Reklama

"Muzyka jest tajemnicą"

Dwa lata temu ukazał się album "The Neonai" i Lake of Tears zawiesił działalność. Lake of Tears jednak powrócił. Potrzebowaliście przerwy?

Decyzję o zawieszeniu działalności podjęliśmy w 1999 roku, po wydaniu płyty "Forever Autumn". Sprzedaliśmy wtedy większość posiadanego sprzętu i już nigdy więcej mieliśmy nie grać.

Dlaczego podjęliście taką decyzję?

Czasem w życiu masz ochotę przerwać to, co robiłeś dotychczas, rzucić wszystko... Nie myśleliśmy o tym wiele, doszliśmy po prostu do wniosku, że lepiej będzie jeśli przestaniemy grać.

Reklama

Lepiej? Dla kogo? Dla fanów, dla was?

Dla nas. Działo się z nami coś złego, wypełniały nas negatywne emocje. Muzyka nie przynosiła nam już radości. A jeśli grasz w zespole i dostrzegasz, że w którymś momencie przestaje to być dla ciebie dobre, powinieneś przestać.

Decyzję o zawieszeniu działalności podjęliście w 1999 roku, ale pożegnalny album ukazał się trzy lata później. Nie była to więc chyba łatwa decyzja, prawda?

To prawda. Muzyka była częścią naszego życia? Po wydaniu "Forever Autumn" i wyprzedaniu części naszego sprzętu postanowiliśmy poświęcić czas rodzinie. Znaleźliśmy prace i nie chcieliśmy już poświęcać energii na grę w zespole. Niektórzy członkowie Lake of Tears przeprowadzili się do innych miast...

Więc jak powstał wspomniany pożegnalny album?

Po ukazaniu się "Forever Autumn" i, de facto, rozwiązaniu zespołu, chcieliśmy bardzo szybko nagrać jeszcze jedną płytę. Najbardziej zależało na tym naszej wytwórni Black Mark. Okazało się jednak, że stworzenie kolejnego albumu zajmie więcej czasu niż się spodziewaliśmy i dlatego "The Neonai" ukazał się dopiero w 2002 roku. Byliśmy bardzo naiwni myśląc, że napiszemy i nagramy dziesięć kawałków w dwa miesiące. Jako główny kompozytor zespołu przyznaję, że przeżywaliśmy wtedy twórczy kryzys. Miałem sporo muzycznych pomysłów, ale nie wiedziałem co z nimi zrobić, nie miałem chęci, a może nie umiałem przekształcić ich w płynne utwory. Dzisiaj widzę, że sposobem na przełamanie kryzysu było rozstanie się z firmą Black Mark.

Dlaczego współpraca z nimi układała się źle?

Black Mark towarzyszyła nam od początku, więc może za długo przebywaliśmy razem. Na początku wszystko było w porządku. Potem może zmęczyliśmy się sobą nawzajem. Nie wiem. Dzisiaj widzę wyraźnie, że komunikacja między zespołem i wytwórnią nie funkcjonowała tak, jak należy.

"The Neonai" powstał głównie dlatego, że musieliśmy wywiązać się z umowy podpisanej z firmą. Nie dostaliśmy wystarczającej sumy pieniędzy na studio, nie wszystko układało się po naszej myśli i dzisiaj wiem na pewno, że mogliśmy ten album nagrać znacznie lepiej. Cóż, płyta ukazała się i w ten sposób żegnaliśmy się z publiką.

Kiedy zrodził się pomysł o reaktywowaniu zespołu?

Latem 2003 roku. Utrzymywaliśmy kontakt mailowy z ludźmi, którzy nas namawiali, abyśmy spróbowali jeszcze raz. Może to oni nas zainspirowali? Nie wiem. Pomysł po prostu pojawił się w naszych głowach. Nie wiem jak, skąd, ani dlaczego... Ale zaczęliśmy ponownie komponować i jestem szczęśliwy, że to nastąpiło.

Jak doszło do podpisania kontraktu z Noise Records?

Mówiąc poprzednio o ludziach, utrzymujących z nami kontakt mailowy, miałem na myśli m.in. jednego z pracowników Noise Records. Napisał do nas, aby dowiedzieć się, co dzieje się z zespołem. To było w momencie kiedy pomysł reaktywowania zespołu już chodził nam po głowie. Zrobiliśmy kilka prób, skontaktowaliśmy się z Noise Records i podpisaliśmy umowę.

Nowa płyta "Blackbrickroad" została nagrana w oryginalnym składzie Lake of Tears. Jak doszło do spotkania wszystkich członków pierwotnego składu zespołu?

Wymagało to jedynie woli wszystkich muzyków. Uznaliśmy, że będzie dobrze, gdy znowu zagramy razem. Niektórzy mi mówią, że z tego albumu emanuje siła. Jedyną tego przyczyną może być fakt, że znowu jesteśmy razem, znowu wytworzyła się w zespole niepowtarzalna chemia, znów mamy energię.

Spotkałem się nawet z opiniami, że "Blackbrickroad" jest albumem lepszym niż uważana dotychczas za najlepszą płyta "Headstones".

A ja słyszałem, że jest lepsza niż nasza najlepsza płyta "A Crimson Cosmos" (śmiech). Wiesz, ilu ludzi, tyle opinii. My, jako muzycy, patrzymy na to z innej perspektywy. Siłą rzeczy nie mogę być obiektywny, oceniam album przez pryzmat wysiłku włożonego w jego powstanie, gdy go słucham, przypominam sobie jak ta płyta się rodziła i dojrzewała? Nie potrafię nawet o tym mówić, to jest abstrakcja, nie jestem w stanie dojść do zadowalającej konkluzji. Jestem szczęśliwy, że podoba się ludziom. Tyle!

Co kryje się za tytułem płyty "Blackbrickroad"?

To jest tak abstrakcyjne jak to, o czym mówiłem poprzednio (śmiech). Cały proces pisania utworów i układania tekstów jest czymś, co niezwykle trudno wyjaśnić. Pojawia się w twoim umyśle pomysł, jakaś koncepcja, idea, ale nie wiesz skąd pochodzi. Inspiruje cię do zrobienia tego lub owego. Nie wiesz dlaczego, ale robisz to, podążasz za myślą. Budzisz się o trzeciej nad ranem, siadasz przy biurku i zapisujesz to, co ci przyszło do głowy. Rano zastanawiasz się nad tym. Szukasz przyczyny, wyjaśnienia. Czasem po latach, z dystansu, zaczynasz rozumieć, czasem nazywasz to szumnie natchnieniem lub inspiracją...

Tytuł "Blackbrickroad" pojawił się w mojej głowie zupełnie niespodziewanie. Nie wiem kiedy ani jak. Ujrzałem czarną, ceglastą, ciągnącą się daleko drogę i uznałem, że jest to znakomity obraz. Może to symbolizuje życie, mozolnie zbierane przykre doświadczenia, może obrazuje tę negatywną energię, która narasta w nas wszystkich, nie wiem? Jedno jest pewne, tytuł płyty jest pesymistyczny.

Muzyczna konstrukcja "Blackbrickroad" jest przedzielona na dwie części centralnym utworem płyty - "The Organ". Skąd pomysł na tak rzewny, melancholijny i zwyczajnie smutny utwór?

Podział płyty, o którym mówisz, nie jest zabiegiem, który zaplanowaliśmy. Ale podoba mi się twoja interpretacja. Naszym zamierzeniem było nagranie bardzo zróżnicowanego albumu. Dlatego na krążku znajdziesz ciężkie utwory jak "Rainy Day Away", melodyjne, rockowe "A Trip With The Moon" oraz wspomniany przez ciebie delikatny, smutny, utkany z klawiszy i subtelnych wokali "The Organ".

A także wesoły, heavy metalowy kawałek "Sister Sinister" z kobiecymi wokalizami?

Napisaliśmy tę piosenkę kilka lat temu. Cały czas nad nią trochę pracowaliśmy. W studiu ktoś nam zaproponował wokalistkę Tinę i postanowiliśmy spróbować. Myślę, że był to jednorazowy eksperyment, który jednak wyszedł nam lepiej niż się spodziewaliśmy.

Przy okazji tego utworu powiem ci coś o sesji. Weszliśmy do studia z dziewięcioma nie skończonymi utworami. Nie mieliśmy jasnej wizji co chcemy z nimi zrobić, jak je wypełnić lub przekształcić, nie wiedzieliśmy jaką przyjmą ostateczną formę. To było jak poruszanie się po omacku, nie byliśmy pewni na co natrafimy...

Od dawna nosiliśmy się z zamiarem wykorzystania kobiecego głosu na płycie Lake of Tears, ale naprawdę nie planowaliśmy, że zrobimy to właśnie w utworze "Sister Sinister". To wyszło bardzo spontanicznie.

A czy równie spontanicznie powstał bardzo różny od pozostałych tytułowy utwór "Black brick road"?

Dokładnie tak. Spontanicznie. Pojawił się pomysł, zagraliśmy go, spodobał się, więc nagraliśmy. Aby to wyjaśnić, musiałbym opowiadać o rzeczach ulotnych, nieuchwytnych, musiałbym używać języka metafor, których nie znam. Muzyka jest dla mnie tajemnicą. Nie wiem jak się rodzi...

Okładka nowej płyty rożni się bardzo od waszych poprzednich obrazów na płytach. Dlaczego zdecydowaliście się na tak oszczędną i prostą okładkę?

Początkowo płytę miały zdobić ptaki, dlatego, że one pojawiały się już w przeszłości i są przez niektórych traktowane wręcz jako znak rozpoznawczy Lake of Tears. Ale w tym samym czasie Black Mark wydała dwie kompilacje i na ich okładkach znalazła się podobizna ptaka... Dlatego my postanowiliśmy zmienić pierwotne założenie. Gdy nasz grafik zaprezentował nam nowy projekt, bardzo spodobała nam się jego prostota i, by tak rzecz, minimalizm. Okładka "Blackbrickroad" przekazuje klimat, o który nam chodziło. Najlepiej pasuje do muzyki zawartej na krążku.

W lipcu graliście na festiwalu Sweden Rock. Jak się czułeś na scenie po raz pierwszy od siedmiu lat?

Fantastycznie. To był dla nas rewelacyjny występ. Nie spodziewaliśmy się niczego nadzwyczajnego, a ten gig był jednym z najlepszych w karierze zespołu. To był niesłychany kontrast z tym, co robimy na co dzień, z monotonią codziennej pracy i obowiązków. Pod sceną bawiło się jakieś trzy tysiące ludzi. To było dla nas narkotyczne doświadczenie. Wychodzisz na scenę, grasz godzinę i po zejściu masz tylko jakieś mgliste, niewyraźne wspomnienia. Szok!

Na tym koncercie grał z wami gitarzysta Magnus Sahlgren. Czy zostanie regularnym członkiem zespołu?

Z Magnusem skontaktowaliśmy się w 1995 roku, kiedy mieliśmy nagrywać "A Crimson Cosmos". Byliśmy zadowoleni z jego pracy, więc zapraszaliśmy go do studia także później. Nie wiem czy już jest stałym członkiem Lake of Tears. Jest wspaniałym gitarzystą, fajnym kolegą, jest z nami od wielu lat? hm, tak, można go już traktować jak stałego muzyka Lake of Tears. Jeszcze mu tego nie mówiłem, a on pewnie chciałby to usłyszeć.

Planujecie wydać DVD?

Nie mamy żadnych konkretnych planów. Po naszym powrocie na scenę muzyczną zauważyłem, że dzisiaj każdy wydaje DVD. To zrozumiałe. Większość wykonawców ma przecież sporo interesujących zdjęć i materiałów dokumentalnych, a DVD umożliwia wydanie tego wszystkiego w przyzwoitej formie. Jako członek Lake of Tears muszę powiedzieć, że wkrótce, wcześniej czy później, wydamy jednak DVD. Ale gdybyś zapytał mnie o to jak kolegę, powiedziałbym, że chyba nie jesteśmy jeszcze do tego przygotowani.

W Internecie pojawiły się plotki, że "Blackbrickroad" będzie tak naprawdę pożegnalnym albumem. To prawda?

To zdumiewające jak wiele osób mnie o to pyta. Wierz mi, bardzo chcielibyśmy kontynuować, ale nie potrafię powiedzieć na 100 procent czy coś nie pokrzyżuje nam planów. Granie muzyki jest dobre dla naszych dusz i chcemy to robić dalej. Życie bywa czasem tak nudne, a ludzie tak przygnębiający, że muzyka jest lekarstwem. Chciałbym, by była moim jedynym życiowym zajęciem, a nie tylko ucieczką od życia. Chcemy nadal grać koncerty i spotykać nowych ludzi, dowiadywać się od nich, co sądzą o muzyce Lake of Tears. Mamy nadzieję, że nasza muzyczna przygoda jeszcze potrwa.

Życzę wam tego. Dziękuję za wywiad.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: nowa płyta | muzycy | DVD | muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy