Reklama

Sebastian Riedel (Cree): Z uniesioną głową

Śląska formacja Cree istnieje od 1994 roku. Liderem grupy jest Sebastian Riedel, syn Ryszarda Riedla, nieżyjącego już legendarnego wokalisty zespołu Dżem. Wydana w listopadzie 2004 r. płyta "Parę lat" podsumowuje pierwszy etap działalności Cree, obejmujący całą dekadę. Z okazji wydania albumu, Michał Boroń spotkał się z Sebastianem Riedlem, by porozmawiać o dotychczasowej historii grupy, a także zapytać o plany na przyszłość. W rozmowie nie zabrakło również pytań na temat udziału Seby w programie "Bar VIP" telewizji Polsat.

Dlaczego zdecydowałeś się na udział w "Barze"? Nie obawiałeś się, że możesz zostać wrzucony do jednego worka z Dodą? Albo głosów, co bluesowy rockman robi w takim, kojarzącym się raczej z nie najwyższych lotów rozrywką, programie?

Zdecydowałem się, bo chciałem zobaczyć, jak to jest z tamtej strony. W końcu ciekawość ludzka nie ma granic. A takich sytuacji, że mnie wrzucą do jakiegoś worka, nie obawiam się, bo mam wyrobioną opinię na swój temat. Ludzie trochę mnie znają i myślę, że nikt nie będzie mnie kojarzył z takimi sytuacjami, bo wyrobiłem sobie pewną pozycję na rynku i po prostu jestem sobą.

Reklama

W takim razie jak oceniasz ten program?

Bardzo ciekawy, można wiele się nauczyć.

Oglądałeś wcześniejsze edycje "Baru"?

Parę razy, ale nie śledziłem tego tak szczegółowo.

W takim razie co cię skłoniło do wystartowania w programie?

Z jednej strony właśnie ciekawość, a z drugiej chęć dotarcia do szerszego grona słuchaczy. Chciałem zainteresować młodzież i widzów programu muzyką rockową, czymś dobrym.

A jak odebrali cię fani Cree?

Prawdziwi fani zostają razem z nami i wręcz cieszą się z tego, bo można zdobyć szersze grono niż dotychczas. Ludzie, którzy nas nie znali, nagle mają okazję poznać nas, mnie, naszą muzykę.

A spotkałeś się z krytycznymi opiniami?

Pojawiają się takie słowa, ale znikają w tłumie pozytywnych reakcji.

"Parę lat" to podsumowanie dokładnie dekady działalności Cree, choć są na płycie nagrania głównie z lat 1997-2002.

To jest płyta kompilacyjna, zbiór nagrań z naszych trzech albumów. Wybrałem takie numery, bo na tej płycie każdy może znaleźć coś dla siebie. Można prześledzić naszą muzykę od początku do ostatniej płyty, nagranej w 2002 roku.

A jak byś ocenił ten czas pod względem muzycznym? Co uznajesz za swój największy sukces, a co za niepowodzenie?

Przede wszystkim to, że gramy dalej, jest jednym z naszych większych sukcesów, że nie rozmyło się to wszystko. Bo faktycznie w międzyczasie przeszliśmy duże zmiany personalne w zespole. Nagraliśmy też trzy płyty i zagraliśmy na najważniejszych imprezach w tym kraju.

Czy mógłbyś zatem opowiedzieć o tych zmianach składu i przy okazji przedstawić nowych kolegów?

Ze starego składu zostałem ja i Sylwester Kramek, który gra na gitarze. Niestety, nie gra już Jerzy Kawalec, który zmarł [9 września 2003 roku - przyp. red.]. Zastąpił go Lucjan Gryszka [basista]. Bębniarz ostatnio został - delikatnie mówiąc - usunięty z zespołu. Po prostu jego emocje były gdzie indziej, był słaby psychicznie i kondycyjnie, nie wyrabiał.

Dlatego postanowiłem coś zmienić, by uzyskać większą energię w zespole i żeby psychicznie w grupie było lepiej. Zaprosiliśmy Tomka Kwiatkowskiego, który pomału się odnajduje w tym wszystkim.

W lipcu minęło 10 lat od czasu, kiedy zmarł twój ojciec. Wtedy też powstał Cree. Czy masz takie poczucie, że - muzycznie - odszedł jeden Riedel, a narodził się drugi, jego następca?

Muzycznie? Akurat to był taki rok, że zaczynaliśmy grać. Teraz mija 10 lat, kiedy mogę spokojnie wyjść z tej piwnicy z uniesioną głową na ten świat muzyczny.

Otwierający album utwór "Po co więcej mi" to jedyne nagranie, które dotychczas nie było publikowane. Czy nie wolałeś na tej płycie zaprezentować więcej utworów z archiwów?

Szczerze mówiąc mamy jeszcze parę takich numerów, aczkolwiek nie mamy ich fizycznie. Takie nagrania powstały w 1997 roku, ale niestety taśmy, na których zostały zarejestrowane, zostały skasowane przez radio. Mam gdzieś to w domu, ale jakość tego jest bardzo słaba.

Czy w takim razie nie myśleliście o tym, by nagrać je na nowo?

Myślę, że kiedyś coś takiego powstanie, że z tych starych numerów zrobimy następną płytę, która będzie jakąś ciekawostką. Na razie chcemy się skoncentrować na nagraniu całkiem świeżego materiału, który jest w trzech czwartych przygotowany. Materiał jest prawie gotowy, chcemy nagrać go gdzieś w marcu i wydać wiosną. Żeby poszło to z grubej rury. To tylko kwestia nagrania, dopracowania i jakieś tam ciekawostek.

Czy to zbieg okoliczności, że płytę zamyka utwór "Kiedy znowu"? Czy to takie pytanie "kiedy znowu" pojawią się nagrania Cree?

Może tak się zbiegło, fajnie, że tak powiedziałeś. Będę to miał na uwadze.

Jak się czujesz w roli syna sławnego ojca? Czy spotkałeś się z zarzutami, że podpierasz się osobą Ryśka? Bo przecież stylistycznie numery Cree z powodzeniem mogłyby trafić do repertuaru Dżemu.

Wielu ludzi może nie tyle zarzuca mi, ale pyta się, jak to jest i dlaczego właśnie tak się odbywa. Jestem jego synem, miałem takiego a nie innego ojca. Chcąc nie chcąc od dzieciństwa brałem udział w całym istnieniu Dżemu. Przesiąknąłem tą muzyką. Może w ten sposób to wychodzi, ale nie jest to robione z premedytacją, czy na siłę. Nie podpieram się niczym, chcę by to, co robimy, było nasze.

Czyli nie brałeś pod uwagę drogi synów Wojtka Waglewskiego z Voo Voo? Oni nagrywali płyty pod pseudonimami, w dodatku dość stylistycznie różniące się od Voo Voo, bo nie chcieli, by zarzucano im właśnie wspieranie się nazwiskiem sławnego ojca.

Ja nigdy nie chciałem, by zespół nazywał się Sebastian Riedel i Cree. Jest po prostu Cree i niech tak zostanie. Gramy własną muzykę, przede wszystkim żywą muzykę, z korzeniami w latach 60. To są nasze wzory. Może to dlatego tak brzmi, ale mnie się podoba.

Z waszej strony internetowej dowiedziałem się, że niewielka aktywność koncertowa grupy związana jest z faktem, że gracie dużo na imprezach zamkniętych. Co to są za imprezy?

To są imprezy, gdzie zapraszają nas osoby, które słuchają takiej muzyki i stać ich na to, żebyśmy przyjechali. Niestety, w tym kraju jest tak, że coraz więcej klubów nie ma pieniędzy i nie stać ich na zaproszenie zespołów (i nie chodzi tylko o Cree). Kapele jeżdżą i grają tylko za bilety, co nas w tym momencie nie interesuje. Chyba, że będziemy mieli już taki status, iż będziemy mogli jeździć i grać dla ludzi za darmo. Chcemy sami zacząć organizować jakieś koncerty, bo jest zainteresowanie występami ze strony ludzi. Myślimy nad tym poważnie.

Czy w takim razie istnieje szansa, że pojawią się choć pojedyncze koncerty, a może nawet trasa promujące nową płytę?

Jest w przygotowaniu styczniowa trasa - od północy na południe i od wschodu na zachód. Chcemy wybrać niektóre miejscowości i to musi trochę potrwać. Staramy się, by koncertów było jak najwięcej, by się coś działo. To będzie raczej samodzielna trasa, być może pojawią się w niektórych miejscach specjalni goście, o których na razie nie możemy powiedzieć. Prawdopodobnie będzie to podsumowanie pewnego etapu i rozpoczęcie nowego. Bo będziemy grać także rzeczy z nowej, przygotowywanej płyty.

Czy stylistycznie zamierzacie wprowadzać na niej jakieś nowości?

Płyta będzie na pewno inna, bo jest inny skład i inna energia. Na pewno będzie to inaczej brzmiało. Jak? Trzeba będzie przyjść i posłuchać.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Cree | Sebastian Riedel
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy