Reklama

"Zawsze chciałem być pilotem"

Kanadyjczyk Garou cieszy się w Polsce sporą popularnością, szczególnie wśród fanek. Sympatyczny wokalista niemal na każdym kroku podkreśla swoją sympatię do naszego kraju. Można to także zobaczyć na wydanym pod koniec marca 2004 r. DVD "Routes", gdzie sporo ujęć zostało nakręconych podczas pobytu w Polsce latem poprzedniego roku. Z tej okazji Garou opowiedział Michałowi Boroniowi o swoich najbliższych planach, które poza muzyką związane są również z przemysłem filmowym, a także o idolach z młodości. Kanadyjski wokalista zapowiedział przy okazji, że ponownie przyjedzie nad Wisłę.

DVD "Routes" promuje utwór "Passe Ta Route". Czy to rodzaj podziękowania dla fanów?

To DVD to swego rodzaju dziennik podróży z trasy, choć naprawdę ciężko było z tego materiału wybrać najciekawsze fragmenty. Na jednej płycie znajduje się dużo dodatków, w tym wiele ujęć z Polski. A w "Passe Ta Route" wykorzystaliśmy więcej ujęć, niż przy innych piosenkach.

Najpierw ukazał się wideoklip, a potem w wersji DVD dodaliśmy do niego jeszcze kolejne zdjęcia i inne bonusy, kiedy niejako "wychodzimy" z ekranu i później wracamy do filmu. To było ciekawe doświadczenie.

Reklama

Oczywiście w tym teledysku znalazły się ujęcia z Polski, między innymi ten słynny fantastyczny pociąg, o którym wszyscy już słyszeli, kiedy nie mogliśmy się dostać do Pragi. To była w sumie śmieszna sytuacja. Później wszyscy w Quebeku i Francji dopytywali się mnie o nią, dlatego nie mogło jej zabraknąć.

Na płycie znalazła się twoja wersja słynnej kompozycji "Hey Jude" z repertuaru The Beatles. Czy to twój ulubiony zespół? Kto był twoim idolem, kiedy byłeś młody i dopiero zaczynałeś karierę?

Tak, to prawda. Beatlesi to zdecydowanie mój ulubiony zespół. Kiedy miałem 14 lat, w moim pierwszym zespole graliśmy przede wszystkim utwory Beatlesów. Miałem później okazję zagrać z Georgem Harrisonem, krótko przed jego śmiercią, na przyjęciu w Montrealu. Zagraliśmy "Here Comes The Sun" i to była jedna z najwspanialszych chwil w moim życiu.

Ale zorientowałem się, że nigdy nie śpiewałem piosenek Beatlesów podczas moich własnych koncertów. W zeszłym roku postanowiłem to nadrobić i dlatego z chęcią zamieściłem ten utwór na moim DVD. A poza Beatlesami, to Ray Charles był moim najlepszym nauczycielem śpiewu, podobnie duży szacunek mam do Stinga.

Śpiewasz także swoją wersję "You Can Leave Your Hat On" Joe Cockera. Słyszałem, że jesteś takim francuskojęzycznym Cockerem?

Tak, wielu ludzi tak mówi, głównie ze względu na podobieństwo głosu. Takie porównania to dla mnie wielki komplement. To kolejny z moich nauczycieli. Kiedy grywałem w małych klubach, to chyba nie zdarzył się jeden wieczór, żebym nie zaśpiewał "You Can Leave Your Hat On".

To dla mnie ważne, by nie odcinać się od swoich korzeni, by ciągle być takim, jakim byłem właśnie w czasach grania w klubach. Nie wykluczam, że kiedyś znów będę tam grał, żeby pozostać sobą.

Pamiętasz jakąś szczególnie dziwną reakcję fanki na twój widok? Podobno we Francji jedna z nich pokazała ci swój biust?

O, widzę, że masz dobre informacje! (śmiech). Pamiętam tę sytuację, kiedy jedna z dziewczyn ściągnęła z siebie ubranie i pokazała swoje piersi, ale ja tego nie widziałem (śmiech). Tylko o tym słyszałem. Wszyscy się na nią gapili.

Po koncercie ochroniarze pytali się mnie: Widziałeś tę gołą dziewczynę?. Mówili jej, żeby się ubrała, ale ona odpowiedziała: Nie, bo chcę, żeby on je zobaczył. (Śmiech). Dwukrotnie zdarzyło mi się też, że fani na koncertach pozbawili mnie koszuli.

Opowiedz o swoich planach na przyszłość, bo słyszałem, że są one dość bogate. Mówi się o albumach angielskim i francuskim. Masz już jakieś pomysły dotyczące ich realizacji?

W zasadzie to mamy już nagranych wiele utworów po angielsku sprzed dwóch i pół roku. Zdecydowaliśmy się jednak przesunąć datę wydania takiego albumu, ze względu na trudną sytuację przemysłu muzycznego i problemy związane z nielegalnym ściąganiem piosenek. Dlatego postanowiliśmy poczekać i zrobić francuską płytę.

Ta angielska w zasadzie jest już gotowa, ale czasem zastanawiam się, czy nie należałyby mi się jakieś wakacje (śmiech). Powinienem trochę przystopować, ale jestem pracoholikiem (śmiech). Mam także wiele propozycji filmowych i myślę, że to byłaby fajna sprawa. Chciałbym przed końcem tego roku wystąpić w kilku produkcjach, zacząć także prace z francuskim albumem, a na początku 2006 roku wydać angielską płytę.

Mógłbyś coś więcej opowiedzieć o planach filmowych?

Jeśli chodzi o filmy, to na początek chciałbym zagrać jakąś niewielką rólkę. Od 1998 roku, od czasu moich występów w musicalu, dostawałem sporo ofert, ale z rolami pierwszoplanowymi. Wtedy zawsze odpowiadałem producentom, że wolałbym najpierw zacząć od czegoś mniejszego. Ale później zdałem sobie sprawę, że wielu ludzi może być z tego powodu rozczarowanych. Teraz mam trzy konkretne oferty, z których chcę skorzystać.

Pierwszy z tych filmów to amerykańska produkcja, która premierę będzie miała w 2006 roku. Mam tam niewielką rolę. Drugi to koprodukcja kanadyjsko-francuska, w której będę grał pilota i to już będzie większa rola. Będzie w nim występował także dobrze znany francuski aktor. A ja zawsze chciałem być pilotem, więc to dla mnie wymarzona rola.

Prawdopodobnie prace przy tym filmie rozpoczną się w lecie. Tak się składa, że w ciągu najbliższych miesięcy wezmę kilka lekcji pilotażu. Jeden z producentów powiedział, że to znakomicie, bo dzięki temu będę mógł pilotować samolot na planie filmu (śmiech).

A trzeci z filmów?

O nim wiem stosunkowo niewiele, ale mam w nim grać główną rolę i pracować przy nim w Ontario. Jednak na razie nie ma jeszcze scenariusza.

Skoro jesteś tak popularny w naszym kraju, to może wystąpiłbyś w jakimś polskim filmie?

Byłoby miło! Ale nigdy nie dostałem takiej propozycji. A tak na poważnie, to dla mnie każdy powód, by przyjechać do Polski jest dobry.

W takim razie kiedy ponownie nas odwiedzisz?

Jeszcze nie wiem. Teraz mam wakacje, ale pewnie niedługo rozpocznie się trasa promująca angielską płytę i może przy tej okazji?

Koncertowałeś niemal na całym świecie. Czy potrafiłbyś porównać publiczność z różnych części naszej planety? Czy ich zachowania się różnią od siebie?

Na pewno są jakieś różnice, ale raczej niewielkie. Moje zadanie to zrobić show, a na końcu koncertu z reguły wszystko jest takie same. Widzę ludzi zadowolonych, uśmiechniętych, odnoszących się z szacunkiem do siebie, którzy czują się wolnymi. Czasem by do tego doprowadzić, muszę się inaczej zachowywać na scenie.

Mam to szczęście, że na moje koncerty przychodzą ludzie z trzech pokoleń. To wielki dar móc zobaczyć ich przychodzących razem na mój występ. W każdym kraju mam przed sobą inną publiczność, ale z reguły po koncercie wychodzą razem, "ramię w ramię".

Dziękuję za rozmowę.

Ja tobie również. Mam nadzieję, że zobaczymy się wkrótce w Polsce.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Garou
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy