Reklama

RPWL: Świat jest jedynie lustrem

Niemiecki zespół RPWL rozpoczynał karierę wykonując utwory z repertuaru Pink Floyd. Z czasem muzycy zaczęli pisać własne utwory. Od momentu powstania w 1997 roku, muzycy grupy nagrali cztery płyty: "God Has Failed" (2000), "Trying To Kiss The Sun" (2002), "Stock" (2003) i "World Through My Eyes" (premiera 24 stycznia 2005 roku). Wszystkie przyniosły RPWL sporą popularność także w Polsce, do czego w dużym stopniu przyczyniły się również koncerty w naszym kraju. Michał Boroń zapytał Yogi'ego Langa, wokalistę, klawiszowca, głównego twórcę repertuaru i producenta RPWL, o hinduskie inspiracje i współpracę z Ray'em Wilsonem.

Jak wygląda świat widziany twoimi oczami? Skąd taki tytuł płyty?

Myślę, że rasa ludzka straciła kontrolę nad najbardziej niebezpieczną rzeczą na świecie: pieniędzmi. Forsa zastąpiła religię, naszą zdolność do naturalnego zachowywania się i myślenia. Pieniądze wydają się być przyczyną wszystkiego, co czynimy. Są nawet odpowiedzialne za to, że wciąż toczymy wojny.

Oczywiście nie ma w tej sytuacji drogi odwrotu, ani innej alternatywy - po prostu to pieniądz sprawia, że świat wciąż się kręci.

Życie to wspaniały dar. Nie sądzę, że najważniejsze w życiu jest zarabianie pieniędzy. To wstyd, że do XXI wieku nauczyliśmy się jak niszczyć świat, w którym wciąż nie potrafimy nakarmić wszystkich, tak, by nie odczuwali głodu.

Reklama

Z twoich zapowiedzi słyszałem, że "World Through My Eyes" jest albumem koncepcyjnym. Co jest głównym tematem płyty - jakie były twoje inspiracje: muzyczne, literackie i filozoficzne?

Właśnie to, o czym wcześniej mówiłem: utrata duchowości w myśleniu naszego społeczeństwa. Ten temat chodził za mną już od dłuższego czasu. W czasach, w jakich żyjemy teraz, ważniejsze niż kiedykolwiek wcześniej jest to, by mieć oczy szeroko otwarte i uważnie się sobie przypatrzeć. Musisz się sobie przyglądnąć, bo świat jest jedynie lustrem, twoim zwierciadłem.

By lepiej odkryć swoje istnienie, bardzo cenne jest spojrzenie na inne cywilizacje - ich wartości, moralności, historię. Wszystkie te kwestie są bardzo ważne dla twojego umysłowego i duchowego istnienia. Szczególnie cennych obrazów o wartościach i moralności dostarcza hinduska mitologia...

No właśnie Indie, Wschód. Te inspiracje chyba nie tylko dotyczą tekstów, bo są także słyszalne w muzyce, jak choćby w "Sleep" i utworze tytułowym?

Dużą zaletą pracy nad albumem był fakt, że wiele rozmawialiśmy o temacie przewodnim płyty, zanim rozpoczęliśmy nagrania. Muzyka rozwijała się razem z tekstem. Po tym, jak sięgnęliśmy po hinduską mitologię, znaleźliśmy studio w Indiach, gdzie rozumieli, o czym mówiłem i co miałem na myśli. Dlatego zdecydowaliśmy się na współpracę.

To było bardzo inspirujące móc usłyszeć, jak inni zobaczyli świat moimi oczyma. Nie bylibyśmy zadowoleni z naszej pracy, gdybyśmy nagrali te efekty za pomocą elektroniki - sampli i efektów klawiszowych.

Kiedy rozpoczęła się twoja fascynacja Indiami, ich kulturą i mitologią?

To zaczęło się po tym, jak przeczytałem książkę zatytułowaną "Ramayana": wspaniałą starą księgę, pełną cudownych opowieści o czystych emocjach i wartościach...

RPWL zaczynał jako zespół wykonujący utwory Pink Floyd. Te wpływy były także słyszalne w waszych autorskich nagraniach, ale moim zdaniem na "World Through My Eyes" można także odnaleźć wiele odniesień i powiązań z muzyką Genesis.

Naprawdę? To bardzo ciężko powiedzieć, co wpłynęło na ciebie podczas nagrań.

Który okres z działalności tej grupy cenisz najbardziej? Który z trzech wokalistów - Peter Gabriel, Phil Collins i Ray Wilson - jest twoim ulubionym?

Każdy z etapów działalności Genesis ma swoje atrakcje - lubię je wszystkie na swój sposób. A jeśli chodzi o wokalistów, to są oni tak różni, że nie sposób ich porównać. Ale to głos Ray'a Wilsona, show Phila Collinsa i opowieści Petera Gabriela są tym, co uwielbiam najbardziej!

Spróbuj może ich krótko opisać i ocenić.

Peter Gabriel: opowiadacz historii, Phil Collins: zabawiacz, Ray Wilson: wokalista.

Te skojarzenia z Genesis może wzięły się też z tego, że w utworze "Roses" śpiewa właśnie Wilson. Powiedz mi, jak doszło do waszej współpracy? Jak ona się rozpoczęła - po prostu do niego zadzwoniłeś?

Podczas nagrywania "Roses" czułem, że nie potrafię nadać tej piosence odpowiednich uczuć, pasujących do niej. Ray'a po raz pierwszy usłyszałem podczas trasy Genesis promującej płytę "Calling All Stations". Zapamiętałem wtedy, jak wielkie wrażenie zrobił na mnie ze swoją zdolnością trafiania głosem do publiczności.

To chyba było zrządzenie losu, że miałem okazję spotkać go podczas jednego z koncertów w Niemczech. Dałem mu wtedy płytę z surową wersją "Roses". Wtedy poczułem, że to właśnie Ray mógłby ją zaśpiewać. Kiedy spotkaliśmy się ponownie kilka dni później, powiedział, że podoba mu się ta piosenka i zrozumiał, o czym ona mówi.

"Roses" opowiada o tym, że kiedy osiągniesz inny stan umysłu, zostaniesz sam. Nic już nie będzie takie samo, być może twoi przyjaciele już więcej nie będą twoimi przyjaciółmi. To poczucie osamotnienia doskonale oddaje głos Ray'a.

Jak dla mnie to najlepszy numer z "World Through My Eyes". Ciekawie brzmi w nim partia klawiszy - powiedz mi, czy wspomagałeś się dźwiękami z komputera?

Podczas nagrywania płyty używałem wielu klawiszy, przede wszystkim starego Mooga. Ale nie wykorzystałem komputera, tylko po prostu spędziłem dużo czasu przy Moogu. To było niemal jak na początku mojej działalności jako muzyka, kiedy zaczynałem grać na klawiszach. Znakomicie bawiłem się w studiu, przypominając sobie tamte lata.

Kiedy odszedł Andreas [Wernthaler, wspomagał RPWL na klawiszach - przyp. red.], poczułem, że znów potrzebujemy więcej dźwięków klawiszowych. Choć jako producent zawsze wolałem brzmienie bardziej gitarowe.

Na płycie można usłyszeć wiele łagodnych dźwięków klawiszy i akustyczną gitarę. Ostrzejsze, szybkie i elektryczne dźwięki pojawiają się dużo rzadziej (np. początek "Sea-Nature" i utworu tytułowego, a także w "Wasted Land"). Jak myślisz, czy w takiej sytuacji w najbliższej przyszłości można się spodziewać całkiem akustycznego albumu RPWL?

Naszym zdaniem muzyka powinna być bardziej naturalna, mniej kombinowana. Dlatego staraliśmy się wykorzystać jak najwięcej czystych dźwięków, jak właśnie akustycznej gitary, fortepianu, czy analogowych klawiszy. Z tego powodu album jest bardziej nagi, pokolorowany jedynie czystymi emocjami.

Na zdjęciach promujących waszą wcześniejszą płytę, "Stock", występowaliście w piątkę, razem z wspomnianym już Andreasem Wernthalerem. Teraz ponownie jesteście kwartetem. Co się z nim stało?

Chociaż Andreas był tylko klawiszowcem wspierającym nas na koncertach, przez ostatnie lata dorósł do tego, by zostać pełnoprawnym członkiem RPWL. Jednak podczas trasy "Stock" stało się jasne, że Andreas wkrótce opuści zespół z powodu swoich obowiązków rodzinnych - jest żonaty - i tych związanych z pracą.

W marcu ponownie zagracie w Polsce. Czy wiadomo już, gdzie wystąpicie poza Poznaniem? Czy masz jakieś specjalne wspomnienia z naszego kraju?

Po tylu koncertach na całym świecie to nadal wspaniałe uczucie móc znów przyjechać do Polski. Ciepłe przyjęcie i wspaniałe koncerty, które u was graliśmy, sprawiły, że Polska jest dla nas krajem szczególnym.

Ale z tego, co wiem, szczegółowe daty jak dotąd nie zostały potwierdzone [12 marca odbędzie się koncert w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu - przyp. red.]. Ale możecie je łatwo sprawdzić na naszej stronie internetowej www.rpwl.de.

Jakie macie plany na 2005 rok?

W marcu zagramy w telewizyjnym programie o nazwie "Rockpalast". To będzie koncert na żywo, z udziałem Ray'a Wilsona w roli specjalnego gościa. Być może nadarzy się okazja, by go zarejestrować na potrzeby płyty DVD. To będzie dobry plan na 2005 rok!

Pierwszy raz w historii zespołu wypuścimy także singla. Mamy w planach wydanie "Roses" z Ray'em Wilsonem jako wokalistą.

Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia w Polsce.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: RPWL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy