Reklama

"Zaproszenie do mojego świata"

Norweska wokalistka Liv Kristine Espenaes Krull znana jest głównie z dokonań gotyckometalowych formacji Leaves' Eyes i wcześniej Theatre Of Tragedy. Poza działalnością na scenie metalowej, sympatyczna blondynka od czasu do czasu nagrywa także własne płyty, z muzyką utrzymaną w stylu pop-rock. Po ośmioletniej przerwie, na początku marca 2006 roku, ukazał się jej drugi solowy album, "Enter My Religion". W jego nagrywaniu wokalistce pomagali m.in. mąż Alex Krull (lider niemieckiej grupy Atrocity) oraz ceniony szwedzki muzyk i producent Peter Tagtgren, znany z grup Pain i Hypocrisy. W połowie maja Liv przyjechała na dwa dni do Warszawy, żeby porozmawiać z polskimi dziennikarzami. W warszawskiej redakcji INTERIA.PL spotkała się z nią Emilia Chmielińska, a tematem rozmowy była nie tylko płyta "Enter My Religion". Wokalistka opowiedziała również o swoich muzycznych idolach, Madonnie i Ozzy'm Osbournie, a także o przeróbce "Streets Of Philadelphia" z repertuaru Bruce'a Springsteena.

Co jest tytułową religią Liv Kristine?

Wszystkie rzeczy, które są dla mnie ważne w życiu. Po pierwsze - rodzina, dziecko. Także muzyka, natura, zachowanie równowagi pomiędzy sobą a innymi ludźmi.

Jest również jedna rzecz, którą powtarzała mi wielokrotnie moja mama - że największą przyjemnością, jaką można mieć, jest dawanie szczęścia innym ludziom. To właśnie próbuję robić swoją muzyką. A tytuł płyty - "Enter My Religion" - jest zaproszeniem do mojego prywatnego świata.

Płyta może być sporym zaskoczeniem dla tych, którzy cię znają z metalowych nagrań Leaves' Eyes, Theatre Of Tragedy czy współpracy z Cradle Of Filth, Atrocity, i Umbra Et Imago. Muzycznie to przebojowy i melodyjny pop-rock. Chciałaś uciec od swojego wcześniejszego wizerunku?

Reklama

Solowy projekt to pokazanie innej strony mojej osoby. Wydałam swoją pierwszą solową płytę - także utrzymaną w stylu pop - osiem lat temu. To długi okres, ale przez ten cały czas pracowałam nad drugim albumem. Wreszcie został ukończony i to bardzo miłe uczucie. To jak spełnienie marzeń, ponieważ między tymi płytami miałam sprawę w sądzie, gdzie walczyłam o swoje prawa, żeby móc wydać płytę. Te dwa-trzy lata były chyba najgorsze w moim życiu.

Leaves' Eyes i gotycki metal to jedna z moich stron, a solowe projekty i muzyka pop-rockowa to druga. Ale nie chcę się obejść bez żadnej z nich - obie są ważne dla mnie i zamierzam je kontynuować.

Mówiłaś, że twoją idolką jest Madonna. Kogo jeszcze lubisz?

Dorastałam na heavy metalu - słuchałam Black Sabbath, Ozzy'ego Osbourne'a, Deep Purple, Iron Maiden, trochę Pink Floyd. To była pierwsza muzyka, jaką usłyszałam, po kołysankach, które śpiewała mi mama. Gdy miałam 7 czy 8 lat, usłyszałam "Like A Virgin", piosenkę Madonny. Pomyślałam sobie, że ten utwór i ten głos jest wyjątkowy. Kim jest ta kobieta? [Liv nawiązuje do tytułu innego przeboju Madonny, "Who's That Girl" - przyp. red.] (śmiech) To właśnie od tego momentu zaczęłam bardzo się interesować tym, co robi Madonna.

Po tym, gdy została matką, stała się dla mnie jeszcze bardziej interesującą osobowością. To niesamowite, jak wspaniale sobie radzi z tyloma rzeczami na raz - muzyką, interesami i rodziną. Jeśli kiedyś będzie mi dane się z nią spotkać, to właśnie chciałabym ją o to spytać - jak to wszystko godzi?

Tak, Ozzy Osbourne i Madonna to wciąż moi ulubieni artyści.

Twoja płyta wyróżnia się przede wszystkim wykorzystaniem wielu nietypowych i egzotycznych instrumentów, jak sitar, saz (rodzaj lutni), buzuki (z rodziny mandolin) czy oud (arabska lutnia), dzięki czemu utwory nabrały nieco orientalnego charakteru. Czyj to był pomysł i czy kultura arabska jest ci jakoś bliska?

Pomysł wykorzystania brzmień egzotycznych instrumentów na moich solowych płytach chodził za mną już od dłuższego czasu, ale wówczas nie znałam nikogo, kto mógłby na nich zagrać. Torsten [Bauer - przyp. red.], gitarzysta Leaves' Eyes, gra na wielu instrumentach smyczkowych, więc odwiedziliśmy niemal każdy sklep muzyczny w naszej części Niemiec, żeby znaleźć ciekawe instrumenty. Później Torsten zaczął ćwiczyć, ma też znajomych, którzy grają na takich właśnie instrumentach, stąd właśnie takie egzotyczne wpływy.

Na płycie są również wpływy muzyki klasycznej, grane na prawdziwych instrumentach, a nie z sampli. To była najbardziej czasochłonna rzecz przy nagrywaniu, ale moim zdaniem było to warte. Dzięki temu album pop-rockowy stał się takim korzennym, pikantnym albumem z wieloma wpływami z różnych kultur.

Nagrałaś przeróbkę pamiętnego przeboju "Streets Of Philadelphia" Bruce'a Springsteena. Dlaczego wybrałaś ten własnie utwór? Czy brałaś pod uwagę inną kandydaturę? Czym twoja wersja różni od oryginału Springsteena?

Po raz pierwszy usłyszałam tę piosenkę na długo przed tym, zanim obejrzałam film "Filadelfia". Gdy zobaczyłam film, zrozumiałam więcej jeśli chodzi o emocjonalną stronę tej piosenki. Tekst tego utworu, sposób w jaki Bruce Springsteen go śpiewa, jest bardzo emocjonalny. Chciałam spróbować nagrać swoją wersję, zobaczyć jak zadziała z moim głosem. Nagrałam wersję demo, i dograliśmy do tego instrumenty. Później nagrałam to wielokrotnie, z użyciem wielu ścieżek, z idealnym wokalem.

Ale kiedy posłuchałam tej pierwszej wersji jeszcze raz, pomyślałam, że to może nie musi być idealna wersja, ale za to powinna być emocjonalna. Zauważyłam, że przy nagrywaniu tej pierwszej byłam bardziej zrelaksowana, i mogłam pokazać więcej emocji. Myślę, że to właśnie jest najważniejsze w tej piosence, a nie instrumenty czy brzmienie. To właśnie ta emocjonalna strona to powiązanie pomiędzy moją ofiarą dla tej piosenki Bruce'a Springsteena, a tym, co on sam zrobił z oryginałem.

A gdybym miała przerobić inną piosenkę w przyszłości? Większość ludzi pewnie by mnie zapytała, czy nie chciałabym przerobić piosenki Madonny (śmiech). Ale nie wiem, wydaje mi się, że bym się raczej bała, ponieważ lubię ją od tak długiego czasu. Tak samo zresztą jest jeśli chodzi o Ozzy'ego Osbourne'a.

Gdybym już miała wybrać utwór Ozzy'ego, to byłaby na pewno ballada "Changes". Parę lat temu nagrał ją ze swoją córką [Kelly Osbourne - przyp. red.], ale z chęcią bym nagrała swoją wersję. Z tym, że wciąż się trochę tego obawiam. Utwór "Changes" pochodzi z czasów, kiedy moi rodzice zakochali się w sobie.

Mówiłaś, że to mroczna płyta, ale zarówno oprawa całej płyty (okładka), jak i sama muzyka, są raczej jasne i chyba nawet optymistyczne?

W każdej z piosenek na płycie "Enter My Religion" zawarte są inne emocje. Traktuję każdą z nich jak dziecko - każda ma swoją osobowość. Pracowaliśmy nad każdym utworem do chwili, kiedy stwierdziliśmy, że to dziecko dorosło, jest skończone i może wyjść na świat.

Czy zamierzasz promować "Enter My Religion" na koncertach? Czy możemy liczyć, że przyjedziesz do Polski z solowym materiałem?

Mam nadzieję, że uda mi się zagrać w Polsce, to byłoby fantastyczne. Będę tutaj z moim zespołem Leaves' Eyes w lecie, na festiwalu Castle Party. Jeśli chodzi o solowe koncerty, to wciąż jeszcze nie ma konkretnych planów. Jeśli będziecie chcieli, żebym przyjechała, to na pewno to zrobię!

Jakie masz plany na przyszłość? Kiedy możemy się spodziewać nowego materiału?

W przyszłości mam nadzieję, że uda mi się nagrać wiele, wiele płyt (śmiech). Mam nadzieję, że będę miała szansę ponownie zostać matką. Bycie matką jest najpiękniejszą i najcudowniejszą rzeczą, którą kiedykolwiek doświadczyłam. To byłoby wspaniale, gdyby mój synek miałby siostrzyczkę lub braciszka.

Mam również nadzieję, że będę się mogła z wami wszystkimi spotkać, że będę mogła grać koncerty w różnych krajach, także tu, w Polsce, żeby móc wam podziękować za to, że byliście ze mną przez te wszystkie lata. Teraz to już będzie 20 lat (śmiech).

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: rock | Philadelphia | piosenki | dziecko | instrumenty | Madonna | muzyka | śmiech | zaproszenie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy