Reklama

"Bądźcie otwarci na różne rzeczy"

Sokół i Pono dużo ryzykowali nagrywając "Teraz Pieniądz W Cenie" - nie da się ukryć, że konserwatywni fani Zip Składu, Zipery czy też WWO mogą mieć spore problemy z przełknięciem ich nowego klimatu. Miłośnicy nowych brzmień i niekonwencjonalnych patentów chyba nie mają prawa narzekać. A co ze zwolennikami klasycznego brzmienia, charakteryzującego pierwsze płyty Sokoła i Pono? Czy oni także znajdą coś interesującego na nowym "TPWC"? No i dlaczego członkowie Zip Składu zdecydowali się na obrót o 180 stopni? Przekonajcie się... Z Sokołem i Pono rozmawiał Filip Rauczyński ("Magazyn Hip Hop").

Pierwsze TPWC powstało około 11 lat temu - jak wspominacie tamte czasy, co najbardziej zapadło wam w pamięć ze wspólnych nagrywek w studio Indigo? Słyszałem, że to studio znajdowało się na tyłach sklepu muzycznego...

Pono: Słuchaj, każde wspomnienia z czasem są coraz cenniejsze. Tak że te wspomnienia są dla nas bardzo cenne, ponieważ było to naprawdę bardzo dawno temu. To były początki - tak naprawdę to był początek przyjaźni, wszystkich Zipów. To był moment, że spędzaliśmy całą ekipą dużo czasu i ten rap wychodził spontanicznie z tego wszystkiego, co robiliśmy razem, bo i graliśmy w piłkę czy puszko-nogę, czy piliśmy wódkę. Cały czas było rapowanie i to było zajebiste, bo to był pełen spontan. To były naprawdę podwórkowe klimaty, gdzie każda ekipa miała swoje podwórko. Było podwórko Molesty, my mieliśmy swój Zip Skład... To była szkoła, gdzie się spotykaliśmy i po prostu ludzie, którzy tam notorycznie przychodzili, założyli w pewnym momencie Zip Skład - tak mniej więcej to wyglądało. Natomiast my z Sokołem mieliśmy możliwość wcześniej się przeciąć w szkole plastycznej. Akurat tak się złożyło, że mnie przyjmowali, a jego wywalali...

Reklama

Sokół: Jego wywalili chwilę później... (śmiech)

Pono: Ale dwa lata przechodziłem (śmiech). Zaczęliśmy coś tam tworzyć i wtedy właśnie zaistniało TPWC. Zaraziliśmy tym chłopaków i całą resztę - i powstał Zip Skład, po czym do Zip Składu dołączyli Koras i Fu, których poznaliśmy w trakcie balu i których też świetnie rozumieliśmy... I się zaczęło.

Pierwsze nagrania TPWC są absolutnie nie do zdobycia... Czy możecie powiedzieć, jak wyglądał wasz pierwszy materiał, nagrywany jeszcze - z tego, co wiem - na kasety?

Pono: Nie, nie - ten materiał jest gdzieś w internecie...

Ja osobiście, przeglądając liczne fora, torrenty i tym podobne - nigdy się na nie niego natknąłem, a naprawdę intensywnie szukałem (śmiech).

Pono: Dla chcącego nic trudnego (śmiech).

Nie wątpię, na pewno jeszcze poszukam (śmiech). Zanim jednak znajdę chciałbym abyście przybliżyli mi mniej więcej jak wyglądały pierwsze nagrywki jako TPWC. Przyznam, że bardzo mnie to ciekawi, szczególnie w kontekście nowej płyty...

Sokół: Pierwsze nasze kawałki były chyba trzy tak naprawdę.

Pono: "Hołd" to był pierwszy utwór, który napisaliśmy tak naprawdę w życiu...

Sokół: I od razu zagraliśmy to przed Run DMC.

Pono: Bo od razu to nagraliśmy, Bogusz to wtedy wysłał na jakiś konkurs na support przed DMC - wysłał ten utwór bez naszej wiedzy. Tam się zajarali, ale trzeba było dać dwa kawałki i napisaliśmy na szybko drugi, a oni: "O jejku, jeszcze lepszy" (śmiech). I chwyciło...

To można śmiało powiedzieć, że mieliście dużo szczęścia...

Sokół: No, tylko wiesz - poziom był wtedy taki, że chwytało prawie wszystko.

Pono: Poziomu wtedy nie było, ponieważ wszystko się dopiero wtedy rodziło. To, co zrobiłeś, to było coś nowego, nie miałeś porównań, że coś jest dobre, coś jest złe. Wszystko, co wychodziło po polsku, było wtedy dla nas zajebiste.

To teraz zacytuję Pona. W tytułowym kawałku "TPWC" na nowej płycie wspominasz o starych czasach, mówisz, że "rap wypełnił brak tego, co znika". A czym teraz jest dla was rap, po tych jedenastu latach istnienia TPWC? Sami chyba przyznacie, że wiele zmieniło się zarówno w samym rapie jak i w waszym życiu...

Pono: Wiesz, nie chcę być jakiś nieszczery, ale tak naprawdę - wiesz - rap jest ciągle tym samym, może nie jaram się nim w takim stopniu - w sensie nie wkręcam tak, jak kiedyś, bo kiedyś to było cały czas odkrywanie czegoś, poznawanie. Teraz jest to poniekąd odkryte, natomiast nie ma już takiego zapału. Dla mnie rap jest ciągle tym samym, to jest forma wyrazu i zawsze siadam do pisania, kiedy mam coś do powiedzenia - i będę to robił do końca życia, bo taką formę wyrażania siebie sobie wybrałem. I to wychodzi całkiem spontanicznie - jak coś mnie wk**wia, to siadam do zeszytu i piszę o tym. Ewentualnie Sokół mi poddaje jakiś pomysł, czymś mnie zainspiruje i siadam, piszę. Wszystko to jest kwestią inspiracji i dopóki będę miał coś do powiedzenia, to będę wyrażał się poprzez rap. Wiesz, mam jakieś tam pomysły na starość... Mówiłem, że zaczynałem w szkole plastycznej - może zostawię sobie to na starość (śmiech). Ogólnie jestem człowiekiem, który cały czas szuka jakichś sposobów i zasadniczo dopóki będę aktywny w jakiś sposób, będę tworzył.

Sokół: Słuchaj, zmieniło się dużo. Przede wszystkim my się zmieniamy, siłą rzeczy zmienia się też wiele rzeczy dookoła nas, stosunek do pewnych spraw... Ale tak naprawdę ja nie podchodziłem nigdy do hip hopu jak do jakiegoś ruchu, do jakiejś idei. Każdy ma swoje idee, które przekazuje w hip hopie, tu nie ma jakiegoś uniwersalnego przekazu i idei, bo nawet faszyści mogą sobie rapować o jakichś faszystowskich jazdach. Nie obchodzi mnie to w sumie za bardzo (śmiech). W każdym razie w moim podejściu niewiele się zmieniło, bo tak naprawdę jak już zrobię płytę, to trochę bardziej zależy mi na tym, by ją dobrze sprzedać, w sensie - chciałbym z niej wyciągnąć parę złotych. Nie myślę o tym w trakcie pisania, tylko jak już płyta powstanie...

Pono: Bardziej profesjonalnie do tego podchodzisz...

Sokół: Zdecydowanie. Bardzo mądrą rzecz teraz powiedziałeś, dużo bardziej profesjonalnie do tego podchodzę. Podchodzę do tego tak, że zajebiście mi zależy na tym jak to brzmi, jak to jest wyprodukowane, zależy mi na całej otoczce tego wszystkiego - na rzeczach, które wcześniej nie miały dla mnie znaczenia. Po prostu robiłem to, słuchaliśmy tego na ch**owym sprzęcie, na kasetach, więc nawet sami byśmy nie usłyszeli, czy to brzmi dobrze, czy nie. Pierwsza płyta była nagrywana w studiu u Majkiego, które - umówmy się - nie było wtedy żadnym dobrym studiem. Albo Zip Skład nagrywany w pokoju u Pona... To są takie opcje, że dziś to jest śmieszne, że ktoś to kupił w ogóle. Cieszę się, że już minęły te czasy, kiedy wydawca takie produkcje kupuje, bo gdyby wtedy trzeba było zrobić to lepiej, to byśmy zrobili to lepiej, tylko po prostu nie było potrzeby.

Nie było opcji nagrać materiału w profesjonalnym studio?

Pono: Wiesz, kiedyś to było inaczej - nie było profesjonalnych studiów... Przede wszystkim nie było nas stać na profesjonalne studio - nikt nas nie traktował poważnie, więc nie było szans, żeby ktokolwiek udostępnił nam profesjonalne studio. Natomiast nie byliśmy jakoś zajarani, żeby to ogarnąć, więc to brzmiało, jak brzmiało. My jako raperzy jesteśmy samoukami, ja nie przeczytałem książki "Jak być raperem" albo "Jak nagrywać wokale". Nie siedział nade mną typ, mówiąc: "Naciśnij to". Po śmierci mojego ojca odziedziczyłem jakieś pieniądze, pojechaliśmy do Berlina po sprzęty i...

Sokół: ...nie umieliśmy ich nawet włączyć.

Pono: Zastanawialiśmy się, co z tym k**wa dalej zrobić (śmiech). I to było na tej zasadzie, ale krok po kroku doszliśmy do tego miejsca, w którym jesteśmy dzisiaj i to jest właśnie ta konsekwencja.

W takim razie nawiążę teraz do kawałka "Każdą porażkę obracam w sukces" - co uważacie za swój największy sukces podczas tych wszystkich lat obcowania ze sceną, a co za swoją największą porażkę?

Pono: Moim największym sukcesem było to, że w piątej klasie zdobyłem puchar w ping ponga wśród tych, którzy zostali po lekcjach... Oczywiście żart (śmiech). Dla mnie sukcesem jest każdy wydany krążek, każda płyta, która wychodzi, odbierana w lepszy czy gorszy sposób, jest dla mnie sukcesem - bo wyszła. Natomiast o porażkach w ogóle nie pamiętam - wiesz, nie ma co wspominać, człowiek robi różne rzeczy, bo jest tylko człowiekiem... Nie wiem, nic mi nie przychodzi do głowy...

Sokół: Ja mam zupełnie odwrotnie, nie przypominam sobie spektakularnych sukcesów.

Mówicie: "niejednego wk**wia, że pie**olimy trendy" i nie sposób się z tym spostrzeżeniem nie zgodzić. W końcu wasz nowy materiał diametralnie różni się od tego, co prezentowaliście na Zip Składzie, WWO czy Ziperze - w ogóle różni się od tego, co możemy odnaleźć w polskim rapie. I teraz zastanawiam się, z jakimi opiniami spotykacie się najczęściej? Chodzi mi tu głównie o opinie "konserwatywnych" fanów.

Sokół: Powiem ci, że jest wyjątkowo dobrze. Myślałem przez chwilę, że będzie gorzej, bo pierwszą reakcją było: "K**wa, co to jest?" A za chwilę, po którymś tam przesłuchaniu dużo osób zaczęło mówić: "Nieee, jest zajebiście!". To właśnie jest okej, że jeśli ktoś nie wyj**ał tej płyty po pierwszym przesłuchaniu, to jest bardzo duża szansa, że mu się spodoba za - powiedzmy - trzecim. Wiadomo, mamy bardzo dużo konserwatywnych fanów i pewnie nie do końca wiedzieli, co się dzieje, wrzucając tę płytę do odtwarzacza.

Pono: Dokładnie. Unikamy szufladkowania - wszyscy się spodziewali, że "TPWC" musi być właśnie takie, podczas gdy my zrobiliśmy zupełnie na przekór, nowe brzmienie.

Sokół: W skali całego rynku ta płyta jest świeża, jaramy się tym kierunkiem i zupełnie innym kierunkiem i tego się nie dało na jednej płycie zamknąć - musieliśmy to rozdzielić i pójść w dwie strony.

Pono: I postanowiliśmy to rozdzielić na dwie części. Ta druga będzie dla tych konserwatywnych fanów.

Pozostaje nam czekać. Póki co bardzo zaskoczyły mnie te nie-klasyczne bity na TPWC. Zwróciłem też uwagę na to, że są dosyć trudne pod nawijkę, weźmy na przykład taki kawałek "Boją się". Wyobrażacie sobie to zagrać na koncercie?

Sokół: Czemu nie?

Pono: Zgaszone światła, zapalniczki zapalone i jest idealny show.

A szybka nawijka "live" pod pędzący bit? Nie obawiacie się tego?

Sokół: Ja nie mam problemów z szybkim nawijaniem.

Pono: Ja mam taką naturę, że nie nagram niczego, czego nie będę mógł zarapować na scenie. Ja jestem z natury raperem scenicznym, a nie studyjnym i dla mnie zwieńczeniem całego kawałka jest nawinięcie go na scenie. Gdybym nie potrafił go zarapować, to bym w ogóle go nie nagrywał.

Sokół: To jest oczywiste, zwłaszcza że dziś, jak się gra, to się wzajemnie wspierają raperzy. Wszystko jest do zarapowania, co nagraliśmy. Nawet jeśli zabraknie mi tchu, żeby dorzucić gdzieś końcówkę, to Pono jest po to, żeby to zrobić.

Pono: Jak się to udało zarapować na płycie, to się uda i na scenie. Ale fakt jest taki, że są ludzie, którzy potrafią nagrać piosenkę w studio, a na scenie mają problem...

Sokół: No wiadomo, Mandarynie ciężko (śmiech).

Tak, jej w szczególności (śmiech).

Pono: No, no (śmiech). Ale chodzi mi o to, że scena to jest miejsce, gdzie raper pokazuje, co tak naprawdę potrafi, bo już nie może z tym nic zrobić i to scena jest dla mnie wyznacznikiem umiejętności.

A czy często zdarzało Wam się wypadać z bitu podczas nagrywek w studio? Który kawałek sprawił pod tym względem największe trudności?

Pono: Nie, nie było takich kawałków. Raper, który ma jakąś tam technikę, jakieś umiejętności, zarapuje ci pod każdy bit. Mało tego, jak jeszcze mieszkałem na Służewcu, miałem tam jakiś remont podwórka, to codziennie rano, jak sobie robiłem kanapki, pracowała betoniara i przy trzeciej kanapce już: "Jadę". I zapi**dalałem sobie, ćwiczyłem jakiś tekst. Rozumiesz. Wszędzie jest rytm.

Sokół: A znasz stary patent z odkurzaczem?

Patent z odkurzaczem (śmiech)?

Sokół: Wrzucasz sobie muzykę w domu tak, żeby była na poziomie odkurzacza, odpalasz odkurzacz i słyszysz zupełnie nowe rzeczy. Zaj**ista opcja, ja sam na to wpadłem kiedyś przypadkiem, a potem ziomek mi powiedział to samo. Polecam niespełnionym producentom, którzy nie mają pomysłów (śmiech).

(śmiech) No dobrze, skoro już wspomniałeś o producentach... Waszą płytę zdominowali zagraniczni - głównie europejscy - bitmejkerzy. Nie znajdujecie w Polsce świeżości godnej Europy? Jak to jest?

Sokół: Przede wszystkim nie znajduję w Polsce techniki. Nie znajduję dobrego brzmienia. To jest to polskie niechlujstwo. Niestety jest często tak, że ludzie tutaj pie**olą jakość. W każdej branży. Im się wydaje np. że jak bluza jest ładna, kolorowa, to jest fajnie, a c**j z tym, czy ona ci się rozpie**oli po pierwszym praniu. Tak samo jest z bitami - ładna kompozycja wpada w ucho, ale to nie brzmi, to jest c**jowo nagrane, z c**jowych próbek zrobione, na c**jowym sprzęcie i nikt o to nie dba. A ja jestem j**nięty na tym punkcie, żeby to było jakościowo zaj**iste, żebyśmy się nie mieli tego wstydzić gdzieś tam. K**wa, jaka jest różnica między Polską a Ameryką, jeśli idzie o robienie takich rzeczy? Bo ja rozumiem, jaka jest różnica pomiędzy armią amerykańską albo ogólnie ich potęgą gospodarczą a nami, ale jeśli chodzi o takie rzeczy, gdzie liczy się jednostka i każdy ma równe szanse na starcie? Dopóki w grę nie wchodzą pieniądze, to mamy takie same szanse i nie rozumiem tej dysproporcji, jaka jest. Dlatego staram się zrobić coś, co jest na poziomie światowym.

No tak, ale zauważyłem, że poza zagranicznymi producentami jest jeszcze Robson i Czarny...

Sokół: Jeśli chodzi o Czarnego, to jest to człowiek, który studiuje w Londynie w zaj**istej szkole. Nie wiem, co dokładnie studiuje, chyba inżynierię dźwięku, ale jest to bardzo kumaty gość. I pomimo tego, że może faktycznie nie jest traktowany jako pierwszoligowy gracz, jako zawodowiec, jest to naprawdę osoba, z którą o muzyce można rozmawiać i on kuma, o co chodzi. Robsona z kolei znalazłem przez VNM-a. Tak mi się wydaje, nie pamiętam.

Nie wiem czy wiesz, ale Robson tak naprawdę debiutował na waszej płycie...

Sokół: Tak? To fajnie. Jak ja usłyszałem to, co robi, to to faktycznie jest zaj**iste. I tu pojawia się taki problem, że Robsona rzeczy mogłyby brzmieć jeszcze lepiej, ale ma problemy sprzętowe, przy czym ma tak zaj**iste myślenie o muzyce - bardzo tym nadrabia. Wie, czego chce, co chce osiągnąć, jest kumaty, jeśli chodzi o muzykę i potrafi wykręcić coś z niczego. Mam nadzieję, że uda mu się zarobić na nowy sprzęt i będzie naginał grubo. Natomiast jest jeszcze kilku bardzo dobrych polskich producentów - jeśli chodzi o ich jakość dźwięku, to jest mizernie, ale jeśli chodzi o kompozycję i pomysły, to bardzo mnie zaskoczył Szogun na Pezecie. Tylko że niestety mogłoby to brzmieć lepiej... Płyta Pezeta bardzo mi się podoba i zajarałem się bardzo niektórymi bitami, zwłaszcza właśnie Szogunowymi. Ten gościu powinien popracować szczególnie nad brzmieniem, ale jest to osoba, którą się zauważa. Wiadomo - mamy producentów na światowym poziomie, to jest White House, to jest Emade, to jest Noon, to jest Waco, tylko że są czasami ciężcy we współpracy.

Kto najbardziej?

Pono: Waco (śmiech).

Sokół: Zwłaszcza Waco (śmiech). On ma - moim zdaniem... nie chcę powiedzieć, że przebłyski geniuszu, bo w zasadzie wszystko, co on robi, trzyma bardzo wysoki poziom. Jestem mega fanem jego produkcji i w ogóle, natomiast jest człowiekiem, który jest bardzo ciężki we współpracy. Ja czasami nie chcę współpracować z tymi producentami, których wymieniłem, bo na dany moment nie pasuje to do tego, co robię, ale szanuję ich na maxa i uważam, że to się już nie zmieni i że do końca życia oni zostaną już w panteonie naszych producentów i nie muszą już nikomu nic udowadniać.

Jak to się stało, że solówka Sokoła przerodziła się nagle w wasz wspólny projekt?

Pono: Dużo wódy... (śmiech). Nie no, słuchaj, to było przede wszystkim TPWC - od zawsze. To był wspólny pomysł. Jeżeli ma się wspólny pomysł i jest on fajny, to dlaczego by go nie zrealizować? Głupotą jest kitrać pomysły do szuflady. Wiesz, nie było jakichś pomysłów, żeby zrobić tę płytę, bo się sprzeda. Nie, nie. Fakt faktem, że wiedzieliśmy, że łącząc nasze dwa style, wyjdzie coś fajnego, bo Sokół stylowo jest zupełnie inny niż ja i chodziło o samą konfrontację dwóch styli. Tym bardziej, że ludzie chcieli, żebyśmy nagrali tą płytę. Mnie się ta płyta strasznie podoba i uważam, że jest to jeden z najlepszych materiałów, jakie ja nagrałem.

Sokół: Ja też mam taką jazdę, że tej płyty słucha mi się najlepiej - jest najlepiej wyprodukowana, najlepsza technicznie.

Pono: Tak, pod względem spraw technicznych jest to najlepsza produkcja, w jakiej uczestniczyłem, najbardziej zaawansowana.

Sokół: Tak naprawdę - co nie zawsze ma też wpływ - największy nakład w sensie pieniężnym, największy budżet włożony w produkcję, w jakiej uczestniczyliśmy. Wszystko na kredyt (śmiech), bo były ciężkie czasy, ale okazuje się, że warto.

Pono: Tak, natomiast ja mówię też o tekstach, że Wojtek postawił tu jakąś poprzeczkę, więc też nie mogłem nawalić, bo to byłoby nie fair wobec Wojtka. Tą płytą postawiliśmy sobie w ogóle poprzeczkę, tak że następna będzie musiała być jeszcze lepsza...

Kawałek "Uderz w puchara" doczekał się trzech różnych wersji klipów: oryginalnej oraz z gościnnymi udziałami Braha i Tedego. Po co taki zabieg?

Sokół: Remixy to jest coś, co jest jedną z najzaj**istszych opcji w hip hopie, w ogóle przetwarzanie dźwięków w hip hopie, recycling. Jeśli chodzi o remixy, to uważam, że jest to nieodłączna sprawa związana z hip hopem i my będziemy je katować do wyrzygania, ja będę remixował każdy singel w wielu opcjach. Zresztą to jest bardzo popularna sprawa na całym świecie - a czemu Polacy tego nie robią, to nie jest moja sprawa. Jak widać, to bardzo dobrze się sprawdza, bo wszystkie trzy wersje latają i jest okej.

Pono: Jest okej (śmiech).

Sokół: Możecie się spodziewać tego przy następnym singlu, który niedługo się pojawi. Już niemal na 100% można powiedzieć, że będzie to kawałek "W aucie".

Pono: Ale nagrywamy ten teledysk tylko dla tej stacji, która puszcza disco polo (śmiech).

Sokół: (śmiech) Napinamy grubo i się ludzie zdziwią, bo będą takie funkowe remixy i w ogóle...

(śmiech) A kto wpadł na pomysł z Frankiem Kimono? Jak udało wam się namówić go do współpracy?

Sokół: O Franku Kimono to już dawno myślałem i chyba z Jędkerem w ogóle rozmawialiśmy o nim parę lat temu, tylko to oczywiście były rozmowy bardziej fantazyjne (śmiech). Potem we trójkę byliśmy w Nowym Jorku, jeździliśmy w kółko po Manhattanie w korkach i zrobiliśmy sobie polewkę z kawałka Rihanny: "Parasolka, olka, olka..."

Ela, ela, e-e-e... (śmiech)

Sokół: Tak (śmiech), i zaczęliśmy to analizować, ja pie**olę, jak można zrobić taki mega hit na powtarzaniu końcówek? I wymyśliliśmy: "Będę brał cię, w aucie, cię, ehe..." i że sprawdzimy, czy to też chwyci, rozumiesz (śmiech). Po prostu banał, tylko my to robimy z polewką, a Rihanna się w to wczuwa.

Pono: E, ja tam myślę, że ona to też z przymrużeniem oka... (śmiech).

Sokół: Tak, pomyślała sobie: "E, zrobimy z ludzi baranów" (śmiech). Wiesz, Robert M. miał mi przysłać paczkę bitów, w ogóle miał nam jakieś remixy robić i ja mówię, wiesz, może byśmy sobie coś sieknęli w takim klimacie oldschoolowym.

Pono:Po nagraniu doszliśmy do wniosku, że to jest klimat Franka i że pójdziemy krok dalej, że jeśli robimy utwór w stylu Franka, to nie kopiujmy go, ale zróbmy to z nim.

No i jak to się w końcu udało, jak się dogadaliście?

Sokół: Powiem ci, że sam nie wiem.

Pono: Mamy zaprzyjaźnioną agencję medialną. Spotkałem się z Panią Małgosią z owej agencji,i opowiedziałem jej o tym utworze. Powiedziała, że ma kontakt do Franka Kimono, co myśmy oczywiście przyjęli z naturalnym przymrużeniem oka.

Sokół: Później dostaliśmy jeszcze z trzech innych źródeł telefon do Piotra Fronczewskiego, tylko że głupio nam było zadzwonić, zwłaszcza że pani Małgosia się zajęła już tym i skoro ona się tym zajmie, to nie chcieliśmy się pakować tam z trzech stron. Więc po prostu poczekaliśmy, co się stanie i ja powiem ci szczerze, że ja nie wierzyłem w ogóle, że to się uda i tak naprawdę zmasterowaliśmy ten kawałek bez Piotra Fronczewskiego. W momencie, kiedy wypalała się już płyta po masterze, dostałem telefon, że pan Piotr Fronczewski się zgodził. Zatrzymaliśmy wszystko i mówimy: "Parę dni będzie opóźnienia, ale musimy to zrobić". A pan Piotr powiedział, że przesłuchał sobie wszystko, przeanalizował i bardzo mu się to podoba. Zresztą, powiem wam, myślę, że to nie jest wielką tajemnicą, wczoraj dostałem SMS od Piotra Fronczewskiego i brzmi on: "Płyta świetna, numer bomba, życzę zaje trasy. Ściskam serdecznie, Piotr". Tak że taki SMS dostałem...

Pono: I co z teledyskiem?

Sokół: No, na razie... Jest na tak. Mamy nadzieję, że z Kubą, który robił m.in. "Sen" i teledysk do Reeboka z Vieniem, Pele, WWO "U ciebie w mieście". Zrobił także klip do "Uderz w puchara". Do "W aucie" chcielibyśmy zrobić cały teledysk w klimacie lat 80. Stylowa odzież i - że tak powiem - jakiś dobry lokal... Myślę, że w kwietniu nakręcimy ten klip.

Zostając jeszcze przy temacie Franka Kimono i kawałka "W aucie". Pytałem już o wspomnienia sprzed 11 lat. A co najlepiej zapamiętaliście z czasów PRL-u, Pewexów i Marlboro? Czy w dzisiejszym świecie brakuje wam czegoś z tamtych lat?

Sokół: Ponieważ to były czasy naszej młodości, dzieciństwa, to najbardziej chyba zabawki i słodycze. To chyba przede wszystkim. Czyli Lego, nie wiem, Matchboxy...

Pono: Mój świat za dzieciaka w czasach PRL-u to były wyścigi konne. Tak że kiedy żyliśmy w PRL-u, spędzałem cały czas w stajni na wyścigach gdzie jeździłem konno. Oprócz tego miałem taką tablicę przed domem: "PZPR informuje". Mój tata, świętej pamięci, był sekretarzem partii, podczas gdy moja mama była oczywiście za Solidarnością. To pamiętam właśnie z PRL-u. Żelazne sanki wykute przez ojca, i ojciec ciągnący mnie do przedszkola...

Sokół: Wiesz, z PRL-u, to ja pamiętam kolejki, pamiętam też trochę takie jakieś kombinatorki, bo moi rodzicie trochę kombinowali, żeby było raczej lepiej niż gorzej. Pamiętam mojego bogatego dziadka, który był bardzo bogaty jak na tamte czasy. Był przedstawicielem zagranicznej firmy na Polskę, więc był jakby wyjęty z innego świata, w związku z czym dzieciństwo miałem dosyć dobre jak na PRL, później się wszystko pop**rdoliło. Zdecydowanie.

Pono: Demokracja, demokracja!

Sokół: Ja miałem rodzinę bardzo antykomunistyczną i, o dziwo, bogatą w latach komunistycznych. To też grało na gulu wszystkim komunistom, toteż nie mieliśmy łatwo, bo moi rodzice nie byli jakimiś superbogatymi ludźmi. Natomiast dziadek, tak jak mówię, był przedstawicielem szwajcarskiej firmy farmaceutycznej, więc wiesz, to były ogromne pieniądze na Polskę, jak na tamte czasy... Kochanki, mercedesy i te sprawy, co tu dużo będę mówił (śmiech). No, ale już w moim wczesnym dzieciństwie straciliśmy całą opcję, bo dziadek doznał poważnego uszczerbku na zdrowiu, później stracił wszystko i wiesz - taki rollercoaster, który przeżyłem w życiu - czyli posiadanie i nagle strata. Później mi odj**ało, moi rodzice się tam rozjechali gdzieś po świecie, a ja byłem tu sam z babcią. Później w ogóle sam i od wczesnych lat musiałem sobie radzić samemu. Wszedłem w ten uliczny klimat dosyć mocno, nie ma co ukrywać. Ale generalnie powiem ci, że dużo różnych rzeczy pamiętam. I pamiętam, jak to jest, mieć hajs i "se chodzić do peweksu". I pamiętam, jak to jest nie mieć nic.

Pono: Na wyścigach było fajne jeszcze to, że to były one samowystarczalne, naprawdę. Tam była i chlewnia, i były krówki, i było mleko, było jakieś kino, siłownia, boisko, kółka zainteresowań dla starych bab, wszystko zorganizowane.

Sokół: Aha, jeszcze pamiętam z PRL-u, że mój prapradziadek był na banknocie dziesięciotysięcznym...

(śmiech) No dobrze, zostawiając już PRL w tyle - Misiek Koterski. Jak się spiknęliście? Często spotykacie w swoim życiu takich "Janków pseudonim Pożycz"?

Sokół: No, takich Jasiów to jest dużo... A jeśli chodzi o Miśka, to jest to zaj**isty gość, bardzo fajny, kumaty. Bardzo go serdecznie pozdrawiam. Jeśli chodzi o opcję, jak się poznaliśmy, to poznaliśmy się na ruchomych schodach. On jechał w dół, ja do góry i podaliśmy sobie ręce, nie znając się, nie wiadomo w ogóle dlaczego, jakiś taki impuls. Tak się poznałem z Miśkiem Koterskim. Natomiast później poznaliśmy się w okolicznościach sprzyjających melanżom bardzo grubym - w różnych klubach. A do kawałka podpasował nam Misiek przede wszystkim z powodu swojej barwy głosu.

Pono: Chodziło o to, żeby ktoś zagrał postać w tym kawałku.

Sokół: On ją zagrał i zrobił to idealnie jako aktor, wcielając się w postać z kawałka.

Dobrze, nie męczę was już dłużej. Dzięki wielkie za wywiad. Może jakieś ostatnie słowa do naszych czytelników?

Sokół: Ci, którym się nie podoba nasza płyta - posłuchajcie jej jeszcze parę razy, może zmienicie zdanie. Bądźcie otwarci na różne rzeczy. Tym, którym się podoba - dziękujemy. I co mogę jeszcze powiedzieć? Dziękuję serdecznie, że chciało wam się poświęcać czas na czytanie tego. Żyjcie zdrowo, pie**olcie narkotyki i wódkę, kochajcie jedną kobietę, bądźcie prawdziwi. Pozdrawiam Kasię.

Pono: Przyłączam się do apelu kolegi.

mhh.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy