Reklama

"Wierność sobie"


Szwedzki Amon Amarth jest zespołem głęboko zakorzenionym w death metalu i wyrastającym ze skandynawskiej mitologii. Powstał w 1992 roku i od tego czasu ma na koncie pięć studyjnych albumów. W swojej karierze muzycy zagrali u boku Morbid Angel i Marduk, co oznacza, że nie są skłonni do muzycznych kompromisów, a z upływem lat grają jeszcze ciężej i brutalniej. Najnowsza płyta "Fates of Norn" przynosząca to, z czego Szwedzi zawsze słynęli tzn. siarczysty death metal i teksty inspirowane wątkami mitologicznymi, właśnie się ukazała.

Reklama

Są różni rozmówcy. Jedni, jak np. Nergal z Behemoth, Christopher Johnsson z Therion czy Aaron Stainthrope z My Dying Bride, potrafią godzinami zajmująco opowiadać o muzyce, sypią jak z rękawa dygresjami, zaskakują słuchacza świeżością porównań, nietuzinkowymi analizami i przemyśleniami. Inni, jak wokalista In Flames Anders Friden czy Johan Edlund i Anders Iwers z Tiamat, nie są skłonni do wynurzeń, unikają jak ognia wylewności, odpowiadają bardzo krótko, konkretnie i rzeczowo. Do tych drugich z całą pewnością należy powściągliwy w słowa Fredrik Andersson, perkusista Amon Amarth, z którym Maciej Bury umówił się na rozmowę.


Od kilku dni trwa kampania promocyjna nowego albumu Amon Amarth "Fates of Norn". Macie ręce pełne roboty: rozmowy z dziennikarzami, spotkania z przedstawicielami mediów, fanami. Ile wywiadów już dzisiaj udzieliłeś?

Nie wiem. Od siedmiu godzin nie robię nic innego, tylko odpowiadam na pytania.

Co twoi rozmówcy mówią o nowej płycie "Fates of Norn"?

Podoba im się.

Jak ty oceniasz nowy album na tle dotychczasowego dorobku zespołu?

Jeżeli zestawisz go z poprzednim wydawnictwem "Versus The World", zauważysz, że "Fates of Norn" jest wolniejszy.

W porównaniu z poprzednim albumem zmieniła się także struktura utworów, a dźwięk uległ poprawie.

Bez wątpienia. Ponadto, muzyka na nowym albumie jest rozpoznawalna. Może jest bardziej melodyjna i harmonijna niż wcześniej, ale słychać, że to Amon Amarth.

Ano właśnie. "Fates of Norn" zawiera muzykę umiejętnie łączącą ciężar i deathmetalową intensywność z płynną melodią.

O to nam właśnie chodziło. Obydwa te elementy - brutalność i melodyjność - są dla nas równie istotne.

Jak to wygląda w momencie prac nad nową płytą? Czy to melodia jest szkieletem na którym opiera się cały utwór?

Nie ma reguły. Piszemy utwory, które są agresywne i chwytliwe. Robimy to z powodzeniem dzięki nabytemu doświadczeniu. Nie bez znaczenia jest też fakt, że mamy już swój styl komponowania numerów.

Chciałem, żebyś właśnie opowiedział o tym "stylu komponowania".

Tego się nie da wyłożyć racjonalnie i nie zrozumielibyśmy się. Komponowanie utworów Amon Amarth przebiega w naturalny, niewymuszony sposób. Tyle mogę powiedzieć.

A ile czasu zajmuje wam skomponowanie płyty?

"Fates of Norn" powstał w ciągu półtora roku. Nagrywanie trwało pięć tygodni. Gdy mówiłem, że komponowanie przebiega w naturalny sposób, chodziło mi o to, że czasem zajmuje, jak w tym przypadku, nawet półtora roku. Czasem więcej, czasem mniej. Nie da się tego przyspieszyć. To jest nieplanowane, spontaniczne i dzięki temu bardziej szczere.

A jak długo powstawał utwór "The Valkyries Ride", który, według mnie, jest jednym z najbardziej rozbudowanych?

Z muzycznego punktu widzenia był to istotnie chyba najtrudniejszy utwór. Johan Södeberg jest twórcą tego kawałka. Johan nigdy wcześniej samodzielnie nie pisał utworów, więc było to dla nas, i dla niego, nowe doświadczenie. "The Valkyrie’s Ride" jest bodaj najbardziej wymagający technicznie. Sądzę, że ten numer jest bardzo dobry. Oprócz niego największym wyzwaniem była piosenka "Arson".

Utwór "Beheading of A King" został w całości napisany w studiu. Czy jest na tej płycie więcej kawałków, które powstały w czasie sesji?

Nie. "Beheading of A King" jako jedyny został skomponowany podczas sesji nagraniowej. Najlepiej świadczy o tym jego prostota, wyczuwalna spontaniczność i bezpośredniość. Nie ma w nim żadnych zawiłych partii, trudnych do rozszyfrowania pasaży. On po prostu kopie w tyłek! Strasznie lubię ten numer.

Na początku sierpnia graliście ponownie na Wacken Open Air. Jak oceniasz ten koncert?

Bardzo pozytywnie. Na festiwalu zagraliśmy jednak bardzo późno, za późno. O drugiej w nocy już tylko nieliczni są w stanie świadomie odbierać koncert. Tak czy owak, pod sceną było jakieś dwadzieścia tysięcy ludzi. To było fantastyczne.

Na Wacken Open Air graliście po raz trzeci. Jaka jest więc twoja opinia na temat tego festiwalu, jak się zmienił z upływem lat?

Jest coraz większy. Nasze występy na Wacken Open Air są z roku na rok coraz lepsze, a to dlatego, że Amon Amarth rośnie w siłę. Tegoroczny występ przed tak wieloma ludźmi był dla nas impulsem, by zaprezentować coś, czego nie robiliśmy wcześniej. Dlatego wzbogaciliśmy nasz koncert o elementy pirotechniczne, różne wybuchy, płomienie, iskry. To był wyjątkowy show.

Więc może warto byłoby go wydać na DVD?

To jest możliwe. Cały czas zbieramy materiał filmowy, z którego złożymy DVD. Ukaże się ono w 2005 roku.

Na tym krążku ma się także znaleźć koncert "Grand Rokk", który zagraliście na początku roku w Rejkjawiku. Dlaczego wybraliście akurat Islandię na miejsce rejestracji DVD?

Nic nie przemawia na jej korzyść, przez cały nasz pobyt w Rejkjawiku lało jak z cebra (śmiech). Na video z tego koncertu widać dokładnie jak brzmi Amon Amarth w ciasnej, dusznej, przepoconej sali małego klubu. Pomieszczenie jest wypchane po brzegi, atmosfera - nieomal intymna. Uderza kontrast między tym klimatem i brutalną muzyką. Co tu dużo mówić, był to po prostu znakomity, metalowy koncert. Ci, którzy zakupią limitowaną edycję naszej nowej płyty, dostaną także DVD z tym fantastycznym występem.

Zespoły metalowe raczej rzadko, by nie powiedzieć nigdy, grają w Islandii...

Jeśli dobrze pamiętam, byliśmy pierwszym deathmetalowym zespołem spoza Islandii, który zagrał w tym kraju.

Czy to znaczy, że macie tam wielu słuchaczy?

Nie wiem czy ludzie nas znają. Niektórzy - z pewnością tak.

Więc na koncercie "Grand Rokk" byli pewnie głównie obcokrajowcy?

Tak. Sporo Norwegów i Amerykanów. Ci drudzy mają tam swoją bazę morską.

Nie tak dawno mieliście zagrać trasę koncertową po Skandynawii u boku Cannibal Corpse. Dlaczego z niej zrezygnowaliście?

Niestety, zdawaliśmy sobie sprawę, że dzięki tej trasie nie zarobimy zbyt dużo, natomiast musielibyśmy sporo zainwestować. Same koszty podróży byłyby tak wysokie, że nie bylibyśmy w stanie ich pokryć. Brak kasy to jedyna, bardzo smutna przyczyna odwołania naszego udziału w tournée.

Nie uważasz, że warto byłoby nawet się zadłużyć i zainwestować w takie przedsięwzięcie jak trasa z Cannibal Corpse? Taka okazja może się już nie powtórzyć...

Może. Postaramy się zrobić wszystko, co w naszej mocy, by jeszcze kiedyś z nimi zagrać.

Czy wasza wytwórnia - Metal Blade - także nie była w stanie opłacić tej trasy?

Oni mieli pokryć koszty tej trasy, ale wspólnie uznaliśmy, że są ważniejsze działania związane z Amon Amarth, za które trzeba zapłacić. A poza tym pamiętaj, że każda wytwórnia ma ograniczony budżet. Myślę, że będziemy mieli jeszcze okazję, aby zagrać tournée po Skandynawii.

Teksty na nowej płycie obficie czerpią z mitologii skandynawskiej. Ta mroczna mitologia była już źródłem inspiracji dla niezliczonej rzeszy zespołów metalowych z północy. Dlaczego także wy po nią sięgnęliście?

Mitologia skandynawska jest częścią dziedzictwa, które otrzymałem po przodkach. Jest czymś, na czym mogę się oprzeć, co jest źródłem wzorów, ideałów i wartości. Poruszając mitologiczne wątki pozostaję wierny sobie.

Z tego, co mówisz, wynika, że mitologia w znacznym stopniu kształtuje tożsamość Skandynawów...

Tak, przekonanie o bliskim związku mieszkańców Skandynawii ze starymi podaniami, legendami i mitami jest bardzo silne.

A nie interesują was mitologie innych ludów i narodów?

Są z całą pewnością zajmujące. Ale gdybym ja, jako Skandynaw, pisał utwory czerpiące z mitologii innych ludów czy narodów, nie byłbym wierny sobie.

Mitologia Greków i Rzymian jest uważana za dziedzictwo całej ludzkości...

Zgadza się. Prawdę mówiąc, mitologia Skandynawów bardzo wiele zawdzięcza greckiej mitologii.

Nazwa zespołu pochodzi z "Władcy Pierścieni" Tolkiena. Czy pisma tego autora stanowią drugie, po mitologii, źródło fascynacji?

Lubimy jego książki. Mają ciekawy klimat.

A podobała wam się ekranizacja "Władcy Pierścieni"?

Tak, to jest dobry film.

Czy możemy liczyć na występy Amon Amarth w Polsce?

Być może będziemy w stanie przyjechać do Polski przed końcem roku. Chcieliśmy u was zagrać od bardzo dawna, ale, jak dotąd, nie udało się. Marzymy też o występach w innych krajach Europy Wschodniej: państwach bałtyckich, Białorusi. Może tam dotrzemy w ramach trasy promującej "Fates of Norn".

Czekamy. Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: trasy | DVD | koncert | wierność
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy