Reklama

"Dawno temu w odległej galaktyce..."

"Enter Insectmasterplan" wreszcie ukazał się w formie, na którą od dawna zasługiwał. Jak się z tym czujecie?

Czujemy się oczywiście świetnie! Nie jesteśmy zbyt znanym i rozchwytywanym zespołem, więc wydanie każdego materiału cieszy i stwarza nowe szanse na dotarcie do zupełnie nowych odbiorców, tym razem za pośrednictwem Selfmadegod Records.

Czy materiał z tej płyty jest nadal reprezentatywny dla tego, co chcielibyście dziś lub w przyszłości nagrać?

Myślę, że tak. W zespole pojawił się nowy gitarzysta, więc na pewno będzie trochę inaczej, ale generalnie nasze zainteresowania, sposób postrzegania i robienia muzyki nie uległy zmianie. Tak więc mogę obiecać, że nie będzie łatwo, pozostaniemy w klimacie psychodelicznego thrashu, połamanych rytmów i tekstów mocno ocierających się o science-fiction.

Reklama

Gracie muzykę daleką od typowości, trudną i adresowaną raczej do wyrafinowanego słuchacza. Czy świadomość tego, że dla przeciętnego odbiorcy muzyki metalowej "Enter Insectmasterplan" jest graniem niezrozumiałym, bywa dla was frustrujące? W dobie dominacji wesołych melodii spod znaku power metalu, granie takiej muzyki jak wasza jest zapewne ciężkim kawałkiem chleba.

Może kiedyś bywało to frustrujące, ale dość szybko zdaliśmy sobie sprawę, iż tak po prostu jest. Jeśli ktoś słucha skocznych melodii to ciężko jest taką osobę przekonać do czegoś przy czym raczej nie może tupnąć nogą lub machnąć grzywą, bo dzieje się za dużo i za często. Nie ma też sensu kogoś na siłę przekonywać do takiej muzyki, choć fajnie by było, żeby pojawiało się więcej otwartych umysłów na tego typu granie.

Jak wspomniałeś, jest to ciężki kawałek chleba, bo brak zainteresowania taką muzyką i zapotrzebowania na nią sprawia, że do tej pory musieliśmy wszystko wydawać własnym sumptem (co nie jest tanie), a dystrybucja zaczęła ledwo raczkować.

Po reedycji "Enter Insectmasterplan", Karol z Selfmadegod zajął się promocją w kraju i za granicą, pojawiły się już pierwsze recenzje i wywiady, i myślimy, że ruszy to wszystko trochę do przodu.

Jak na 14 lat istnienia, dyskografia Myopii wydaje się być dość skromna. Z czego to wynika?

Są różne przyczyny. Jak już wspomniałem, wszystko finansowaliśmy do tej pory z własnej kieszeni, a ponieważ sporo to kosztuje, to nie możemy sobie na to pozwolić zbyt często. Mieliśmy też permanentne problemy z obsadzeniem stanowiska gitarzysty, do tej pory na każdym nagraniu był inny muzyk, a w sumie było ich jeszcze więcej. Nie jest łatwo znaleźć ludzi do grania takiej muzyki, a i okres adaptacyjny nowych gitarzystów trwa też o wiele dłużej niż w wypadku skocznej muzyki, co skutecznie hamuje rozwój zespołu.

Ponadto w latach 1995 / 97 miałem z Robertem okres emigracyjny, co również zatrzymało zespół na jakieś trzy lata.

Nie byliście nieco zaskoczeni, że nagle po roku od wydanie tego materiału własnym sumptem, zgłasza się do was z propozycją wydawniczą zainteresowana wytwórnia?

Karol z Selfmadegod zaproponował nam w zasadzie wydanie kolejnej płyty, ale po tym jak opowiedziałem mu o naszych problemach personalnych, skontaktował się z nami ponownie z propozycją reedycji "Enter Insectmasterplan", na co oczywiście się zgodziliśmy.

Co jest twoim zdaniem najbardziej charakterystyczną cechą, najistotniejszym elementem w waszej twórczości?

Ochrzciliśmy swój styl psychodelicznym metalem i wymieniliśmy kiedyś kilka inspirujących nas zespołów i tego też niektórzy recenzenci kurczowo się trzymają. Najlepsze jest jednak to, że ci, którzy o nas piszą i zarazem starają się wyjść poza umownie nakreślone przez nas ramy, mają problem ze sklasyfikowaniem naszej muzyki, opisując ją jako metal progresywny, cybernetyczny, awangardowy, matematyczny, alternatywny czy kosmiczny, a niektórzy mówią nawet, że nie ma w tej muzyce ani grama psycho metalu. Myślę, że to jest fajne i na swój sposób dla nas charakterystyczne.

Dla wielu dzisiejszych zespołów teksty są jedynie koniecznym dodatkiem do muzyki. Nie mają większego sensu, są bo są. W tym aspekcie jesteście na zupełnie przeciwnym biegunie. To niezwykle cenne. Jak to postrzegasz?

Muzyka jest na pierwszym planie, bo to od niej zaczyna się ewentualne zainteresowanie zespołem, mało kto sięga w pierwszej kolejności po teksty. Jeśli jednak muzyka kogoś wciągnie, to ta osoba sięga po coś więcej i dobrze jest mieć coś do zaoferowania.

My nagrywając płytę chcemy w pierwszej kolejności usatysfakcjonować siebie, i zawsze byliśmy zdania, że muzyka, teksty i grafika powinny się wzajemnie uzupełniać, stanowić monolit i reprezentować jakiś spójny koncept.

Skąd wziął się pomysł na właśnie tego typu, fabularne koncept-albumy? Przecież to są niemal gotowe scenariusze do filmów!

Same pomysły biorą się z moich zainteresowań, z tego co przeczytałem albo obejrzałem. To stąd czerpię inspiracje, przetwarzam je w głowie i sklejam w jakąś opowieść.

Dlaczego akurat w ten sposób? Po prostu lubię jak coś trzyma się koncepcyjnie całości a nie jest o wszystkim i o niczym. Stąd stylistyka science-fiction i fabularne koncepty. Poza tym myślę, że to pasuje do muzyki, którą gramy.

Twoi ulubieni autorzy literatury science-fiction. Najlepsze filmy? W końcu to nie wzięło się z próżni. A może...

Wszystko zaczęło się dawno temu, w odległej galaktyce (śmiech). A właściwie to od Stanisława Lema, potem były stare "Gwiezdne Wojny", podczas studiów doszedł twórca cyberpunku William Gibson i jego twórczość, no i kolejne filmy typu "Dwanaście Małp", "Łowca Androidów", trylogia "Cube", tetralogia "Obcego", "Ukryty Wymiar", "Mroczne Miasto", "K-Pax", "Efekt Motyla" i pewnie jeszcze trochę mógłbym tutaj powymieniać, ale są to mniej więcej takie klimaty.

"Enter Insectmasterplan" to niezwykle intrygujący tytuł. O co tu chodzi?

Opowiadamy tutaj historię kolonizacji planety Groth przez ludzi. Nie przebiega ona pomyślnie, bo pierwszych kolonistów unicestwia tajemniczy czynnik X. Do akcji zostają więc wprowadzone laboratoryjnie zmutowane insekty zdolne do wytrzymania trudnych warunków i absorpcji toksycznych substancji chemicznych.

Owe insekty zostają wysłane na planetę Groth w celu jej adaptacji. Po jakimś czasie usuwają się z pola widzenia a na ich miejsce, na wypadek gdyby planeta wciąż była zainfekowana, zostają wysłane nieświadome niczego ludzkie klony. Te z kolei zorientowawszy się, że zostały obdarowane zaledwie trzyletnim życiem i stały się przedmiotem eksperymentu, postanawiają wziąć odwet na swoich stwórcach i któreś z rzędu pokolenie klonów wraca na Ziemię, gdzie dochodzi do nuklearnego konfliktu z ludźmi.

Na ziemskich zgliszczach lądują statki insektów, które zignorowane i zlekceważone rozwijały swoją cywilizację po ciemnej stronie planety Groth. Stąd właśnie ten tytuł, w którym zapraszamy do wejścia w tą opowieść, w której "genialny" plan ludzi doprowadza ich do autodestrukcji i to insekty świętują na końcu triumf, co paradoksalnie wygląda tak, jakby to one miały najbardziej doskonały plan przetrwania.

Jak wspominacie proces nagraniowy w olsztyńskim "Studio-X" i współpracę z Szymonem Czechem?

Mieliśmy bardzo mało czasu, bo tylko jakieś siedem dni, tak więc wszystko działo się bardzo szybko. Codziennie 10-13 godzin pracy, potem piwo, kilka godzin spania i wszystko od początku. Studio było bardzo fajne.

A Szymon, no cóż, było to nasze drugie spotkanie, potwierdziło ono, że rozumiemy się bez słów, a wszystkie sugestie i uwagi jakie od Szymona otrzymywaliśmy, były po prostu nieocenione. Jeśli dojdzie do kolejnego nagrania, to będziemy ponownie poszukiwać Szymona, gdziekolwiek by wtedy nie pracował.

Myśleliście kiedyś nad wprowadzeniem do muzyki Myopii większej dawki elektroniki, sampli, elementów industrialnych?

Szczerze mówiąc to raczej staraliśmy się podążać w przeciwnym kierunku i robić tak, żeby prawie wszystkie generowane przez nas dźwięki wychodziły z gitary, basu i akustycznej perkusji. Niemniej nie wykluczamy, że w przyszłości dojdzie do wprowadzenia wspomnianych przez ciebie elementów.

Nie sądzisz, że wasza fascynacja Voivod jest trochę zbyt namacalna? W sumie trudno na to narzekać, bo żeby tak grać to trzeba mieć klasę, i wy ją macie, ale czy na dłuższą metę nie jest to po prostu ślepa uliczka? Etykietka "polskiej odpowiedzi na Voivod" może cieszyć, niemniej wątpię, aby był to satysfakcjonujące dla tak ambitnego tworu jak wasz.

Wydaje mi się, że tą fascynację bardziej uczynili namacalną ludzie piszący o nas, niż nasza muzyka sama w sobie. Kto będzie chciał słyszeć w nas Voivoda ten i tak będzie go słyszał, co ujmy nam raczej nie przynosi.

Wybraliśmy bliski Voivodowi obszar zainteresowań, a gitara generuje podobnie chore akordy, ale całościowo klonem kanadyjskiego zespołu raczej nie jesteśmy i sądzę, że podążamy inną drogą. Pod kątem popularności, cały czas mam wrażenie, że jest to ślepa uliczka i że bardziej ślepa już być nie może (śmiech).

Ale w najbliższym czasie raczej będziemy nią wytrwale podążać, jak zwykle na przekór wszystkim i wszystkiemu. Najważniejsze żeby się dobrze bawić i mieć satysfakcję z tego co się robi, bo my nie musimy nikomu czegokolwiek udowadniać i nie czujemy na sobie żadnej presji.

Słuchacie i gracie muzykę metalową już od wielu lat. Niecałe dwie dekady temu nikt nie wyobrażał sobie, że można tworzyć dźwięki jeszcze dziwaczniejsze od Voivod, Atheist, Cynic czy Pestilence. Jednak od co najmniej kilku ładnych lat scenę zalewają formacje - wydaje się - nawet bardziej niekonwencjonalne muzycznie. Że wspomnę choćby o zespołach z Relapse, pokroju The Dillinger Escape Plan. Jak na to wszystko patrzysz?

Masz tutaj absolutną rację. Faktycznie coraz łatwiej jest dziś napotkać niekonwencjonalnie grający zespół, ale to bardzo dobrze, że przełamywane są pewne ramy, konwencje, że trwa nieustanne poszukiwanie czegoś nowego, to jest naturalny rozwój muzyki.

Przyzwyczajamy się do pewnych trendów czy stylów, ale w pewnym momencie następuje przesyt i potrzebna jest zmiana, więc kto wie, może w przyszłości zespoły pokroju Dillingera będą rządzić na listach przebojów, aby po kilkunastu latach ustąpić miejsca komuś innemu, miejmy nadzieję jeszcze bardziej nietypowemu.

Czytałem, że nie prędko usłyszymy następcę "Enter Insectmasterplan". Dlaczego? Przecież właśnie teraz dzięki Selfmadegod nabieracie promocyjnego rozpędu. Szkoda byłoby to zaprzepaścić.

Życie dyktuje twarde warunki, na które nic nie można poradzić. Robert Słonka, nasz nowy gitarzysta, dopiero co dołączył do zespołu i musi się z tym trochę obyć. Zaczęliśmy już wspólne próby, mamy już nawet zrobione prawie dwa numery na gitarę i bębny, ale nie jest to łatwy proces.

Nie sypią nam się nowe utwory z rękawa, ale powstają mozolnie i powoli, i jeśli chcemy podtrzymać dotychczasowy poziom, to nie można tego na siłę przyspieszać. Jesteśmy też ograniczeni przez codzienne obowiązki i nie możemy grać dużo i często jakbyśmy sobie tego życzyli. Z tych oto powodów fizycznie nie jesteśmy w stanie przyspieszyć komponowania nowego materiału, a robienie tego kosztem jakości nie miałoby sensu.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: galaktyka | Science | teksty | metal | muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy