Reklama

"Uśmiechają się do mnie dzieci i babcie"

Ostatnie tygodnie przed premierą płyty "Tacy samotni" (25 września 2006 roku) mocno doświadczyły Krzysztofa Krawczyka - zmarła jego mama, kłopoty zdrowotne dotknęły jego samego i teściową. Popularny wokalista, który 8 września 2006 roku skończył 60 lat, jednak nie stracił pogody ducha, choć z kilku utworów przebija nostalgia i wyciszenie. Krzysztof Krawczyk w długiej rozmowie z Michałem Boroniem opowiedział nie tylko o muzyce z płyty "Tacy samotni", ale także chętnie podzielił się swoimi przemyśleniami na tematy filozoficzne i religijne. Piosenkarz wspomina legendarny tandem kompozytorski z The Beatles, czyli Johna Lennona i Paula McCartney'a, mówi o muzyce country i przekazuje kilka rad, jak zachować zdrowie.

Na początek spóźnione życzenie urodzinowe z okazji ukończenia 60 lat. Jak impreza urodzinowa?

W związku z tym, że moja mama Lucynka zmarła parę tygodni temu, jestem w takiej traumie. Mieliśmy zaplanowane takie 60-lecie medialne z udziałem przyjaciół, mediów, rodziny i chcieliśmy coś takiego robić u nas w domu, ale niestety nie ma ku temu zupełnie przesłanek. Zrobiliśmy rodzinny obiad w domu, dla przyjaciół, i po drodze w dobrej restauracji z zespołem, który traktuję jak rodzinę.

A jak pańskie zdrowie? Czy problemy z biodrem już minęły?

Reklama

Tak, zaczynam już coraz lepiej chodzić. To była troszkę moja wina, bo nie bardzo przykładałem się do rehabilitacji. Teraz ostro nogę ćwiczę i jest dużo lepiej. Choć jeszcze gdy mam wejść gdzieś na wysokie schody, to muszę się podeprzeć laseczką. Ale też mam raz w roku pobyt w Busku Zdroju, gdzie mnie moczą w siarce, co ma dobroczynne działanie na te stawy.

Przyszedł taki czas, że muszę o siebie dbać, ale cieszę się, bo mi 8 kilo wagi zeszło z tego zmartwienia i się okazało, że Krawczyk wcale nie musi tak dużo jeść jak lubi (śmiech). Wystarczy jeść o połowę mniej

A jak będzie z koncertami?

Koncerty są dla mnie wybawieniem, lekarstwem. Gdybym nie miał koncertów, to pewnie byłbym dziś w głębokiej depresji. Każdy koncert to dla mnie pozytywna adrenalina, to radość z wykonywania tego zawodu i to, że ludzie tak miło reagują. Robi sie z tego taki koktajl, który mnie stawia na nogi.

Z okładki promocyjnego egzemplarza płyty "Tacy samotni" spogląda Krzysztof Krawczyk mocno nostalgiczny. Zresztą tytułowe nagranie także pokazuje pana mocno wyciszonego. Ale to chyba jednak zmyłka, bo żywiołowych nagrań na tym albumie nie brakuje.

Chcę powiedzieć, że ta płyta jest jesienna, nostalgiczna i przede wszystkim bardzo osobista. Sam napisałem kilka melodyjek, które chłopcy wykorzystali na komputerze, na którym ja się nie wyznaję, jeśli chodzi o aranżowanie utworów. Cieszę się, że ta płyta brzmi gitarowo.

Jeśli chodzi o teksty, oparta jest o niebanalne rzeczy, które osobiście przeżyłem. Mówiąc szczegółowo, kiedy śpiewam "Anioł śpi", to mam na myśli moją żonę. To sytuacja prawdziwa, kiedy ona spała, a ja czuwałem nad jej snem. Z kolei "Spieszmy się" dedykowałem mojej mamie.

Tytuł płyty i piosenka "Tacy samotni" trochę ociera się o filozoficzne spojrzenie na ten pęd, walc, który może się skończyć nie wiadomo kiedy. Żeby uciec w samotność - to sposób na to, żeby nie zwariować, usiąść pod drzewem, posłuchać śpiewu ptaków. To może być modlitwa, odpoczynek od wrzawy. Ta samotność jest człowiekowi o tyle potrzebna, że wtedy możemy zostać ze swoimi myślami, projektami, zupełnie sami i przeanalizować pewne sprawy.

Jeśli chodzi o utwór "To wszystko sprawił grzech", jest to prosta piosenka o bardzo ważnej sprawie - śpiewam o przyjacielu, który mnie zawiódł, o dziewczynie, która mnie zawiodła, o tym, że trochę w tym mojej winy. Ale śpiewam też, że ludzie nie potrafią zwalczać zła dobrem, a tak trzeba robić. O tym wcześniej mówił ksiądz Popiełuszko, Jan Paweł II.

To grzech sprawia, że nie potrafimy ze sobą rozmawiać, komunikować się ze sobą. Stąd na świecie ciągle są kryzysy. Jesteśmy dziwnym stworzeniem, który potrafi się zastanowić nad głosem sumienia, że coś nie tak w życiu popełnił, ale za chwilę potrafi o tym zapomnieć i brnie dalej w te niedobre rzeczy.

Ta płyta w sumie mówi też o cierpieniu i o wierze, bo śpiewam o Janie Pawle II "bez Twojej wiary kwiaty by nie mogły kwitnąć" i tak dalej. To była moja prośba do Andrzeja Kosmali, mojego impresaria i menedżera, który napisał cztery teksty, by coś o cierpieniu napisać, bo to było w czasie wymiany mojego biodra na nowe i było to dla mnie spore przeżycie.

W tekstach pojawiają się takie zwroty, jak "goni mnie czas" (otwierający "To moje życie"), "życie wciąż gna, mija czas gdzieś obok nas" ("Tacy samotni") czy finałowe "Spieszmy się". Czuje pan jakąś presję czasu?

Naturalnie. Ja udaję, że tej presji nie ma. To jest jedyny moment, żeby powiedzieć, że życie płynie, że czas upływa, że wszystko przemija, żeby człowiek raczej starał się słuchać ludzi dookoła siebie. To taka filozofia dosyć prawdziwa. W moim wypadku również, bo 60-tka to już jest coś.

Choć Paul McCartney, jak był młody, to śpiewał "When I'm 64", a teraz śpiewa "When I'm 84" (śmiech).

Kto jest autorem tekstów i muzyki? Ponoć jeden utwór napisał Seweryn Krajewski?

Tak, napisał utwór "Spieszmy się", który dedykowałem mojej mamie Lucynce. Stałem się w tym momencie dorosłym człowiekiem, bo przestałem być dzieckiem. Tekstowo jest oparty na przesłaniu ks. Twardowskiego "spieszmy się kochać ludzi, tak prędko odchodzą". Ja śpiewam "spieszmy się kochać naszych bliskich". To bardzo emocjonalne z mojej strony.

Kto jeszcze pojawił się wśród współpracowników - kompozytorów, tekściarzy?

Robert Kalicki, kiedyś Lombard, i Wiesiek Wolnik, współpracujący ze studiem K&K, ludzie 30-paroletni, dla mnie młodzież, od której cały czas się staram uczyć. W przypadku tej płyty ją bardzo dobrze opakowali muzycznie.

Mówiło się, że ma pojawić się m.in. Robert Gawliński. Czemu nie doszło do tej współpracy?

Były różne propozycje, nie tylko takie, od różnych kompozytorów. Ale jakoś to padło i zostaliśmy sami w tym własnym poznańskim sosie. Tylko Jacek Królik, który nie pierwszy raz ze mną współpracuje, robił nakładki gitarowe.

Wcześniejsze dwie płyty nagrał pan z udziałem wielu znanych muzyków. Jak to się stało, że tym razem zdecydował się pan pozostać w tym poznańskim sosie?

Gdzieś od roku dopiero łapię gitarę od czasu do czasu i nagrywam różne pomysły melodyczne, których się trochę uzbierało. Przyniosłem trochę tych propozycji do studia i zaczęliśmy się nimi bawić z kolegami. Jestem współautorem kilku utworów, sześciu czy siedmiu.

Można zauważyć, że na tych ostatnich płytach kompozytorsko się nie udzielałem. Pomyślałem sobie, że co ja się będę pchał na afisz, skoro słyszę takie doskonałe rzeczy. Ta młodzież, która mi napisała poprzednie dwie płyty, ośmieliła mnie i namawiała do tego, żeby nagrać taką osobistą płytę - i jest, zarówno w sensie przeżyć, jak i muzycznie.

Album ma jednolity charakter, jesienny, oparty o przemyślenia człowieka, który ma doświadczenie życiowe. Może to będzie dla kogoś światełkiem w tunelu, albo momentem, żeby się uśmiechnąć, zwrócić uwagę na ukochaną osobę.

Pierwszym singlem jest przebojowy utwór "Tylko ty, tylko ja". Proszę opowiedzieć o tym nagraniu i jak powstał do niego teledysk?

Bardzo mi się spodobał entourage, taki country'owy, czyli biegające konie, pieski, ja jako gospodarz, który się tam pojawia w okularach, butach, autentycznym kapeluszu, który kupiłem w Nashville...

Wygląda pan niczym Chuck Norris (śmiech).

Tylko troszeczkę grubszy (śmiech). To było bardzo sprawnie zrobione, wszystko zostało bardzo zawodowo przygotowane. Po raz pierwszy byłem na planie teledysku, który się nie ciągnął bez sensu.

To historia o tym, że nie możemy żyć bez siebie, i te kłótnie wśród zakochanych par są niepotrzebne, ale jednak się zdarzają - miłość ma to wszystko zwyciężyć. Taka dosyć standardowa historia, ale w dobrym stylu. Myśleliśmy, że ten utwór będzie stylistycznym wyznacznikiem jakiejś płyty w tym właśnie stylu, połączenia muzyki rock'n'rollowej, popowej i country'owej.

No właśnie, w utworze "To wszystko sprawił grzech" country jest dość mocno słyszalne.

To prawda. To są takie nurty prawdziwe. Ludzie nie mogą się między sobą porozumieć, wszyscy się wycinają, zabijają, dokuczają, ale to my sami jesteśmy autorami cierpienia. "To wszystko sprawił grzech", choć to nie jest piosenka religijna.

Na płycie jest pokazany szerszy problem - zamiast zło dobrem zwyciężać, my się bawimy w jakieś gierki, życie płynie dalej, a my płacimy za to cenę. Wszyscy wiemy, że jak się postępuje nagannie, to też się otrzymuje z powrotem tę naganę i można się mocno poharatać. To samo dzieje się z dobrem.

Mówi pan, że to połączenie country i rocka to wskazówka na przyszłość.

Proszę zwrócić uwagę, że w repertuarze polskich wykonawców jest dziura na tego typu utwory. Bardzo rzadko się takie rzeczy słyszy, tak jakbyśmy się chcieli od tego odciąć. Kto wie, czy w przyszłości nie skorzystam z tego pomysłu aranżacyjnego - dużo rock'n'rolla i popu, tylko z takim lekkim powiewem country, który dawał lekkość i prawdę w sobie.

Piosenka "Nieposkładani" ma nieco egzotyczny charakter.

Tak, to takie wspomnienie Bregovica i orkiestry. Zwraca się ludziom uwagę na to, że my sami już nie wierzymy w to, że może coś dobrego nas w życiu spotkać, że może się zdarzyć cud w sytuacji nawet niemożliwej. Niektórzy mówią, że cuda są, tylko nie potrafimy ich dostrzec.

Jest też takie powiedzenie, niczym żywcem wyjęte z "Zemsty" Fredry, gdzie Rejent przy każdej okazji mówił: "Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba", a ja śpiewam kilka razy: "Bo przecież bez pomocy nieba nie da się żyć".

O sobie śpiewam, bo ja się opieram o Dekalog, o słowa mojego guru, którym był, jest i pewnie będzie Chrystus, chociaż jestem bardzo upadającym w tej wierze. Za bardzo mnie wykreowano na takiego bardzo wierzącego człowieka, który o tym śmiało opowiada. Ale nie mam się czego wstydzić, bo to są bardzo pozytywne światła, recepty na życie, które pozwalają nam przeżyć najgorsze chwile.

Śpiewa pan "Bez pomocy nieba nie da się żyć". A da się śpiewać?

(śmiech) Nie da się śpiewać bez pomocy nieba. Lekarstwo, którym jest publiczność, to rzecz jak narkotyk, taka adrenalina, dająca poczucie zadowolenia, jest potrzebna. Mimo tego, że mam żałobę, gram koncerty, choć w ostatnim utworze przypominam o tych osobach, które utraciliśmy wszyscy.

Wiedząc o tym, że wszystko przemija i ta moja trauma będzie coraz mniejsza, wychodzę na scenę może trochę zasmucony i zdenerwowany, ale po paru minutach zupełnie zapominam o tych smutnych chwilach, bo widzę uśmiechnięte twarze. Widzę, że dzieci się do mnie uśmiechają i babcie się uśmiechają. Nigdy bym nie przypuszczał, że piosenkami uda mi się uzyskać coś takiego, że młoda publiczność, razem z dorosłą, czuje się jakoś razem.

Czy jest jakiś egzotyczny kraj, miejsce, gdzie chciałby pan pojechać, a gdzie pan jeszcze nie był?

Z pewnością chciałbym pojechać do Indii, ze względu na wiele rzeczy, które się pojawiły w historii tego bardzo interesującego kraju. Księgi Wedy mają więcej lat niż nasza Biblia, są tam mądrości prawie identyczne z tym, co przekazuje Biblia.

Czasem sobie wyszukam jakąś stację radiową, gdzie grają hinduski pop - to inny rodzaj śpiewania, inna skala, inne dźwięki. Ta egzotyka działa na mnie uspokajająco i nawet powoduje uśmiech.

Finałowe nagranie "Spieszmy się" to chyba jedyna piosenka z brzmieniem - jak to pan kiedyś określił - "starego Krawca"?

Ten utwór napisał Seweryn Krajewski i ta melodyka natychmiast nawiązuje do starych lat. Nie mogłem sobie odmówić, bo ten utwór nas zawsze wzruszał. Nawet demo w jego wykonaniu wydaje mi się lepsze od tego co sam nagrałem, choć bardzo się starałem.

Są tam ostrzeżenia i wskazówki, żebyśmy nie tracili czasu na rzeczy, które nie dają na nic, lepiej popatrzmy na bliskiego nam człowieka, który przecież nie będzie wiecznie z nami, kochajmy się nawzajem, pomagajmy sobie nieść ciężar życia, i to nie tylko w rodzinie.

Gdyby było tak jak śpiewał Lennon, to świat byłby inny. "I'm a dreamer, but I'm not the only one". To dla mnie ważna informacja.

Jakie marzenia ma Krzysztof Krawczyk?

Teraz marzę o tym, by mieć troszeczkę więcej czasu na wypoczynek.

A jest to teraz możliwe, przy promocji nowej płyty?

Nie ma na to czasu (śmiech). Moim marzeniem jest po prostu przetrwać, a sam będę wiedział, kiedy odejść, bo to wyznacza ilość sprzedanych płyt i biletów na koncert. Kiedy ona się raptownie zmniejszyć, to trzeba własną scenę budować, albo gdzieś śpiewać po weseliskach. Bo od tego śpiewania Krawczyk nie ucieknie daleko, bo to jest pewnego rodzaju uzależnienie od tego szczęścia, które powoduje sam moment występowania i tego, że ludzie tak reagują serdecznie.

Ja na każdym koncercie dziękuję ludziom, bo dzięki temu czuję się zdrowszym człowiekiem. Tak rzeczywiście jest. Te enzymy wydzielają się przy innej czynności, np. wylewając sobie na łeb kubeł zimnej wody, tak wytryskuje adrenalina z nerek, że można cholery dostać. Ja oczywiście jestem bardzo ostrożny, jeśli chodzi o takie zabiegi, bo nie potrzebuję jej tak dużo.

Czyli nie wiadro, tylko szklankę?(śmiech)

(śmiech) Szklaneczkę (śmiech). Ja robię co innego - stosuję coś takiego, jak prysznic przemienny. To rada dla tych, którzy rano się czują trochę niezdolni do życia. Poprawia bardzo krążenie, ale też daje dużo zdrowia i odporności na różne bakterie i wirusy.

Zaczyna się od nóg, nie polewa się pleców - najpierw ciepłą wodą, a później raptownie się zmienia wodę, na zmianę trzy-cztery razy po minucie, dwie. To powoduje, że skóra się kurczy, a adrenalina zaczyna działać od rana i można mieć od rana dobry humor.

Dziękuję za rozmowę.

Ja również bardzo dziękuję za ciekawą rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Krzysztof Krawczyk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy