Reklama

"Szalony i niekontrolowany proces"

"Roorback" to wasza najlepsza płyta spośród wszystkich nagranych z Derrickiem. Czy też masz takie odczucie?

Nie. (śmiech) Ja lubię wszystkie nasze płyty jednakowo. To na pewno nie jest nasza najlepsza płyta, tylko kolejny krok w naszej karierze. "Roorback" podoba mi się tak samo, jak "Against" czy "Nation".

Tym razem nie zaprosiliście żadnych gości do studia. Dlaczego? Chcieliście być w po prostu sami?

Czy ja wiem? Nie było to świadome posunięcie. Tak się jakoś naturalnie stało. Goście, którzy wcześniej się pojawiali, to po prostu nasi przyjaciele, którym wysyłaliśmy zaproszenie do wspólnych nagrań. W przypadku "Roorback" pracowaliśmy intensywnie sami, szło nam świetnie i uznaliśmy, że nie ma sensu, aby jeszcze kogoś innego zapraszać.

Reklama

Czyli to, że na płycie pojawia się tyle melodyjnych partii, szczególnie jeśli chodzi o wokale Derricka, również nie było planowane?

Nie było. Zwykle jest tak, że jesteśmy bardzo otwarci na to, co mamy robić. Jeśli uważamy, że coś jest fajne, nagrywamy to. W Sepulturze coś jest albo dobre, albo złe. Nieważne, czy chodzi o krzyki, czy o coś innego. Skoro coś jest w naszym odczuciu dobre, to znajduje się to na albumie. W taki sposób pracujemy nad wieloma różnymi rzeczami.

Kto wpadł na pomysł tego zabawnego kawałka, który pojawia się po outro?

To jest nagranie z próby. Ćwiczyliśmy sobie nowe kawałki przed wejściem do studia na nagrania i coś takiego się pojawiło. Nie planowaliśmy niczego takiego. Tak po prostu nam wyszło. (śmiech) Zdecydowaliśmy, że zamieścimy to na płycie. Tak dla zabawy.

A jak jest w waszym przypadku z tworzeniem nowych kawałków? Czy któryś z was, na przykład ty albo Andreas, coś wymyślacie, a potem wspólnie pracujecie nad przekształceniem tego w utwór, czy wygląda to jeszcze inaczej?

U nas to jest bardzo szalony i niekontrolowany proces. Wszystko może się na przykład zacząć od tego, że Andreas coś tam wymyśli, albo razem zaczniemy coś tam sobie podgrywać, żeby dojść do jakichś nowych rzeczy. Czasem wszystko zaczyna się od tego, że ja wymyślę jakiś fajny rytm na bębnach. Nie ma żadnej sprawdzonej formuły. Wchodzimy do studia, a potem okazuje się, że coś jest OK, a coś innego jest do niczego. (śmiech)

Czy w ten sposób pracujecie od samego początku Sepultury?

Tak. To jedyna chyba rzecz, która w ogóle się nie zmieniła.

A co się zmieniło, poza składem oczywiście?

Zmieniło się bardzo wiele, przede wszystkim bardzo zmienił się biznes muzyczny w porównaniu z czasami, w których zaczynaliśmy. Jednak sposób powstawania nowego materiału nie zmienił się w najmniejszym nawet stopniu, w porównaniu z naszymi początkami. Zamykamy drzwi salki, w której próbujemy i tak się zaczyna.

Ciekawi mnie jedna rzecz. Swoją przygodę z perkusją zacząłeś grając w zespole wykonującym samby, a miałeś wówczas bodajże siedem lat. Kilka lat później byłeś jednym z założycieli Sepultury, czyli twój gust muzyczny dość radykalnie się zmienił.

Na gorsze, rzecz jasna. (śmiech)

Tego nie powiedziałem. Rozmawiałem jakieś dwa miesiące temu z Andreasem, między innymi o EP-ce "Revolusongs", a konkretnie o tym, jak to się stało, że np. nagraliście kawałek Massive Attack. Powiedział mi, że na początku wszyscy prezentowaliście postawę typu: Tylko metal i piep**yć całą resztę. Jak to się w takim razie stało, że zacząłeś dostrzegać inne gatunki muzyczne i wzbogacać w ten sposób swój styl?

Wydaje mi się, że już po zakończeniu prac nad "Morbid Visions", zaczęliśmy wszyscy słuchać innych gatunków muzycznych. Czasy "Bestial Devastation" i "Morbid Visions" były u nas zdominowane przez metal. Później szukaliśmy innych rzeczy, które moglibyśmy wykorzystać w naszej muzyce. To było bardzo dobre, bo w ten sposób mogłem powrócić do czasów, w których zaczynałem grać na perkusji i wykorzystać to, co na mnie miało wpływ, w mojej grze. W czasach "Bestial Devastation" i "Morbid Visions" zależało mi tylko na tym, aby grać jak metalowy perkusista. Dopiero potem zdałem sobie sprawę z tego, że mogę mieć swój własny styl, w którym mogę wykorzystać tę muzykę, która na mnie miała wpływ.

Ale tym razem na przykład nie wykorzystałeś tak bardzo instrumentów perkusyjnych.

Pojawiają się w kilku miejscach. Jednak rzeczywiście nie ma tego tak dużo, jak na wcześniejszych płytach, "Roots" czy nawet "Nation". Ja nie lubię żadnych reguł. Nie lubię czego takiego, że ktoś mówi, iż muszę coś nagrać. Naprawdę tego nienawidzę. Chcę mieć swobodę tworzenia. Mogę więc sobie nagrać płytę, na której nie będzie szalonego nagromadzenia instrumentów perkusyjnych. W sumie nikt mi jeszcze nie powiedział, że skoro zrobiłem pewne rzeczy na "Roots", to muszę je robić do końca życia.

Czytałem wywiad z tobą, z czasów nagrywania "Roots" z Indianami z plemienia Xavante, w którym powiedziałeś, że było to jedno z najwspanialszych doświadczeń w całym twoim życiu. Czy po latach dalej tak uważasz?

Z pewnością. To było coś zupełnie wyjątkowego, ale chyba sam rozumiesz, że nie można czegoś takiego mechanicznie powtarzać na każdym albumie. To byłoby nieszczere. Takie jest moje zdanie. A te nagrania z Indianami Xavante będę pamiętał do końca życia.

To doświadczenie na pewno miało na ciebie wpływ jako na perkusistę. Ciekawi mnie to, co jeszcze ma? Jakie inne gatunki?

Bardzo wiele różnych rzeczy. Rozciąga się to od różnych odmian muzyki brazylijskiej, poprzez nawet muzykę elektroniczną. W zasadzie interesuje mnie wszystko, w czym jest rytm perkusji. Z tego, co słucham, staram się wybrać to, co jest najlepsze. Poza tym słucham różnych dźwięków, aby w ten sposób na przykład znaleźć brzmienie dla swoich bębnów.

Sepultura to w Brazylii, i nie tylko tam, prawdziwa legenda. Czy często się zdarza w twojej ojczyźnie, że przychodzą do ciebie młodzi muzycy i proszą o pomoc czy radę? Wiem, że zajmowałeś się produkowaniem płyt jakichś młodych brazylijskich artystów.

Oczywiście. To, w moim osobistym odczuciu, jest najbardziej pozytywna strona bycia w tym zespole. Poza tym oni mogą zobaczyć na własne oczy, że brazylijski zespół może osiągnąć tak wiele, jak my osiągnęliśmy. Mają o wiele większe szanse i o wiele więcej możliwości niż my, kiedy zaczynaliśmy. Wtedy nie było nikogo, na kim mogli by się wzorować. Żaden zespół z Brazylii przed nami nie osiągnął czegoś takiego. Oczywiście to nie oznacza, że automatycznie im się powiedzie. Ale na pewno jest dla nich więcej pozytywnych aspektów grania w zespole.

Sądzę, że dla ciebie szczególnym kawałkiem z "Roorback" jest "Mindwar", bo razem z Derrickiem napisałeś do niego tekst. Często piszesz teksty?

Zdarzyło mi się kilka razy. Na "Nation" napisałem "Sepulnation" i "One Man Army". Dla mnie to jest zabawa. Nie mam czegoś takiego, że mówię sobie: Muszę napisać tekst. Jeżeli nie napiszę, to nic złego się nie stanie. W końcu moim głównym zadaniem nie jest pisanie tekstów. Tylko czasami je piszę.

W 2002 roku ukazała się podwójna płyta koncertowa "Under A Pale Grey Sky", która dokumentuje wasz występ z "Brixton Academy" w Londynie. Byliście wtedy, po wydaniu "Roots", u szczytu popularności. Powiedz mi, czy zależy wam na osiągnięciu takiej pozycji ponownie, czy też macie to gdzieś?

Trudno na to odpowiedzieć. Każda sytuacja ma swoje konsekwencje. Kiedy nagrywaliśmy "Roots", myślałem tak samo, jak myślę teraz. Wspaniale, że ta płyta osiągnęła tak wielki sukces, ale ja patrzę na nią w taki sam sposób, jak na każdą inną płytę Sepultury. Do mnie on nie przemawia w jakiś wyjątkowy sposób. Przemawia tak samo, jak każda inna nasza płyta.

Dla mnie wszystko wiąże się z jakimiś konsekwencjami, z którymi w odpowiedni sposób musisz sobie poradzić. Miło jest widzieć, jak coś co zrobisz osiąga sukces, ale nawet jeżeli tak się nie dzieje, to nie jest koniec świata. Osiągnięcie sukcesu powoduje, że musisz pracować ciężej, co ma swoje dobre strony.

Andreas powiedział mi, że interesują was kultury z różnych stron świata, które lubicie poznawać. Czy masz jakąś swoją ulubioną?

Na to pytanie też jest trudno odpowiedzieć, bo staramy się rzeczywiście je poznawać, ale wcale takie proste to nie jest. Trasy koncertowe to czyste szaleństwo. Dziś na przykład jesteśmy w Warszawie i spędzimy tu zaledwie kilka godzin. Potem jedziemy w inne miejsce. Niewiele możemy doświadczyć w tak krótkim czasie. Poznamy ten klub i ludzi, którzy do niego przyjdą. (śmiech) Jeżeli podczas tournee nie masz przynajmniej jednego dnia wolnego albo kilku dni, nie zobaczysz nic. To jest bardzo frustrujące, szczególnie wówczas, kiedy zależy ci na poznaniu nowego kraju i jego kultury.

Uważasz się za szczęśliwego człowieka?

Czy ja wiem? Chyba tak naprawdę nikt nie jest tak do końca szczęśliwy. Są tylko takie drobne chwile, w których czujesz się szczęśliwy. Każdy człowiek ma w swoim życiu dobre i złe chwile. Moim zdaniem jedynymi ludźmi, którzy są naprawdę szczęśliwi, są dzieci, ponieważ nie mają na głowie tych wszystkich trosk. (śmiech)

Ty akurat coś o tym wiesz.

To prawda. Szczęście to tak naprawdę chwile, w których się dobrze bawisz, w których jesteś zadowolony.

Zapytałem cię o to, czy jesteś szczęśliwy nie bez powodu. Wasze teksty traktują raczej o mało przyjemnych rzeczach, jak wojna, przemoc, chciwość. Zastanawia mnie, czy kiedyś w ogóle rozważaliście coś takiego, jak pisanie tekstów, w których dawalibyście ludziom nadzieję na coś lepszego, a nie tylko opisywali całe zło, które się dzieje wokół? Jesteście tym tak wkurzeni, że musicie to z siebie wyrzucić?

Chyba tak, bo w ten sposób ludzie też się mogą czegoś nauczyć. Kiedy miałem kilkanaście lat i zaczynałem grać w Sepulturze, wolałem wkładać całą energię, którą w sobie miałem w granie niż uliczne bójki. W taki sposób okazywałem swój pacyfizm. (śmiech)

Od kilku lat znowu mieszkacie w Brazylii. Czy pobyt w USA wpłynął na ciebie w jakikolwiek sposób albo na twoje postrzeganie świata?

Miło wspominam te czasy. Kiedy tam mieszkałem, czułem się wspaniale. Teraz kocham mieszkać w Brazylii. Pamiętaj, że to ty czynisz miejsce, w którym mieszkasz, lepszym lub gorszym. Jeżeli otaczają cię odpowiedni ludzie, tak naprawdę nie ma wtedy znaczenia, gdzie mieszkasz. Lubię Brazylię z wielu powodów, choćby z tego, że to mój kraj rodzinny, że znam jego język, że jest tu wspaniały futbol itd. Jednak życie w Ameryce też było wspaniałe. Wcale tego nie żałuję.

Skoro już wspomniałeś futbol, to powiedz mi, czy to prawda, że kiedy Paul Di Anno jest w Brazylii, to chodzicie razem na mecze?

Nie, nie przypominam sobie czegoś takiego. Tak ci powiedział?

Tak, kiedy rozmawialiśmy przed jego koncertem w Polsce.

Może był z którymś z pozostałych chłopaków, ale na pewno nie ze mną.

Wspominał bodajże o meczach Corinthians.

O rany, nienawidzę ich. To najwięksi rywale. (śmiech)

A jakiemu zespołowi kibicujesz?

Ja kibicuję Palmeiras. W ogóle każdy z nas kibicuje innej drużynie, co powoduje wiele nerwowych sytuacji. (śmiech)

Sami też gracie?

Kiedy jesteśmy w Brazylii, gramy co tydzień. Podczas tras koncertowych staramy się grać kiedy mamy wolny dzień. Członkowie naszej ekipy technicznej też nieźle grają, więc mamy sporo zabawy.

Graliście już mecz z Iron Maiden?

Wyzwaliśmy ich na pojedynek wiele razy, ale niestety jeszcze z nimi nie zagraliśmy. Mam nadzieję, że któregoś dnia dojdzie do meczu Sepultura kontra Iron Maiden. Sądzę, że będzie sporo zabawy.

Musicie uważać, bo oni podobno bardzo dobrze grają.

Tak, wiem o tym. Dzięki temu mecz byłby bardzo ciekawy.

W tym roku mija 19 lat od powstania Sepultury, więc jak łatwo obliczyć, w 2004 roku będziecie obchodzić 20. urodziny. Czy masz jakiś pomysł na to, jak uczcić ten jubileusz? Może jakieś specjalne wydawnictwo, a może wyjątkowy koncert, podczas którego na scenie pojawiłby się jeden człowiek, którego imienia i nazwiska wolę nie wymieniać, żeby cię nie zdenerwować? Na pewno wielu fanów marzy o czymś takim.

(śmiech) Wcale byś mnie nie zdenerwował, gdybyś je wymienił. Jednakże mnie, podobnie jak Andreasowi, ciężko będzie udzielić ci satysfakcjonującej odpowiedzi. Prowadzimy naprawdę szalone życie, a do tego mamy jeszcze rodziny. No i jest biznes, przez który czasami coś się psuje, co jest naturalne. Staram się do tego podchodzić w możliwie naturalny i normalny sposób.

Nie wiem naprawdę, co zrobimy na uczczenie naszej 20. rocznicy. Nic jeszcze nie zostało zaplanowane. Tak samo nie potrafię ci powiedzieć, czy ta osoba, o którą pytałeś będzie mogła wziąć w czymś takim udział.

A czy ty osobiście wierzysz, że jest możliwe zorganizowanie takiego koncertu, na którym wystąpi również twój brat?

Nie wiem, ale jeśli udało by się coś takiego zorganizować, byłbym bardzo szczęśliwy.

Co jeszcze chciałbyś osiągnąć jako muzyk? Masz jeszcze jakieś cele?

Dla mnie, w sensie artystycznym, najważniejsze jest to, aby robić coś, co jest interesujące, aby samemu być tym zafascynowanym i mieć do tego świeże podejście. To jest dla mnie największe wyzwanie. Jeśli za kilka lat będę miał w sobie tę samą pasję, którą mam dzisiaj grając stare kawałki, to będzie wspaniale. Mogę ci całkowicie szczerze powiedzieć, że grając podczas trasy "Troops Of Doom" odczuwam taką samą pasję, jak wówczas, gdy byłem nastolatkiem. Dla mnie coś takiego jest naprawdę ważne.

A tak przy okazji, jak się ma twój synek Icaro?

Ma się świetnie. Szkoda, że musieliśmy pojechać na trasę zanim skończył roczek. W przypadku dwóch moich córek, przez pierwszy rok ich życia byłem w domu. Tym razem jakoś nie udało mi się wycyrklować z czasem. (śmiech) Ale z drugiej strony pracuję po to, aby on miał on jak najlepsze życie.

Chciałbyś, żeby został muzykiem?

Chyba wolałbym, żeby został menedżerem. (śmiech) Wtedy nie cierpiałby tak bardzo, jak ja. Nie będzie miał zakrwawionych dłoni po koncercie. (śmiech) Z drugiej strony, cokolwiek będzie chciał robić w życiu, będę go wspierał, tak samo, jak moja mama wspierała mnie i mojego brata.

Dziękuję ci bardzo za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: zabawy | studia | brat | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy