznań | muzyka | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy